Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
The Killing Game Show 2011-04-18 22:15
 Oceń wpis
   
_-¯ Tak dzisiaj za mną to cały dzień chodziło...

 
Wehikuł 2011-04-04 22:20
 Oceń wpis
   
_-¯ Wieczór dobiegł końca, przechodząc niepostrzeżenie w noc. Zawsze dziwiło mnie jak wieczory to robią, i zawsze obiecywałem sobie że następnego wieczora zaczaję się z zegarkiem i zanotuję moment w którym jedno staje się drugim. Jednak zwykle nawały dziennych zajęć spychały tę cenną aktywność naukową na dalszy plan, a gdy udawało mi się ze wszystkim uporać - było już po tak zwanych przysłowiowych ptokach. Kto z Czytelników zna jakieś przysłowie z ,,ptokami'' proszony jest o podzielenie się nim w komentarzach. To, czy ptoki są przysłowiowe, również chciałem sprawdzić.
Klapnąłem przed telewizorem i sięgnąłem po gazetę z programem, gdy zadzwonił telefon. Sięgnąłem po słuchawkę.
- Słucham?
- Charyzjusz? Mówi Wielomysł... Masz może ochotę przejechać się czasem?
Trochę mnie zamurowało. Podczas mojej znajomości z Wielomysłem Nigdziebądziem zdążyłem już poznać jego dziwactwa, ale to rzucone ni w pięć, ni w dziewięć pytanie lekko mnie skonfundowało.
- Noo... tak, stary. Czasami lubię sobie pojeździć.
- Nie o to pytałem. Pytałem, czy lubisz sobie pojeździć czasem.
- Jeden pies, Wielomysł. Już o tym rozmawialiśmy. Język polski jest bezgramatyczny, tak więc mogę powiedzieć, że lubię sobie pojeździć czasem, lubię sobie czasem pojeździć, czasem sobie lubię pojeździć, lubię czasem sobie pojeździć, czekaj, mogę to powiedzieć na dwadzieścia cztery sposoby.
- Ale ja nie pytam czy lubisz sobie pojeździć okolicznikiem, tylko rzeczownikiem!
Poskrobałem się po głowie, zanim sens tych słów do mnie dotarł.
- Pojeździć... Czasem?
- Aha. Czekam u siebie.
Odłożyłem słuchawkę i - lekko oszołomiony - poczłapałem do sieni.
- Gdzie idziesz? - zainteresowała się Misia, wychodząc z sypialni Charysi.
- Muszę na chwilę wpaść do Wielomysła - powiedziałem sznurując buty.
- Musisz? Przecież umawialiśmy się, że dziś ty usypiasz małą.
- Na chwilę, skarbie - bąknąłem wkładając kurtkę.
- Ale po co? Czy to coś ważnego?
- Nie, kochanie. Po prostu Wielomysł najprawdopodobniej wynalazł Wehikuł Czasu i chciał bym go obejrzał.
Misia pokiwała głową.
- Tylko żebyście znowu nie narobili paradoksów w czasoprzestrzeni, jak ostatnim razem - pogroziła mi palcem - Nie będę kolejny raz sprzątać po waszych głupich zabawach w continuum.
- Oczywiście, oczywiście - przytaknąłem gorliwie i popędziłem ulicą do domostwa Wielomysła.

_-¯ - Wchodź, siadaj, zaraz powinny tu dotrzeć - sąsiad czekał już na mnie w progu, i gdy tylko zdjąłem kurtkę pociągnął mnie na kanapę.
- Siadaj i patrz - zakomenderował.
- Na co mam patrzeć?
- Tu, na ten pojemnik.
Spojrzałem ze zdziwieniem na niepozorne kartonowe pudełko stojące na stole.
- No i?
- Czekaj, jeszcze siedem sekund. Sześć. Pięć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden... Już!
Nic się nie stało. Po kilku niezręcznych sekundach Wielomysł lekko się zmieszał.
- Nooo... czasami się zacina, mogłem też dobrze nie nakręcić, ale...
W tym momencie jego słowa przerwał dzwonek, dobiegający z kartonu. Wielomysł zareagował, jakby kopnęło go tysiąc woltów.
- Haha! Udało się! Udało! Charyzjusz! Udało się!
- Ale co się udało? - nie od razu wydało mi się stosowne podzielać jego entuzjazm.
- No jak to co? - wskazał na pudełko - właśnie byłeś świadkiem udanej podróży w czasie!
- Nie zauważyłem, żeby cokolwiek gdziekolwiek zapodróżowało - pozostałem sceptyczny.
- Oczywiście, Charyzjusz. Nie widziałeś, bo to pudełko poruszało się równolegle z nami w strumieniu czasu. Gdy jedziesz samochodem z tą samą prędkością co kierowca obok, wasze auta nie poruszają się względem siebie. Ale poruszają się względem drogi. Mój Wehikuł Czasu zadziałał. Czas to oblać! - mówiąc to Wielomysł podszedł do pudełka i wyciągnął z niego dwie butelki piwa. Zręcznym ruchem odbił z obu kapsle i jedną podał mi.
- Za podróże w czasie, Charyzjusz!
- Za podróże! - wypiłem kilka łyków - Więc to pudełko to kapsuła czasu?
Wielomysł prychnął.
- No co ty. Pudełka użyłem tylko jako pojemnika, wiesz, żeby wyizolować trochę czasoprzestrzeni. Karton dobrze izoluje...
- To co jest wehikułem?
Wielomysł sięgnął do pudełka i wyjął niewielki przedmiot.
- To - obwieścił tryumfalnie.
- Przecież to minutnik do jajek...
- No i co z tego? Komputera też można używać jako przycisku do papieru, zaś ludzkość uparła się by używać wehikuły czasu jako minutniki do jajek.
- Jak to działa?
- Normalnie. Przedmioty lub osoby które chcesz przemieścić w czasie musisz odizolować od reszty, na przykład kartonowym pudełkiem, choć wydaje mi się że plastikowe pojemniki na kanapki będą równie dobre. Nastawiasz mechanizm na czas, o jaki chcesz przemieścić ładunek...
- Moment moment... - zaprotestowałem - Ale w ten sposób można podróżować jedynie w przyszłość! Minutnika nie można nastawić na, na przykład, minus godzinę!
- Aleś ty głupi, Charyzjusz. Tego akurat nie można, gdyż jak ci wspominałem ludzie uparli się by używać wehikuły jako minutniki. Komu potrzebny minutnik z nastawą minus godzinę? Nikomu. Natomiast jutro ten się elegancko przerobi, wyskaluje w jednostkach ujemnych i będzie działał w obie strony. Na razie, niestety, musimy eksperymentować z tym, co mamy. Na czym skończyłem?
- Że się nastawia mechanizm.
- No właśnie. Nastawiasz mechanizm, zamykasz w środku i voila! Gdy zadzwoni - ładunek będzie przesunięty w czasie. Czysto i precyzyjnie!
Zadumałem się lekko. Czyżby to mogło być aż tak proste?
- Mogę spróbować?
- Oczywiście.
Spojrzałem na zegarek - dochodziła dwudziesta.
- Mogę? - spytałem, pokazując puste pudełko. Wielomysł przytaknął. Włożyłem do środka na wpół opróżnioną butelkę, ustawiłem mechanizm na dziesięć minut, wstawiłem do środka i zamknąłem. Obaj usiedliśmy na kanapie.
...
Minuty mijały niespiesznie. Pędzące przez czasoprzestrzeń kartonowe pudełko tkwiło na stole w pozornym bezruchu.
...
Spojrzałem na zegarek i zmarszczyłem brwi. Według moich obliczeń piwo powinno dotrzeć na miejsce trzy sekundy temu. Czyżby Wielomysł się pomylił, i podróże w czasie jednak nie były możliwe? Dzwonek minutnika, który zabrzmiał w tej chwili, rozbił tę myśl w drobny mak. Otworzyłem pudełko. Piwo przetrwało podróż całe i zdrowe.

_-¯ - Gdzieś Ty do cholery łaził całą noc! - usłyszałem powitanie Misi, gdy pojawiłem się w domu o czwartej nad ranem. Nie odpowiedziałem. Poczłapałem do swojego łóżka i nie zdejmując ubrania zwaliłem się na pościel. Przecież Misia i tak by mi nie uwierzyła, że tak naprawdę nie było mnie tylko chwilę, i że po prostu jeździłem z Wielomysłem (i skrzynką piwa) wehikułem czasu.
 
Sernik 2011-03-20 18:07
 Oceń wpis
   

_-¯ - Będziesz musiał jutro wcześniej wrócić z pracy - oznajmiła Misia znad jakiegoś kobiecego pisma - umówiłam się z dziewczynami i trzeba będzie zostać z Charysią.
- Babcia może się nią zająć przecież - odparowałem.
- Nie może. Dzwoniłam już do niej. Mówi, że słabo się czuje i jutro już się umówiła.
- Do lekarza?
- Nie, do fryzjerki. A co?
- Nic nic, skarbie, tylko wiesz... tak sobie myślę... nie zrozum mnie źle... ale chyba powinniśmy kupić nową babcię dla Charysi.
Misia na krótko oderwała wzrok od lektury i rzuciła mi badawcze spojrzenie.
- Chyba żartujesz - skwitowała.
Byłem przygotowany na taki rozwój sytuacji. Nie raz i nie dwa poruszałem już temat wymiany babci, jednak za każdym razem natrafiałem na twardy opór Misi. W sumie trudno się jej było dziwić. Tym razem jednak nie zamierzałem odpuścić i przystąpiłem do frontalnego ataku.
- Skarbie, nie możemy z tym zwlekać, bo sama zobaczysz. Jest takie prawo Murphy'ego które mówi, że jeżeli coś może się zepsuć to na pewno się zepsuje, i to w najmniej spodziewanym momencie. Tobie wypadnie jakiś dyżur w pracy, mnie delegacja i *BUM* (wymawiając te słowa otoczyłem je gwiazdkami dla polepszenia efektu), okazuje się że nie ma z kim zostawić dzieci, bo babcia się akurat wtedy zepsuła. Nie nie nie! Nie przerywaj mi teraz! - zamachałem rękami widząc, że Misia chce coś powiedzieć - wiem, że robiła przegląd i że mechanik powiedział że jej stan jest dużo lepszy niż wskazywałby przebieg, ale popatrz na znajomych. Wszyscy mają już nowe babcie, tylko my cały czas używamy modelu który wyprodukowano w zeszłym tysiącleciu!
Zrobiłem efektowną pauzę i ze spokojem czekałem na kontratak. Jak już wspominałem tym razem zamierzałem doprowadzić swój zamiar zakupu nowej babci do końca, dlatego też dokładnie przeanalizowałem wszystkie moje poprzednie dyskusje z Misią w tym temacie i rozrysowałem na grafie możliwe przebiegi rozmowy. Matematyki nie da się oszukać, tak więc wiedziałem że jakkolwiek nie potoczyłaby się dyskusja - wygram. Jeżeli dobrze wykonałem obliczenia, to zaraz powinna pojawić się babcia Stefana...
- Stefan nadal nie wymienił babci - powiedziała Misia, a ja tylko się uśmiechnąłem.
- Oczywiście, kochanie. Dlatego też dwa tygodnie temu wyczerpał cały przysługujący mu limit urlopu na opiekę nad dziećmi i urlopu na żądanie. Baśka pojechała na szkolenie, a ich dzieci w tym momencie postanowiły się rozchorować. I - jako dodatkowy bonus - okazało się że babci Stefana zaczyna szwankować zasilanie. Potrafiła wyłączyć się w dowolnym momencie. Oczywiście Baśka nie pozwoliła Stefanowi zostawić maluchów z babcią którą trzeba resetować trzy razy zanim dokończy karmienie. Tak tak tak - Misia znowu chciała mi przerwać - problem stanu technicznego już przerabialiśmy. Wiem, że nasza babcia jest w doskonałym stanie, jednak zużycia niektórych elementów nie da się zmierzyć, a uwierz mi - one się zużywają. Wiesz, że ona potrafi raz na piętnaście minut się zasuspendować?
- To się nazywa drzemka, Charyzjusz - zostałem ofuknięty. Misia pomimo wielu lat w związku ze mną cały czas nie potrafiła się przyzwyczaić do mojej terminologii i starała się ją korygować.
- No przecież mówię. Nie wydaje Ci się to zbyt często?
- To chyba dobrze, że oszczędza energię?
- Owszem, bardzo dobrze. Ale wiesz, kilka lat temu potrafiła przechodzić na pełnej baterii prawie dwadzieścia godzin, nie włączając przy tym żadnej funkcji oszczędzania energii. A teraz...
- Akumulatory zawsze można wymienić - bąknęła Misia, a ja już wiedziałem że wygrałem. W dotychczasowych dyskusjach nie pozwalała babci nawet polakierować na nowo, a tu proszę - jakie ustępstwo.
- Trzeba by wymienić akumulatory, sensory, efektory, optykę, zespół pamięci, układ paliwowy i całe mnóstwo innych rzeczy. To są koszty, kochanie, a dodatkowo nie gwarantują że nie pójdzie jakiś drucik czy nicik o którego istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Poza tym nie opłaca się ulepszać tego modelu. Na rynku nie ma już po prostu takich części, a te które są - są drogie.
- Nie potrzebujemy nowej babci, Charyzjusz! Chcę mieć taką, jaką mamy teraz, i żadnej innej!
Byłem przygotowany i na ten "argument".
- Oczywiście, kochanie, że *TY* chcesz (znów użyłem gwiazdek). Ale pomyślałaś, czy ja tego chcę? Czy chce tego Charysia? Charrison? W życiu nie możemy kierować się sentymentami. Oczywiście, starą babcię możemy zatrzymać, jeżeli jesteś do niej tak bardzo przywiązana, i uruchamiać na specjalne okazje. Co Ty na to?
Nie czekałem na odpowiedź, tylko wyciągnąłem ze stosu gazet wcześniej przygotowany folder sklepu z artykułami AGD i podałem Misi.
- Możesz wybrać który najbardziej będzie Ci pasował. Ja bym wziął ten drugi od góry, na prawej stronie.
Misia chwilę studiowała ulotkę.
- Nie podoba mi się. Jest wielka i kanciasta.
Parsknąłbym śmiechem, ale wiedziałem że sytuacja nie jest najodpowiedniejsza. Misia mogłaby się uprzeć i wtedy cała sztuka matematyki i retoryki zdałaby się psu na budę. Dlatego tylko udałem, że mnie coś zawierciło w nosie. Wielka i kanciasta! Tak jakby nasza aktualna babcia była miss smukłej linii...
- Babcie muszą mieć takie gabaryty, skarbie. Inaczej nie byłyby babciami...
- I ma tylko jedno oko - dodała Misia, co już mnie lekko zdziwiło. Model który wybrałem wcale nie miał jednego oka... Zerknąłem na ulotkę i sytuacja w mig się wyjaśniła.
- To są pralki, kochanie. Babcie są na następnej stronie.
Przewróciłem kartkę i wskazałem interesujący mnie model. Misia oczywiście kręciła nosem, ale fakty mówiły same za siebie. Nowa babcia miała w każdym miejscu trzy do piętnastu razy lepsze parametry od obecnej. Przedłużony czas pracy na baterii. Rząd wielkości lepsza pamięć. Tryb czuwania. Kontrola rodzicielska. Wbudowana ochrona antywirusowa - jakże ważna w okresach przesileń jesiennych. Podłączenie do internetu i wiele, wiele innych. Wybraliśmy jeszcze tylko kolor, po czym (świadom prawdziwości przysłowia "kuj żelazo, póki gorące") wskoczyłem do samochodu i popędziłem do sklepu, a na kolację mogliśmy już zajadać się pysznym "sernikiem babuni 2.0". Byłem ze wszech miar z siebie zadowolony. Misia jakby mniej, no ale w końcu powinna się przyzwyczaić. No i jeszcze Charysia zgłaszała obiekcje.
- Sernik dobry, ale wolę starą babcię - powiedziała mi na ucho poważnym tonem.
- Oczywiście, skarbeczku - odpowiedziałem łagodnie - stara babcia będzie cały czas u nas, w komórce pod schodami. Jak ta babcia, nie daj Boże, się zepsuje - wtedy uruchomimy starą.
- Dobrze - powiedziała mała, a ja nabrałem jakichś dziwnych przeczuć.

_-¯ No i stało się. Jak wyjaśniał mi przedstawiciel producenta - na skutek nietypowego błędu w oprogramowaniu nowa babcia, wykonując pranie, wyprała sama siebie. Wszystkie obwody zamokły, a dodatkowo - pewnie na skutek wirowania - gdzieś wypadł i został wypłukany moduł kuchennych wypieków. Chciałem skorzystać z oferty bezpłatnej wymiany na inny model, ale Misia zareagowała bardzo ostro i zażądała zwrotu pieniędzy. Nie wiedzieć czemu - poparła ją w tym Charysia.
- Ale przecież stara babcia nie zrobi Ci takiego pysznego serniczka - powiedziałem przymilnie.
- Zrobi, tato, zrobi...
- Wiesz - chwyciłem się ostatniej deski ratunku - ale chyba ja już zgubiłem do niej ładowarkę...
- Zrobiłam drugą - powiedziała mała, po czym wyszła z pokoju i po chwili wróciła, trzymając za rękę starą babcię. Zapachniało sernikiem.
- Może pan się poczęstuje? - spytała babcia przedstawiciela producenta - dopiero co wyjęłam z piekarnika.
- Mmmm... pycha! Zupełnie taki jaki pieką nasze modele 2.0.
Zerknąłem zaskoczony na Charysię. Zrobiła niewinną minkę i przytuliła się do babci, poprawiając jej fartuch. Przedstawiciel producenta rozczulił się.
- Jakie to słodkie...

_-¯ I tylko ja zauważyłem że poprawiając babci fartuch Charysia chciała po prostu zasłonić gniazdo rozszerzeń, w którym tkwił dodatkowy moduł. Kropka w kropkę identyczny z tym, który zaginął podczas prania...

 
Recovery complete 2011-03-10 21:33
 Oceń wpis
   
 
Zimowa nostalgia 2010-11-30 21:34
 Oceń wpis
   
_-¯ Właśnie wracam z długiej wyprawy w świat mego dzieciństwa. Tak tak, droga młodzieży - tak kiedyś prezentowały się tzw. ,,mikrokomputery''. Cudo takie posiadało mikroprocesor pędzący z zawrotną prędkością 3.5MHz i całe 48KB RAMu. Przypatrzcie się jeszcze raz tym parametrom. Śmieszne? Zatem wejdźcie na www.zxspectrum.net i spróbujcie ,,z marszu'' pokonać komputer w ,,The Chess Player''. Pokierujcie krokami Bilbo Bagginsa w grze ,,The Hobbit'', podziwiając jednocześnie fantastyczne obrazy generowane w real-time. Pozachwycajcie się trójwymiarową grafiką w ,,3D Tanx''. Ponurkujcie w ,,Scuba dive''. Rozwalcie Obcego w ,,Alien 8''. Pochuligańcie w ,,Skool daze'' oraz w ,,Back to Skool''. Pozaganiajcie kosmiczne owce w ,,One Man And His Droid''. Przetrzepcie skórę wrogiemu agentowi w ,,Spy vs. Spy''. Porozkoszujcie się realizmem symulacji śmigłowca ,,Tomahawk''. Uratujcie wybrankę swego serca w ,,Zorro''. Zetnijcie przeciwnikowi łeb w ,,Barbarianie''. Zdobądźcie kosmiczną bazę w ,,Laser Squad''. Doceńcie kunsztowną muzykę w ,,Battle 1917''. Wspomóżcie Jamesa Bonda w ,,Licence To Kill''... Ufff...


_-¯ Zaś jeżeli przejdziecie już wszystkie gry - napiszcie swoją własną. Strona udostępnia Wam całe bogactwo Sinclair Basica. W sam raz by rozpocząć swoją przygodę z programowaniem. W sam raz, by nauczyć się jak zostać prawdziwym chakierem.
 
Podkładka 2010-11-14 14:39
 Oceń wpis
   

_-¯ Wszystko zaczęło się od nieumiejętnie postawionego kubka z kawą. Na śmierć zapomniałem, że ścieżką wiodącą przez moje krzesło, klawiaturę, podkładkę pod mysz, tajne przejście za monitorem i pasaż między biurkiem a parapetem chadza moja kotka Sechmet. Lubi od czasu do czasu usadowić się na parapecie i - w pozie sfinksa - z pobłażliwą obojętnością obserwować przez szybę nic nieznaczący, zaganiany świat ludzi. Pech chciał, że właśnie koło podkładki pod myszkę postawiłem swoją kawę i na chwilę odszedłem od komputera. Gdy wróciłem - kubek był przewrócony, zaś moja kawa, majestatycznie parując, rozlewała się coraz szerszą kałużą po blacie biurka. Z jednej strony, napotkawszy przeszkodę w postaci braku dalszej części blatu, rozpoczęła desant na podłogę. Z drugiej strony zaatakowała podkładkę i z pasją próbowała się przez nią przesączyć na drugą stronę. Na parapecie zaś siedziała Sechmet. Odwróciła na chwilę głowę od okna i rzuciła mi jedno, krótkie spojrzenie. Zrozumiałem przekaz: ,,zrób to jeszcze raz, a będziesz miał znacznie więcej sprzątania''. Cóż, errare humanum est, ale to się więcej nie powtórzy - obiecałem jej w myślach.

_-¯ Podłogę i blat biurka wytarłem raz dwa. Blat dodatkowo przetarłem jakimś środkiem do mebli i wypolerowałem do sucha. Zrobiłem tak, gdy Sechmet wracając ze swojej samotni na parapecie wkroczyła na biurko, zrobiła krok i... cofnęła łapkę. Usiadła i spojrzała na mnie. No tak. Niedokładnie, jeszcze wilgotno. Musiałem poprawić. Miałem tylko nadzieję, że nie skarci mnie ponownie.

_-¯ Został problem z podkładką. Nasączona kawą z cukrem raczej nie nadawała się do użytku. Próbowałem ratować sytuację wkładając ją do zmywarki, jednak tylko pogorszyłem sytuację. Delikatne materiałowe pokrycie częściowo odkleiło się i teraz zwisało smętnym strzępem. Cóż - chcąc, nie chcąc - musiałem kupić sobie nową.

_-¯ Na zakupy wybrałem się razem z Misią do tzw. Centrum Handlowego. Zawarliśmy układ - ja nie będę marudził w sklepie z butami, ona za to nie będzie mnie odciągać od półek z elektroniką i gadżetami. Wreszcie, po jakichś dwóch tygodniach (choć Misia twierdziła że minęły dopiero dwie minuty) udało mi się ją wyciągnąć z przymierzalni i raźnym krokiem pomaszerowaliśmy w kierunku sklepu ,,Nie (tylko) dla chakierów'', tam zaś bezbłędnie skierowałem się ku regałom z podkładkami na myszy. No i tutaj zaczął się kolejny problem:
- Którą wybrać? - spytałem Misi, gdyż jako kobieta dysponowała tzw. ,,kobiecą intuicją'', czyli nieznanym i niedostępnym mężczyznom modułem nieliniowego przetwarzania, potrafiącego się zadowolić niekompletnymi danymi wejściowymi lub brakiem jakichkolwiek danych w ogóle. Podkładek były tysiące, o wiele za dużo jak na prosty męski rozumek. Dawno nie kupowałem podkładek... Gdy robiłem to po raz ostatni właśnie upadł komunizm, a ja mogłem wybrać pomiędzy zieloną (choć Misia twierdziła, że była to turkusowa) a szarą (choć Misia twierdziła, że była to beżowa). Wybrałem zieloną. Ale teraz...

_-¯ Odrzuciłem propozycje nabycia podkładki przedstawiającej pluskające delfiny, galopujące konie, baraszkujące kocięta i pole słoneczników. Zagłębiałem się coraz mocniej w regały a mój mózg powoli przestawał funkcjonować. I w tej beznadziejnej, wydawałoby się, sytuacji nagle moim oczom ukazał się coś, co umożliwiło podjęcie wyboru w ułamku sekundy. Piękna, profilowana podkładka z żelowymi poduszeczkami pod nadgarstek, skutecznie eliminująca ryzyko wystąpienia zespołu cieśni nadgarstka! Marzenie każdego chakiera...
- Wezmę tę - zakomunikowałem.
Misia rzuciła okiem na mój wybór.
- Absolutnie się nie zgadzam!
- Dlaczego? Kochanie, to połączenie nowoczesności i ergonomii, popatrz tylko...
- Właśnie widzę. Nie będziesz kupował podkładki w kształcie babki z wystającymi cyckami.
- Ależ kochanie, ten model wydaje mi się idealnie dopasowany.
- To weź ten - Misia sięgnęła gdzieś i podała mi identyczną (na pozór) podkładkę, wyrażającą błękitne niebo z obłoczkami. Skrzywiłem się.
- No nie wiem - wyraziłem delikatny protest - ta tutaj wydaje mi się jakaś taka... gorsza.
- Jest dokładnie taka sama, tylko nadruk inny.
- Może w czymś pomóc? - jak spod ziemi wyrósł koło nas jakiś sprzedawca. Na szczęście - mężczyzna.
- Wie pan, gdyby miał pan do wyboru tę podkładkę z chmurkami i tamtą w kształcie... hmmm... modelki, to którą by...
- Tę drugą - odpowiedź padła nim skończyłem zadawać pytanie. Misia prychnęła.
- Przecież są identyczne - skontrowała.
- Szanowna pani, one są identyczne jedynie na pozór. Jaką państwo posiadają myszkę?
- Czarną - odpowiedziała.
- Optyczną - sprecyzowałem.
- No właśnie. Ta podkładka... z chmurkami... raczej nie nadaje się do myszek optycznych. Pani rozumie, faktura wzoru i... eeee... gradient kolorów... znaczy...
- Skarbie, chodzi o to że niebieski ze względu na swą niebieskość odbija głównie krótszy zakres fal świetlnych niż emitowane przez diodę czerwony, który z kolei ma niedaleko do różu jak... na tej... drugiej podkładce. Widzisz więc, że obiektywnie rzecz biorąc niebieskie tło... no... nie jest dobre.
- Poza tym pani zwróci uwagę, że tamta druga podkładka produkowana jest w 80% procentach z materiałów ekologicznych.
- Czyli sama widzisz. Musimy dbać o środowisko. Zresztą, kto tu kupuje? Ja czy ty? - podsumowałem, dyskretnie wsuwając podkładkę do koszyka.

_-¯ Podkładka sprawuje się wyśmienicie. Nawet Sachmet ją lubi, choć początkowo omijała ją lekkim skokiem. Tylko ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić do widoku przepływających pod myszką obłoczków.

 
Śpiąca Królewna 2010-11-02 21:48
 Oceń wpis
   
_-¯ Spać - oznajmiłem, siadając wieczorem na krawędzi łóżka Charysi.
- Za chwilę, jeszcze nie skończyłam czytać - spróbowała odpędzić mnie mała.
- Skończyłaś - stwierdziłem, delikatnie acz stanowczo wyłuskując z rąk córki opasły tom ,,Algorytmów aproksymacyjnych''. Z dezaprobatą odłożyłem go na najniższą półkę nocnej szafki.
- Ale tato!
- Bez dyskusji. Jak chcesz, to opowiem ci bajkę o Śpiącej Królewnie.
- Nie chcę.
- Ależ chcesz. W telewizorze mówili, że to pomoże ci się rozwijać i wzmacnia rodzinne więzi. Więc posłuchaj: dawno, dawno temu...
- To znaczy kiedy?
- No... to znaczy dawno.
- Przed chwilą powiedziałeś, że ,,dawno, dawno''
- No bo ,,dawno, dawno''.
- Ile to jest dawno?
- To znaczy dawno! Chcesz słuchać, czy nie!?
- Nie.
- No to słuchaj. Dawno, dawno temu...
- Tato? A to ,,dawno'' to się sumuje czy mnoży? Bo gdyby się mnożyło, to byłaby to całkiem ciekawa koncepcja przestrzeni pięciowymiarowej, z dwoma niezależnymi osiami czasu...
Przeciągnąłem sobie ręką po twarzy i niezrażony ciągnąłem dalej.
- Jedno dawno temu, w *normalnej* (zaakcentowałem to słowo dobitnie) czasoprzestrzeni żyli sobie król i królowa, którym urodziła się śliczna córeczka. Bardzo się z tego faktu ucieszyli i wyprawili huczne chrzciny.
- Skoro urządzili chrzciny to wydaje mi się, że można by precyzyjniej określić ramy czasowe, prawda?
- Gdyż?
- Gdyż to musiało się dziać po narodzeniu Chrystusa. I zapewne nie w okresie wczesnego chrześcijaństwa, tylko później, skoro była to oficjalna religia w królestwie. Na pewno później niż za panowania Dioklecjana... Za Konstantyna?
- Nie wiem. Słuchaj. Wyprawili chrzciny. Zaproszono wielu znakomitych gości, a wśród nich - sześć dobrych wróżek.
- Chrześcijaństwo nie uznaje wróżb, więc to było ze strony rodziców co najmniej nierozsądne...
- Charysiu!
- Dobrze, już dobrze. Nie odzywam się. Tylko dlaczego ta bajka jest taka niespójna?
- Bo to bajka. Utwór dla dzieci. Nie musi być logiczny w każdym calu.
- Maksym Gorki mówił, że dla dzieci trzeba pisać tak jak dla dorosłych, tylko lepiej, wiesz?
- Wiem. Słuchaj. Każdy z gości przyniósł wspaniałe dary. Również wróżki. Pierwsza z nich podarowała jej urodę, druga - piękny głos, trzecia - wdzięk, czwarta - dobre serce, piąta - talent muzyczny... Zanim swój dar złożyła szósta, drzwi pałacu otworzyły się i wraz z lodowatymi podmuchami wiatru w komnacie pojawiła się Czarna Wróżka Złości. Była zła, że nie zaproszono ją na uroczystość.
- Nie zaproszono?
- Nie.
- To chyba król uczył się dyplomacji od naszego rządu...
- Nie przerywaj. Czarna Wróżka była wściekła. Szybko podeszła do kołyski maleństwa i rzekła:
- Ochrony też pogratulować...
- Powiedziałem: nie przerywaj. Rzekła: Ja też mam dar dla tego dziecka! Gdy skończy szesnaście lat, ukłuje się w palec wrzecionem i umrze! Ha ha ha ha! Po tej strasznej zapowiedzi zniknęła w kłębach gryzącego, czarnego dymu. Zapadła pełna grozy cisza, gdy wtem odezwała się szósta wróżka, która jeszcze nie złożyła swojego daru. Powiedziała: Nie mam dość mocy, by w całości odwrócić zły czar, jednak nie smućcie się. Królewna nie umrze, tylko zaśnie, a wraz z nią zaśnie całe królestwo, i będzie tak spać sto lat
- Czemu nie sto dwadzieścia osiem? Albo sto dwanaście?
- Sto dwanaście?
- To by ładnie korespondowało z tymi szesnastoma latami. W sumie - sto dwadzieścia osiem.
- W bajce jest mowa o stu latach!
- No fajnie. Na początku ,,dawno, dawno'' i nagle ni stąd ni zowąd taka precyzja.
- No dobrze. Wszyscy będą spać sto dwanaście...
- Może też być dwieście czterdzieści. I dziesiętnie będzie okrągło, i w sumie dwieście pięćdziesiąt sześć. Szesnaście do kwadratu. Do bajki pasuje jak ulał.
- ... będą spać dwieście czterdzieści lat, aż zjawi się piękny książę który odwróci zły czar pocałunkiem...
- Szkoda...
- Czemu szkoda?
- Sądziłam, że szósta wróżka da jej inteligencję.
- Ale wtedy nie można by odwrócić złego czaru!
- Można by, można. Wiem nawet jak.
- Cóż, król też wpadł na ten pomysł. Kazał spalić wszystkie wrzeciona.
- To nie jest dobry pomysł, założę się, że w tej bajce znalazło się jeszcze jedno wrzeciono którym królewna się ukłuła. Mam rację?
Westchnąłem ciężko i przytaknałem.
- Tak, zła wróżka zmieniła się w dniu szesnastych urodzin królewny w starą prządkę, zwabiła królewnę do zapomnianej komnaty w zapomnianej wieży i pokazała jej wrzeciono, zaś gdy ta zaciekawiona dotknęła go - ukłuła się w palec i umarła. Znaczy - zasnęła.
- Mówiłam, że głupi pomysł.
- No to słucham, jaki jest twój, panno mądralińska? - spytałem.
- To proste. Żeby ukłuć się wrzecionem w palec potrzeba dwóch rzeczy. Jednym jest wrzeciono. Jak widać na przykładzie - wszystkich wrzecion nie udało się znaleźć i wyeliminować. Trzeba było zatem pozbyć się czego innego.
- Czego?
- Palców królewny. Nie ma palców - nie ma ukłucia w palec. Proste, logiczne.
- Chciałabyś żeby królewnie ucięto palce?
- Wtedy szósta wróżka mogłaby dać jej inteligencję, a wtedy - kto wie - może rozwinęłaby chirurgię transplantacyjną na poziom który umożliwiłby przeszczep palców na powrót? Albo genetykę. Wtedy mogłaby wyhodować sobie nowe palce.
- Ale... ale nie można było tego zrobić!
- Dlaczego?
- Bo wtedy nie byłoby bajki o Śpiącej Królewnie, smarkulo! I nie mógłby przybyć piękny książę, by ją obudzić pocałunkiem! A w bajkach musi być królewna i piękny książę!
- No, tato, gratuluję logiki. Nie likwidujmy zarazków cholery, bo już wynaleźliśmy na nią lekarstwo...
- Cicho! Ja opowiadam tę bajkę i nie będzie ucinania królewnie palców! Zrozumiano?!
- Co się tam dzieje? Czemu tak krzyczycie? - zza drzwi sypialni ciekawie wyjrzała głowa Misi.
- Nic, nic. Kończę bajkę i bronię Śpiącej Królewny przed twoją córką, która chce jej amputować dłonie - rzuciłem sarkastycznie.
- I stopy tato, i stopy. Tam też są palce - sprecyzowała Charysia.
Zamknąłem oczy i szybko policzyłem do szesnastu milionów. Zrobiłem kilka głębokich wdechów.
- Królewna zasnęła. Spała sto lat. Cisza! STO CHOLERNYCH LAT! Przybył piękny książę, pokonał przeszkody, pocałował ją i wszyscy żyli długo i szczęśliwie! Dobranoc!
- Ale...
- Powiedziałem DOBRANOC! Spać!
Pstryknąłem nocną lampką i szybkim krokiem wyszedłem z sypialni. Niech no ja tylko znajdę tego drania, który w telewizji twierdził że opowiadanie dzieciom bajek cementuje rodzinne więzi...
 
Bicykl Hamiltona 2010-10-22 19:10
 Oceń wpis
   
_-¯ W dzisiejszym wpisie chciałbym przybliżyć P.T. Czytelnikom mało znaną klasę algorytmów, określanych jako ,,algorytmy a-moralne''. Ojcem tej dziedziny jest zapewne doskonale znana Państwu postać profesora Erwina Donalda Charapa, który szczegółowo opisał ją w swoim dziele ,,The Art of A-moral Computer Programming''. Miałem niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w tworzeniu wspomnianej pozycji, a teraz - korzystając z nadarzającej się okazji - chciałbym rozpocząć cykl artykułów poświęconych właśnie a-moralistyce (jak w skrócie określa się algorytmikę a-moralną).

_-¯ Na wstępie kilka słów wyjaśnienia, czym właściwie są algorytmy a-moralne? Główną właściwością tej grupy algorytmów jest ich całkowita nieprzydatność do rozwiązywania danego problemu, czy nawet wręcz szkodliwość. Algorytmy a-moralne nie tylko nie prowadzą do rozwiązania zadania, ale wręcz to rozwiązanie utrudniają. Najprostszym przykładem takiego algorytmu jest ,,a-moral algorithm for optical character recognition'', z sukcesem wykorzystywany w systemach captcha.

captcha_banner

Umieszczony powyżej obrazek to przykład, jak zastosowany algorytm wpływa na postać danych wejściowych (oryginalny tekst znajduje się w nawiasach kwadratowych). Jak widać efektem działania jest nie tylko nie wyprodukowanie poprawnie rozpoznanego tekstu, ale jeszcze zmodyfikowanie danych wejściowych tak, by były możliwie nieużywalne dla innych systemów OCR. Jeden z najbardziej znanych algorytmów tego typu, znany pod nazwą CPW (od nazwisk twórców: Charap-Pratt-Whitney) nie tylko przekształca źródło danych, lecz dodatkowo wysyła obraźliwe e-maile lub stara się tak odcyfrować tekst by ułożyć obraźliwy wierszyk. Dla przykładu z powyższego obrazka zamiast spodziewanego słowa ,,captcha'' wyjściem był następujący tekst:

Na górze róże
Na dole fiołki
Charyzjusz Chakier
Jest głupi jak but i śmierdzi mu z butów!!!111jedenjedenjeden

Złożoność obliczeniowa algorytmu CPW wynosi O(n*log(k*n)), gdzie k jest liczbą słów generowanego wierszyka, zaś n stałą większą 1.5 raza od t, gdzie t jest czasem który użytkownik jest w stanie czekać na wyniki działania programu. Jak widać algorytm jest wysoce wydajny i prowadzi do irytacji zarówno samego użytkownika, jak i jego otoczenia. Jako ciekawostkę dodam fakt, że CPW często używa powtórzeń wyrazów w tej samej, lub w sąsiadujących frazach, w celu spotęgowania wrażenia - zatem zwrot ,,głupi jak but i śmierdzi mu z butów'' wcale nie jest przypadkowy, choć zapewne mniej wydajne algorytmy użyłyby ,,głupi jak but i śmierdzą mu stopy'', co jednak nie jest aż tak niedobre jak w przypadku CPW.

_-¯ Dzisiaj jednak chciałem omówić inny algorytm a-moralny, dotyczący znajdowania bicyklu Hamiltona w grafie. Na wejściu pojawia się spójny graf, zaś algorytm ma znaleźć w nim taki bicykl, na którym Hamilton byłby w stanie objechać wszystkie wierzchołki, odwiedzając każdy dokładnie jeden raz. Rozwinięciem problemu bicyklu Hamiltona jest bicykl komiwojażera, gdy dany jest skierowany graf ważony, zaś komiwojażer ma osiągnąć na swoim bicyklu czas nie gorszy od każdego innego osiągniętego przez Hamiltona na dowolnym znalezionym przez siebie bicyklu. Oczywiście nie należy również dopuścić do tego, by Hamilton wziął bicykl komiwojażera. Oto jak należałoby się do tego zabrać z punktu widzenia a-moralistyki:
1. Napisać algorytm który w pierwszym kroku kradnie pierwszy napotkany bicykl.
2. Używając tego bicyklu ucieka przed Hamiltonem, zachowując na n-tej krawędzi grafu prędkość co najmniej vn, które to vn jest minimalną prędkością potrzebną do przybycia do k-tego wierzchołka zanim Hamilton
osiągnie wierzchołek k-1. W k-tym wierzchołku algorytm porzuca bicykl spuściwszy z jego opon powietrze i kradnie następny.
3. Punkt drugi powtarzany jest tak długo, aż ze wszystkich opon wszystkich bicykli w grafie zostanie spuszczone powietrze.
Przykładem zastosowania w/w algorytmu było wprowadzenie go do komputerów teamu McLarena podczas treningu przed Grand Prix Japonii.
_-¯ Jak wspomniałem, rozwinięciem problemu poszukiwania bicyklu Hamiltona jest problem komiwojażera. Normalne rozwiązanie polega na wyznaczeniu bicyklu na którym komiwojażer w najkrótszym czasie przejedzie przez wszystkie miasta/wierzchołki grafu. Kiedy do problemu zastosowałem ,,a-moral algorithm for traveling salesman problem'' mój komputerowy komiwojażer najpierw zapomniał wziąć ze sobą towaru, potem udał się nie do tych miast które miał odwiedzić, na końcu zaś został napadnięty w pociągu przez szalikowców, pobity i okradziony. Nie tylko więc nie odwiedził żadnego z wyznaczonych punktów, ale również stracił cały dorobek życia (wirtualnego, ale jednak).

_-¯ Na szczęście istnieje prosta metoda posługiwania się algorytmami a-moralnymi tak, by służyły zamiast szkodzić. Wystarczy po prostu używać ich do rzeczy wręcz przeciwnych niż te, których dotyczą, np. ,,a-moral algorithm for picture distorting'' znakomicie nadaje się do rozpoznawania tekstów i obrazów. Ale o tym napiszę w kolejnym wpisie...

PS: Czytelników serdecznie zapraszam do zapoznania się z opowiadaniem Zgrzytanie, pierwszym fan-ficowym utworem o mnie :D
 
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 |


Najnowsze komentarze
 
2016-03-27 11:01
loan offer do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Dobry dzień, Jestem MR larryt, prywatnej pożyczki Pożyczkodawca oraz współpracy finansowej[...]
 
2016-03-12 03:02
Pani Tamara Tita do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć, Nadchodzi Affordable kredytu, która zmieni twoje życie na zawsze, jestem Pani Tamara[...]
 
2016-03-11 18:49
Josephine Halalilo do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć wszystkim, Gorąco polecam to wspaniałe świadectwo, że w moim życiu trzymałem miłości[...]
 
2016-02-23 21:39
pharoah do wpisu:
Wybory coraz bliżej...
Charyzjuszu! Na święte Kontinuum i Infundybułę Chronosynklastyczną - powiadam Ci: Wróć!
 
2016-02-23 18:03
janrski do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
HEJ POMOZESZ MI SIE WŁAMAC NA KONTO MOJEJ ZONY??MA TROJE DZIECI OD 10LAT DO 4 LAT MOGE JEJ[...]
 
2016-02-09 00:03
vektra es a do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Drodzy Użytkownicy, chcielibyśmy odnieść się do poruszanych na tej stronie kwestii jak i[...]
 
2016-02-04 02:07
Pani maris smith do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Zeznania w sprawie jak mam pożyczkę zmienić życie mojej rodziny Nazywam się Babara Curtney.[...]
 
2016-01-18 21:36
jolasia do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witam czy ktoś by mógł włamać mi się na konto?
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl