Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
Mruczenie 2010-07-30 21:04
 Oceń wpis
   
_-¯ - Co się tam znowu wyprawia? - inspektor Widmowski wydawał się nieco zaskoczony zachowaniem swoich podwładnych, którzy - jeden przez drugiego - wdzierali się z powrotem na górę po piwnicznych schodach. Ostatni, który przekroczył próg, zatrzasnął drzwi i przywarł do nich plecami, ciężko dysząc.
- Pytałem, co się tu dzieje! - inspektor daremnie próbował skupić na sobie uwagę. Wreszcie udało mu się pochwycić spojrzenie jednego z policjantów.
- Otrzymaliście rozkaz! Dlaczego się wycofaliście?
Indagowany wytrzymał natarczywe spojrzenie. Zrobił kilka głębokich wdechów, po czym wyprostował się i odparł:
- Tam jest grub Charyzjusza Chakiera, inspektorze.
Widmowski przez chwilę trawił otrzymaną informację.
- Jesteście pewni?
- Widziałem na własne oczy.
- Przecież wywiad donosił, że Charyzjusz Chakier był w tym budynku!
Policjant wzruszył ramionami.
- Może i był, ale teraz pewnie uciekł.
- Jak to uciekł? Przecież mówiliście, że tam jest jego grub?
- Bo jest...
- To skoro tam jest jego grub, to dlaczego jego samego w nim nie ma? To się nie trzyma kupy. Ściema!
Zadudniły kroki.
- Tajest! - Aspirant Ściema wyprężył się w postawie zasadniczej.
- Co tam się stało w piwnicy?
- Jeden z funkcjonariuszy dokonujących zajęcia obiektu zauważył podejrzany ruch. Gdy sprawdziłem skanerem, okazało się, że to grub. Wydałem zatem rozkaz odwrotu, gdyż...
- ...boicie się umrzyków? - dokończył Widmowski z przekąsem.
- Przepraszam, ale jakich umrzyków, inspektorze?
- Tych z grobu, rzecz jasna!
- Przepraszam, inspektorze, ale jakiego grobu?
Inspektor powoli przeciągnął sobie dłonią po twarzy.
- Przecież sami przed chwilą meldowaliście, wy i ten idiota tutaj - kiwnął głową w stronę odpoczywającego funkcjonariusza - że znaleźliście grób!
Aspirant Ściema lekko się obruszył.
- Z całym szacunkiem, panie inspektorze, ale niczego takiego nie twierdziłem.
- Jak to nie! Plakacki! Do mnie! Rejestrujecie całą akcję?
- Tajest!
- Możecie odtworzyć to, co aspirant Ściema powiedział minutę temu?
Posterunkowy zmieszał się.
- Niestety, panie inspektorze, to niemożliwe. Odtworzenie nagrania będzie możliwe dopiero po zakończeniu akcji.
- Dlaczego?
- Pętla czasowa, panie inspektorze. Kiedyś straciliśmy w ten sposób dwa zespoły. Któryś z dowódców zażądał odtworzenia części nagrania w czasie akcji, no i niestety funkcjonariusz obsługujący sprzęt do rejestrowania go posłuchał...
- I co się stało?
- Zaczął odtwarzać, podczas gdy sprzęt rejestrujący cały czas nagrywał. Zrobiła się pętla. Wszyscy umarli z głodu...
Widmowski potarł podbródek.
- Hmmm... zatem... może słyszeliście, co tam się w piwnicy nawyprawiało?
- Nie tylko słyszałem, ale i widziałem, panie inspektorze. Tam jest grub!
- Aha! I co, panie Ściema?
- Przecież mówiłem, że tam jest grub.
- Przecież przed chwilą twierdziliście, że tam nie żadnego grobu!
- No bo nie ma...
Inspektor na chwilę zaniemówił.
- Czy wy sobie jaja ze mnie robicie?
- Gdzież bym śmiał, panie inspektorze...
- To dlaczego, do jasnej cholery, raz twierdzicie że jest tam grób, a innym razem mówicie, że nie ma tam żadnego grobu!?
- Nigdy nie twierdziłem, że jest tam jakikolwiek grób...
- Jak to nie, Plakacki ma to na rejestratorze!
- Przepraszam, ale niczego takiego nie zarejestrowałem, inspektorze - sprostował posterunkowy.
Twarz Widmowskiego przybrała kolor purpury.
- Napiszę o was w raporcie, dowcipnisie!
Aspirant Ściema chwilę patrzył bez zrozumienia na przełożonego, po czym pacnął się otwartą dłonią w czoło.
- Proszę sobie włączyć autokorektę, inspektorze.
- Słucham?
- Tym tu, przyciskiem inspektorze. Grób. Grub. Grób. Grub. Grób. Grub. Jak mnie słyszysz, odbiór?
Widmowski zamrugał oczami.
- Grub?
- Grub.
- Grub Charyzjusza Chakiera?
- Dokładnie, panie inspektorze.
- I co on robi?
- Bootuje, panie inspektorze.
- Czy to niebezpieczne?
- Nie radził bym próbować.
- Zatem, co możemy zrobić?
- Przepraszam, panie inspektorze - odezwał się posterunkowy Plakacji, który do tej pory milcząc przysłuchiwał się wymianie zdań przełożonych - mamy w wozie granatnik, może by go tak załadować NTLDRem?
- Dobry pomysł! Dawać go tu!
Po chwili jeden z policjantów klęczał na jednym kolanie przed drzwiami, trzymając na ramieniu starannie wycelowany granatnik. Inspektor po cichu odliczał.
- Trzy!!! - wydarł się na koniec. Drzwi zostały błyskawicznie odemknięte, akurat by wpuścić do piwnicy pocisk. Gruchnęło. Ze ścian posypał się tynk, co było o tyle dziwne że wszędzie miałem boazerię i tapety. Gdy opadł kurz, jeden z funkcjonariuszy przyłożył ostrożnie oko do dziurki od klucza.
- I co? - spytał Ściema.
Funkcjonariusz odsunął się od drzwi, wstał i otrzepał spodnie.
- Nic. Zbootował go, drań. I dalej tam siedzi.
- To co robimy?
- Trzeba zadzwonić po elektryków...

_-¯ Odrzuciłem spod ściany stare skrzynki po marchwi i kilka worków z resztkami ziemniaków. Przetarłem butem zawilgotniałą podłogę i odemknąłem dawno nie używany właz do magistrali CAN. Ostrożnie zszedłem po zardzewiałej drabince i zanurzyłem się w mrok. Po chwili zaczęło mi towarzyszyć znajome mruczenie.
 
Psioczenie 2010-07-18 01:03
 Oceń wpis
   

_-¯ Na końcu języka już miałem pouczenie, że nie żadne ,,Charyzjusz Chakier!'' lecz ,,Charyzjuszu Chakierze!'', gdyż w wołaczu nie stosuje się w moim przypadku formy mianownika. W porę jednak zmilczałem - zyskując tym kilka sekund. W pierwszej chwili chciałem czmychnąć siecią, lecz uświadomiłem sobie że do pochwycenia mnie nie wysłano pierwszego-lepszego oddziału, lecz z pewnością dobrze przeszkolonych specjalistów, którzy na sto procent czatują również przy routerze. Rozejrzałem się szybko, ogarniając sytuację. Kiepska kawa, brudna ściana, trzy ciała. No i ja pośrodku tego całego bałaganu. Wyjście wydawało się tylko jedno.

_-¯ Odemknąłem po cichu drzwi do piwnicy, i - stąpawszy na palcach - cichutko zanurzyłem się w mrok. Wiedziałem, że tym sposobem na pewno zmylę ślad, gdyż nie ma takiego wyrazu jak ,,stąpawszy'' (sprawdziłem w internecie). Wykonując czynność, której wykonać nie można - wprowadziłem się w stan zabroniony, na którym wyłożył by się każdy znany mi tracker. Nie to jednak było głównym celem mej piwnicznej wycieczki.
Będąc na piętnastym stopniu (licząc od góry) słyszałem jak pod silnym uderzeniem padają drzwi wejściowe, po chwili zaś cały dom wypełnił się tupotem butów, szczekaniem trackerów i nawoływaniami. Cichutko schodziłem dalej, jednocześnie zastawiając kolejną pułapkę. Gdy wreszcie znalazłem się na poziomie piwnicznej podłogi, macając ręką ścianę zacząłem się posuwać w kierunku najmroczniejszego z mrocznych pomieszczeń. Tymczasem...

_-¯ - Nic nie znaleźliśmy. Ani śladu! - zameldował posterunkowy Plakacki. Aspirant Ściema zmierzył go zimnym wzrokiem.
- Proszę stosować poprawny szyk zdania!
- Tajest! Nie znaleźliśmy śladu Ani. Nic!
- Przyjąłem. A Charyzjuszu Chakieru śladu?
- Ależ...
- Dobrze, dobrze. Tylko was sprawdzałem. Czy znaleźliście jakiś ślad Charyzjusza Chakiera?
- Niestety, nie, panie aspirancie. Trop urwał się przy zejściu do piwnicy. Poszukiwany Chakier, Charyzjusz, wykonał najwyraźniej czynność zabronioną językowo. Trackery straciły ślad. Dwa się zawiesiły, jeden zrzucił pamięć. Weterynarz już je restartuje, ale chyba będzie trzeba wykonać test sytemu plików. To trochę potrwa...
- Rozumiem. A co z tymi? - wskazał ciała agentów ABC, ułożone równo w czarnych, lśniących workach.
- Algorytm zachłanny w kawie.
- Na co?
- Na pamięć. Złożoność O(n8). Koronkowa robota. W drugim łyku zapełnia stos, w trzecim przepełnia go i zamazuje całą pamięć operacyjną.
- Szlag... - Aspirant Ściema potarł szczeciniasty podbródek, po czym bezwiednie sięgnął do kieszeni na piersi i wetknął sobie w usta sfatygowanego papierosa. Zapalił go, zaciągnął się dymem, po czym spytał:
- A wiecie, że palenie zabija?
- Oczywiście - przytaknął posterunkowy Plakacki - dodatkowo, przepraszam za spoufalanie się, ale twój lekarz lub farmaceuta pomoże ci rzucić palenie.
- Doprawdy? A skąd to wiecie?
- Ach, popalam trochę, to i czytam te różne bon-moty na pudełkach. Na moim tak było napisane.
- No popatrzcie, a na moim tylko to o tym zabijaniu... Chociaż ja też niewiele palę. Może jak będę palił częściej, to więcej takich fajnych tekstów się nauczę.
- Polecam, panie aspirancie. Bardzo dobrze się na to podrywa. Na przykład ja swoją Mariolkę tak zapoznałem, że ona sobie tam cmokała jakiegoś cieniasa, a ja do niej podszedłem i mówię ,,a wie pani, że palenie powoduje bezpłodność?'', na co ona ,,to może to sprawdzimy?'' no i... wpadłem.
Aspirant Ściema jednak w tym momencie był już w innym wymiarze. Kółeczka, do tej pory wirujące bezładnie w jego umyśle, zazębiły się i zaczęły zgodnie obracać. Jednym ruchem zdusił niedopalonego peta i zakomenderował:
- Wszystkie trackery! Do piwnicy!

_-¯ Trzymałem rękę na sporej, masywnej kłódce, założonej na nie mniej masywny skobel. Zgodnie z moimi przypuszczeniami ruch przy drzwiach wzmógł się, po czym do piwnicy wpadło siedem programów szperających. Liczyłem kolejne uderzenia pazurów pokonujących kolejne stopnie. Wiedziałem, że ich konstrukcja może stanowić niemałe wyzwanie.
Nie przeliczyłem się.

_-¯ - Gdzie one do cholery są!? - inspektor Widmowski machał rękami, jak gdyby chciał polecieć. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż był najwyższy stopniem. Pozostałym członkom grupy operacyjnej pozostało tylko milczeć, myśleć ,,co za tępy, głupi ch..'' i wbijać wzrok w swoje buty. Ekstrawertycy patrzyli na buty sąsiada. W końcu ktoś się przemógł.
- Wpadły pod podłogę.
- Jak to!? Jak to, k...a, możliwe, że wpadły pod podłogę?
- To trackery, panie inspektorze. Programy. Miały zejść po stopniach. Nasz wywiad zidentyfikował, że stopnie są tablicą, zaś podłoga ma indeks dwadzieścia. No to wysłaliśmy je na indeks dwadzieścia, ale...
- Ale co?
- Ale to schody zostały zaprogramowane w Pascalu. Tam tablica o rozmiarze N ma indeksy od 1 do N. Trackery zaś są programami w C. Tam tablica ma indeksy od 0 do N - 1. No i...
- I!?
- No i indeks N znalazł się poza zakresem...
Inspektor chwilę milczał, mełłąc... mląc... mieląc w zębach przekleństwa. Po chwili jednak jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Skoro tak się zabezpiecza, to mamy szczura!

_-¯ Gorący oddech owionął mi twarz, gdy wreszcie odemknąłem ciężkie drzwi. Wraz za nim pojawił się niezbyt miły w dotyku jęzor.
- Spokojnie, spokojnie - poklepałem zwierzaka po wielgachnym pysku i podrapałem go za uchem. Sięgnąłem do dwudziestokilogramowej obroży, która po chwili z hukiem opadła na podłogę.

_-¯ - Jest na dole! - inspektor Widmowski, od kilku minut czatujący przy zejściu do piwnicy, wskazał w ciemność palcem. Na schodach znów rozległ się hałas, tym razem podkutych butów.

_-¯ - Dajesz radę, mały - poklepałem wychowanka jeszcze raz, po czym przyciągnąłem jego ucho do swojej twarzy, i prawie zanurzywszy się w nie warknąłem
- Bierz!!!
W garściach zostały mi strzępy sierści, a po ułamku sekundy rozległy się głosy paniki, przechodzące w psioczenie
Uśmiechnąłem się smutno. Na tę broń nie było mocnych. Szkoda, że musiałem użyć jej tak szybko.

 
Charczenie 2010-07-03 22:28
 Oceń wpis
   
_-¯ - Papuć! Zostawa pana! - wrzasnąłem, gdy tylko zorientowałem się w sytuacji. Porucznik, któremu zajęło to chwilę dłużej, postąpił niezdecydowanie krok do przodu. Położyłem mu rękę na ramieniu.
- Niech pan zostawi. To Papuć. Mój RS. Nie wiem, jak wydostał się z terrarium... Papuć! Do budy! Niedobry, niedobry RS! Pan się gniewa! Ile razy ci tłumaczyłem, że jedzenie dostajesz do miski? Nie wolno polować! Nie wolno! Nie dostaniesz dzisiaj chrupek!
Strofowałem Papucia, gdy tymczasem agent numer jeden łapczywie chwytał powietrze, a jego twarz odzyskiwała naturalny kolor, tracąc powoli ciemnosiną barwę.Gdy tylko RS wrócił na swoje miejsce pieczołowicie przykryłem terrarium szybą i odwróciłem się do swoich gości.
- Najserdeczniej pana przepraszam - wybąkałem - Nie wiem, jak to się mogło stać, przecież zawsze pamiętam o tym by ich pozamykać... Wiedzą panowie, w dzisiejszych czasach nie jest łatwo o dobry, niekrosowany RS-232, a Papuć ma bardzo dobre geny, jego ojcem był Trzewik a matką Szpilka, oboje medaliści z rodowodem. Zresztą Papuć też ma się czym pochwalić, wspólnie z bratem zdobyli już drugie miejsce na wystawie w Brnie.
- Z bratem?
- No tak, nie wspomniałem, przepraszam. Kupiłem ich obu, choć brat Papucia...
- A gdzie on jest? - porucznik niespokojnie drgnął.
- Powinien być u siebie - podszedłem do drugiego pojemnika, podniosłem pokrywę i cicho zakląłem, choć całkiem niepotrzebnie. Mógłbym zakląć całkiem głośnio, gdyż przekleństwo zostało zagłuszone przez następny wrzask, tym razem dochodzący z toalety.
- Bambosz! Noga! Bambosz!!! - wydarłem się, nie zadając sobie tym razem trudu by pogalopować w kierunku krzyku. Po chwili przez drzwi sypialni wpełzł kolejny RS. Merdał z udawaną wesołością ogonem, zerkając co jakiś czas ku mnie, czy dam się na to nabrać. Nie dałem.
- Bambosz! Uch! Jeden gorszy od drugiego. Ty też nie dostaniesz chrupek! Buda!
Gdy i Bambosz znalazł się w swoim terrarium usiadłem ciężko na łóżku i westchnąłem. Drugi agent przydreptał z łazienki i stał teraz w progu, rozmasowując sobie ciemnoczerwoną pręgę na szyi.
- Zawsze ma pan takie niespodzianki dla gości? - spytał.
- Przepraszam pana bardzo. To jest niesamowity zbieg okoliczności, że oba moje RSy uciekły akurat przed panów wizytą. Tak niesamowity, że wydaje mi się to aż podejrzane.
Agenci wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. W końcu jeden z nich zapytał.
- Pan wie, że na posiadanie RSa trzeba mieć zezwolenie?
- Doprawdy? - udałem zdziwienie.
- Oczywiście. Ten gatunek jest przecież na liście ras o niebezpiecznej rozpiętości napięć.
- Mam, mam - uspokoiłem - pokazać papiery? - spytałem, choć miałem nadzieję, że nie każą mi ich szukać. Pomyliłem się.
- Poproszę - powiedział agent z sypialni, który chyba bardzo ucierpiał wskutek spotkania z Papuciem. Mówił w jakiś dziwnie przyciszony sposób.
Chcąc - nie chcąc poszedłem grzebać w szufladach komody - naturalnym składowisku wszelkiej maści kwitów z gatunku ,,nigdy się nie przydadzą, ale mieć trzeba''. Na moje szczęście Misia nie tak dawno brała Papucia razem z Bamboszem na szczepienie przeciw przepięciom, tak więc komplet dokumentów leżał blisko wierzchołka stosu. Podałem papier, który po chwili potrzebnej na zapoznanie się z nim i potakujące skinięcie głową znów wylądował w szufladzie.

_-¯ Zapadła cisza

_-¯ Nie mam nic przeciwko ciszy. Moim zdaniem, jeżeli nikt nie ma nic do powiedzenia to lepiej, żeby milczał. Niestety, nie wiem dlaczego w tzw. ,,dobrym tonie'' jest unikanie ciszy i paplanie o byle czym, aby tylko produkować fale dźwiękowe. Nie spieszyłem się jednak, by przerwać milczenie. Skoro agenci ABC zadali sobie tyle trudu, by mnie nawiedzić - niech sami wybrną z tego impasu. Przyjrzałem się im, czy to robią, jednocześnie zastanawiając się jak brzmi forma niedokonana czasownika ,,wybrnąć''. Wybrnywać?
Milczenie przerwał porucznik.
- Panie Charyzjuszu... hmmmm... Właściwie powinniśmy już iść. Szczegóły misji zostały panu przekazane, zatem nie pozostaje mi nic innego jak się pożegnać i życzyć pomyślnego wykonania zadania. Ale... - zawahał się - ... ale zanim to nastąpi, czy mógłby mnie pan poczęstować jeszcze jedną filiżanką kawy?
- Oczywiście - uśmiechnąłem się i szerokim gestem zaprosiłem całą trójkę do kuchni - proszę, panowie przodem.

_-¯ - Nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że RSy wydostały się ze swoich terrariów - powróciłem do tematu, gdy już każdy z gości trzymał w rękach filiżankę aromatycznego płynu. - Jest pan pewien, że przypadkiem nie wypuścił pan Papucia? - spytałem agenta numer jeden.
- Całkowicie. Gdy zjawiłem się w sypialni zająłem się rutynowym sprawdzaniem pomieszczenia, ale terrariów nie ruszałem. Z danych rozpoznania wiedzieliśmy, że w sypialni trzyma pan RSa. Choć właściwie powinni nam powiedzieć, że są dwa. Ktoś z wydziału spieprzył sprawę...
- Proszę ich nie obwiniać - zaprotestowałem - proszę nie zapominać że one są niekrosowane i czasami lubią udawać jeden długi RS. Jak zauważyłem, to taka ich taktyka polowania - niekrosowane RSy łączą się, a gdy ofiara myśli, że ma do czynienia z jednym osobnikiem - rozpadają się na całe stado. Być może podczas... hmmm... wizji lokalnej panów kolegów Papuć i Bambosz właśnie ćwiczyli.
- No właśnie... - agent kiwnął głową - z akcji nie wrócił jeden ze zwiadowców.
- Chwileczkę... - poderwałem się, pobiegłem do sypialni i po chwili wróciłem z kawałkiem skórzanego paska. Podałem go rozmówcy
- ...żant ...elonka - odczytał fragment zatartego napisu na sprzączce i cicho zaklął.
- Dawno pan to znalazł?
- Będzie z pół roku...
- Panie poruczniku, to by się zgadzało - agent podał pasek przełożonemu - to chyba pasek Stefana.
- Cholera. Czyli nie Chińczycy?
- Na to wygląda.
Lekko się zmieszałem.
- Cóż... Rzeczywiście, tuż przed tym nim to znalazłem Papuć i Bambosz bardzo mnie zaniepokoili. Spuchli, zgrubieli, nie chcieli jeść... Aż pojechałem z nimi do weterynarza, ale on tylko powiedział, że trawią i że to normalne po tak obfitym posiłku, żebym ich aż tak nie karmił i żebym posprzątał klatkę. No i znalazłem to...
- Biedny Stefan - zgodnie kiwnęli głowami, po czym wróciłem do tematu.
- Tak więc jest pan pewien, że nawet przypadkiem nie wypuścił pan RSów?
- Chyba... - rozkasłał się - tak...
- Przecież sam nie wyszedł... - pomyślałem na głos. Agent numer jeden nie słuchał mnie już jednak, gdyż rozkasłał się na całego. Zapewne siorbnął kawy i ta wpadła mu nie do tej dziurki co powinna. Kaszlał, jakby chciał wypluć płuca.
- Proszę, niech się pan napije wody - powiedziałem podając mu szklankę. Wyciągnął po nią rękę, jednak zamiast ją chwycić - złapał w palce powietrze i zwalił się na podłogę. Z jego piersi dobiegło głośne charczenie.
- Co jest grane?
Agent numer dwa i porucznik jak na komendę pochylili się nad kolegą, a po chwili sami zaczęli kasłać.
- Co się dzieje? - spytałem, a w moim głosie zaczęła pobrzmiewać panika.
- Kaaaa...waaa... - wycharczał porucznik i opadł na czworaka. Na czole nabrzmiała mu, niebezpiecznie pulsując, sinoczerwona żyła.
- Za gorąca? - spytałem z nadzieją? Porucznik jednak już nie odpowiedział, kopiąc w agonii moją świeżo pomalowaną ścianę. Pochyliłem się nad nim, gdy ktoś zacisnął spazmatycznie palce na moim ramieniu. To był agent numer dwa. Z tego co zdołałem zauważyć - wypił najmniej.
- U...cie...kaj... - wyrzęził, po czym zwiotczał i opadł na podłogę.

_-¯ Podniosłem się i ogarnąłem sytuację. Dostałem nie cierpiące zwłoki zadanie od ABC, gdy tymczasem w mojej kuchni znajdowały się właśnie zwłoki. Konkretnie - zwłoki trzech agentów ABC. Dodatkowo - miałem brudną ścianę, i - jak się okazało - nie najlepszej jakości kawę. Cóż... Najbliższa przyszłość rysowała się niezwykle interesująco. Słysząc donośne pukanie jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że owa przyszłość jest tak bliska.
- Charyzjusz Chakier! Wiemy, że tam jesteś! Proszę otworzyć! Policja!
 
Rzężenie 2010-06-26 00:05
 Oceń wpis
   
_-¯ Długo nie dawałem znaku życia, lecz miało to swoje uzasadnione powody. Obronność Kraju nie może czekać. Zatem - jak Kmicic zmierzający ku Wołmontowiczom - zostałem zawrócony sprzed klawiatury własnego komputera, by służyć ojczyźnie. Niestety, nie mogę się z Państwem (a z Paniami w szczególności) podzielić swoimi przewagami na tym polu, gdyż działania te oznaczone są klauzulą ,,Tajne'', tak więc po ujawnieniu ich musiałbym zabić wszystkich czytelników tego wpisu, a na samym końcu sam siebie. Własnego życia mi nie szkoda, ale wysoce sobie cenię żywoty pt. czytelników. Tak więc zmilczę, choć miałbym na rok-dwa tematów do opisywania.
_-¯ Opiszę zatem co mnie spotkało podczas wyjazdów do zamorskich krajów, gdzie przyszło mi sławić imię Rzeczypospolitej. Nie będę się rozpisywał o programistycznym kunszcie którym zabłysłem na obczyźnie, choć może byłoby warto. Porównując moje zmagania np. do zmagań piłkarskich podczas obecnego mundialu mógłbym powiedzieć, że odniosłem sukcesy porównywalne jedynie do sukcesów Korei Północnej rozgramiającej Brazylię w meczu finałowym mistrzostw. Ale...
_-¯ No właśnie. Po raz kolejny chciałem napisać ,,ale zacznijmy od początku'', lecz uświadomiłem sobie że nadużywam tego zwrotu właściwie w każdym moim wpisie. Niestety (tego wyrazu też nadużywam), rozpoczynanie od początku weszło mi w krew, tak jak Waletowi Kier z Alicji w Krainie Czarów, który oficjalne pisma zwykł czytać poczynając od Początku, doczytywał je do Końca, i w tym momencie kończył czytanie. Tak więc, proszę wybaczyć, ale zacznę od początku.
_-¯ Siedziałem sobie przy komputerze i załatwiałem kolejne włamy pocztowe, gdy rozległo się charakterystyczne pukanie. Charakterystyczność pukania rozpoznał natychmiast mój analizator charakterystyk pukania, którego napisałem w wolnym czasie kilka lat temu. Dysponował on algorytmem heurystycznym ze sprzężeniem zwrotnym umożliwiającym uczenie się, i rozpoznawał pukanie gazownicze (profil 1), wodociągowe (profil 2), ulotkowe nachalne (profil 3a), ulotkowe spłoszone (profil 3b), ulotkowe nieistniejące (profil 3c, kiedy ulotki lądowały po prostu w skrzynce), listonoszowe niechciane (kiedy listonosz miał nadzieję, że nikogo nie zastanie), listonoszowe polecone (kiedy listonosz miał nadzieję, że nikogo nie zastanie), listonoszowe nachalne (kiedy listonosz miał nadzieję, że nikogo nie zastanie), oraz zcichapęknięte (kiedy listonosz miał nadzieję, że nikt nie zauważy pukania, gdyż nie zapukał). Ostatni profil został mylnie zakwalifikowany przez algorytm do kategorii pukań pocztowych, lecz ręcznie przeniosłem go do kategorii ABC, gdyż tak pukali jedynie agenci Agenci Bezpieczeństwa Czegokolwiek, mając nadzieję że brak pukania nie zostanie wykryty jak nie pukanie. Nieuki. Miałem więc czas by przygotować się na przybycie gości.
_-¯ - Peeeroszę wejść - krzyknąłem, dokańczając mieszanie trzeciej kawy. W tym momencie drzwi otworzyły się z cichym skrzypem i w mieszkaniu zmaterializowało się trzech agentów ABC. By być bardziej szczegółowym - oczywiście pojawili się w różnych miejscach mieszkania jednocześnie. Skrzyp drzwi miał jedynie skupić moją uwagę na sieni, ale byłem zbyt starym wyjadaczem by dać się złapać na ten podręcznikowy numer. Pierwszą filiżankę postawiłem na parapecie sypialni, drugą umieściłem w toalecie. Trzecią trzymałem w kuchni, gdyż tam - zgodnie z moimi przewidywaniami - powinien pojawić się najwyższy rangą z funkcjonariuszy agencji. Nie pomyliłem się. Na szczęście (choć być może nie powinienem tak nazywać wieloletniego doświadczenia) - porucznik dowodzący całym zespołem od razu zorientował się, z kim ma do czynienia. Bez słowa sięgnął po filiżankę i upił długi łyk:
- Dobra... sypana? - spytał.
- Rozpuszczalna - sprostowałem.
- Mmmm... Złota?
- Zielona.
- Dobry wybór... - upił jeszcze łyk, po czym odstawił naczynie na blat kuchenki - Chakier Charyzjusz? - zapytał.
- Nie - odparłem zgodnie z prawdą.
- Rozumiem - skinął głową i przez chwilę analizował coś w swojej głowie.
- Chakier, Charyzjusz? - spytał ponownie.
- Owszem - odparłem.
- Brak przecinka?
- Owszem.
- Zawsze jest Pan takim żandarmem?
- Owszem.
- Gdyż?
- Gdyż jeżeli my nie uszanujemy naszego języka, to któż go uszanuje?
- Słusznie... - potaknął i dopił swoją kawę..
- Panie Chakier, wie Pan po co tu przybyliśmy?
- Domyślam się.
- Domyślam się, że Pan się domyśla. Wie Pan...
- Wiem.
- Wiedziałem, że Pan wie. Ale rozumie Pan...
- Rozumiem.
Chwilę przygryzał dolną wargę...
- Czy...?
- Tak.
Odetchnął z ulgą. Pro-forma zadał jednak jeszcze jedno pytanie:
- Do szóstego?
- Jak cholera - powiedziałem i - uśmiechając się szeroko - uścisnęliśmy sobie dłonie. W tym momencie rozległ się kaszel dochodzący z sypialni, który wkrótce przeszedł w urywane rzężenie.
_-¯ Pognaliśmy tam, by ujrzeć sypialnianego agenta numer jeden z niekrosowanym RSem 232 owiniętym wokół szyi.

C.D.N.
 
Zakupy 2010-06-04 22:21
 Oceń wpis
   

_-¯ Ze względu na przedłużony weekend tradycyjna sobotnio-niedzielna rodzinna rozrywka została przełożona na piątkowe popołudnie. Zapakowałem zatem wszystkich do samochodu i pojechaliśmy do supermarketu. Misia - tradycyjnie - poleciała od razu do stoiska z butami. Czytałem w jednym bardzo mądrym czasopiśmie, że kupowanie butów jest jedną z najbardziej uzależniających kobiecych aktywności, gdyż łączy przyjemność kupowania elementów odzienia z pełną swobodą przebierania i wybierania rozmiarów. Kobieta nie czuje skrępowania prosząc o buty numer większe, odwrotnie niż gdyby przymierzała kostium kąpielowy czy inny element garderoby, którego numeracja liniowo zależy od wagi. A buty? Hulaj dusza, piekła nie ma... można mieć po prostu duże stopy...

_-¯ Ja jednak, razem z Charysią i Charrisonem, podreptałem na halę prosto do działu funkcji. Wiadomo - programuje się to i owo, to i funkcji się używa. A jak się używa, to się zużywa. A jak się zużywa, to zaczyna ich brakować. Nie dalej niż przedwczoraj potrzebowałem prostej funkcji kardynalnej (pisałem prostą aplikację typu klient-serwer dla episkopatu) i jak na złość nie mogłem żadnej znaleźć. Teraz więc od razu złapałem sześciopak, z doklejoną plastrem siódmą funkcją w gratisie. Wziąłem też dwie krzywe dzwonowe, które dzieci z miejsca założyły sobie na głowy i udawały, że to kapelusze. Trochę kłopotów miałem z funkcją Dirichleta, którą Misia kazała mi kupić do pizzy. Okazało się, że funkcja ta jest nigdzie ciągła, a zamierzaliśmy jej użyć zamiast sera, który podobno po podgrzaniu staje się rakotwórczy. Zrobiłem jednak kilka testów z podgrzanym serem wrzuconym do akwarium, jednak oprócz tego, że od tej pory akwaryjne ślimaki zaczęły mnie pozdrawiać słowami ,,Ciao! Bella!'' nie zaobserwowałem żadnych efektów. W szczególności - populacja raków w akwarium wciąż utrzymywała się na poziomie 0. No a wracając do funkcji Dirichleta - ostatecznie zrezygnowałem z jej zakupu i kupiłem funkcję Riemanna, która co prawda jest nieciągła w niewymiernych punktach dziedziny, ale za to jest ciągła we wszystkich niewymiernych. Trudno - najwyżej, gdy Misia przygotuje pizzę, zjemy wszystkie jej niewymierne punkty, a wymierne wyrzucimy ptaszkom do karmnika.
- Tatoooo... kupisz mi tocjent? - pociągnęła mnie za rękaw Charysia, kiedy przechodziliśmy obok stoiska z produktami Dr Eulera.
- Charysiu, przecież w zeszłym tygodniu kupiłem ci dwa. Po co ci nowy?
- Kuuuup miii! Kuuuup! Proszę, proszę, proszęproszęproszę!
- Charysiu! - spojrzałem na nią groźnie, ale niestety mała użyła w tym momencie broni ostatecznej. Jej oczy zrobiły się bardzo okrągłe i bardzo duże, a w ich kącikach zaczęły nabrzmiewać niebezpiecznie duże krople łez.
- No dobrze, zobaczę co da się zrobić - skapitulowałem i zaczepiłem przechodzącą obok ekspedientkę - Przepraszam, ile kosztuje ten tocjent?
Kobieta wymieniła cenę, a mnie wmurowało.
- Słucham?
Gdy ponownie usłyszałem to samo uniosłem ręce w teatralnym geście.
- No nie... Jak ja mam na to wszystko urobić? Podstawowa funkcja, niezbędna w każdej polskiej rodzinie kosztuje tyle co... co... co pół mojej pensji! No, prawie pół, gdybym zarabiał nie tyle co zarabiam teraz. Istnieje jednak w przestrzeni pensji pensja, której połowa równa jest cenie tego produktu. I gdybym zarabiał dokładnie tyle, moje twierdzenie byłoby całkowicie uzasadnione! - dokończyłem szybko widząc, że ekspedientka przygotowuje się do polemiki. Słysząc jednak mój wywód najwyraźniej porzuciła zamiar udowadniania mi nieprawdy.
- To bardzo dobry tocjent, proszę pana. Szwedzki, nie jakieś tam chińskie podróbki. Kompatybilny z dowolną funkcją Carmichaëla. Oczywiście mamy też chińskie - wskazała ręką na półki przy samej podłodze - ale oprócz chińskiego twierdzenia o resztach raczej do niczego się panu nie przyda. Polecam ten - podała mi estetyczne, kolorowe pudełko - jest wart swojej ceny.
- A ile kosztuje tamten? - próbowałem nie oddawać pola bez walki, jednak Charysia w tym momencie wbiła mi nóż w plecy.
- Ja chcę ten! Ja chcę ten! Taki jak w telewizorze! - wyrwała mi z ręki pudełko i wpakowała do koszyka, ja zaś sumiennie obiecałem sobie ograniczyć dzieciom dostęp do ogłupiających mediów.

_-¯ W dziale z algebrą wziąłem jeszcze kilka opakowań miejsc zerowych, zaś Charrison naciągnął mnie na funkcję holomorficzną z ładnie błyszczącymi punktami osobliwymi, po czym skierowaliśmy się do kas. Wiadomo, że przejście przez kasy stanowi punkt kulminacyjny wszelkiej maści zakupów. Małoletnich proszę teraz o nie czytanie następnego mojego wywodu, który brzmi: jeżeli łażenie po sklepie jest grą wstępną, to przejście przez kasy jest właściwym seksem. I w tym momencie albo obie strony skończą usatysfakcjonowane, albo jedna z nich zostanie bezpardonowo [wulgarne określenie stosunku płciowego].
Schody zaczęły się już przy krzywych dzwonowych. Zamierzałem je właśnie zapakować do foliówki, kiedy zauważyłem że nieprzyjemnie lepią się do dłoni. Podniosłem rękę do nosa, powąchałem, po czym skrzywiłem się z dezaprobatą.
- Przepraszam panią, ta funkcja się rozkłada - powiedziałem wyjmując produkt z powrotem na taśmę. Ekspedientka spojrzała na mnie jak na głąba.
- Ten rozkład jest normalny - stwierdziła.
- Nie nie nie, proszę pani - postanowiłem być stanowczy - kupiłem te funkcje dla dzieci, nie mam zamiaru by się zatruły nieświeżym produktem. Proszę wymienić mi te funkcje!
- Proszę pana, przecież to rozkład Gaussa!
- Przecież to mój!... - zacząłem i nie dokończyłem. Przez chwilę poczułem się jak wsiok robiący awanturę o ser pleśniowy.
- Che, che... żartowałem - próbowałem uratować twarz, jednak po poszeptach współkolejkowiczów czułem że średnio mi wyszło.
Wykładałem produkty dalej, w takt monotonnego pikania czytnika kodów, które jednak w pewnym momencie zamarło.
- Proszę pana, to równanie jest nieoznaczone - stwierdziła pani kasjerka.
Rzuciłem okiem i dostrzegłem szansę na rehabilitację nadszarpniętej reputacji.
- Oczywiście, że jest nieoznaczone, bo to równanie *diofantyczne* - powiedziałem dobitnie akcentując ostatni wyraz.
- Ja wiem, że diofantyczne - stwierdziła kasjerka - mówiłam, że nieoznaczone, bo kodu kreskowego brak. Nie mam go jak wbić na kasę, trzeba będzie odłożyć - skonstatowała i tym ostatecznie wbiła mnie w podłogę.

_-¯ Zakupy to jednak nie moja specjalność.

 
Marna arteria 2010-05-28 22:01
 Oceń wpis
   
_-¯ Kapitan Świnia poprawił sobie dołek w imponującym podbródku i dramatycznie uniósł lewą brew.
- A gdzie się podziała czarna bateria? - wygłosił swoją kwestię i zamarł, czekając na końcowy klaps.
- Cięcie! - wrzasnął reżyser, zerwał się ze swojego rozkładanego krzesełka i wymachując rękami wbiegł na plan.
- Jaka czarna bateria? Jaka, ja się pytam, czarna bateria? Ciemna materia do jasnej cholery!
- Proszę mnie nie obrażać - obruszył się Kapitan Świnia, jednocześnie posyłając głębokie spojrzenie swych błękitnoświńskich oczu przechodzącej stażystce.
- Nikogo nie obrażam, po prostu chcę by wreszcie powiedział pan odpowiednią kwestię!
- Przecież powiedziałem.
- Wcale nie!
- Proszę pana... - powiedział Kapitan Świnia, a refleksy światła zabłysły na blond szczecinie okalającej szczękę - co za różnica, ciemna materia czy czarna bateria? Przy współczesnych technikach komputerowych może pan sobie ze zgromadzonego materiału zestawić całego ,,Hamleta''. Zatem - niech da pan ludziom już odpocząć, a nie wydziera się jak dziki.
Reżyser zamrugał gwałtownie oczami, co było dosyć trudne ze względu na samą definicję mrugnięcia, i przez chwilę wyglądał jakby nie mógł nabrać powietrza.
- Ja się wydzieram?! Jak dziki?! Przecież dziki się nie wydzierają! Poza tym nie mówi się ,,dziki'', tylko Afroamerykanin! Troglodyto!
Kapitan Świnia nie zamierzał jednak dać się sprowokować. Status gwiazdora zapewniły mu bowiem nie tyle niski głos, błękitne oczy, blond szczecina i żuchwa Kirka Douglasa, co legendarne wręcz opanowanie.
- Nie mam czasu na powtarzanie ujęć, zróbmy więc tak - zaraz mam konferencję prasową. Przyśle pan tam swojego dźwiękowca, ja powiem to co pan chce żebym powiedział, on to zarejestruje, odpowiedni fachowiec wszystko zmontuje i będzie po sprawie. Dobrze?
- Ale...
- Zatem umowa stoi. A teraz pana przepraszam, muszę się przygotować do konferencji - zakończył Kapitan Świnia i podążył w stronę swojej garderoby, przy drzwiach której stała na lekko miękkich nogach widziana wcześniej stażystka. Po chwili oboje zniknęli za drzwiami.

_-¯ Odpowiedziawszy na ostatnie pytanie Kapitan Świnia przysunął się bliżej mikrofonów i poczekał, aż ucichną odgłosy migawek aparatów.
- A gdzie się podziała ciemna materia? - zadudnił swoim donośnym głosem, po czym skłonił się lekko i zakończył:
- To wszystko, dziękuję. A pani - wskazał młodą reporterkę wpatrującą się w niego zamglonymi oczyma - zapraszam do siebie na ekskluzywny wywiad.
Po tych słowach zniknął za zasłoną, zostawiając zaaferowanych dziennikarzy samych sobie.

_-¯ Jeszcze tego samego dnia w jednym z kanałów telewizyjnych nadano krótki reportaż:
- Po kilkumiesięcznym śledztwie dziennikarze PWN odkryli aferę finansową w środowisku filmowym. Znany aktor, Kapitan Świnia, na konferencji prasowej zdecydował się ujawnić ciemną stronę tej materii. Z pokładu Świniolotu mówił dla państwa (pauza) Animowany Reporter (pauza) PWN.
Następnego dnia większość dzienników krzyczała już na pierwszych stronach ogromnymi nagłówkami:
,,Rząd ukrywa deficyt materii. Czy będziemy drugą Grecją?'' - pytał retorycznie autor związany z aktualnie nie rządzącą stroną sceny politycznej, by w kolejnych wersach artykułu sam sobie na to pytanie odpowiedzieć. Oczywiście, przy obecnej polityce nie tylko będziemy drugą, ale nawet trzecią, czwartą i piątą Grecją. Artykuł kończył się wezwaniem do stworzenia komisji śledczej celem wyjaśnienia kto jest odpowiedzialny za karygodne braki ciemnej materii na obszarze kraju.
,,Rząd negocjuje z Unią dodatkowe siedem miliardów ton ciemnej materii'' - obwieszczała z kolei Gazeta Wyborna, roztaczając przed czytelnikami niezliczone korzyści z tym związane. Obywatele południowych rejonów kraju mogli od tej pory nie obawiać się zerwania słabych ani silnych oddziaływań międzycząsteczkowych. Tu z kolei końcowe akapity okraszone były historią rolnika, który co noc przykuwał się łańcuchem do łóżka przyśrubowanego z kolei do podłogi, gdyż obawiał się, że w nocy pękną ostatnie okowy grawitacji i następnego poranka obudzi się orbitując gdzieś nad Florydą.
Jedynie popularne tabloidy typu ,,Super-pospieszny'' oraz bliźniacze ,,Akt'' oraz jego anglojęzyczny odpowiednik ,,Fak'' nie za bardzo przejęły się ogólną psychozą i zamieściły wywiady z aktualnymi gwiazdami serwisów plotkarskich - Dodem i Nargilą.
W tak zwanym ,,międzyczasie'' Kapitan Świnia został aresztowany w swej rezydencji, gdzie właśnie omawiał z nowo poznaną studentką szkoły filmowej perspektywy swej (oraz jej) dalszej kariery. Postawiono mu zarzuty korupcji, działania na szkodę, mataczenia, sypania piachu w tryby, rzucania kłód oraz działania wbrew. Agenci ABC (Agencja Bezpieczeństwa Czegokolwiek) sprawnie wtłoczyli go do furgonetki, zanim zdążył kiwnąć choćby racicą.

_-¯ Tymczasem w pewnym barze, znajdującym się w niewielkiej miejscowości gdzieś na północy kraju, nikomu nieznany fizyk-empirysta demonstrował swojemu przyjacielowi ciężkie, puste pudełko.
- To ile tego masz? - spytał jego towarzysz, sięgając do kartonu dłonią i przesypując między palcami niewidzialną zawartość.
- Obliczyłem, że będzie to około jednego procenta całej materii wszechświata.
- Po co ci tyle?
- Bo ja wiem... Może na starość się przyda? Nie?
- Nie wiem. I co? Zmieściło ci się w piwnicy tyle materii?
- No, niezupełnie. Musiałem węgiel wyrzucić na podwórze, żeby miejsce zrobić. No i na poddaszu trochę upchałem. I w kuchni, w puszkach po herbacie. Jak przyjdzie pora, to trochę też w ogrodzie zakopię, na ciężkie czasy. Wiesz, jak jest.
Kompan kiwnął głową.
- A nie boisz się - zapytał po chwili - że ktoś się zainteresuje tym twoim zbieractwem?
- No coś ty... - fizyk prychnął jak kot któremu na nos spadła kropla wody - kto by tam się interesował ciemną materią?

_-¯ Kapitan Świnia leżał na brzegu pryczy zwinięty w kłębek. Nie wiedział, co ma powiedzieć w następnym odcinku...
 
Soft awakening 2010-05-22 22:04
 Oceń wpis
   
_-¯ Z góry przepraszam za krótki wpis, ale lekarz zalecił mi powolny i płynny powrót w świat komputerów. Po wydarzeniach ostatniego miesiąca, o których mam nadzieję napiszę wkrótce, zalecają mi odpoczynek i relaks, najlepiej w otoczeniu przyrody i sielskiej muzyki. No to wygoglałem sobie coś w ten deseń, czym się z Państwem chętnie podzielę:


_-¯ Zawsze lubiłem bezpretensjonalnie liryczne (żeby nie napisać discopolowe) proste utwory o miłości, z nieskomplikowaną linią melodyczną. To tyle na znak, że żyję. Czy raczej - że jeszcze nie umarłem.

_-¯ W następnym odcinku Kapitan Świnia powie: ,,A gdzie się podziała ciemna materia''?

_-¯ Oglądajcie nas w przyszły piątek o tej samej porze!
 
Czas na wyniki... 2010-04-09 20:52
 Oceń wpis
   

_-¯ - Biały? - zapytał nieśmiało najwyższy doradca, po czym zarobił od króla berłem w łeb.
- Jaki biały? Skąd ci przyszło do głowy, że biały, tłuku? - rozzłościł się monarcha.
- He, tak sobie zgadłem. Miałem 50% szans na trafienie. Zgadłem? - doradca z lekkim grymasem rozmasowywał sobie ciemię.
- Nie, nie zgadłeś!
- No to czarny... Ał! A to za co?
- Za darmo!
Król zamierzył się po raz trzeci, ale powstrzymał się od ciosu. Sapnął tylko i zrezygnowany klapnął na krzesło.
- Długo mamy tak stać? - zainteresował się średni z doradców.
- Tak, do diaska! Będziecie tak stać, dopóki najniższy nie odpowie mi, jaki ma kapelusz!
- Przecież ma... - rozpoczął średni, ale w tym momencie umilkł celnie trafiony w dołek. Najwyższemu król tylko pogroził.
- Macie mu nie mówić! Sam ma zgadnąć?
- Jak mam zgadnąć, skoro sam nie widzę swojego kapelusza? Dlaczego oni nie mogą mi powiedzieć?
- Bo nie! Masz to WY-DE-DU-KO-WAĆ - ostatnie słowo władca wypowiedział wielkimi literami, dobitnie akcentując każdą sylabę.
- Jak mam wydekować..., znaczy, to co król mówił, jak nie widzę?
- Na tym właśnie polega dedukcja. Nie widzisz, a wiesz.
- Aaaa... rozumiem - wtrącił się najwyższy - Moja mama coś takiego robiła, jak byłem mały. Choć nie widziała, jak nie myłem zębów, to w jakiś sposób zawsze wiedziała że tego nie zrobiłem.
Król westchnął.
- Dobra, zacznijmy od początku. Jaki masz kapelusz?
- Ja? - spytał najwyższy doradca, odruchowo kładąc rękę na bolącym ciemieniu.
- Tak, ty. Potem będzie odpowiadał średni, na końcu najniższy. No? To jaki to kapelusz?
- Biały? Ał! Ał! Ał!!!
Król tym razem nie powstrzymywał się, jednak przy kolejnym ciosie berło nie wytrzymało spotkania z doradczą czaszką i - wydawszy smętne brzdęknięcie - pękło. Władca jednak odrzucił tylko ułamek i dalej tłukł nieszczęśnika własną pięścią, aż zabrakło mu tchu.
- Nie biały! - wrzasnął wreszcie, gdy znów udało mu się złapać oddech - I nie czarny!
- Jak to? - wtrącił się nieśmiało najniższy. Średni przezornie milczał, wiedząc że może być następny w kolejności.
- Jak to, królu? Miało być pięć kapeluszy. Dwa białe i trzy czarne. Skoro nie biały i nie czarny, to jaki? Przecież ja sam widzę, że ma...
- Milcz! I patrz przed siebie! On ma nie wiedzieć, jak ma kapelusz!
- Skoro ma nie wiedzieć, to po co król pyta? - zaryzykował jeszcze najniższy.
- Bo ma powiedzieć, że nie wie!
- Ale wtedy go król zwolni przecież. Co to za królewski doradca, który nie wie?
- Wy wszyscy jesteście tacy doradcy jak z koziej... ech... A ty co się tak patrzysz?
- Czy ja też nie wiem, jaki mam kapelusz? - spytał średni.
- Tak! Nareszcie! Pojmujecie już, matołki?
- Jasne, wybacz, władco - przytaknął najniższy, po czym dodał pospiesznie - Ja też nie wiem.
Ryk, który wydarł się z piersi monarchy, był iście królewski.
- NIE!!! TY MASZ WIEDZIEĆ!
Trzej nieszczęśnicy spojrzeli po sobie zdezorientowani. Cóż, niełatwo było być królewskim doradcą...

_-¯ Taka, mniej - więcej, była treść ukrytej przeze mnie zagadki, z którą poradziliście sobie nadzwyczaj łatwo. Następnym razem obiecuję, że przygotuję coś trudniejszego... np. treść zadania będzie napisana od tyłu.
A oto lista laureatów, w kolejności nadchodzenia rozwiązań:
1. Łukasz Obtułowicz
2. minchal
3. leszy*
4. eagle_vis
5. morr
6. Kele*
7. Krzysztof Dziądziak
8. Marcin Sochacki
9. M0rtek
10. kuklus
11. Galdrian
12. Kamil Maciejewski
13. kajoj
14. Areck
15. elmo
16. Argon
17. zh

_-¯ Dla wszystkich którzy utknęli gdzieś po drodze podaję niżej sposób zakodowania zagadki: treść zadania została zapisana jako program w Brainf*cku, następnie zgzipowana i zakodowana jako Base64. Wystarczyło zatem zdekodować, rozgzipować i uruchomić program... A właściwie wystarczyło tylko wysłać do mnie e-mail o treści ,,czarny'' ;)

_-¯ Nagrody zostały przesłane pocztą.

 
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 |


Najnowsze komentarze
 
2016-03-27 11:01
loan offer do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Dobry dzień, Jestem MR larryt, prywatnej pożyczki Pożyczkodawca oraz współpracy finansowej[...]
 
2016-03-12 03:02
Pani Tamara Tita do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć, Nadchodzi Affordable kredytu, która zmieni twoje życie na zawsze, jestem Pani Tamara[...]
 
2016-03-11 18:49
Josephine Halalilo do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć wszystkim, Gorąco polecam to wspaniałe świadectwo, że w moim życiu trzymałem miłości[...]
 
2016-02-23 21:39
pharoah do wpisu:
Wybory coraz bliżej...
Charyzjuszu! Na święte Kontinuum i Infundybułę Chronosynklastyczną - powiadam Ci: Wróć!
 
2016-02-23 18:03
janrski do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
HEJ POMOZESZ MI SIE WŁAMAC NA KONTO MOJEJ ZONY??MA TROJE DZIECI OD 10LAT DO 4 LAT MOGE JEJ[...]
 
2016-02-09 00:03
vektra es a do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Drodzy Użytkownicy, chcielibyśmy odnieść się do poruszanych na tej stronie kwestii jak i[...]
 
2016-02-04 02:07
Pani maris smith do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Zeznania w sprawie jak mam pożyczkę zmienić życie mojej rodziny Nazywam się Babara Curtney.[...]
 
2016-01-18 21:36
jolasia do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witam czy ktoś by mógł włamać mi się na konto?
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl