Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
 Oceń wpis
   
_-¯ Jeżeli spotkacie kiedyś kogoś zarażonego linuskiem - nie dajcie mu zbliżać się do żadnych urządzeń elektronicznych! Inaczej może się to skończyć tak, jak na filmie... :(


... z twarzą w serwerze plików...
 
 Oceń wpis
   

_-¯ Minął tydzień. Siedem długich dni wypełnionych chaosem i śmiercią. Siedem długich nocy, w czasie których toczyliśmy nierówną walkę z bezwzględnym wrogiem. Wytrzymaliśmy tydzień. Za chwilę dam sygnał do ostatniego, straceńczego ataku. Nikt nigdy nie zdobył żadnego węzła sieci bronionego przez Charyzjusza Chakiera i nie zamierzam zmieniać tej statystyki.

_-¯ Pager zawibrował mi przy pasku trzema charakterystycznymi sygnałami. Centrala. Wiadomość o najwyższym priorytecie. Nie przestając oglądać w telewizorze pasjonującej dyskusji, czy Czech Szwęda był Tolkiem, przesunąłem po pagerze opuszkiem palca i podskoczyłem jak oparzony. Wypukły, dotykowy wyświetlacz pokazywał jedynie cztery znaki: 733+. Czerwony alarm.

_-¯ Dopadłem komputera i uruchomiłem program do teletransmisji. Szarpnięcie, nieprzyjemne uczucie podchodzącej pod gardło treści żołądka i kolejne szarpnięcie. Nie lubiłem podróżować tym protokołem, był jednak w miarę bezpieczny i dość szybki. Wysiadłem... co do kroćset?
Byłem w serwerze ZUSu przeznaczonym do składania formularzy programem ,,Płacznik''. No tak, w tym pośpiechu odpaliłem zły program do teletransmisji. Na szczęście dla mnie pokaźny zestaw dokumentów ubezpieczeniowych, zgromadzonych w jednym miejscu stwarzał silne pole deficytowe, które zakrzywiło przestrzeń wokół bazy na tyle, że uformowała się niewielka dziura budżetowa. Przecisnąłem się przez nią na zewnątrz i przez pierwszy z brzegu terminal wynetcatowałem się do własnego komputera. Uruchomiłem program do teletransmisji - tym razem dobry. Szarpnięcie, preludium do pawia, szarpnięcie. Przełknięcie. Wysiadka. Byłem w centrali.
- Jestem - krzyknąłem od progu, wchodząc do Centrum Sterowania. Szybki rzut oka pozwalał nabrać podejrzeń, że nie jest dobrze. Byli tu prawie wszyscy, tak więc sytuacja musiała być naprawdę poważna. Podszedłem do Szefa, pochylającego się nad stołem usytuowanym w centrum pomieszczenia. Cały blat zajmowała wielgachna mapa świata, z zaznaczonymi poszczególnymi krajami. Państwa zaznaczony były różnymi kolorami, zaś obok wynotowane były kolumny cyfr. Zauważyłem, że dominuje kolor czerwony...
- Komuniści atakują? - rzuciłem w przestrzeń, stukając palcem w czerwony fragment mapy. Nikt się nie zaśmiał. Szef obrócił ku mnie twarz. Zauważyłem, że się mocno poci. Na skroni pulsowała mu nabrzmiała żyłka.
- Wypuścili Firefoksa - powiedział.
Słowa te podziałały na mnie jak cios pięścią w splot słoneczny. Straciłem oddech. Spojrzałem na mapę. Ten kolor...
- Czy... - spytałem.
- Tak - odpowiedział mi L0maxx, który stał naprzeciwko.
- Kto?
- Ci chorzy z nienawiści dranie z Mozilla Foundation.
- Dlaczego?
- Kto ich tam, fanatyków, zrozumie.
- Jakie mamy szanse?
Tym razem L0maxx nie odpowiedział. Wrócił do studiowania mapy. Kolejne państwa oblewały się krwistą czerwienią. Kanada - pół miliona zarażeń. Francja - sześćset tysięcy. Hiszpania - tyle samo. Niemcy - przeszło milion. Poszukałem wzorkiem Polski - pół miliona...
- Ktoś się trzyma?
- Gujana Francuska, Svalbard i Korea Północna zdążyły się odciąć nim nastąpiły pierwsze zachorowania.
- Oni się chyba nigdy nie podłączali - rzucił ktoś z tyłu.
- Na jedno wychodzi. Reszta jest... - nie dokończył.
- Antidotum?
- Nie ma.
- Przebieg choroby?
- Bezobjawowa instalacja. Przejęcie funkcji głównej przeglądarki. Wzrost wymagań co do szybkości i bezpieczeństwa surfowania. W późniejszym stadium występują liczne instalacje pluginów, m. in. jednego z najgroźniejszych - FlashBlocka. Chory osobnik zaraża osoby w swoim otoczeniu. Po kilku dniach następuje całkowite porzucenie IE, a po kilku następnych...
- ...Śmierć - dopowiedziałem. Nikt nie zaprotestował. Z niepokojem zauważyłem, że właściwie wszyscy już przestali się krzątać, a jedynie jak urzeczeni wpatrywali się w oblewający się szkarłatem świat. Jak ludzie na plaży, zahipnotyzowani zbliżającą się falą Tsunami. Ruszyłem ku konsoli sterującej. Wyłączyłem zasilanie. Wśród zebranych przeszedł szmer. Podnosili głowy, jakby budząc się ze snu. Klasnąłem w dłonie.
- Musimy coś zrobić! L0maxx! Weźmiesz grupę A, pobierzcie z magazynu IE8 i desantujcie się w Czechach. Tam zdaje się jest niewiele ponad sto tysięcy zachorowań.
- Tak jest!
- St0rmL4dy! Ty dowodzisz grupą B. Masz zidentyfikować i wesprzeć wszystkie krajowe serwisy informacyjne które oferują kompatybilność IE-only. Nie dopuszczać zarażonych Firefoksem na odległość celnego strzału.
- Rozkaz!
- Reszta za mną. Mam coś w zanadrzu na tego Ogniolisa... - wykrzywiłem twarz skurczem, mającym imitować uśmiech - skopiujcie to sobie na Wasze pendraki. Za kwadrans przy netcatach! Uderzamy na Stany!

_-¯ Wylądowaliśmy w węźle w MIT. Sądziłem, że gdzie jak gdzie, ale na takiej uczelni umieją radzić sobie z zagrożeniami płynącymi z internetu. Nie mogłem się bardziej pomylić.
P1n6 siedział przy drzwiach. Wysiadał pierwszy. Zanim na dobre otworzył luk coś wyszarpnęło go z przedziału. Właściwie, to coś wyszarpnęło z przedziału tylko jego głowę, gdyż reszta P1n6a nie zmieściła się w wąskiej szparze ledwo otworzonego włazu. 733ch3r rzucił się, by zatrzasnąć drzwi. Nie zdążył. Wyleciał razem z nimi, wyrwanymi z poszycia netcata przez jakąś potworną siłę. Zapewne któreś prawo Murphy'ego mówi o tym, że ciężka, metalowa płyta posmarowana człowiekiem spada zawsze człowiekiem na dół. 733ch3r miał nieszczęście przekonać się o prawdziwości tego twierdzenia.
- Wszyscy z wozu! - Wydarłem się i sam skoczyłem przez wyrwę w kadłubie. Dookoła pojazdu kłębili się ludzie... Nie. Źle. To nie byli ludzie. Powolne, lecz zatrważająco jednostajne i celowe ruchy. Płonące policzki. Wyciągnięte ręce... Obłęd w oczach...
- Maski! Oni mają Firefoksa! - Zakomenderowałem. - Uwaga! Odbezpieczcie pendraki! Na moją komendę... ACID 2!
Trysnął salwa błękitnego ognia, rozległo się wycie. Otoczył nas dym i swąd palonych ciał. Pozwoliłem, by ACID 2 miał czas pokazać swą niszczycielską moc.
- Dość! Zabezpieczyć broń!
Dym rozwiewał się. Przygotowałem się na makabrę, jednak to co ujrzałem było jeszcze gorsze.
Otaczały nas rzędy uśmiechniętych, żółtych buziek, zastygłych w grymasie niezrozumiałego samozadowolenia.
- Co jest grane... - zacząłem, i nagle zrozumiałem.
- Odwrót! Wycofywać się! Do tamtego węzła sieci! Biegiem! To jest niewrażliwe na ACID 2!
Buźki rozprysły się w pył, odkrywając wypełnione szaleństwem oblicza, które rozmazywały mi się w polu widzenia. Biegłem. Za mną biegli pozostali. Ci, którzy dopadli do węzła pierwsi zaczęli prowadzić ostrzał osłaniający. Walili ze wszystkiego, co mieli pod ręką. Ciężki kod HTML, wielkokalibrowe CSS. Po chwili do jazgotu javascriptu dołączyło grube dudnienie klikunastomegabajtowego animowanego GIFa. Firefoksy wycofały się, zostawiając na przedpolu wielu swoich. Wiedzieliśmy jednak, że wkrótce wrócą...

_-¯ Od tamtych wydarzeń minął tydzień. Siedem długich dni wypełnionych chaosem i śmiercią. Siedem długich nocy, w czasie których toczyliśmy nierówną walkę z bezwzględnym wrogiem. Wytrzymaliśmy tydzień. Za chwilę dam sygnał do ostatniego, straceńczego ataku. Nikt nigdy nie zdobył żadnego węzła sieci bronionego przez Charyzjusza Chakiera i nie zamierzam zmieniać tej statystyki.

 
Dewirtualizator 2008-06-19 23:37
 Oceń wpis
   
_-¯ To stało się dwa dni temu. Konkretnie - dwa dni temu, licząc od teraz, a za teraz przyjmując dziś. Dzisiejsze dziś. I choć dla kogoś czytającego ten wpis jutro - jutro będzie dzisiaj - to z punktu widzenia wydarzeń tu opisanych jutro nastąpi dopiero za trzy dni od przedwczoraj. A przedwczoraj wypadało akurat we wtorek.

_-¯ Spałem, utrudzony po ciężkim dniu pracy, gdy doszły mnie odgłosy policyjnych syren. Niechętnie odchyliłem powieki - czerwono-niebieskie światła tańczyły na przeciwległej ścianie sypialni. Trzasnęły drzwi, szczęknęły zamki repetowanej broni.
- Elejpidi! - wrzasnął ktoś za ścianą. Obróciłem się na drugi bok i sięgnąłem na szafkę nocną, próbując wymacać leżący gdzieś budzik.

_-¯ Huknął strzał, rozpoczynając regularną kanonadę. ,,Jak w amerykańskich filmach'' - przemknęło mi przez myśl. Zerknąłem na cyferblat - dwudziesta trzecia trzydzieści. W tym momencie zegarek rozprysnął mi się w dłoni, trafiony jakimś zbłąkanym rykoszetem. Z rozciętego opuszka palca pociekła krew. Wsadziłem go do ust, próbując zatamować krwawienie, i ospale powlokłem się do drugiego pokoju.
- Zapauzuj! Tatuś idzie! - krzyknąłem ostrzegawczo, zanim wkroczyłem do sypialni córci. Po chwili wszystko ucichło. Powoli wyjrzałem zza framugi, a upewniwszy się że wszystko jest pod kontrolą - wszedłem do środka. Charysia siedziała przed komputerem, patrząc na mnie wyczekująco. Pogroziłem jej palcem.
- Ile razy mam mówić, żebyś nie grała w GTA IV z dewirtualizatorem? - spytałem, w myślach zastanawiając się ile wyniesie mnie gipsowanie ścian, usianych dziurami po pociskach. Charysia ułożyła buzię w podkówkę, jednak byłem zbyt zdeterminowany by dać się wziąć na ten numer. Podszedłem do dewirtualizatora, wyłączyłem go i odpiąłem od komputera.

_-¯ Dewirtualizator był urządzeniem mojego pomysłu. Po prostu pewnego dnia, testując na komputerze kolejne narzędzie do wirtualizacji (VmWare, VirtualBox, Parallels, QEmu, Bochs - któż to zliczy?), wpadłem na pomysł by stworzyć coś odwrotnego. To znaczy, zamiast kreować wirtualne komputery na fizycznym sprzęcie - tworzyć fizyczne komputery przy pomocy maszyny wirtualnej. W dwa dni napisałem prototyp oprogramowania przy pomocy którego z powodzeniem stworzyłem rzeczywisty komputer klasy Pentium M z siedemnastocalowym monitorem CRT i niedużym twardym dyskiem. Po kolejnym tygodniu testów potrafiłem dewirtualizować również inne architektury (PowerPC, Arm) i pochwaliłem się tym przed Wielomysłem.
- Dlaczego ograniczasz się tylko do komputerów - zapytał mnie wtedy. Zatem rozszerzyłem program o ogólną dewirtualizację wszystkiego. Ostatnio, na urodziny Charysi, z powodzeniem zdewirtualizowałem jej ulubioną grę ,,Małe Kucyki'', co jej dostarczyło mnóstwo radości, nam zaś kilka wiader końskiego nawozu w przedpokoju.

- A mogę pograć w ,,Atak krwiożerczych zmutowanych potworów-zabójców II?''? - spytała Charysia robiąc jedną z najsłodszych swoich min.
- Tak, ale bez dewirtualizatora. Pamiętasz jak mamusia się przestraszyła, kiedy nie wyczyściłaś do końca levelu i dwa stwory dopadły ją w kuchni? Szczęście, że akurat robiła tatara i miała tasak pod ręką... No, ale to i tak już jutro. Jest już późno, trzeba spać.
Charysia posłusznie wyłączyła komputer i podreptała do łóżeczka. Ja również powlokłem się do swojego...

_-¯ Misia spała. Postawiłem dewirtualizator obok swojego laptopa i właśnie zamierzałem dać nura pod kołdrę, gdy gdzieś tam w rejonach pnia mózgu zapaliło się małe, czerwone światełko. Bezwiednie podpiąłem urządzenie do komputera. Sumienie i poczucie przyzwoitości - widząc, co się święci - próbowały słabo protestować, lecz szybko sobie z nimi poradziłem. Włączyłem sprzęt, otworzyłem przeglądarkę i wpisałem adres: vividgirls.com

_-¯ Dewirtualizator zaszumiał głośniej, ja zaś się uśmiechnąłem od ucha do ucha...
 
 Oceń wpis
   
1. Połowa przeciwników była zdecydowanie większa od naszej, przez co mieliśmy dalej do ich bramki. Poza tym ich obrońcy mieli zdecydowanie więcej miejsca i swobody ruchu.
2. W pierwszej połowie, jak powtarzał wciąż komentator - nasi ,,szukali bramki''. A jak już ją znaleźli - to nastąpiła zmiana stron boiska.
3. Głupi zwyczaj zmiany stron boiska po przerwie skonfundował naszych zawodników i przez pierwsze minuty drugiej połowy atakowali bramkę Boruca.
4. Co ciekawe - teraz nasza połowa była zdecydowanie większa od połowy przeciwnika, przez co nasza obrona musiała się bardziej rozciągnąć, a co za tym idzie na jednego obrońcę przypadał większy odcinek do pilnowania.
5. Mój znajomy fizyk (Wielomysł Nigdziebądź) na podstawie analizy kadrów ze spotkania obliczył, że na boisku przebywało jednocześnie dwudziestu dwóch Chorwatów i tylko trzech Polaków.
6. Naszemu najlepszemu zawodnikowi kazano stać na bramce.
7. Polscy Piłkarze musieli nie tylko zajmować się piłką, ale i osłaniać swoje tyły. To znaczy ustawiać się tak, by nigdy za ich plecami nie pojawił się Pokrivac.
8. Atmosfera na stadionie był usypiająca i w ogóle nie przypominała napompowanej adrenaliną atmosfery polskich stadionów, z energetyzującymi okrzykami ,,Widzew nierządne kobiety'' czy ,,Legia niedorajdy''.
9. Chorwaci zachowywali się jak dzieci z ADHD - cały czas biegali i kopali w piłkę. Wiadomo, że od takich lepiej trzymać się z daleka, bo można samemu oberwać.
10. Austriacy i tak przegrali, więc w sumie nie było sensu się wysilać...

Przepraszam, że mało o chakierowaniu - żona mnie zmusiła do oglądania ;)
 
Numer GG 2008-06-11 00:44
 Oceń wpis
   
_-¯ ,,Charyzjuszu, potrzebuję pomocy! Zgubiłam hasło do poczty! Mój numer GG to....''. ,,Help! Nie wiem jak się włamać na konto pocztowe! Mój numer GG to...''. ,,Mógłbyś mi pomóc zrobić niewielki przekręt finansowy w spółce węglowej? Mój numer GG to...''. ,,Charyzjuszku, tu Olo! Potrzebuję włamać się na serwery EU i podrzucić im antydatowany raport na temat planu ratowania Stoczni! Mój numer GG znasz'' - setki takich wiadomości czytam codziennie - nadesłanych pocztą tradycyjną, elektroniczną, nagranych na skrzynkę głosową (kto wymyślił tę nazwę? Juliusz Verne?) lub nabazgranych na serwetce i wsuniętych pod wycieraczkę. Wszystkie czytam, na wszystkie odpowiadam. Każdemu pomogę, gdyż taki ze mnie uczynny i bezinteresowny człowiek już jest. Każdego wieczora siadam z kartką wynotowanych numerów, które nadesłały S.O.S. i poświęcam swój drogocenny czas by rozwiązywać zwykłe problemy szarych ludzi...
Klik klik klik - wybrana pozycja z menu. Stuk stuk stuk... wklepane cyferki z kartki. Połączenie i standardowe powitanie:
- Elo! Poklikash? Ile mash lat?
- Spadaj pokemonie!
Test zaliczony. Porzucam inco blanco i przechodzę do rzeczy:
- Tu Charyzjusz Chakier. Prosiłeś o pomoc...
W tym miejscu następuje zwykle długa litania dziękczynna, zakończona nieśmiałym opisaniem problemu. ,,Wydaje mi się, że dziewczyna mnie zdradza, i chciałbym przejrzeć jej pocztę''. ,,Wydaje mi się, że dziewczyna mnie zdradza, i chciałbym się zemścić''. ,,Wydaje mi się, że dziewczyna mnie zdradza, ale to będzie bez znaczenia jak uda nam się przewalić $0.5G z konta na restrukturyzację kopalni'' i tak dalej. Tak było, aż do wczoraj.

_-¯ Wczoraj usiadłem jak zwykle przy komputerze by rozpocząć swą codzienną sesję rozwiązywania problemów. Sformatowałem twardy dysk, zainstalowałem od nowa system operacyjny i niezbędne oprogramowanie (uwielbiam zapach świeżo instalowanego oprogramowania) - normalna procedura profilaktyki antywirusowej. Odpaliłem komunikator i sięgnąłem po portfel, gdzie w przegródce między kartami kredytowymi trzymam swój numer GG. Otworzyłem go (portfel), i zamarłem.
Przegródka, w której zwykłem trzymać plastikową kartę z wytłoczonym numerem... była pusta...
,,Bez paniki'' pomyślałem sobie, ,,na pewno gdzieś jest...''
- Misiaaa... - zawołałem słabo - nie widziałaś gdzieś mojego numeru GG?
- Na parapecie sprawdź.
Rzuciłem się jak żbik w kierunku parapetu, właściwie - wszystkich parapetów w mieszkaniu - jednocześnie. Kwiatki. Dwa zdechłe komary. Jedna zasuszona biedronka. Jakaś zakurzona dyskietka z opisem ,,Who killed JFK''. Ale ani śladu numeru GG!
- Nie ma! - krzyknąłem lekko już rozhisteryzowany.
- A gdzie go ostatnio widziałeś?
- W portfelu, do cholery! - wydarłem się.
- Charyzjusz!
- Przepraszam, Skarbie. Trochę się denerwuję. Zależy mi, by znaleźć ten numer...
- Może go gdzieś zgubiłeś. Gdzie ostatnio używałeś portfela?
No tak. Stacja benzynowa. Kupowałem piwopaliwo, płaciłem jak zwykle kartą kredytową. Potem schowałem portfel do kieszeni i poszedłem prosto do wyjścia, nawet nie zaszczycając spojrzeniem stojaka z pismami dla samotnych kierowców tirów na którym wystawiona była najnowsza edycja ,,Nienasyconych grzesznic'' z dwoma gratisowymi szęśćdziesięciominutowymi płytami VCD. Wychodząc, potrącił mnie jakieś ponury typ w czarnej skórzanej kurtce z wyszytymi literami H H na plecach... Zmierzyłem go tylko wzrokiem, a on - wydało mi się - lekko się uśmiechnął.
Pamiętam - przy kasie miałem jeszcze swój numer GG. A ze stacji ruszyłem prosto do domu.

_-¯ Zrozumienie poraziło mnie, zabłysło przed oczami oślepiającą błyskawicą. Zatoczyłem się, o mały włos nie spadając z krzesła.
- Charysia! - dobiegł mnie jak zza grobu głos Misi - nie wolno bić Tatusia patelnią po głowie! CHARYSIA!
Kolejna katalizująca procesy myślowe błyskawica rozlała się po mej czaszce, promieniując od potylicy. Chciałem wstać, lecz tylko zachwiałem się i runąłem na podłogę.
- Charysiu... Charysiu... Oddaj wałek mamusi. Nie zamierzaj się na tatusia. ODDAJ WAŁEK MÓWIĘ! - zdążyłem jeszcze usłyszeć, po czym ktoś zgasił światło.

_-¯ Pierwszą twarzą, którą zobaczyłem po otworzeniu oczu, była zatroskana twarz Misi.
- Co... się... stało? - wystękałem, lecz Misia zaraz położyła mi palec na ustach.
- Nie mów nic. Jesteś bardzo osłabiony. Masz poważny wstrząs mózgu. Odpoczywaj.
Zamknąłem oczy, jednak pomimo tego wciąż wirowały mi przed nimi różnobarwne plamy.
- Pić - szepnąłem. W tym samym momencie rozległo się ciche pikanie telefonu.
- Ja sprawdzę - Misia uprzedziła moje pytanie i odszukała moją komórkę. Kilka razy stuknęła w klawisze.
- Olo dziękuje za upload dokumentów - poinformowała mnie. - Mówi, że to była koronkowa robota, i że doda ci 50% ekstra. O co chodzi?
- Takie tam... - wystękałem i przymknąłem teatralnie powieki, starając się wyglądać na naprawdę znużonego. Ktoś dotknął mojej dłoni.
- Tata... Zaśpiewaj piosenkę o ptaszkach.
- O... jakich...?
- ,,Gwiazdki nie są do zabawy''.
To Charysia skończyła zabawę z komputerem i właśnie szykowała się do łóżka. Uśmiechnąłem się słabo. Chciałem uścisnąć jej rączkę, ale wywinęła się szybciutko i pobiegła myć ząbki. W mojej dłoni jednak coś zostało.

_-¯ Przybliżyłem rękę do oczu i otworzyłem. Trzymałem w niej... moją kartę z numerem GG!
- Charysia! Misia! - krzyknąłem na tyle, na ile starczyło mi siły.
- Miałeś odpoczywać! - Misia zmaterializowała się nie wiadomo skąd.
- Skąd... to? - podniosłem dłoń.
Misia przyglądała się przez kilka sekund.
- Chyba Charysia znalazła.
Westchnąłem tylko i opadłem na poduszki. Zasnąłem natychmiast. Nie obudził mnie nawet dochodzący z drugiego pokoju hałaśliwy bełkot programu ,,Pod Natężeniem'': ,,Herman Huncwot, domniemany członek gangu Horacjusza H. został dziś w godzinach przedpołudniowych znaleziony w Kanale Lemieszowym. Prawdopodobną przyczyną zgonu były liczne ciosy zadane pluszowym misiem. Prokuratura wstrzymuje się od komentarzy''
 
XP SP3 2008-06-07 22:55
 Oceń wpis
   
_-¯ Wpadłem do gabinetu Stefana jak burza. Jak tornado. Jak Hiszpańska Inkwizycja. Jak kontrolerzy Urzędu Skarbowego.
- Dlaczego? - zdążyłem wysyczeć mu w twarz, zanim wpadła ochrona i odciągnęła mnie od jego biurka.
Stefan niedbałym gestem nakazał, by mnie puścili. Zachwiałem się na nogach i oklapłem na najbliższy fotel. Adrenalina i furia, które napędzały mój dziki rajd - uchodziły ze mnie, jak z przekłutego balonu.
- Dlaczego? - powtórzyłem tonem jakim Juliusz Cezar zwracał się do Brutusa.
Stefan nie odpowiedział. Skinieniem ręki machnął tylko na ochroniarzy, sekretarkę i kilku ciekawskich pracowników, których zwabiło zamieszanie. Po chwili zniknęli za drzwiami. Stefan wygrzebał z tylnej kieszeni spodni paczkę ,,Ekstra Mocnych'' i zapalił. Zaciągnął się dymem.
- Mnie nie poczęstujesz? - spytałem z wyrzutem.
- Przepraszam. Zapalisz? - wyciągnął w moim kierunku wymiętą paczkę.
- Dziękuję. Nie palę.
- A ja - owszem. - Skontrował mnie i wcisnął sobie w usta drugiego papierosa. Chwilę nasycał swoje płuca substancjami smolistymi i z lubością wydmuchiwał dym. Wreszcie spojrzał na mnie.
- Charyzjusz... - zaczął - Stary głupi Charyzjusz. Idealistyczny idiota...
- To on jest w to zamieszany? - uniosłem brew, cokolwiek zdziwiony że mój imiennik może robić taką krecią robotę.
Stefan zaśmiał się cicho.
- Mówię o Tobie, Charyzjusz. Jesteś trąba. Głupek. Może i umiesz zachakierować dowolny system komputerowy, ale na biznesie znasz się tyle, co kot Jarosława.
- Kot Jarosława wygrał pierwszą nagrodę w konkursie Ogólnokrajowy Plan Biznesowy w zeszłym roku! - odparowałem.
- Ale to Jacek Kruski organizował ten konkurs - zgasił mnie Stefan. Zmełłem w ustal przekleństwo.
- Dlaczego - powtórzyłem po raz trzeci, nie mogąc wymyślić nic innego.
- For money - prychnął Stefan, wywołując u mnie dziwne uczucie deja-vu. Nie zadowoliło mnie to.
- Chcesz mi powiedzieć, że wydaliście gniota w postaci SP3 dla Widnows XP żeby na nim zarobić? W momencie, kiedy system ten zniknie z rynku za kilka tygodni? Poprawki, które powodują losowe zawieszenia się systemu, spadek wydajności, kłopoty ze sterownikami, dżumę, trąd i trzęsienia ziemi u użytkowników. Jak, do jasnej cholery, chcecie na tym zarobić? Mordując swój flagowy produkt?
Stefan zaśmiał się znowu, zacharczał i odcharknął żółtą flegmę w kubek po kawie.
- Papierosy Cię zabiją. To powolna trucizna.
- Mnie się nie spieszy....
Milczeliśmy około siedemnastu sekund... Wreszcie Stefan przestał charczeć, wytarł usta wierzchem dłoni i powiedział:
- Vista.
- Nie rozumiem - wyraziłem swoje niezrozumienie.
- To proste. Vista się sprzedaje kiepsko. Jest beznadziejna. Ludzie nie chcą tego systemu i nie kupują go. Jest im dobrze z XP, który jest od niej lepszy...
- I dlatego wydaliście ServicePack robiący z XP jeszcze gorszego gniota? - spytałem podniesionym tonem. Stefan jedynie uśmiechnął się tajemniczo...
Malutki element układanki w moim mózgu wskoczył na swoje miejsce...
- XP... ma być gorsze od Visty? - zacząłem wolno - chcecie uczynić go mniej stabilnym i mniej wydajnym od Visty, tak?
Stefan uśmiechnął się szerzej.
- Żeby ludzie zaczęli kupować Vistę?

_-¯ Stefan pokazał w uśmiechu wszystkie zęby, jakie miał. A wydało mi się, że również te których nie miał. Zaciągnął się dodatkowym papierosem.
- Szybko się uczysz, Charyzjusz - zarechotał.
 
Nemezis 2008-06-04 23:07
 Oceń wpis
   
_-¯ Większość użytkowników komputerów, którzy mnie znają, odnosi się do mnie z szacunkiem graniczącym z nabożną czcią. Otom ja, pogromca wirusów, postrach trojanów, pan i władca serwerów zewnętrznych i wewnętrznych sieci. Zarządca gatewayów. Dawca IPków. Przydzielacz pasma. Nadzorca portów. Instalator switchy. Wielki konfigurator routerów Cisco. Traffic-shaper. Ten - Który - Potrafi - Ustawić - Pani - Joli - Nową - Tapetę - Pulpitu - Choć - Ona - Sama - Wczoraj - Cały - Dzień - Z - Tym - Walczyła - I - Jej - Nie - Wyszło. Słowem: Wszechmocny.

_-¯ Tak. Bez wątpienia w oczach użyszkodników jestem wszechmocny, i nikt nie ma władzy nade mną. Nie staram się wyprowadzać ich z błędu. Jest jednak ktoś, przy którym moja moc równa się mocy muchy w pajęczej sieci. Ktoś, kogo wspomnienie wywołuje we mnie odruchową chęć wzięcia tabletek z nitrogliceryną pod język. Ktoś, kto jednym ruchem ręki może wyekspediować mnie na bezterminowe wakacje pod mostem. To Pan Elektryczny.

_-¯ Pamiętam pierwszy raz, kiedy spotkałem się z Panem Elektrycznym. Byłem już wtedy doświadczonym chakierem, więc nie zrobił na mnie większego wrażenia. Siedziałem sobie i ciąłem w Xeno Tactics na moim służbowym laptoku, gdy nagle oświetlenie budynku zamrugało, po czym zgasło. Nie zwróciłem na to większej uwagi, jedynie z rozbawieniem przysłuchiwałem się dochodzącym z korytarza okrzykom, brzmiącym mniej więcej:
- Ku.wa! Właśnie miałem zapisać, cały dzień nad tym siedzę, jutro muszę dać raport szefowi!
Tak jest. Awarie elektryczności zwykle następują tuż przed zapisaniem ważnej pracy. Tak samo jak awarie drukarek następują tuż przed ważnym wydrukiem, awarie serwerów pocztowych tuż przed wysłaniem ważnego maila etc. Każdy to zna.
- Mogą być przerwy w dostawie prądu! - poinformował Pan Elektryczny wzburzony tłum, wychylając się z rozdzielni.
Serwer stojący pod ścianą wesolutko zaszumiał i rozpoczął codzienny proces zachowywania całodziennego urobku pracowników na taśmy. ,,W zaistniałej sytuacji nie powinno być tego dużo'' - przemknęło mi przez myśl. Sam serwer wpięty był w ,,bezpieczne'' gniazdka sieci, z napięciem podtrzymywanym przez wielgachny, zaszyty głęboko w trzewiach firmy UPS.
Po paru minutach światła znów zapłonęły, a wzburzeni pracownicy rozeszli się do swoich pokojów by popodziwiać rosnące paski postępu programów sprawdzających spójność systemu plików. Ja właśnie kończyłem 37 level, gdy nagle...
...serwer backupów piknął cicho i zamilkł.
Kie licho?
Potoczyłem się do terminala i spróbowałem się połączyć zdalnie.
Name or service not known.
Co?!
Wpisałem IPka
Destination host unreachable.
Lekko się spociłem. Wytargałem spod biurka jakąś zakurzoną kineskopową piętnastkę i podpiąłem do wyjścia VGA. Moim oczom ukazał się rosnący pasek postępu programu sprawdzającego spójność systemu plików.
- Musiałem odłączyć zasilanie podtrzymywanej sieci. Mogą nastąpić przerwy w zasilaniu - dobiegł mnie głos Pana Elektrycznego.
Jasny szlag. Obejrzałem się za siebie. Serwer nazw i DHCP właśnie wstawał. Serwer WWW tak samo. Serwer backupów nawet nie zaczął - wisiał na BIOSie kontrolera SCSI i czekał, aż napęd przewinie taśmę do początku.
Zimny pot wystąpił mi na czoło, gdy spoglądałem w najbardziej zadbany kątek serwerowni, gdzie stał serwer SAP. Duma i chluba marketingu i księgowości.
Działał! Jakiś przewidujący instalator dodał mu dodatkowy, niewielki, zewnętrzny UPSik! Hurra! Byłem uratowany.
Lekko uspokojony dopilnowałem, by pozostałe serwery dokończyły proces wstawania, po czym je wyłączyłem. Tym razem po ludzku. Postanowiłem nie włączać ich, dopóki Pan Elektryczny nie skończy grzebać w rozdzielni.
- Przepraszam Pana. Długo jeszcze?
- Już kończę. Tylko muszę podpiąć ostatnią fazę...
Błysk i ciemność, usuwana stopniowo włączającym się kolejno jarzeniowym światłem lamp awaryjnych.
- Co to było? - spytałem.
- Ech. Zagadał mnie Pan i mi się dwie fazy razem zebrały...
- No tak... - odpowiedziałem głupio i zamarłem. Zmroziła mnie cisza za moimi plecami. Zagryzłem wargi, odwróciłem się  i mężnie spojrzałem w twarz faktom. Z dodatkowego UPSa właśnie wydobywał się siwy dym, który - unosząc się ku sufitowi - splatał się malowniczo z siwym dymem wydzielanym przez serwer SAPa.
- AAA! - tylko tyle byłem w stanie powiedzieć. Pan Elektryczny lekko znudzonym wzrokiem podążył w kierunku, który wskazywałem palcem.
- Tandetne bezpieczniki - skonstatował.
- Bezpieczniki? - spytałem z nadzieją - Tak! Na szczęście to tylko bezpieczniki!
- Gdzie tam, Panie - Pan Elektryczny wbił mi nóż w oczodół, dopchał do mózgu i przekręcił - Bezpieczniki ,,też'', a nie ,,tylko''. Bo na przepięcia, Panie, to nie ma mocnych...
 
Informatyczna metoda nr 1 2008-06-02 21:48
 Oceń wpis
   
_-¯ Stary dowcip mówi o tym, jak to pewnego razu chemik, elektryk, i informatyk jechali samochodem. W pewnym momencie samochód zakaszlał, zawarczał i stanął.
- Powinniśmy sprawdzić jakoś mieszanki paliwowej - zaproponował chemik.
- Powinniśmy sprawdzić, czy alternator daje dobre napięcie - zaproponował elektryk.
Obaj spojrzeli na informatyka, który do tej pory nie wygłosił swojej opinii. Ten zaś podrapał się po głowie i rzekł:
- A może wysiądziemy i wsiądziemy jeszcze raz?

_-¯ Żart jest tak stary, że w niektórych kręgach nabrał już cech ludowego podania. Jednak - tak jak i w ludowych podaniach - jest w nim ziarno prawdy. Z własnego doświadczenia wiem, że ,,informatyczna metoda nr 1'' czyli ,,wyłącz i włącz'' rozwiązuje 99.9% wszystkich spotykanych awarii sprzętu i oprogramowania. Co ciekawe - po metodę tę niedoświadczeni użytkownicy sięgają dopiero na końcu, gdy już wszystko zawiedzie. Jest to podwójny błąd. Po pierwsze, ,,informatyczna metoda nr 1'' powinna być (jak sama nazwa wskazuje) stosowana w pierwszej kolejności. Po drugie: równie stara stara jak dowcip maksyma mówi ,,gdy wszystko inne zawiedzie - przeczytaj instrukcję obsługi''

_-¯ Gdy zatem przestanie Wam działać drukarka, program pocztowy nie będzie chciał wysłać lub odebrać listów, ekran zgaśnie a dysk zacznie wydawać podejrzane dźwięki - nie wpadajcie w panikę. Nie reinstalujcie sterowników, nie zmieniajcie kabli, nie piszcie po forach internetowych w poszukiwaniu rozwiązań problemu. Nie opierkrzyczcie na swojego dostawcę internetu, nie dzwońcie po serwis. Po prostu - wyłączcie komputer, odepnijcie go od zasilania, a po minucie włączcie ponownie. Zdziwicie się, jak szybko usunie to wszystkie Wasze problemy.

_-¯ Dla bardziej zaawansowanych chakierów istnieje również informatyczna metoda nr 2. Przeznaczona jest ona jednak jedynie dla tych, którzy nie boją się rozkręcić swojego komputera, jak również - czego chyba nie muszę przypominać - można ją zastosować jedynie w przypadku gdy zawiedzie metoda nr 1. Metoda nr 2 sprowadza się do ,,wyłącz i włącz, a w międzyczasie poruszaj kablami''. Udało mi się w ten sposób zreanimować szereg komputerów, wydawałoby się, beznadziejnie uszkodzonych. Czasami trzeba przełożyć pamięć do innego slotu. Czasami wyjąć i włożyć na nowo w podstawkę procesor. Czasami - poruszać kablami od zasilacza. W krytycznym przypadku można pokusić się także o przełożenie karty do innego slotu, jednak takie działanie zakrawa już na serwisowanie sprzętu, a co za tym idzie - nie może być skuteczne.

_-¯ Życzę zatem Państwu wielu udanych napraw :)
 


Najnowsze komentarze
 
2017-06-30 05:56
DANIELS LOAN COMPANY do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć, Mam na imię Adam Daniels. Jestem prywatny pożyczkodawca, który dają kredyt prywatnych[...]
 
2017-06-27 11:05
Mr Johnson Pablo do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć,           Czy potrzebujesz pożyczki? Możesz się rozwiązywać, kiedy dojdziesz. Jestem[...]
 
2017-06-27 06:09
greg112233 do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witam wszystkich, jestem Greg z Gruzji, jestem tutaj dać Zeznania na Jak po raz pierwszy[...]
 
2017-06-21 16:10
Iwona Brzeszkiewicz do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Czesc, kochanie. Czy wciaz szukasz pomocy. Nie szukaj dalej, poniewaz senator Walter chce i[...]
 
2017-06-15 14:20
kelvin smith do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Brak zabezpieczenia społecznego i brak kontroli kredytowej, 100% gwarancji. Wszystko, co musisz[...]
 
2017-06-13 06:20
Gregs Walker do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Uwaga: Jest to BOOST CAPITAL CENTRAL TRUST FINANCE LIMITED. Oferujemy wszelkiego rodzaju[...]
 
2017-06-13 06:09
Gregs Walker do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Uwaga: Jest to BOOST CAPITAL CENTRAL TRUST FINANCE LIMITED. Oferujemy wszelkiego rodzaju[...]
 
2017-06-09 16:42
George cover.. do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witamy w programie Fba loaninvestment Czasami potrzebujemy gotówki w nagłych wypadkach i[...]
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl