Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
Mruczenie 2010-07-30 21:04
 Oceń wpis
   
_-¯ - Co się tam znowu wyprawia? - inspektor Widmowski wydawał się nieco zaskoczony zachowaniem swoich podwładnych, którzy - jeden przez drugiego - wdzierali się z powrotem na górę po piwnicznych schodach. Ostatni, który przekroczył próg, zatrzasnął drzwi i przywarł do nich plecami, ciężko dysząc.
- Pytałem, co się tu dzieje! - inspektor daremnie próbował skupić na sobie uwagę. Wreszcie udało mu się pochwycić spojrzenie jednego z policjantów.
- Otrzymaliście rozkaz! Dlaczego się wycofaliście?
Indagowany wytrzymał natarczywe spojrzenie. Zrobił kilka głębokich wdechów, po czym wyprostował się i odparł:
- Tam jest grub Charyzjusza Chakiera, inspektorze.
Widmowski przez chwilę trawił otrzymaną informację.
- Jesteście pewni?
- Widziałem na własne oczy.
- Przecież wywiad donosił, że Charyzjusz Chakier był w tym budynku!
Policjant wzruszył ramionami.
- Może i był, ale teraz pewnie uciekł.
- Jak to uciekł? Przecież mówiliście, że tam jest jego grub?
- Bo jest...
- To skoro tam jest jego grub, to dlaczego jego samego w nim nie ma? To się nie trzyma kupy. Ściema!
Zadudniły kroki.
- Tajest! - Aspirant Ściema wyprężył się w postawie zasadniczej.
- Co tam się stało w piwnicy?
- Jeden z funkcjonariuszy dokonujących zajęcia obiektu zauważył podejrzany ruch. Gdy sprawdziłem skanerem, okazało się, że to grub. Wydałem zatem rozkaz odwrotu, gdyż...
- ...boicie się umrzyków? - dokończył Widmowski z przekąsem.
- Przepraszam, ale jakich umrzyków, inspektorze?
- Tych z grobu, rzecz jasna!
- Przepraszam, inspektorze, ale jakiego grobu?
Inspektor powoli przeciągnął sobie dłonią po twarzy.
- Przecież sami przed chwilą meldowaliście, wy i ten idiota tutaj - kiwnął głową w stronę odpoczywającego funkcjonariusza - że znaleźliście grób!
Aspirant Ściema lekko się obruszył.
- Z całym szacunkiem, panie inspektorze, ale niczego takiego nie twierdziłem.
- Jak to nie! Plakacki! Do mnie! Rejestrujecie całą akcję?
- Tajest!
- Możecie odtworzyć to, co aspirant Ściema powiedział minutę temu?
Posterunkowy zmieszał się.
- Niestety, panie inspektorze, to niemożliwe. Odtworzenie nagrania będzie możliwe dopiero po zakończeniu akcji.
- Dlaczego?
- Pętla czasowa, panie inspektorze. Kiedyś straciliśmy w ten sposób dwa zespoły. Któryś z dowódców zażądał odtworzenia części nagrania w czasie akcji, no i niestety funkcjonariusz obsługujący sprzęt do rejestrowania go posłuchał...
- I co się stało?
- Zaczął odtwarzać, podczas gdy sprzęt rejestrujący cały czas nagrywał. Zrobiła się pętla. Wszyscy umarli z głodu...
Widmowski potarł podbródek.
- Hmmm... zatem... może słyszeliście, co tam się w piwnicy nawyprawiało?
- Nie tylko słyszałem, ale i widziałem, panie inspektorze. Tam jest grub!
- Aha! I co, panie Ściema?
- Przecież mówiłem, że tam jest grub.
- Przecież przed chwilą twierdziliście, że tam nie żadnego grobu!
- No bo nie ma...
Inspektor na chwilę zaniemówił.
- Czy wy sobie jaja ze mnie robicie?
- Gdzież bym śmiał, panie inspektorze...
- To dlaczego, do jasnej cholery, raz twierdzicie że jest tam grób, a innym razem mówicie, że nie ma tam żadnego grobu!?
- Nigdy nie twierdziłem, że jest tam jakikolwiek grób...
- Jak to nie, Plakacki ma to na rejestratorze!
- Przepraszam, ale niczego takiego nie zarejestrowałem, inspektorze - sprostował posterunkowy.
Twarz Widmowskiego przybrała kolor purpury.
- Napiszę o was w raporcie, dowcipnisie!
Aspirant Ściema chwilę patrzył bez zrozumienia na przełożonego, po czym pacnął się otwartą dłonią w czoło.
- Proszę sobie włączyć autokorektę, inspektorze.
- Słucham?
- Tym tu, przyciskiem inspektorze. Grób. Grub. Grób. Grub. Grób. Grub. Jak mnie słyszysz, odbiór?
Widmowski zamrugał oczami.
- Grub?
- Grub.
- Grub Charyzjusza Chakiera?
- Dokładnie, panie inspektorze.
- I co on robi?
- Bootuje, panie inspektorze.
- Czy to niebezpieczne?
- Nie radził bym próbować.
- Zatem, co możemy zrobić?
- Przepraszam, panie inspektorze - odezwał się posterunkowy Plakacji, który do tej pory milcząc przysłuchiwał się wymianie zdań przełożonych - mamy w wozie granatnik, może by go tak załadować NTLDRem?
- Dobry pomysł! Dawać go tu!
Po chwili jeden z policjantów klęczał na jednym kolanie przed drzwiami, trzymając na ramieniu starannie wycelowany granatnik. Inspektor po cichu odliczał.
- Trzy!!! - wydarł się na koniec. Drzwi zostały błyskawicznie odemknięte, akurat by wpuścić do piwnicy pocisk. Gruchnęło. Ze ścian posypał się tynk, co było o tyle dziwne że wszędzie miałem boazerię i tapety. Gdy opadł kurz, jeden z funkcjonariuszy przyłożył ostrożnie oko do dziurki od klucza.
- I co? - spytał Ściema.
Funkcjonariusz odsunął się od drzwi, wstał i otrzepał spodnie.
- Nic. Zbootował go, drań. I dalej tam siedzi.
- To co robimy?
- Trzeba zadzwonić po elektryków...

_-¯ Odrzuciłem spod ściany stare skrzynki po marchwi i kilka worków z resztkami ziemniaków. Przetarłem butem zawilgotniałą podłogę i odemknąłem dawno nie używany właz do magistrali CAN. Ostrożnie zszedłem po zardzewiałej drabince i zanurzyłem się w mrok. Po chwili zaczęło mi towarzyszyć znajome mruczenie.
 
Psioczenie 2010-07-18 01:03
 Oceń wpis
   

_-¯ Na końcu języka już miałem pouczenie, że nie żadne ,,Charyzjusz Chakier!'' lecz ,,Charyzjuszu Chakierze!'', gdyż w wołaczu nie stosuje się w moim przypadku formy mianownika. W porę jednak zmilczałem - zyskując tym kilka sekund. W pierwszej chwili chciałem czmychnąć siecią, lecz uświadomiłem sobie że do pochwycenia mnie nie wysłano pierwszego-lepszego oddziału, lecz z pewnością dobrze przeszkolonych specjalistów, którzy na sto procent czatują również przy routerze. Rozejrzałem się szybko, ogarniając sytuację. Kiepska kawa, brudna ściana, trzy ciała. No i ja pośrodku tego całego bałaganu. Wyjście wydawało się tylko jedno.

_-¯ Odemknąłem po cichu drzwi do piwnicy, i - stąpawszy na palcach - cichutko zanurzyłem się w mrok. Wiedziałem, że tym sposobem na pewno zmylę ślad, gdyż nie ma takiego wyrazu jak ,,stąpawszy'' (sprawdziłem w internecie). Wykonując czynność, której wykonać nie można - wprowadziłem się w stan zabroniony, na którym wyłożył by się każdy znany mi tracker. Nie to jednak było głównym celem mej piwnicznej wycieczki.
Będąc na piętnastym stopniu (licząc od góry) słyszałem jak pod silnym uderzeniem padają drzwi wejściowe, po chwili zaś cały dom wypełnił się tupotem butów, szczekaniem trackerów i nawoływaniami. Cichutko schodziłem dalej, jednocześnie zastawiając kolejną pułapkę. Gdy wreszcie znalazłem się na poziomie piwnicznej podłogi, macając ręką ścianę zacząłem się posuwać w kierunku najmroczniejszego z mrocznych pomieszczeń. Tymczasem...

_-¯ - Nic nie znaleźliśmy. Ani śladu! - zameldował posterunkowy Plakacki. Aspirant Ściema zmierzył go zimnym wzrokiem.
- Proszę stosować poprawny szyk zdania!
- Tajest! Nie znaleźliśmy śladu Ani. Nic!
- Przyjąłem. A Charyzjuszu Chakieru śladu?
- Ależ...
- Dobrze, dobrze. Tylko was sprawdzałem. Czy znaleźliście jakiś ślad Charyzjusza Chakiera?
- Niestety, nie, panie aspirancie. Trop urwał się przy zejściu do piwnicy. Poszukiwany Chakier, Charyzjusz, wykonał najwyraźniej czynność zabronioną językowo. Trackery straciły ślad. Dwa się zawiesiły, jeden zrzucił pamięć. Weterynarz już je restartuje, ale chyba będzie trzeba wykonać test sytemu plików. To trochę potrwa...
- Rozumiem. A co z tymi? - wskazał ciała agentów ABC, ułożone równo w czarnych, lśniących workach.
- Algorytm zachłanny w kawie.
- Na co?
- Na pamięć. Złożoność O(n8). Koronkowa robota. W drugim łyku zapełnia stos, w trzecim przepełnia go i zamazuje całą pamięć operacyjną.
- Szlag... - Aspirant Ściema potarł szczeciniasty podbródek, po czym bezwiednie sięgnął do kieszeni na piersi i wetknął sobie w usta sfatygowanego papierosa. Zapalił go, zaciągnął się dymem, po czym spytał:
- A wiecie, że palenie zabija?
- Oczywiście - przytaknął posterunkowy Plakacki - dodatkowo, przepraszam za spoufalanie się, ale twój lekarz lub farmaceuta pomoże ci rzucić palenie.
- Doprawdy? A skąd to wiecie?
- Ach, popalam trochę, to i czytam te różne bon-moty na pudełkach. Na moim tak było napisane.
- No popatrzcie, a na moim tylko to o tym zabijaniu... Chociaż ja też niewiele palę. Może jak będę palił częściej, to więcej takich fajnych tekstów się nauczę.
- Polecam, panie aspirancie. Bardzo dobrze się na to podrywa. Na przykład ja swoją Mariolkę tak zapoznałem, że ona sobie tam cmokała jakiegoś cieniasa, a ja do niej podszedłem i mówię ,,a wie pani, że palenie powoduje bezpłodność?'', na co ona ,,to może to sprawdzimy?'' no i... wpadłem.
Aspirant Ściema jednak w tym momencie był już w innym wymiarze. Kółeczka, do tej pory wirujące bezładnie w jego umyśle, zazębiły się i zaczęły zgodnie obracać. Jednym ruchem zdusił niedopalonego peta i zakomenderował:
- Wszystkie trackery! Do piwnicy!

_-¯ Trzymałem rękę na sporej, masywnej kłódce, założonej na nie mniej masywny skobel. Zgodnie z moimi przypuszczeniami ruch przy drzwiach wzmógł się, po czym do piwnicy wpadło siedem programów szperających. Liczyłem kolejne uderzenia pazurów pokonujących kolejne stopnie. Wiedziałem, że ich konstrukcja może stanowić niemałe wyzwanie.
Nie przeliczyłem się.

_-¯ - Gdzie one do cholery są!? - inspektor Widmowski machał rękami, jak gdyby chciał polecieć. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż był najwyższy stopniem. Pozostałym członkom grupy operacyjnej pozostało tylko milczeć, myśleć ,,co za tępy, głupi ch..'' i wbijać wzrok w swoje buty. Ekstrawertycy patrzyli na buty sąsiada. W końcu ktoś się przemógł.
- Wpadły pod podłogę.
- Jak to!? Jak to, k...a, możliwe, że wpadły pod podłogę?
- To trackery, panie inspektorze. Programy. Miały zejść po stopniach. Nasz wywiad zidentyfikował, że stopnie są tablicą, zaś podłoga ma indeks dwadzieścia. No to wysłaliśmy je na indeks dwadzieścia, ale...
- Ale co?
- Ale to schody zostały zaprogramowane w Pascalu. Tam tablica o rozmiarze N ma indeksy od 1 do N. Trackery zaś są programami w C. Tam tablica ma indeksy od 0 do N - 1. No i...
- I!?
- No i indeks N znalazł się poza zakresem...
Inspektor chwilę milczał, mełłąc... mląc... mieląc w zębach przekleństwa. Po chwili jednak jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Skoro tak się zabezpiecza, to mamy szczura!

_-¯ Gorący oddech owionął mi twarz, gdy wreszcie odemknąłem ciężkie drzwi. Wraz za nim pojawił się niezbyt miły w dotyku jęzor.
- Spokojnie, spokojnie - poklepałem zwierzaka po wielgachnym pysku i podrapałem go za uchem. Sięgnąłem do dwudziestokilogramowej obroży, która po chwili z hukiem opadła na podłogę.

_-¯ - Jest na dole! - inspektor Widmowski, od kilku minut czatujący przy zejściu do piwnicy, wskazał w ciemność palcem. Na schodach znów rozległ się hałas, tym razem podkutych butów.

_-¯ - Dajesz radę, mały - poklepałem wychowanka jeszcze raz, po czym przyciągnąłem jego ucho do swojej twarzy, i prawie zanurzywszy się w nie warknąłem
- Bierz!!!
W garściach zostały mi strzępy sierści, a po ułamku sekundy rozległy się głosy paniki, przechodzące w psioczenie
Uśmiechnąłem się smutno. Na tę broń nie było mocnych. Szkoda, że musiałem użyć jej tak szybko.

 
Charczenie 2010-07-03 22:28
 Oceń wpis
   
_-¯ - Papuć! Zostawa pana! - wrzasnąłem, gdy tylko zorientowałem się w sytuacji. Porucznik, któremu zajęło to chwilę dłużej, postąpił niezdecydowanie krok do przodu. Położyłem mu rękę na ramieniu.
- Niech pan zostawi. To Papuć. Mój RS. Nie wiem, jak wydostał się z terrarium... Papuć! Do budy! Niedobry, niedobry RS! Pan się gniewa! Ile razy ci tłumaczyłem, że jedzenie dostajesz do miski? Nie wolno polować! Nie wolno! Nie dostaniesz dzisiaj chrupek!
Strofowałem Papucia, gdy tymczasem agent numer jeden łapczywie chwytał powietrze, a jego twarz odzyskiwała naturalny kolor, tracąc powoli ciemnosiną barwę.Gdy tylko RS wrócił na swoje miejsce pieczołowicie przykryłem terrarium szybą i odwróciłem się do swoich gości.
- Najserdeczniej pana przepraszam - wybąkałem - Nie wiem, jak to się mogło stać, przecież zawsze pamiętam o tym by ich pozamykać... Wiedzą panowie, w dzisiejszych czasach nie jest łatwo o dobry, niekrosowany RS-232, a Papuć ma bardzo dobre geny, jego ojcem był Trzewik a matką Szpilka, oboje medaliści z rodowodem. Zresztą Papuć też ma się czym pochwalić, wspólnie z bratem zdobyli już drugie miejsce na wystawie w Brnie.
- Z bratem?
- No tak, nie wspomniałem, przepraszam. Kupiłem ich obu, choć brat Papucia...
- A gdzie on jest? - porucznik niespokojnie drgnął.
- Powinien być u siebie - podszedłem do drugiego pojemnika, podniosłem pokrywę i cicho zakląłem, choć całkiem niepotrzebnie. Mógłbym zakląć całkiem głośnio, gdyż przekleństwo zostało zagłuszone przez następny wrzask, tym razem dochodzący z toalety.
- Bambosz! Noga! Bambosz!!! - wydarłem się, nie zadając sobie tym razem trudu by pogalopować w kierunku krzyku. Po chwili przez drzwi sypialni wpełzł kolejny RS. Merdał z udawaną wesołością ogonem, zerkając co jakiś czas ku mnie, czy dam się na to nabrać. Nie dałem.
- Bambosz! Uch! Jeden gorszy od drugiego. Ty też nie dostaniesz chrupek! Buda!
Gdy i Bambosz znalazł się w swoim terrarium usiadłem ciężko na łóżku i westchnąłem. Drugi agent przydreptał z łazienki i stał teraz w progu, rozmasowując sobie ciemnoczerwoną pręgę na szyi.
- Zawsze ma pan takie niespodzianki dla gości? - spytał.
- Przepraszam pana bardzo. To jest niesamowity zbieg okoliczności, że oba moje RSy uciekły akurat przed panów wizytą. Tak niesamowity, że wydaje mi się to aż podejrzane.
Agenci wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. W końcu jeden z nich zapytał.
- Pan wie, że na posiadanie RSa trzeba mieć zezwolenie?
- Doprawdy? - udałem zdziwienie.
- Oczywiście. Ten gatunek jest przecież na liście ras o niebezpiecznej rozpiętości napięć.
- Mam, mam - uspokoiłem - pokazać papiery? - spytałem, choć miałem nadzieję, że nie każą mi ich szukać. Pomyliłem się.
- Poproszę - powiedział agent z sypialni, który chyba bardzo ucierpiał wskutek spotkania z Papuciem. Mówił w jakiś dziwnie przyciszony sposób.
Chcąc - nie chcąc poszedłem grzebać w szufladach komody - naturalnym składowisku wszelkiej maści kwitów z gatunku ,,nigdy się nie przydadzą, ale mieć trzeba''. Na moje szczęście Misia nie tak dawno brała Papucia razem z Bamboszem na szczepienie przeciw przepięciom, tak więc komplet dokumentów leżał blisko wierzchołka stosu. Podałem papier, który po chwili potrzebnej na zapoznanie się z nim i potakujące skinięcie głową znów wylądował w szufladzie.

_-¯ Zapadła cisza

_-¯ Nie mam nic przeciwko ciszy. Moim zdaniem, jeżeli nikt nie ma nic do powiedzenia to lepiej, żeby milczał. Niestety, nie wiem dlaczego w tzw. ,,dobrym tonie'' jest unikanie ciszy i paplanie o byle czym, aby tylko produkować fale dźwiękowe. Nie spieszyłem się jednak, by przerwać milczenie. Skoro agenci ABC zadali sobie tyle trudu, by mnie nawiedzić - niech sami wybrną z tego impasu. Przyjrzałem się im, czy to robią, jednocześnie zastanawiając się jak brzmi forma niedokonana czasownika ,,wybrnąć''. Wybrnywać?
Milczenie przerwał porucznik.
- Panie Charyzjuszu... hmmmm... Właściwie powinniśmy już iść. Szczegóły misji zostały panu przekazane, zatem nie pozostaje mi nic innego jak się pożegnać i życzyć pomyślnego wykonania zadania. Ale... - zawahał się - ... ale zanim to nastąpi, czy mógłby mnie pan poczęstować jeszcze jedną filiżanką kawy?
- Oczywiście - uśmiechnąłem się i szerokim gestem zaprosiłem całą trójkę do kuchni - proszę, panowie przodem.

_-¯ - Nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że RSy wydostały się ze swoich terrariów - powróciłem do tematu, gdy już każdy z gości trzymał w rękach filiżankę aromatycznego płynu. - Jest pan pewien, że przypadkiem nie wypuścił pan Papucia? - spytałem agenta numer jeden.
- Całkowicie. Gdy zjawiłem się w sypialni zająłem się rutynowym sprawdzaniem pomieszczenia, ale terrariów nie ruszałem. Z danych rozpoznania wiedzieliśmy, że w sypialni trzyma pan RSa. Choć właściwie powinni nam powiedzieć, że są dwa. Ktoś z wydziału spieprzył sprawę...
- Proszę ich nie obwiniać - zaprotestowałem - proszę nie zapominać że one są niekrosowane i czasami lubią udawać jeden długi RS. Jak zauważyłem, to taka ich taktyka polowania - niekrosowane RSy łączą się, a gdy ofiara myśli, że ma do czynienia z jednym osobnikiem - rozpadają się na całe stado. Być może podczas... hmmm... wizji lokalnej panów kolegów Papuć i Bambosz właśnie ćwiczyli.
- No właśnie... - agent kiwnął głową - z akcji nie wrócił jeden ze zwiadowców.
- Chwileczkę... - poderwałem się, pobiegłem do sypialni i po chwili wróciłem z kawałkiem skórzanego paska. Podałem go rozmówcy
- ...żant ...elonka - odczytał fragment zatartego napisu na sprzączce i cicho zaklął.
- Dawno pan to znalazł?
- Będzie z pół roku...
- Panie poruczniku, to by się zgadzało - agent podał pasek przełożonemu - to chyba pasek Stefana.
- Cholera. Czyli nie Chińczycy?
- Na to wygląda.
Lekko się zmieszałem.
- Cóż... Rzeczywiście, tuż przed tym nim to znalazłem Papuć i Bambosz bardzo mnie zaniepokoili. Spuchli, zgrubieli, nie chcieli jeść... Aż pojechałem z nimi do weterynarza, ale on tylko powiedział, że trawią i że to normalne po tak obfitym posiłku, żebym ich aż tak nie karmił i żebym posprzątał klatkę. No i znalazłem to...
- Biedny Stefan - zgodnie kiwnęli głowami, po czym wróciłem do tematu.
- Tak więc jest pan pewien, że nawet przypadkiem nie wypuścił pan RSów?
- Chyba... - rozkasłał się - tak...
- Przecież sam nie wyszedł... - pomyślałem na głos. Agent numer jeden nie słuchał mnie już jednak, gdyż rozkasłał się na całego. Zapewne siorbnął kawy i ta wpadła mu nie do tej dziurki co powinna. Kaszlał, jakby chciał wypluć płuca.
- Proszę, niech się pan napije wody - powiedziałem podając mu szklankę. Wyciągnął po nią rękę, jednak zamiast ją chwycić - złapał w palce powietrze i zwalił się na podłogę. Z jego piersi dobiegło głośne charczenie.
- Co jest grane?
Agent numer dwa i porucznik jak na komendę pochylili się nad kolegą, a po chwili sami zaczęli kasłać.
- Co się dzieje? - spytałem, a w moim głosie zaczęła pobrzmiewać panika.
- Kaaaa...waaa... - wycharczał porucznik i opadł na czworaka. Na czole nabrzmiała mu, niebezpiecznie pulsując, sinoczerwona żyła.
- Za gorąca? - spytałem z nadzieją? Porucznik jednak już nie odpowiedział, kopiąc w agonii moją świeżo pomalowaną ścianę. Pochyliłem się nad nim, gdy ktoś zacisnął spazmatycznie palce na moim ramieniu. To był agent numer dwa. Z tego co zdołałem zauważyć - wypił najmniej.
- U...cie...kaj... - wyrzęził, po czym zwiotczał i opadł na podłogę.

_-¯ Podniosłem się i ogarnąłem sytuację. Dostałem nie cierpiące zwłoki zadanie od ABC, gdy tymczasem w mojej kuchni znajdowały się właśnie zwłoki. Konkretnie - zwłoki trzech agentów ABC. Dodatkowo - miałem brudną ścianę, i - jak się okazało - nie najlepszej jakości kawę. Cóż... Najbliższa przyszłość rysowała się niezwykle interesująco. Słysząc donośne pukanie jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że owa przyszłość jest tak bliska.
- Charyzjusz Chakier! Wiemy, że tam jesteś! Proszę otworzyć! Policja!
 


Najnowsze komentarze
 
2017-06-30 05:56
DANIELS LOAN COMPANY do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć, Mam na imię Adam Daniels. Jestem prywatny pożyczkodawca, który dają kredyt prywatnych[...]
 
2017-06-27 11:05
Mr Johnson Pablo do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć,           Czy potrzebujesz pożyczki? Możesz się rozwiązywać, kiedy dojdziesz. Jestem[...]
 
2017-06-27 06:09
greg112233 do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witam wszystkich, jestem Greg z Gruzji, jestem tutaj dać Zeznania na Jak po raz pierwszy[...]
 
2017-06-21 16:10
Iwona Brzeszkiewicz do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Czesc, kochanie. Czy wciaz szukasz pomocy. Nie szukaj dalej, poniewaz senator Walter chce i[...]
 
2017-06-15 14:20
kelvin smith do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Brak zabezpieczenia społecznego i brak kontroli kredytowej, 100% gwarancji. Wszystko, co musisz[...]
 
2017-06-13 06:20
Gregs Walker do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Uwaga: Jest to BOOST CAPITAL CENTRAL TRUST FINANCE LIMITED. Oferujemy wszelkiego rodzaju[...]
 
2017-06-13 06:09
Gregs Walker do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Uwaga: Jest to BOOST CAPITAL CENTRAL TRUST FINANCE LIMITED. Oferujemy wszelkiego rodzaju[...]
 
2017-06-09 16:42
George cover.. do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witamy w programie Fba loaninvestment Czasami potrzebujemy gotówki w nagłych wypadkach i[...]
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl