Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
 Oceń wpis
   
_-¯ Odrobina komputerowej rozrywki z kategorii ,,spam''. Deep Blue mógł rozpykać Kasparowa w szachy, ale czy jakiś superkomputer poradzi sobie z polską gramatyką? Nie, nie i jeszcze długo, długo - nie.

Pozdrowienia.

Jak to czytasz, nie żal mi, bo to jest los każdego człowieka na śmierć someday.I am Robert James, naturalizowany Brytyjczyk z urodzenia i działalności handlowej z siedzibą w Wielkiej Brytanii. I zdiagnozowano O przełyku cancer.It zbezcześcił wszystkie formy leczenia, a teraz mam tylko kilka miesięcy życia, zgodnie z ekspertów medycznych. Żałuję, że nie mieszkał w szczególności moje życie tak dobrze, jak nigdy mnie nie dbał o każdy (nawet ja), ale mój handlu. Chociaż jestem bardzo dobrze robić, nigdy nie był otwarty wydany, byłem zawsze wrogo nastawieni do ludzi i uważa je jak nigdy nie mieli nadziei, stając się tak skuteczne, jak ja. Teraz wiem, że jest dużo więcej do życia nie tylko dobrobyt. Wierzę, że gdy jestem dostaje drugą szansę przyjść na ten świat, chciałbym przeżyć swoje życie inaczej, jak mam z żył. Teraz, że śmierć jest wybitny, mam woli, biorąc pod uwagę większość moich należącej do natychmiastowego i członków dalszej rodziny, jak również kilku bliskich przyjaciół. Żeby Bóg miej litość dla mnie i zaakceptować mojej duszy. Dlatego też zdecydowałem się wspierać działalność charytatywną, jest to, co chcę być zapamiętany. Jak dotąd, udało mi się dotrzeć do kilku organizacji charytatywnych w Singapurze, Malezji oraz Algierii. Teraz, gdy moje zdrowie pogorszyła się tak bardzo, nie mogę zrobić sobie więcej. Zapytałem kiedyś członkowie mojej rodziny do pomocy mi w dawaniu jałmużny do tych organizacji, catering dla mniej uprzywilejowanych w Bułgarii i Pakistanu; nie chcieli i utrzymała się do zasobów. Stąd też nie ufam im więcej, ponieważ nie wydaje się z pogardą, co mi zostało do nich.

Ostatnio w moim należącej których nikt nie zna, jest ogromny złożenia dziewięć milionów euro (9,000,000.00), że mam w bezpiecznym prowadzenia firmy w Wielkiej Brytanii, który chcę Ci zabezpieczyć i da do organizacji charytatywnych.

Proszę starać się odpowiedzieć pocztą elektroniczną na swój czas i poświęcenie, mam uchylenie dziesiąta to dla ciebie, jeśli jesteś gotowy, aby pomóc mi zrobić organizacji charytatywnej proszę podać następujące dane:

NAME:
Płeć:
ADRES:
KRAJ:
Numer telefonu:
Zawód:
NARODOWOŚĆ:
COPY SCAN dowodu tożsamości:

Niech Bóg błogosławi Ciebie i Twojej rodziny.

Z poważaniem:
James Robert
Kategoria: $$$ Komentarze (18)
 
 Oceń wpis
   

_-¯ Po mojej ostatniej publikacji dotyczącej cyklu ,,Kobiety w Sieci'' dostałem od Państwa (a właściwie: od Panów) masę listów. Okazało się, że to co dla wprawnego chakierskiego oka jest jasne i przejrzyste - dla innych już niekoniecznie. Zamieszczam zatem ten materiał jeszcze raz - tym razem z obszernym opisem.

netkobieta, z opisem
 
Procedury z Oriona 2008-09-14 23:58
 Oceń wpis
   
_-¯ Zabębniłem palcami po blacie biurka. Coś mi nie pasowało.
- Jak to się stało, że nie panujecie nad Waszym własnym wirusem? Przecież sami go stworzyliście!
- Cóż...
- Chwileczkę, jeszcze nie skończyłem. Chciałbym postawić sprawę jasno: Pani, Pani Lauro, powie mi w tym momencie wszystko, szczerze, o Prosiakach. Wszystko. Wszystko, co chcę wiedzieć, jak również wszystko, co według Pani chciałbym wiedzieć. O potem powie mi Pani również całą resztę. Czy wyraziłem się zrozumiale?
Laura zacięła usta. Z wyrazu jej twarzy wynikało, że stacza wewnętrzną walkę. Urażona zawodowa duma walczyła najwyraźniej ze zdrowym rozsądkiem. W końcu zdecydowała.
- Dobrze. Powiem Panu wszystko.
- Słucham zatem.
- Prosiak, jak Pan zapewne wie, to skrót od nazwy PROfesjonalny System Inteligentnego Ataku Komputerowego. Pracowaliśmy nad tym projektem od pół roku, ale miesiąc temu uzyskaliśmy niespodziewanego sprzymierzeńca. Skontaktowali się z nami ludzie podający się za reprezentantów grupy Orion. Okazało się, że wiedzą o nas dużo. Bardzo dużo. Na tyle dużo, że upubliczniając te dane mogliby nie tylko zaszkodzić projektowi Prosiak, ale i całej organizacji L.U.7.
- Zaszantażowali Was?
- Można to było tak określić. Jednak, jak powiedzieli, zależało im tylko na współpracy. Chcieli współtworzyć Prosiaka. W zamian za możliwość wykorzystania gotowego wirusa oferowali nam swoje własne procedury szybkiego transferu, skanningu i ukrywania. Szybkie, niewielkie, i niezwykle skuteczne.
- Przetestowaliście je?
Laura prychnęła, jakbym spytał ją czy umie wiązać sznurowadła. Odpowiedziała jednak.
- Oczywiście, proszę spojrzeć na wyniki.
Nacisnęła kilka klawiszy na najbliższej klawiaturze, wywołując prezentację. Na ekranie pojawił się wesoły spinacz ze wskaźnikiem, który raźno zaczął rozwijać kolejne wykresy. Spojrzałem na pierwszy, lecz zanim zdołałem odczytać podpisy pod osiami współrzędnych wykres wybrzuszył się i pękł, rozerwany na strzępy. Spinacz rzucił się do panicznej ucieczki, jednak nie zdążył wybiec nawet za krawędź ekranu. Kolejny Prosiak wyskoczył z umieszczonego w rogu pojemnika na zużyte dokumenty i dopadłszy go w dwóch susach, skręcił mu kark.
- Przepraszam, zapomniałam że komputery są zainfekowane. Na szczęście mamy dokumenty również w formie papierowej. Kurt!
Strażnicy przy drzwiach spojrzeli po sobie. W końcu jeden z nich przełknął ślinę, i postąpiwszy kilka kroków odezwał się:
- Meine Dame, Kurt ist to...
Nie dokończył. Laura z wyrazem złości odwróciła się i wypaliła mu w pierś z bliskiej odległości.
- Nie pytałam Ciebie o opinię, Jurgen!
Jurgen otworzył jeszcze usta, jak ryba łapiąca powietrze, po czym zwalił się na podłogę. Laura smętnie pokiwała głową.
- I jak ja mam w takich warunkach pracować? Kurt!
- Wydaje mi się, że niedawno go Pani zastrzeliła. - przypomniałem delikatnie.
Laura zrobiła zaskoczoną minę, po czym w jej oczach pojawiło się zrozumienie. Uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Faktycznie! Ale ze mnie zapominalska. Jurgen!
- Jego też Pani zastrzeliła. Chciał powiedzieć, że Kurt nie żyje.
- Faktycznie. To tak zabrzmiało... Poczciwy Jurgen... Awansuję go pośmiertnie na starszego strażnika. Ucieszy się. - obejrzała się i skinęła głowę na ostatniego ze znajdujących się w pokoju wartowników.
- Heinrich. Przynieś prędziutko wyniki testów procedur z Oriona. A potem... - spojrzała na rozlewającą się po posadzce szkarłatną plamę - ...potem posprzątaj po Jurgenie. I Jurgena też posprzątaj.
Heinrich strzelił obcasami i wybiegł, by po chwili wrócić z plikiem papierów, które mi wręczył. Zagłębiłem się w nie z ciekawością.
Wyniki testów wyglądały obiecująco. Procedury, dostarczone przez samozwańczych wspólników L.U.7. wypadały naprawdę doskonale. Transfery sięgały kilku megabitów nawet przy użyciu kilkusetbodowych, starych modemów. Skanowanie luk w atakowanych systemach było nie tylko szybsze, ale również obejmowało szerszy zakres przeszukiwania systemu pod kątem ewentualnych luk. Zaś ukrywanie...
- Gdzie są testy procedur ukrywania?
Laurę wyraźnie ucieszyło to pytanie. Wskazała na trzymany przeze mnie plik papierów.
- Przetestowaliśmy je w niestandardowy sposób, stosując je na nich samych. Wyniki są na stronie piątej.
Przerzuciłem kilka kartek i stwierdziłem, że strony piątej brak. Po czwartej była od razu szósta.
- Po czwartej jest od razu szósta. - wyartykułowałem.
Laura tylko się uśmiechnęła.
- No właśnie.
Zrozumiałem, i dopiero teraz zauważyłem dołączony do pliku z dokumentami mały pojemniczek destealthera. Delikatnie spryskałem nim to, co leżało przede mną. W poświacie niewielkich wyładowań elektrostatycznych na stronie szóstej zmaterializowała się nowa, oznaczona cyfrą pięć.
- Ładnie - skwitowałem podziwiając wykres wydajności i skuteczności. W miarę jak destealther wyparowywał, kartka zaczynała blednąć, by po chwili znów zniknąć zupełnie.
- Prosiaki tak potrafią? - spytałem. Laura kiwnęła głową.
- Co jeszcze powinienem wiedzieć?
- Pierwsze testy Prosiaków na maszynach wirtualnych przypadły nad wyraz pomyślnie. Skuteczność 100 na 100. Symulowaną kilkusetkomputerową sieć opanowały w siedem minut.
- Niezbyt imponujący wynik. Mój Pathfinder opanował jedną z sieci akademickich w niespełna pięć minut. - pochwaliłem się.
Laura tylko wydęła wargi z dezaprobatą.
- Być może, tylko że Prosiaki opanowały komputery, które nie były ze sobą połączone.
Gwizdnąłem cicho. - Ładnie. A jak to zrobiły?
- Nie wiemy.
- Jak to? - zdziwiłem się.
- Tak to, że zaraz po opanowaniu sieci symulowanej przedostały się na komputer przeprowadzający symulację. A potem - tutaj. - zatoczyła ręką dokoła.
- Logi ostatniej aktywności?
- Zeżarły.
- Cholera...
Wstałem i przeszedłem się nerwowo tam i z powrotem. Nie podobało mi się to, co za chwilę chciałem powiedzieć, ale nie miałem wyjścia.
- Przygotujcie mi ramkę X.25. Złapię jednego i zobaczymy, co ma w środku.
Chelena, do tej pory przysłuchująca się naszej dyskusji z wyrazem lekkiego znużenia momentalnie się ożywiła.
- Charyzjusz! Nie rób tego! Przecież możesz zginąć!
- Możesz zginąć to moje drugie imię. - odrzekłem starając się sparafrazować zasłyszane ostatnio na jakimś filmie powiedzenie, ale chyba mi nie wyszło. Wzruszyłem więc tylko ramionami, wcisnąłem się w podstawiony przez Heinricha pakiet i wcisnąłem się w sieć.
 
Zdążyć z pomocą 2007-11-08 22:26
 Oceń wpis
   
_-¯ To miał być dzień jak co dzień. Siedziałem sobie właśnie i oglądałem tańczące Japoneczki gdy zadzwonił telefon. Przezornie nie odebrałem, gdyż ostatnimi czasy dzwoniące telefony zwiastowały wszelkiego rodzaju nieszczęścia. Niestety, wyręczyła mnie moja sekretarka, panna Erudycja:
- CharChak Cyber Solutions, Software & Development® - zaszczebiotała do słuchawki. Zawsze dziwiło mnie, w jaki sposób tak szybko udaje jej się wymówić to ®. Mnie - choć próbowałem wiele razy - udawało się wymówić co najwyżej ™. Odwróciłem się w jej stronę, gotów na przyjęcie słuchawki, lecz zamiast spodziewanego ,,Tak, już daję szefa'' usłyszałem tylko zduszony okrzyk, telefon zaś wysunął się z jej dłoni i upadł na posadzkę.
- Czy wszystko w porządku? - zapytałem idiotycznie, a zamiast jakiejkolwiek odpowiedzi dostałem tylko przerażone spojrzenie rozszerzonych, ciemnych oczu. Tym ciemniejszych, że kontrastujących z pobladłą nagle twarzą.
Zdałem sobie sprawę, że niczego od niej się nie dowiem. Zerknąłem na bazę telefonu - lampka połączenia była wciąż aktywna. Wcisnąłem przycisk głośnego mówienia. Przyjemna cisza gabinetu natychmiast wypełniła się buczeniem, jazgotem i wrzaskiem:
- Charyzjusz! Charyzjusz! Odbierz!
- Halo! Jestem! Kto mówi!?
- R4Z0r\/\/|R3!
- Kto? Mam jakieś zakłócenia na linii!
- Razorwire! Jesteś nam potrzebny! Potrzebujemy wsparcia!
- Zadzwoń po M37+D0W|\|4. Ja trochę zajęty jestem.
- Po kogo?
- Po Meltdowna.
- Meltdown... już tu jest. A raczej był. - w głosie Razorwire'a dał się wyczuć smutek. Nie zwróciłem jednak na to należytej uwagi.
- No daj mi spokój. Jak Meltdownowi się nie chce Ci pomagać to ja mam teraz gnać i Cię niańczyć? Co się stało? Switch Ci się spalił? LOL.
- ...
- Razorwire?
- ...
- Halo? Jesteś tam?
- ... Jestem. Meltdown nie żyje.
- Słucham? Możesz powtórzyć? LOL, wydawało mi się, że powiedziałeś 'Meltdown nie żyje'.
- Bo tak powiedziałem. Charyzjusz, pomóż, bo wszyscy zginiemy... Zabarykadowaliśmy się w serwerowni. Zostało nas... - w tym momencie coś w głośniku głucho szczęknęło i zapadła cisza. Przejmująca, dudniąca cisza...

_-¯ Słowa te piszę właśnie z serwerowni. Udało mi się przebić do chłopaków rozpędzonym, opancerzonym netcatem. To była najgłupsza rzecz, którą wymyśliłem. Uświadomiłem to sobie w momencie gdy gramoliłem się z przewróconego eksplozją pojazdu w stronę stosu firewalli tworzących prowizoryczną barykadę, zza której machało do mnie kilka znajomych postaci.
- Uff, mało brakowało, Charyzjusz. - jedną z postaci była StormLady. - Już myśleliśmy że trafiłeś do /dev/null.
- Co to było, do cholery? - wskazałem szczątki pojazdu, który właśnie zaczynał się palić.
- SMB.
- SMB? Niemożliwe.
- Bo to nie zwykłe SMB, tylko zmodyfikowane. Z potrójnym MTU.
- No to pięknie. Jeszcze jakieś niespodzianki?
- Tak. Vortex? Ty masz zapuszczony pasywny skan. Jaka jest sytuacja?
Vortex podetkał mi pod nos kawałek brudnej szmaty, w której rozpoznałem fragment mapy ze schematem naszej sieci.
- Włamali się tym hubem, tym zaznaczonym na czerwono - pokazał palcem rdzawoburą plamę - i stamtąd od razu wzięli z zaskoczenia trzy switche: ten, ten i ten. Zanim wstrzymaliśmy forwardowanie na routerach przejęli całe zachodnie skrzydło. Wtedy... wtedy Meltdown zdecydował się na odcięcie i kontratak. Prawie nam się udało, nasi chłopcy byli niesamowici. Odbiliśmy dwie podsieci prywatne i uzyskaliśmy na powrót dostęp do jednego z trzech głównych zewnętrznych interfejsów. Niestety... Meltdown... wiesz.
- Wiem. I co dalej?
- Nie daliśmy rady się utrzymać. Oni podciągnęli SMB i walili do nas jak do kaczek. Wycofaliśmy się tutaj. Te firewalle trochę wytrzymają. Ale potem - jesteśmy skończeni.
- Jakieś pomysły?
- Przy odrobinie szczęścia moglibyśmy przegrupować o ta... - w tym momencie Vortex kiwnął się i przewrócił. Szaro-bura mapa zabarwiła się jasną czerwienią.
- SNIFER! - wrzasnąłem jednocześnie waląc się na ziemię. W tej samej chwili coś odłupało fragment firewalla koło mojego ucha, zasypując mnie potrzaskanymi fragmentami portów. Obok mnie do ziemi przypadła StormLady.
- No ja pie*****, co za g****, jasny ch** - emocje chwilowo wzięły górę, jednak wziąłem się w garść. W końcu tu były kobiety.
- Do kroćset, do stu diabłów - poprawiłem się. - A niech to! - zakończyłem jeszcze by dodać sobie animuszu. - Hej, musimy się jakoś z tego wygrzebać. Stormlady, idziesz za mną. Tylko tyłek nisko, dziewczyno, hehe - zaśmiałem się wymuszenie by dodać jej otuchy. Nie odpowiedziała.
- Stormlady?
Coś ścisnęło mnie za serce. Ten sposób, w jaki upadła... Ta nienaturalna pozycja, w jakiej leżała. Chwyciłem ją za ramię i delikatnie odwróciłem twarzą do góry.
Odłamek torrenta wielkości dłoni tkwił w ranie z której sączyła się ciemna krew. Otwarte oczy wciąż patrzyły przed siebie, wyrażając ni to zdziwienie, ni to zaskoczenie...
Z otępienia wyrwała mnie kolejna seria z broni krótkiej. ACK ACK ACK ACK zaszczekało w oddali. SSSSSYN... SSSYN zawtórowało z drugiej strony.
- Chakier! Tutaj! - ktoś zawołał mnie i dostrzegłem Razorwire'a kiwającego do mnie z jakiejś dziury.
- Tam za zakrętem stoi sprawny netcat. Jeżeli go dopadniemy możemy się stąd wydostać.
- Jak się tam dostaniemy? - spytałem.
- Niestety, jedyne połączenie które zostało to telnetem.
- Przecież snifer nas rozwali!
- Ale to nasza jedyna szansa. Ty biegniesz, ja Cię osłaniam.
Zanim skończył mówić pędziłem już jak szalony. Moje wypryśnięcie zza stosu potrzaskanych racków musiało napastników trochę zaskoczyć, gdyż pierwsze odgłosy wystrzałów usłyszałem dopiero gdy przebiegłem już dobre dziesięć hopów. Zaraz też seriom ACKów odpowiedziało głuche PING, PING, PING. To Razorwire się odgryzał. Biegłem, jakbym był Benem Johnsonem, jakbym miał skrzydlate buty Merkurego, jakby moje łącze nie było zwykłą Neostradą. Dopadłem do zakrętu. Był tam! Sprawny netcat, gotowy by wynieść nas z tego piekła! W tym momencie po kolejnym SSSSSYN rozległ się rumor... Zatrzymałem się, nasłuchując dalszej wymiany ognia, po chwili jednak ruszyłem dalej.
Razorwire. Nie udało mu się...

_-¯ Wsiadałem właśnie do netcata gdy coś szybkiego i ciemnego nadleciało z tyłu i ugryzło mnie w plecy. Dodatkowo, jak na złość ktoś zachlapał całą deskę rozdzielczą krwią. Chciałem się podrapać, lecz moje ręce odmówiły posłuszeństwa. Cały świat zawirował, a potem zrobiło się ciemno.

_-¯ Major RIAA oderwał lornetkę od oczu dokładnie w momencie gdy właśnie przybyły, młody porucznik stuknął obcasami.
- Panie Majorze, obiekt z listy...
- Szszsz... - starszy oficer uciszył go gestem. - Wiem. Daj ludziom dzień wolnego. A potem - ruszamy po następnych...

A Ty? Jak sądzisz? Jesteś na liście?
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Zdecydowałem się ujawnić, do tej pory nie publikowane, dokumentalne zapisy z wizyty Adolfa Hiltera w Anglii. Ponieważ dokument jest po angielsku, przygotowałem wersję z napisami.
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Dziś mam dla Państwa prawdziwy rzadkowiec (ang. rarytas): ekskluzywny wywiad ze znanym i lubianym Email Wormem, znanym również jako Emil Robakiewicz.

Charyzjusz Chakier: Witaj, Email. Czy mogę do Ciebie mówić Emil?
Email Worm: Witaj, Charyzjusz. Czy mogę do Ciebie mówić Charyzjusz?
ChCh: Jasne. Możemy nawet zrobić próbę.
EW: Charyzjusz.
ChCh: Słucham?
EW: Nie, nic. Tylko próbowałem. Działa.
ChCh: Ok. Na czym skończyliśmy?
EW: ,,Czy mogę do Ciebie mówić Charyzjusz''.
ChCh: Jasne. Przecież powiedziałem.
EW: Co?
ChCh: Co ,,co?''?
EW: Co powiedziałeś.
ChCh: Powiedziałem, że możesz do mnie mówić Charyzjusz.
EW: No wiem. Przecież powiedziałeś, że mogę.
ChCh: To skoro wiesz, to po co pytasz?
EW: Pytam o co?
ChCh: O to, czy możesz.
EW: Co mogę?
ChCh: STOP! Nieważne. Może zaczniemy od początku.
EW: Dobra, Charyzjusz. A tak na marginesie: nie ma dla Twojego imienia jakiegoś zdrobnienia?
ChCh: Jest. Charyzjuszek.
EW: Hm... Myślałem raczej o czymś krótszym. To zostańmy przy Charyzjuszu... A może być Chanek?
ChCh: Czemu Chanek?
EW: Janusz - Janek, Charyzjusz - Chanek. Zresztą chyba nawet jest imię Hanka, więc Chanek jak najbardziej pasuje jako męska forma tego imienia, nie?
ChCh: Kończenie zdania na ,,nie?'' podobno świadczy o niskim ilorazie inteligencji.
EW: A co świadczy o wysokim ilorazie?
ChCh: Kończenie zdania na ,,tak?'' albo ,,prawda?''
EW: Ok. Już się poprawiam. Chanek może być męską formą imienia Hanka, prawda?
ChCh: To już wolę Charyzjusz.
EW: Dobrze. Tak więc, Charyzjusz, jak zaczęła się Twoja przygoda z chakierowaniem?
ChCh: Ciężko powiedzieć... Wydaje mi się jednak, że impulsem który mnie popchnął w kierunku chakierstwa była nieszczęśliwa miłość którą przeżyłem w szkole średniej.
EW: Czy mógłbyś nam o tym opowiedzieć?
ChCh: Emil?
EW: Tak?
ChCh: To ja miałem przeprowadzać wywiad.
EW: Och, wybacz. Zboczenie zawodowe. Rozumiesz, nawyk - zbieranie informacji... hasła, numery kart kredytowych, dane osobowe... Wszystko się przydaje :)
ChCh: Dobrze. Pozwól zatem, że zadam Ci pierwsze pytanie. W swoim środowisku znany jesteś jako ,,Gorący Emil''. Skąd ten przydomek?
EW: Wiesz, niektórzy po prostu seplenią i zamiast ,,Worm'' mówią ,,Warm'', a od warma do hota tylko krok, he he
ChCh: No tak. Powiedz, czy bycie wirusem komputerowym jest proste w dzisiejszych czasach?
EW: Trudne pytanie. Odpowiedź powinna brzmieć: i tak, i nie. Trudno jest być wirusem, ponieważ na rynku istnieje olbrzymia konkurencja. Aktualnie to nie to samo co kilka lat temu. Żeby zaistnieć musisz być naprawdę dobrym w tym co robisz. Dodatkowo nasze działania są paraliżowane i ograniczane przez antywirusy, czyli kolesi zbyt kiepskich by stać się prawdziwymi wirusami, jednak dobrych na tyle by uprzykrzyć ci życie.
Z drugiej strony w dzisiejszych czasach jest coś o czym dobry wirus do niedawna mógł tylko pomarzyć: Internet. Szybkie medium z pomocą którego można wyszukać klientów ,,all over the world'', że posłużę się tu staropolskim określeniem. Kiedyś by dostać pracę u paruset ludzi musiałem być mozolnie przenoszony na dyskietkach. Teraz cały świat jest w zasięgu kilku milisekund.
ChCh: Przepraszam Cię na chwilę. Żuk mi chodzi po klawiaturze.
EW: Żuk? Znaczy, ,,Bug''?
ChCh: Jeśli już to ,,Beetle''
EW: O! Czyżby ktoś z branży?
ChCh: Nie. Normalny żuk. Taki mały, czarny, z sześcioma nogami...
EW: Przepraszam (śmiech). Sam rozumiesz. Ta nomenklatura...
ChCh: No właśnie. Czy mógłbyś nam coś o niej opowiedzieć? Szczególnie młodszym czytelnikom...
EW: Z chęcią. Tak więc, drogie dzieci, dawno temu (mniej więcej w zeszłym tysiącleciu) istniał wyraźny podział na wirusy, konie trojańskie oraz robaki. Tak więc wirus, jak to wirus, potrzebował programu-nosiciela, wraz z którym się uruchamiał i z którym 'podróżował' po różnych systemach komputerowych. Sam nie posiadał właściwie żadnych innych funkcji poza funkcjami reprodukcyjnymi (zarażanie innych programów). Niektóre wirusy posiadały dodatkowo zestaw 'efektów specjalnych' (np. odgrywały melodyjki) lub procedur destrukcyjnych. Te ostatnie były jednak rozsądnie ograniczane - w końcu nikt nie chciał zabić swojego komputera-żywiciela.
Robaki charakteryzowały się tym, że były autonomicznymi programami które potrafiły się samodzielnie przemieszczać między systemami. Nie potrzebowały - tak jak wirusy - programu-nosiciela i człowieka który skopiuje ten tandem na inny komputer. Ponieważ sam nazywam się Robakiewicz ten typ programów darzę szczególną sympatią i uważam, że dały podwaliny wirusom we współczesnym rozumieniu.
Ostatnia kategoria, czyli konie trojańskie, były programami które ani nie potrafiły się doklejać (tak jak wirusy) ani przemieszczać (jak robaki). Za to ładnie wyglądały i potrafiły spełniać parę pożytecznych funkcji, licząc na to że potencjalny użytkownik sam wprowadzi takiego konia do systemu, z całym dobrodziejstwem inwentarza (również tym ukrytym w brzuszku).
ChCh: A jak to jest dzisiaj?
EW: Aktualnie wszystko się pomieszało. Wcześniej doszło do kilku mezaliansów, a ponieważ potomstwo z tych związków radziło sobie nad podziw dobrze - dalej wszystko potoczyło się jak lawina.
ChCh: No właśnie. Czyli Ty, choć jesteś Robakiewicz, to nie jesteś w stu procentach robakiem?
EW: Potrafię się sam przemieszczać, więc jestem robakiem. Dodatkowo mogę się podczepiać pod inne programy, więc jestem również wirusem. No i w załącznikach listów które rozsyłam umieszczam zdjęcie fajnej kobitki. W danych zdjęcia jest mój kod, a zdjęcie jest naprawdę niezłe. Użytkownik może zechcieć własnoręcznie podzielić się tą miłą fotką z przyjaciółmi - tak więc w tym wypadku działam jak koń trojański (tylko że jestem schowany nie w brzuchu, a w liściach tej palmy z lewej strony)
ChCh: Gdzie?
EW: Tu, mniej-więcej na wysokości przedramienia. Widzisz te żółtawe kropki?
ChCh: Aaaa... Rzeczywiście. To Ty?
EW: Nie. Ja to jestem ten facet z wąsami na różowym leżaku.
ChCh: Ha! Nie poznałbym. Miałbyś coś przeciwko żebym przesłał tę fotkę kilku znajomy?
EW: Nieeee... skąd. Ślij.
ChCh: Dzięki... Oj... miejsce na blogu nam się kończy. Dziękuję Ci że zdecydowałeś się poświęcić moim czytelnikom swój cenny czas.
EW: Nie ma za co. Słuchaj, mógłbym skorzystać z Twojej komórki? W mojej chyba padła bateria...
ChCh: Jasne. Proszę.
EW: Jak można wejść w książkę adresową?
ChCh: Tym niebieskim przyciskiem?
EW: Aha... Dzięki... Dobrze.
ChCh: Ale... Po co Ci moja książka adresowa?
EW: Nie nie... nic nic.. Już wysłane... To znaczy chciałem tylko sobie coś. Tam... Tego... To muszę już lecieć, bo mi serwer SMTP zamkną. Cześć!
ChCh: Cześć!

_-¯ Za tydzień wywiad z programem do mirrorowania partycji. Zapraszam!
 


Najnowsze komentarze
 
2017-06-30 05:56
DANIELS LOAN COMPANY do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć, Mam na imię Adam Daniels. Jestem prywatny pożyczkodawca, który dają kredyt prywatnych[...]
 
2017-06-27 11:05
Mr Johnson Pablo do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć,           Czy potrzebujesz pożyczki? Możesz się rozwiązywać, kiedy dojdziesz. Jestem[...]
 
2017-06-27 06:09
greg112233 do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witam wszystkich, jestem Greg z Gruzji, jestem tutaj dać Zeznania na Jak po raz pierwszy[...]
 
2017-06-21 16:10
Iwona Brzeszkiewicz do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Czesc, kochanie. Czy wciaz szukasz pomocy. Nie szukaj dalej, poniewaz senator Walter chce i[...]
 
2017-06-15 14:20
kelvin smith do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Brak zabezpieczenia społecznego i brak kontroli kredytowej, 100% gwarancji. Wszystko, co musisz[...]
 
2017-06-13 06:20
Gregs Walker do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Uwaga: Jest to BOOST CAPITAL CENTRAL TRUST FINANCE LIMITED. Oferujemy wszelkiego rodzaju[...]
 
2017-06-13 06:09
Gregs Walker do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Uwaga: Jest to BOOST CAPITAL CENTRAL TRUST FINANCE LIMITED. Oferujemy wszelkiego rodzaju[...]
 
2017-06-09 16:42
George cover.. do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witamy w programie Fba loaninvestment Czasami potrzebujemy gotówki w nagłych wypadkach i[...]
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl