Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
 Oceń wpis
   
_-¯ Siedziałem sobie przy komputerze i właśnie wprowadzałem ostatnie poprawki do opracowywanej przez siebie sztucznej inteligencji, gdy usłyszałem dzwonek u drzwi.
- Nikogo nie ma w domu. Akwizytorom dziękujemy. Do widzenia.
Westchnąłem i kolejny raz przyrzekłem sobie solennie w najbliższy weekend wybrać się po nowy dzwonek. Ten miał już swoje lata i na starość zrobił się zrzędliwy, opryskliwy i nieprzyjemny. Wstałem od biurka i żwawo ruszyłem do drzwi, mając cichą nadzieję że odwiedzającym jest któryś ze starych znajomych, którego nie przepłoszy gderanie dzwonka.
- Jeszcze tu jesteś, głuchelcu? Nie słyszałeś! Won! - mój gość najwyraźniej nie zamierzał łatwo ustąpić, co tylko rozjuszało mojego elektronicznego stróża. Szybko odkręciłem zasuwę. W samą porę, gdyż nieznajomy właśnie odwracał się na pięcie z zamiarem odejścia.
- Halo! - krzyknąłem - Proszę. Proszę wejść. Przepraszam za mój dzwonek. Pan... to Pan się wprowadził niedawno pod czternasty?
Istotnie, twarz tego człowieka wydała mi się znajoma. Zresztą, nie tylko twarz - zarówno fryzura jak i odzienie zdradzały w nim naukowca: rozczochrana bujna siwa czupryna a'la Einstein oraz długi poplamiony fartuch laboratoryjny. Tylko jak o się nazywał...
- Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam. Nazywam się Wielomysł Nigdziebądź, fizyk-empirysta. Niedawno się wprowadziłem pod czternasty, będziemy sąsiadami.
- Proszę, proszę do środka. Nie będziemy przecież tak stali na progu.
- Spieprzaj, dziadu! - dzwonek znów dał znać o sobie. Szarpnąłem za wtyczkę i odłączyłem go od zasilania. Raz, jeden-jedyny raz, dałem mu oglądać telewizję, i akurat leciał polityczny program publicystyczny, a zaraz po nim ,,Psy'' Pasikowskiego. Dobrze że nieczęsto sięgał po cytaty z tego repertuaru, ale jak było słychać - zdarzało mu się.
- Przepraszam jeszcze raz. Jakoś nie mogę znaleźć czasu by go wymienić. Zapraszam - wskazałem gestem wnętrze domu. Mój nowy sąsiad wykonał ruch jakby zamierzał wejść, zaraz jednak się cofnął.
- Ja tylko na chwilę. Bo wie Pan, wczoraj uciekł mi Aaaa-PSIK! - kichnął donośnie. - Nie widział Pan go gdzieś? Na przykład w piwnicy. Taki mały, kędzierzawy. Nazwałem go Fafik... Lubi mleko...
Rozłożyłem ręce.
- Niestety, nie widziałem. Ale jak tylko zobaczę to dam Panu znać. Ma Pan telefon? Zaraz wezmę coś do pisania...
- Nie trzeba, dałem ogłoszenie do gazety, tam Pan znajdzie kontakt - z tylnej kieszeni spodni wydobył i podał mi złożony kawałek papieru - O. Tu na dole. W rubryce ,,Zgubiono''. Wielomysł Nigdziebądź. Z góry Panu dziękuję - ostatnie słowa wypowiedział już zamykając za sobą ogrodową furtkę.
Schowałem kartkę i wróciłem do przerwanej pracy. Nie podłączałem już dzwonka - potrzebny był mi spokój.

_-¯ Misia ścisnęła mnie za ramię. Obudziłem się i obróciłem w jej stronę.
- Charuś - wyszeptała - ktoś jest w kuchni...
Wytężyłem słuch. Rzeczywiście, z dołu dochodziły nieregularne szurania. No tak. Przecież dzwonek wisiał na jednym obwodzie z instalacją alarmową, wyłączając go wyłączyłem też całą resztę czujników. Przeklinając własną lekkomyślność powoli wstałem i ściskając w spoconej dłoni kapeć cicho zszedłem na dół. Zajrzałem do kuchni - niczego tam nie było...

_-¯ No, prawie niczego. Na kuchennym blacie leżała przewrócona butelka mleka, a mały, czarny kłębuszek zlizywał, lekko mrucząc, rozlaną zawartość. Odetchnąłem z ulgą - to pewnie ten zwierzak Wielomysła. Cichutko wycofałem się i odszukałem otrzymaną wcześniej kartkę... Gdzieś tu musiał być telefon... Przebiegałem wzrokiem kolejne rzędy ogłoszeń:
- Neutrino elektronowe w dobre ręce oddam. Nauczone czystości, lubi dzieci.
- Kwarki z rodowodem. Tanio!
- Siedmiotygodniowy mezon szuka domu. Odrobaczony, szczepiony.
- Znaleziono taon, ciemny podpalany, z białą łatką na oku. Właściciel proszony jest o kontakt.
- Zaginął Wszechświat Równoległy. Nieduży, kędzierzawy. Reaguje na imię Fafik. Znalazca proszony jest o kontakt pod numerem telefonu ...... prosić prof. Wielomysła Nigdziebądzia.
Bingo! Wróciłem na palcach do kuchni.
- Faaafik... Kici kici... - kurczę, jak woła się na wszechświaty? - Taś taś... Cip cip... Faaaafik... Noga! - ostatnie polecenie chyba wypowiedziałem zbyt głośno, gdyż Fafki szmyrnął jak zdmuchnięty do dziury między zlewozmywakiem a koszem na śmieci. Zajrzałem pod zlew - w ciemności jarzyły się mu tylko spiralne kłębiska galaktyk.
- No nic, dzwonimy po twojego pana. - powiedziałem na głos, bo nie było już sensu zachowywać się po cichu, skoro Fafik i tak czmychnął do dziury. Chwyciłem telefon i wykręciłem numer.
- Halo? Przepraszam, że niepokoję o tej porze. Mówi Charyzjusz Chakier. Chyba znalazłem Pana zgubę.

_-¯ Profesor zjawił się u mnie po czasie krótszym niż minuta. Ubrany był tak samo jak przy poprzednim spotkaniu, więc doszedłem do wniosku że nawet do spania nie zdejmuje swojego fartucha. Był podekscytowany.
- Gdzie go Pan ma? - zapytał już w progu.
- Siedzi tam, w kącie. Widzi go Pan?
- Tak. Hmmm.... ciężko go będzie stamtąd wyciągnąć. Ma Pan klatkę Faradaya?
- Coś się znajdzie. Ale jak go wykurzyć z dziury? Może kijem od szczotki? Albo odkurzaczem?
- Ma Pan funkcję falową Schrödingera?
Poszperałem w schowku na miotły i wyciągnąłem jedną.
- Osiemnastka. Może być?
Przyjrzał się jej krytycznie.
- Może coś ciut większego?
Pogmerałem głębiej.
- Dwudziestka dwójka. To chyba największa jaką mam...
Wielomysł chwycił ode mnie funkcję i zaczął lekko szturchać wszechświat, który powoli i niechętnie zaczął przesuwać się w stronę klatki. Po dziesięciu minutach drzwiczki zatrzasnęły się. Fafik był w klatce. Spojrzałem na profesora - nie wyglądał na zachwyconego.
- Coś nie tak? - zaniepokoiłem się.
- Nie... W porządku. Wszystko w porządku. Dziękuję za zgłoszenie, ten Wszechświat na pewno mi się przyda. Tyle tylko, że to nie Fafik.
- Jak to nie Fafik? - szczerze się zdziwiłem.
Profesor Wielomysł spojrzał na mnie. Rozpoznałem to spojrzenie, gdyż właśnie takim spojrzeniem patrzę na użytkowników którzy zadają mi banalne pytania w stylu ,,czym się różni wątek od lekkiego procesu?''. Nieuki. Zabawne, że właśnie poczułem się jak nieuk. Na wszelki wypadek przybrałem obojętną minę i poczekałem na wyjaśnienia.
- To nie Fafik, bo Fafik to Wszechświat Równoległy - podsumował profesor - a ten, niech Pan na niego spojrzy. Ten jest prostopadły...
 
ZAiSK 2007-11-26 00:01
 Oceń wpis
   
_-¯ Chakier. Ktoś do Ciebie - poinformował mnie interkom głosem panny Erudycji. Posłusznie zwlokłem się z fotela i skierowałem w stronę pokoju konferencyjnego numer siedem, gdzie zwykło się przyjmować gości. No, ale najpierw trzeba się było wydostać z własnego gabinetu. Kontrola głosu. Kontrola siatkówki. Kontrola odcisków palców... Czasami miałem wrażenie, że praca w pierwszej strefie bezpieczeństwa to nie był dobry pomysł... Kontrola stanu uzębienia. Kontrola tożsamości. Sprawdzian z geografii. Ufff... wyszedłem.

_-¯ W pokoju numer siedem czekało na mnie dwu nieznanych mi bliżej smutnych panów, jedna niewiele weselsza pani, oraz - co mnie zdziwiło - mój szef. Przedstawiłem się na wejściu i usiadłem na pierwszym wolnym krześle.
- Słucham? - zagaiłem. Ku mojemu zaskoczeniu odezwał się szef:
- Charyzjusz, ci Państwo są z ZAiSKu. Podobno w naszej firmie używa się nielegalnego oprogramowania.
- Proszę wybaczyć moje niedouczenie, ale co to jest ZAiSK? - spytałem.
- Związek Amatorów i Specjalistów Komputerowych - pospieszyła z wyjaśnieniami moja rozmówczyni. Odnosiłem coraz większe wrażenie, że panowie jej towarzyszący to tylko statyści... A może ochrona?
- Uhm. Znaczy, coś takiego jak BSE?
- Chyba miał Pan na myśli BSA?
- No tak. Być może. Wie Pani, te nazwy są takie podobne, a w sumie i tu, i tam dochodzi na końcu do zgąbczenia mózgu. Czyli... jak Pani wspomniała - Związek Amortyzatorów...
- Amatorów i Specjalistów Komputerowych. Chronimy prawa twórców oprogramowania. Doniesiono nam, że w Państwa firmie używa się oprogramowania z naruszeniem prawa autorskiego.
- Charyzjusz? Jak to wytłumaczysz - głos szefa zabrzmiał ostro i szorstko. Zupełnie inaczej niż wtedy, gdy prosił bym mu załatwił darmowe konto na vivid.com.
- Hmmm... a kto zgłosił zastrzeżenia, jeśli można wiedzieć? - zapytałem słodziutko.
- Nie można wiedzieć - pani z ZAiSKu nie dała się złapać na lep udawanej słodyczy. - Zresztą Pan Horacjusz Hwast prosił nas o pełną anonimowość.

_-¯ No tak. Mogłem się tego spodziewać. Horacjusz Hwast - wywaliliśmy go z roboty dwa tygodnie temu - za próby instalowania Visty. Jedną z instalacji wykonał na komputerze systemu autoryzacji. Przez dwa dni walczyliśmy potem o dostęp do naszych własnych gabinetów, oglądając wciąż komunikaty w stylu:
- Podjęto próbę uzyskania dostępu do pokoju 104. Jeżeli to Ty chcesz wejść do pokoju 104 - potwierdź wciskając klawisz 'Tak'
- Naciśnięto klawisz 'Tak'. Jeżeli to Ty wcisnąłeś ten klawisz, wciśnij klawisz 'Ja'.
- Wciśnięto klawisz 'Ja'. Jeżeli jesteś Niemcem i wcisnąłeś go przez przypadek, gdyż zwykle taki wciskasz, wciśnij 'Nein'. Jeżeli jesteś Niemcem i wcisnąłeś go świadomie, wciśnij ponownie klawisz 'Ja'. Jeżeli nie jesteś Niemcem wciśnij klawisz 'OK'.
- Wciśnięto klawisz 'OK'. Jesteś pewien, że nie jesteś Niemcem? Wciśnij klawisz 'Jestem pewien'.
- No a wyglądasz jak Niemiec, kłamczuszku. Dostęp zablokowany.

_-¯ Przerwałem rozmyślania. Szkoda, że ta kobieta okazała się tak twarda i nie wyjawiła mi źródła 'przecieku'. No cóż. Pozostało mi jedynie udowodnienie, że jej źródło się myliło.
- Czy mogłaby Pani przedstawić listę użytkowanych tu nielegalnych programów?
- Proszę bardzo: omnicrypt, stonogizer, destonogizer, chakieryzator, chakierotron, chakierowacz...
Przerwałem jej wybuchem śmiechu. Spojrzała na mnie zimnym wzrokiem, jednak nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.
- Dla Pani wiadomości - autorem wszystkich wymienionych przez Panią programów jestem ja - Charyzjusz Chakier - i na mocy odpowiednich licencji zgodziłem się na wykorzystanie ich w tej oto instytucji - zatoczyłem ręką szeroki łuk, po czym wstałem - Żegnam - rzuciłem ozięble i zakręciłem się na pięcie, zamierzając wyjść.
- Tak, ale przecież może Pan w przyszłości normalnie zastrzec swoje prawa, a ZAiSK ma prawo i obowiązek dla Pana trzymać te pieniądze. Albo więc podpisze Pan z nami ugodę, zapłaci dobrowolną karę i zgodzi się na odprowadzanie składek tytułem ochrony Pańskich praw, albo pójdziemy do sądu i zatroszczymy się o to by najbliższym Pańskim produktem był miernik czasu do końca wyroku!

_-¯ Zdębiałem, ale tylko na chwilę. Potem zaś - nisko, z szacunkiem - pokłoniłem się pani z ZAiSKu, zaś moje serce wypełniła radość, a z oczu potoczyła się łza wzruszenia. Jak to dobrze że są jeszcze ludzie i instytucje gotowe bezinteresownie dbać o prawa bliźnich!
 
Charysia 2007-11-19 23:34
 Oceń wpis
   
_-¯ W piątek siedziałem w robocie i nudziłem się straszliwie. Wiadomo - piątek, weekendu początek. Jak kto co miał zrobić, to albo już to zrobił, albo odkładał sobie na poniedziałek. Jeżeli gdzieś występowały awarie działania sieci to nikomu nie chciało się ich już zgłaszać - i bardzo dobrze, bo mnie się nie chciało ich naprawiać. Nuuuuudy.

_-¯ Dla zabicia czasu łapałem elektrony wylatujące przez wypalony gdzieniegdzie luminofor starego serwerowego terminala i budowałem im małe zagródki z zapałek. Doświadczenie było o tyle pouczające, że pozwalało namacalnie przekonać się o zasadzie nieoznaczoności Heisenberga - mianowicie im ciaśniejszą zagródkę zbudowałem, tym bardziej rozmyta była wokół niej czasoprzestrzeń. W tych naprawdę ciasnych fluktuacje czasu były na tyle duże, że miejscami nawet był tam weekend, choć z drugiej strony zaraz przechodził w piątkowy poranek i tak w kółko. Zabawa znudziła mi się po pół godzinie, ale zaraz wymyśliłem sobie nową. Łapałem elektrony za spiny i wiązałem w łańcuszek, starając się stworzyć możliwie jak najdłuższy, zanim cała konstrukcja mi się gdzieś uziemi. Dochodziłem właśnie do pełnego angstrema gdy jakaś nieuważna koleżanka trąciła mnie łokciem i cała misterna konstrukcja wpadła mi do herbaty. Westchnąłem tylko, ale cóż - przynajmniej miałem herbatę z prądem.

_-¯ Pół godziny przed fajrantem zadzwoniła Misia. Sądziłem, że tak jak zwykle poda mi listę zakupów które trzeba zrobić na weekend, ale nie. Tym razem chodziło o coś innego:
- Słuchaj, mógłbyś wyjść wcześniej z pracy? Robimy sobie babski wieczór, obiecałam pomóc Joli przy sałatkach. Ktoś musi się zająć Charysią.
- Ależ, Kochanie. Jestem diabelnie zajęty, mam tu doprawdy urwanie głowy - wiesz, weekend za pasem i wszyscy czegoś ode mnie chcą. Naprawdę, nie dam rady się wyrwać. Pewnie nawet będę musiał zostać nieco dłużej...
- Postaraj się. Pa!
Protest który właśnie zamierzałem sformułować został brutalnie przywalony trzaskiem odkładanej słuchawki. I gadaj tu z kobietami!

_-¯ Gdy przybyłem do domu Jola z Misią właśnie zbierały się do wyjścia, ja zaś otrzymałem ekspresowe przeszkolenie zajmowania się ząbkującym niemowlakiem. Jakby nie wystarczało to, że wiem jak ją poklepać po pleckach, żeby jej się odbiło! Niestety - nowoczesny ojciec musi być przygotowany na znacznie więcej. Poznałem więc lokalizację tajemniczej maszyny zwanej podgrzewaczem, lokalizację słoiczków z zupkami oraz godziny i sposoby ich podawania (,,Indyka z warzywami musisz jej zagadać, bo wypluje''), sposoby demontażu, mycia i montażu całej masy smoczków, buteleczek i kubeczków z których byłaby całkiem interesująca aparatura bimbrownicza, i tak dalej. Nie wspominam o śpioszkach, pieluszkach, klocuszkach, gryzaczkach, misiach, lalkach, przytulankach, kocykach, gałgankach, grzechotkach i komplecie siedmiu lekko sponiewieranych bajkowych wróżek, których położenie powinienem bezwzględnie znać na wypadek gdyby Charysia sobie któregoś z tych przedmiotów zażyczyła.
Cała wiedza została mi przekazana w mniej-więcej sześćdziesiąt sekund. Na zakończenie dostałem buziaka i zapewnienie, że na pewno sobie poradzę, a jak będę miał szczęście to Charysia nawet się nie obudzi aż do powrotu mamy. Drzwi zamknęły się i zostałem sam z maleństwem.

_-¯ Usiadłem do komputera i właśnie zamierzałem wpisać hasło do screensavera, gdy moje szczęście skończyło się, o czym poinformował mnie donośny wrzask dobiegający z wózka. To moja dziecina domagała się ojcowskiej uwagi. Wziąłem ją na ręce - płacz ustał.
- Noooo... Charysia pośpi jeszcze, tak?
- u.. uuu... uuuUUUUU!!! - narastające łkanie sugerowało, że jednak Charysia nie pośpi.
- Nooo... kochanie. Tatuś ma dużo pracki. Pa-lulu? - usteczka dziecka znów wygięły się w podkówkę, więc szybko zmieniłem temat - Nie. Nie lulu. Chodź, pochakierunemy.
Usiadłem z małą przed komputerem.
- Teraz wpiszemy hasełko... Daj paluszek: C... h... a... r... y... s... i... a... 7... Siedem. tylko siedem. Nie siedem tysięcy. Nie pisz zer. Charysia7! Tak, jak masz na imię! Tylko nie mów tego nikomu, bo tacie komputer zachakierują! To co porobimy? Może pokompilujemy? Patrz, tatuś ma tu taki ładny program w OCamlu. Czary-mary hokus-pokus bęc! Tatuś włączył kolorowanie składni i... O! Jakie ładne kolorowe literki! Podoba Ci się?
Maleństwo pokazało mi w uśmiechu swoje dwa ząbki. Tak. Moja krew. Wiedziałem że ma umysł którego nie należy zaśmiecać głupotami w stylu kolorowych książeczek czy wielkich, obłych klocków. Charysia wykazywała żywe zainteresowanie tym, co jej pokazywałem.
- No a teraz skompilujemy exploita. Popatrz, jakie ładne opcje optymalizacji. Daj paluszek, pomożesz tacie wybrać architekturę procesora. Motorola? Wiesz, a może jednak Intel - próbowałem zaoponować, jednak mała znów przybrała ostrzegawczy wyraz twarzy, powietrze zaś aż zawibrowało od ledwie-że-tłumionego studwudziestodecybelowego wrzasku. Dałem się przekonać.
- Niech będzie Motorola. Co prawda serwerek chodzi na Intelu, ale przecież możemy spróbować. Ho-ho! Popatrz, jak się ładnie kompiluje. A to co? Oj, brzydkie errory. Fuj. Nie lubimy ich. Zaraz się tatuś ich pozbędzie. Poprawimy edytorkiem i voila! Mamy binarkę. Chcesz zobaczyć jak się liczy skrót MD5? No jasne, ja też jestem ciekaw. Popatrz! bde19c535127e608f5127abdf56c413e! Oj, jak ładnie... No to teraz chakierujemy. Tatuś pokaże Ci jak spreparować certyfikat SSL uwierzytelniony przez VeriSign...

_-¯ Gdy Misia wróciła po dwudziestej trzeciej wciąż jeszcze siedzieliśmy przed komputerem. Oczywiście dostało mi się, gdyż nie wypełniłem nawet jednego procenta przedstawionego mi na ten wieczór planu zawierającego nieskończoną pętlę czynności karmienie-mycie-spanie-przewijanie. Nie przejąłem się tym - w końcu najważniejsze że ja i Charysia świetnie się bawiliśmy.

_-¯ W sobotę ja i Misia byliśmy u znajomych, Charysia zaś została z babcią. W niedzielę zaś o szóstej rano obudziła mnie policja.
- Pan Charyzjusz Chakier? Jest Pan aresztowany. Ma Pan prawo ple... ple... ple... do adwokata... ple... ple... ple... zachować milczenie... ple... ple... ple..użyte przeciwko Panu ple... ple... Mam również nakaz przeszukania domu.
- Ale o co chodzi - wydukałem gdy minął pierwszy szok. Nie odpowiedział.

_-¯ Mój adwokat poradził mi, żebym się przyznał. Mają niezbite dowody. Ktoś włamał się na serwery PutOut banku, sporządził dla siebie konto do którego przypisał fikcyjny kredyt, a następnie z jego pomocą sfinansował zakup siedmiu tysięcy zestawów Bajkowych Wróżek, z dostawą do mojego domu. Podobno wszystkie ślady prowadzą do mojego komputera...
 
Gaga-Dudu 2007-11-13 23:04
 Oceń wpis
   
_-¯ Jakiś czas temu od jednego z czytelników (pozdrawiam!) dostałem e-mail następującej treści:
Proszę Cię drogi Chakierze o zbadanie sprawy częstych padów gaga-dudu. Jest to wielce podejrzane, myślę, że Tobe może się udać rozwikłać tę zagadkę.
Ponieważ sprawa ta również mnie wydała się niezwykle interesująca - postanowiłem przystąpić do czynności operacyjnych, by rzucić na nią nieco światła.

_-¯ Jak wiadomo ,,Da mihi sis crustum Etruscum cum omnibus in eo'', tak więc musiałem udać się do źródła problemu. W tym celu przystąpiłem do analizy protokołu gaga-dudu, umyśliwszy przemycić się w nim do serwerowni. Niestety, konstrukcja ramek była nad wyraz ciasna - gdy udało mi się do którejś wepchnąć nogi - wystawała głowa. Gdy wkładałem głowę - nie miałem gdzie schować kolan, i tak dalej. Próbowałem tak dobre pół godziny, aż w końcu nabawiłem się przykrej kontuzji. Mianowicie - gdy już prawie wepchnąłem się w pakiet (zajmując w nim pozycję bobsleisty) niechcący łokciem trąciłem klawisz [Enter], zatwierdzając polecenie wysyłki. Pakiet pomknął, jak wystrzelony z procy, w kierunku wąskiego otworu switcha. Oczywiście moja głowa wystawała poza obrys gniazda, tak że przydzwoniłem w obudowę aż mi świeczki w oczach stanęły. Nabiłem sobie tęgiego guza i dodatkowo uszkodziłem urządzenie, wybity zaś z kabla pakiet gwizdnął i z cichym, drżącym 'trrrrrr' zarył w ścianę. Trzymając się oburącz za głowę poczłapałem do kuchni, by przygotować sobie kompres z lodu i wymyślić inny sposób dostania się do serwerowni gaga-dudu.

_-¯ Nowy, doskonały sposób wymyśliłem po kilku godzinach. Przebrałem się odpowiednio, zaczesałem włosy tak, by przykrywały siniaka na czole i zamówiłem taksówkę. Kazałem się zawieźć do biur spółki Gaga-Dudu S.A.
- Przepraszam, jestem umówiony na rozmowę o pracę. Gdzie mieści się dział kadr? - zagadnąłem portiera. Otrzymawszy niezbędne wskazówki udałem się do wskazanego pomieszczenia. Przywitała mnie miła pani:
- Dzień dobry. Pan w sprawie...?
- Owszem - odparłem grzecznie.
Pani za biurkiem nie przestawała się we mnie wpatrywać. Uznałem, że powinienem coś jeszcze powiedzieć:
- Ja w sprawie. Tak. Uhm...
Chyba nie pomogło. Patrzyliśmy tak na siebie jeszcze kilka sekund. Wreszcie miła pani przerwała milczenie:
- Pan w JAKIEJ sprawie?
No tak. Uświadomiłem sobie, że jeszcze nie podałem celu swej wizyty.
- Ach, jasne. No przecież. Ja w sprawie pracy. Ogłoszenie było, że szukacie serwerów do równoważenia ruchu. No i jestem - uśmiechnąłem się promiennie na zakończenie przemowy. Na pani nie zrobiło to jednak wrażenia. Otaksowała mnie wzrokiem:
- Nie wygląda Pan na serwer, z całym szacunkiem.
Chciałem odpowiedzieć coś w stylu 'bo ja jestem serwer z jedynie częścią szacunku', ale powstrzymałem się. Chyba moja rozmówczyni nie zrozumiałaby dowcipu. Zamiast tego postanowiłem ją podejść. Podszedłem o krok.
- Czy Pan zamierza mnie podejść, że Pan tak podchodzi? - spytała czujnie. Pospiesznie wycofałem się.
- Nie, skądże. Yyyyy... na czym to stanęło... Ach, tak. Że nie wyglądam. Racja. Bo ja, proszę Pani, jestem agentem serwera którego mieliście Państwo przyjąć do pracy. On czeka w korytarzu. Mam go zawołać?
- Proszę.
Wyszedłem, gorączkowo myśląc co teraz mam zrobić. Na korytarzu potknąłem się o pozostawiony przez sprzątaczkę mop i stos pudeł. Ach, gdybym był McGyverem! Zrobiłbym z tego bez trudu serwer... Zaraz! Mój wzrok padł na znajomych rozmiarów karton z napisem ,,computer case''. Szybko schwyciłem go, wybiłem palcem dwie dziury na oczy i wetknąłem sobie na głowę. Wszedłem z powrotem do działu kadr:
- Dzień dobry - starałem się nadać głosowi metaliczne brzmienie - jestem nowym serwerem. Mam u Państwa pracować.
Pani za biurkiem znów zmierzyła mnie wzrokiem. Na szczęście w pudle na głowie musiałem wyglądać dla niej wystarczająco serwerowo. Nacisnęła guzik interkomu:
- Serwerownia? Macie ten zamówiony sprzęt!
Za chwilę też pojawił się wyglądający na techa chłopak który labiryntem wind i korytarzy poprowadził mnie do zapchanego kablami i szumem wentylatorów pomieszczenia na tyłach budynku. W kącie, przy kwadratowym stoliku siedziały cztery szaro-czarne serwery z przyklejonymi plakietkami. Grały w karty. Gdy podeszliśmy bliżej odwróciły się w naszą stronę.
- Chłopaki, to jest Nowy - tech przedstawił mnie towarzystwu.
- Nowy, to jest Gad1, Gad2, Gad3 i Gad4 - dokończył prezentacji, po czym pogmerał w tylnej kieszeni spodni. Wyciągnął z nich żółtą karteczkę typu Post-It i przykleił mi na boku pudła:
- A ty będziesz Gad5 - poinformował mnie smarując grubym markerem moje nowe imię na przyklejonej właśnie karteczce - Chłopaki wytłumaczą Ci, co i jak. Na razie - rzucił przez już zamykające się drzwi. Zostałem sam. Oczywiście nie licząc serwerów które wróciły do przerwanej gry.
- Trzy bez atu
- Pięć pik
- As bierze raz!
- Figur na figur mawiał święty Igór
- Dama bierze sama!
- ...
- Ekhm... - chrząknąłem, bo zaczęło mi się nudzić - co ja mam właściwie robić?
Gad1 zlitował się i zwlókł ze stołka. Podprowadził mnie do dużej ściany z tysiącem otworków, w których pojawiały się lśniące kuleczki połączeń.
- Patrz, Nowy. To są połączenia, a to są wiadomości. Bierzesz taką, np. stąd - tu chwycił kuleczkę która pojawiła się w otworku podpisanym jako 72366639. Obejrzał ją pod światło.
- Co my tu mamy... ,,Poklikash?'', z przeznaczeniem do 9019100. Tooo... będzie... - wodził palcem wzdłuż ściany - o ten tutaj.
Ujął kulkę w dwa palce i zręcznym ruchem wepchnął ją w otwór oznaczony jako 9019100.
- No! Młody! Nie obijaj się! - ponaglił mnie, gdyż myślałem że da mi jeszcze jakieś instrukcje. Jednak chyba to co mi pokazał to było już wszystko. Chwyciłem zatem pierwszą z brzegu kulkę, sprawdziłem adres docelowy i przekazałem. A potem kolejną, kolejną i kolejną. Po pół godzinie nabrałem niejakiej wprawy i zacząłem działać na dwie ręce. Po kolejnej godzinie rozpoznawałem fakturę wybitych numerów docelowych już samymi opuszkami palców. Zauważyłem, że moja wprawa została zauważona również przez samych użytkowników: ,,Ale mi dziś gaga-dudu śmiga'' odczytałem mimochodem przekazując którąś-z-kolei kulkę z informacją. To proste i nie absorbujące umysłu zajęcie dostarczyło mi miłej odskoczni od zwykłego, wytężonego intelektualnie chakierowania dnia codziennego, po czterech godzinach poczułem jednak lekkie znużenie...
- Hej! Może by mnie kto wspomógł - krzyknąłem w kierunku czwórki grającej nie wiem którego już szlemika.
- A która godzina, młody?
- Dochodzi piętnasta!
- No popracuj trochę, zaraz zmieni Cię ten mały kudłaty.
Mały kudłaty? Nie wiedziałem czy mnie nie podpuszczają, jednak postanowiłem posłusznie jeszcze trochę popracować....

_-¯ Punktualnie o piętnastej coś zachrobotało. Obróciłem się w stronę drzwi, lecz nikogo i niczego tam nie zauważyłem. Za to kratka wywietrznika uchyliła się i wyszło z niej... Coś. Coś nieduże. I zarośnięte. Coś, co wyglądało jak mały, kudłaty stworek, z dużą torbą na ramieniu. Obróciłem pytające spojrzenie w stronę Gadów przy stoliku.
- Hej! Noooo nareszcie. Masz browara? - moi znajomi nie wydawali się zaskoczeni. Gad3 napotkał mój wzrok, wygięty w znak zapytania.
- A. Młody. To jest Jabber. Jabber - to jest młody. Masz dla niego browara?
Stworek kicnął w moją stronę, podpierając się ogonkiem i podał mi chłodną puszkę.
- Kwik - kwiknął przyjaźnie.
Ostrożnie pociągnąłem łyk. Piwo było wyśmienite.
- Kwik? - Jabber ruchem głowy wskazał mnie pozostałej czwórce.
- Nie da się, w brydża się gra we czterech - wyjaśnił Gad2.
- Kwik? - zaproponował stworek.
- No... niby w Makao można w pięciu. Siadaj, Nowy.
- A kto się zajmie połączeniami - teraz ja skinąłem głową w stronę tablicy połączeń.
- Jabber - skwitował Gad2 - No to gramy!

_-¯ Czas płynął szybko, a wokół nas rósł stos pustych puszek. Bawiłem się doskonale. W pewnym momencie jednak stężenie krwi w alkoholu osiągnęło ten niebezpiecznie niski poziom, którego się obawiałem.
- Chłopakiii, ja juszsz muszszsze iśśśś. - chwiejnie wstałem od stolika i ruszyłem w stronę drzwi. Gdy już chwytałem za klamkę jedna z moich nóg owinęła się wokół drugiej i rymnąłem jak długi. Światła jarzeniówek zatańczyły dookoła, zaś miękka wykładzina wyszeptała mi do ucha ,,śpij...''. Ostatnim odgłosem jaki doszedł do mych uszu był dobiegający jak zza grobu komentarz:
- Słyszałeś? Znów jakiś serwer gaga-dudu się wywalił...
Zapadłem w sen...
 
Zdążyć z pomocą 2007-11-08 22:26
 Oceń wpis
   
_-¯ To miał być dzień jak co dzień. Siedziałem sobie właśnie i oglądałem tańczące Japoneczki gdy zadzwonił telefon. Przezornie nie odebrałem, gdyż ostatnimi czasy dzwoniące telefony zwiastowały wszelkiego rodzaju nieszczęścia. Niestety, wyręczyła mnie moja sekretarka, panna Erudycja:
- CharChak Cyber Solutions, Software & Development® - zaszczebiotała do słuchawki. Zawsze dziwiło mnie, w jaki sposób tak szybko udaje jej się wymówić to ®. Mnie - choć próbowałem wiele razy - udawało się wymówić co najwyżej ™. Odwróciłem się w jej stronę, gotów na przyjęcie słuchawki, lecz zamiast spodziewanego ,,Tak, już daję szefa'' usłyszałem tylko zduszony okrzyk, telefon zaś wysunął się z jej dłoni i upadł na posadzkę.
- Czy wszystko w porządku? - zapytałem idiotycznie, a zamiast jakiejkolwiek odpowiedzi dostałem tylko przerażone spojrzenie rozszerzonych, ciemnych oczu. Tym ciemniejszych, że kontrastujących z pobladłą nagle twarzą.
Zdałem sobie sprawę, że niczego od niej się nie dowiem. Zerknąłem na bazę telefonu - lampka połączenia była wciąż aktywna. Wcisnąłem przycisk głośnego mówienia. Przyjemna cisza gabinetu natychmiast wypełniła się buczeniem, jazgotem i wrzaskiem:
- Charyzjusz! Charyzjusz! Odbierz!
- Halo! Jestem! Kto mówi!?
- R4Z0r\/\/|R3!
- Kto? Mam jakieś zakłócenia na linii!
- Razorwire! Jesteś nam potrzebny! Potrzebujemy wsparcia!
- Zadzwoń po M37+D0W|\|4. Ja trochę zajęty jestem.
- Po kogo?
- Po Meltdowna.
- Meltdown... już tu jest. A raczej był. - w głosie Razorwire'a dał się wyczuć smutek. Nie zwróciłem jednak na to należytej uwagi.
- No daj mi spokój. Jak Meltdownowi się nie chce Ci pomagać to ja mam teraz gnać i Cię niańczyć? Co się stało? Switch Ci się spalił? LOL.
- ...
- Razorwire?
- ...
- Halo? Jesteś tam?
- ... Jestem. Meltdown nie żyje.
- Słucham? Możesz powtórzyć? LOL, wydawało mi się, że powiedziałeś 'Meltdown nie żyje'.
- Bo tak powiedziałem. Charyzjusz, pomóż, bo wszyscy zginiemy... Zabarykadowaliśmy się w serwerowni. Zostało nas... - w tym momencie coś w głośniku głucho szczęknęło i zapadła cisza. Przejmująca, dudniąca cisza...

_-¯ Słowa te piszę właśnie z serwerowni. Udało mi się przebić do chłopaków rozpędzonym, opancerzonym netcatem. To była najgłupsza rzecz, którą wymyśliłem. Uświadomiłem to sobie w momencie gdy gramoliłem się z przewróconego eksplozją pojazdu w stronę stosu firewalli tworzących prowizoryczną barykadę, zza której machało do mnie kilka znajomych postaci.
- Uff, mało brakowało, Charyzjusz. - jedną z postaci była StormLady. - Już myśleliśmy że trafiłeś do /dev/null.
- Co to było, do cholery? - wskazałem szczątki pojazdu, który właśnie zaczynał się palić.
- SMB.
- SMB? Niemożliwe.
- Bo to nie zwykłe SMB, tylko zmodyfikowane. Z potrójnym MTU.
- No to pięknie. Jeszcze jakieś niespodzianki?
- Tak. Vortex? Ty masz zapuszczony pasywny skan. Jaka jest sytuacja?
Vortex podetkał mi pod nos kawałek brudnej szmaty, w której rozpoznałem fragment mapy ze schematem naszej sieci.
- Włamali się tym hubem, tym zaznaczonym na czerwono - pokazał palcem rdzawoburą plamę - i stamtąd od razu wzięli z zaskoczenia trzy switche: ten, ten i ten. Zanim wstrzymaliśmy forwardowanie na routerach przejęli całe zachodnie skrzydło. Wtedy... wtedy Meltdown zdecydował się na odcięcie i kontratak. Prawie nam się udało, nasi chłopcy byli niesamowici. Odbiliśmy dwie podsieci prywatne i uzyskaliśmy na powrót dostęp do jednego z trzech głównych zewnętrznych interfejsów. Niestety... Meltdown... wiesz.
- Wiem. I co dalej?
- Nie daliśmy rady się utrzymać. Oni podciągnęli SMB i walili do nas jak do kaczek. Wycofaliśmy się tutaj. Te firewalle trochę wytrzymają. Ale potem - jesteśmy skończeni.
- Jakieś pomysły?
- Przy odrobinie szczęścia moglibyśmy przegrupować o ta... - w tym momencie Vortex kiwnął się i przewrócił. Szaro-bura mapa zabarwiła się jasną czerwienią.
- SNIFER! - wrzasnąłem jednocześnie waląc się na ziemię. W tej samej chwili coś odłupało fragment firewalla koło mojego ucha, zasypując mnie potrzaskanymi fragmentami portów. Obok mnie do ziemi przypadła StormLady.
- No ja pie*****, co za g****, jasny ch** - emocje chwilowo wzięły górę, jednak wziąłem się w garść. W końcu tu były kobiety.
- Do kroćset, do stu diabłów - poprawiłem się. - A niech to! - zakończyłem jeszcze by dodać sobie animuszu. - Hej, musimy się jakoś z tego wygrzebać. Stormlady, idziesz za mną. Tylko tyłek nisko, dziewczyno, hehe - zaśmiałem się wymuszenie by dodać jej otuchy. Nie odpowiedziała.
- Stormlady?
Coś ścisnęło mnie za serce. Ten sposób, w jaki upadła... Ta nienaturalna pozycja, w jakiej leżała. Chwyciłem ją za ramię i delikatnie odwróciłem twarzą do góry.
Odłamek torrenta wielkości dłoni tkwił w ranie z której sączyła się ciemna krew. Otwarte oczy wciąż patrzyły przed siebie, wyrażając ni to zdziwienie, ni to zaskoczenie...
Z otępienia wyrwała mnie kolejna seria z broni krótkiej. ACK ACK ACK ACK zaszczekało w oddali. SSSSSYN... SSSYN zawtórowało z drugiej strony.
- Chakier! Tutaj! - ktoś zawołał mnie i dostrzegłem Razorwire'a kiwającego do mnie z jakiejś dziury.
- Tam za zakrętem stoi sprawny netcat. Jeżeli go dopadniemy możemy się stąd wydostać.
- Jak się tam dostaniemy? - spytałem.
- Niestety, jedyne połączenie które zostało to telnetem.
- Przecież snifer nas rozwali!
- Ale to nasza jedyna szansa. Ty biegniesz, ja Cię osłaniam.
Zanim skończył mówić pędziłem już jak szalony. Moje wypryśnięcie zza stosu potrzaskanych racków musiało napastników trochę zaskoczyć, gdyż pierwsze odgłosy wystrzałów usłyszałem dopiero gdy przebiegłem już dobre dziesięć hopów. Zaraz też seriom ACKów odpowiedziało głuche PING, PING, PING. To Razorwire się odgryzał. Biegłem, jakbym był Benem Johnsonem, jakbym miał skrzydlate buty Merkurego, jakby moje łącze nie było zwykłą Neostradą. Dopadłem do zakrętu. Był tam! Sprawny netcat, gotowy by wynieść nas z tego piekła! W tym momencie po kolejnym SSSSSYN rozległ się rumor... Zatrzymałem się, nasłuchując dalszej wymiany ognia, po chwili jednak ruszyłem dalej.
Razorwire. Nie udało mu się...

_-¯ Wsiadałem właśnie do netcata gdy coś szybkiego i ciemnego nadleciało z tyłu i ugryzło mnie w plecy. Dodatkowo, jak na złość ktoś zachlapał całą deskę rozdzielczą krwią. Chciałem się podrapać, lecz moje ręce odmówiły posłuszeństwa. Cały świat zawirował, a potem zrobiło się ciemno.

_-¯ Major RIAA oderwał lornetkę od oczu dokładnie w momencie gdy właśnie przybyły, młody porucznik stuknął obcasami.
- Panie Majorze, obiekt z listy...
- Szszsz... - starszy oficer uciszył go gestem. - Wiem. Daj ludziom dzień wolnego. A potem - ruszamy po następnych...

A Ty? Jak sądzisz? Jesteś na liście?
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Premiera Visty była... nie. Nie napiszę 'porażką'. No ale do kategorii sukcesów też zaliczać jej nie należy. Jednak mimo tego ,,potknięcia'' konkurencja MS wciąż ślamazarzy się daleko, daleko w tyle za gigantem. Jak to możliwe?

_-¯ Lepszy (?), bezpieczniejszy (??) i szybszy (???!) system okazał się być wręcz przeciwnie. Mimo to nikt nie zaobserwował odpływu niezadowolonych użytkowników do konkurencji. Rynkowy tort wciąż jest pokrojony po staremu. Zastanowiło mnie to, zaciekawiło i skłoniło do małego śledztwa. Jak ONI to robią?

_-¯ Chwyciłem za telefon i wykręciłem numer do Steve'a. Po sekundzie jednak rozłączyłem się. Telefon do Stanów o tej porze, na łączach miłościwie nam panującej *cji *skiej kosztowałaby mnie fortunę. Pogrzebałem trochę w folderze 'chakier-tools' i odszukałem TeleProxyFindera który wyszukiwał otwarte centrale telefoniczne. Po dwóch minutach miałem już cztery prefiksy, z pomocą których mogłem dzwonić w dowolne miejsce świata, płacąc jak za połączenie lokalne. Oszczędność - ważna rzecz.

_-¯ Ponownie wybrałem numer Steve'a, tym razem poprzedzając go prefiksem. Odebrał po trzech sygnałach. Nie dałem mu czasu nawet na przywitanie:
- Yo, Steven. Masz dla mnie chwilę czasu?
W słuchawce zaległa cisza, która się nieco przedłużyła...
- Kto mówi? - Steve brzmiał jakbym wyrwał go z głębokiego snu.
- Chakier.
- Ach... Chakier... Chakier, wiesz która jest godzina?
- Która?
- To przecież ja pytam, która.
- Aaaa... Nie, no, bo wiesz, bo chyba cię z łóżka wyrwałem. Zresztą na wszystkich amerykańskich filmach widziałem, że jak się dzwoni do Stanów z Europy to rozmówca w Stanach na bank śpi. No i jak się tego kogoś obudzi to ten ktoś mówi 'wiesz która jest godzina?' i wtedy się odpowiada 'która?' i on wtedy mówi 'późna!' no i się przeprasza, że sprawa pilna i przechodzi do rzeczy. Myślałem, że chcesz właśnie w ten sposób zacząć.
- Nie... Zegarek mi stanął po prostu. A z tymi filmami to masz rację - taka tajna uchwała Kongresu jest, żeby ludzi edukować podprogowo. W ten sposób uczymy o strefach czasowych. No, ale przejdź do rzeczy.
- Ej, nie zapytasz nawet, co u mnie słychać?
- No dobra. Co u Ciebie słychać?
- W porządku. A u Ciebie?
- Również. Możesz już powiedzieć o co chodzi?
Pokrótce wytłumaczyłem.
- Ha ha ha, więc to Cię gnębi. Wiesz, to nie jest do opowiedzenia przez telefon. Wpadnij do mnie pojutrze do biura. Dobranoc.
Jego tajemnicze rozbawienie tylko wzmogło moją ciekawość. Dwa dni później posłusznie zameldowałem się w jego biurze.

_-¯ Steven przyjął mnie jak zwykle, siedząc za swoim wielgachnym biurkiem, gryząc ciacho i grając w pasjansa na komputerze. Postanowiłem poczekać, aż skończy. Z podziwem patrzyłem na jego ośmiordzeniowe cacuszko, wyposażone w dwie wysokowydajne karty graficzne pracujące w trybie SLI i 16GB RAM. Wydawało się, że można prawie dotknąć emanującej z tego potwora mocy. Zerknąłem na ekran - ruch przekładanych kart był prawie idealnie płynny. Jedynie czasami system zatrzymywał się na sekundę by wysłać kolejne porcje danych na swapa. Cóż, w końcu pasjans był puszczony w trybie TrueColor, to i wymagania systemu wzrosły. Na szczęście rozdzielczość ekranu nie była zbyt wysoka, bo powyżej 1024x768 Vista mogłaby zarżnąć również demona prędkości który stał na biurku.

_-¯ Radosne 'TaDa!' oznajmiło że wszystkie karty znalazły się już na swoich miejscach. Steve odwrócił się w moim kierunku. Chyba dopiero teraz mnie spostrzegł, gdyż niezauważalnie się zdziwił. Po chwili jednak rozjaśnił się w uśmiechu.
- Yo! Charyzjusz. Nadal ciekawy? He he he...
- Hit me.
Zanim zdążyłem zareagować trzasnął mnie krzesłem.
- Dziwny jesteś - skonstatował.
Zebrałem się z podłogi i pomasowałem obolałe plecy
- Tak się tylko mówi, Steve. Taki staropolski zwrot 'wal, stary'. Znaczy tyle co 'mów'.
- To czemu nie powiesz 'mów'? Przecież krócej jest.
- Krócej niż co? - podpuściłem go, i dał się nabrać.
- 'Hit me.'
Teraz ja przyłożyłem mu taboretem. Był remis. Poczekałem aż wstanie.
- Nie słyszałeś apostrofów? - wystękał z wyrzutem w głosie.
- Nie. Ale dzięki że mnie informujesz, będę wiedział jak to zapisać. Możesz zatem już mi opowiedzieć o tej waszej tajnej broni? Skinął głową po czym nacisnął guzik interkomu.
- Przygotujcie mi windę T
- ??? - wyraziłem zdziwienie - nowy systemik?
- Nie. Tak będzie szybciej niż schodami.

_-¯ Nie wiem ile pięter zjechaliśmy, ale trochę to trwało. W końcu kabina zatrzymała się. Kiedy drzwi się rozsunęły moim oczom okazała się olbrzymia hala.
- Otóż to! - Steve tryumfalnie powiódł ręką dookoła.
- Co? - nie zrozumiałem - chciałeś mi pokazać waszą tłocznię płyt?
- Tak. To nasza tajna broń.
- Dobrze się czujesz, Steven?
Steve cichutko się zaśmiał. Pokazał ręką na ścianę, gdzie wisiał oprawiony w złote ramki wycinek artykułu z jakiejś gazety: ,,... poniosła wielomiliardowe straty z powodu piractwa'' udało mi się odczytać koniec tytułu. W głowie zapaliła mi się malutka żaróweczka, która po chwili eksplodowała oślepiającym światłem.

_-¯ Zrozumiałem.

_-¯ Steven śmiał się już na całe gardło, trzymając się za trzęsący się brzuch. Zrozumiałem, dlaczego MS nie obawia się konkurencji. W tej tłoczni nie wytwarzano płyt z ICH oprogramowaniem. Produkowano płyty z pirackim oprogramowaniem konkurencji. Przeniosłem wzrok spowrotem na artykuł w ramce. Zwrot ,,wielomiliardowe straty'' pył zaznaczony żółtym markerem i obwiedziony na czerwono. To tak hamowali rozwój innych!
- Jak rozprowadzacie płyty? - spytałem
- Nie rozprowadzamy ich, składujemy o tam, w kącie - przestał się śmiać i wzruszył ramionami - Zresztą, po co rozprowadzać? Cała sprawa by się wydała i mielibyśmy nieprzyjemności. A tak - jak tylko taki Novell zaczyna nam podskakiwać - dotłaczamy kilka milionów płyt z ich płatną wersją Suse i znów mają straty. Buahahahahaha.... Sam to wymyśliłem!
Pokiwałem głową. Nie na darmo to właśnie ten człowiek kierował tą korporacją. Z nim na czele MS skazany był na sukces.

_-¯ Wróciliśmy do windy. Droga powrotna przebiegła w milczeniu, gdyż ja wciąż trawiłem jeszcze otrzymane informacje. Odezwałem się dopiero, gdy mieliśmy wysiadać.
- Steven?
- Tak?
- Mógłbym o tym napisać na swoim blogu?
Zawahał się na chwilę, po czym się uśmiechnął.
- Jasne, stary. Ale i tak Ci nikt nie uwierzy ;)
 


Najnowsze komentarze
 
2017-06-30 05:56
DANIELS LOAN COMPANY do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć, Mam na imię Adam Daniels. Jestem prywatny pożyczkodawca, który dają kredyt prywatnych[...]
 
2017-06-27 11:05
Mr Johnson Pablo do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć,           Czy potrzebujesz pożyczki? Możesz się rozwiązywać, kiedy dojdziesz. Jestem[...]
 
2017-06-27 06:09
greg112233 do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witam wszystkich, jestem Greg z Gruzji, jestem tutaj dać Zeznania na Jak po raz pierwszy[...]
 
2017-06-21 16:10
Iwona Brzeszkiewicz do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Czesc, kochanie. Czy wciaz szukasz pomocy. Nie szukaj dalej, poniewaz senator Walter chce i[...]
 
2017-06-15 14:20
kelvin smith do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Brak zabezpieczenia społecznego i brak kontroli kredytowej, 100% gwarancji. Wszystko, co musisz[...]
 
2017-06-13 06:20
Gregs Walker do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Uwaga: Jest to BOOST CAPITAL CENTRAL TRUST FINANCE LIMITED. Oferujemy wszelkiego rodzaju[...]
 
2017-06-13 06:09
Gregs Walker do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Uwaga: Jest to BOOST CAPITAL CENTRAL TRUST FINANCE LIMITED. Oferujemy wszelkiego rodzaju[...]
 
2017-06-09 16:42
George cover.. do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witamy w programie Fba loaninvestment Czasami potrzebujemy gotówki w nagłych wypadkach i[...]
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl