Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
Serwer, part XII 2009-09-03 22:22
 Oceń wpis
   
_-¯ Siedzieliśmy w karczmie, popijając piwem tanią whisky i gapiąc się przez okno na siąpiący deszcz. Pogoda była iście barowa, tak więc nie zamierzaliśmy się w ogóle ruszać z naszego suchego kącika, chociaż do piątego kufla Mroczne Pierogi przejawiał coś na kształt wyrzutów sumienia.
- Charyzjusz? Może powinniśmy jednak wracać? - zagajał co i raz.
- Popatrz, deszcz pada - odpowiadałem, on zaś potakiwał głową i wracaliśmy do picia.
Niestety, na mojego przyjaciela alkohol wpływał zgoła odmiennie niż na mnie. O ile w moim przypadku wyciszał wszelkie złe emocje i sprawiał, że świat zaczynał wydawać mi się przyjazny, kochany i poukładany, o tyle w Mrocznych Pierogach uwalniał do krwi hormon kozaczenia. Dlatego po piątym piwie wyrzuty sumienia zostały zastąpione poprzez wyzwanie, jakie padający deszcz rzucał mojemu koledze.
- Charyzjusz! Idziemy! - zakomenderował wreszcie stanowczym głosem, opróżniając do połowy siódmy kufel.
- Popatrz, deszcz pada - odpowiedziałem pogodnym tonem, spoglądając w okno i zachwycając się tym cudem natury... Deszcz był taki piękny! Właściwie - dochodziłem do wniosku, że było to jedno z najwspanialszych zjawisk. Ciemne chmury, mknące po niebie przecinanym zygzakami błyskawic. Huk gromu przewalający się w górskich dolinach i powracający po chwili echem. Korony świerków, kłaniające się wichrowi. Szarobure strugi wody, siekące z nieba i rozbryzgujące się w setkach kałuż... Postanowiłem, że w najbliższej wolnej chwili napiszę generator wierszy, a pierwszym zadaniem jakie mu wyznaczę będzie napisanie utworu o burzy. Tymczasem jednak Mroczne Pierogi podniósł się i szarpnął mnie za ramię.
- Idziemy!
- Deszcz pada - odparłem niewzruszony.
- To co z tego?
- Nie chcesz chyba opuszczać serwera podczas deszczu, co?
- Dlaczego? Nie boję się deszczu!
- To nie deszczu masz się bać.
- A czego? - zaciekawił się.
- Deszczwonic. Deszczydeł. Deszczowców i deszczułek - wyliczyłem - Poza tym transfer na zewnątrz w taką pogodę może grozić utratą spójności elektromagnetycznej, a tego byśmy chyba nie chcieli.
- Nie? - Mroczne Pierogi najwyraźniej mi nie dowierzał.
- Nie.
Niestety, nie uwierzył mi na słowo. Stężenie krwi w alkoholu spadło na tyle nisko, że Mroczne Pierogi czuł się kuloodporny. Sądzę, że wyskoczyłby na solo z ,,Diablo'' Włodarczykiem, gdyby tylko ów miał nieszczęście znaleźć się razem z nami w karczmie. Tak... substancja o chemicznym wzorze H2C5OH potrafiła wyprawiać z ludzkim mózgiem rzeczy, do których niekoniecznie chcielibyśmy wracać następnego dnia - pomyślałem filozoficznie i zamówiłem ósmą kolejkę. Whisky z piwem coraz bardziej mi smakowała, szkoda tylko że wziąłem ze sobą tylko pięć półlitrowych butelek. Spojrzałem znów w okno i zacząłem układać poemat o deszczu, którego szum wydawał mi się w tym momencie tak słodko kojący...

_-¯ -Charysjusz! Isiemy! - wybełkotał Mroczne Pierogi podnosząc z wysiłkiem głowę.
- Nie moszna. Desz - wymamrotałem.
- Ja nieboje deszu przesiesz...
- W deszu deszownisze i deszyła chodzooo... Nie moszna w desz...
Mój przyjaciel skinął głową w stronę okna, czego niemal nie przypłacił utratą równowagi i upadkiem pod stół.
- Jak nie moszna, jak moszna... Popasz. Tamsi ido w desz...
Spojrzałem we wskazanym kierunku. Początkowo niczego nie dostrzegałem, lecz w tym momencie seria błyskawic - jak lampa stroboskopowa - ukazała dwie sylwetki szybko podążające ku karczmie. Wydobywane co chwila z mroku błyskami wyładowań elektrycznych wyglądały jak kiepska poklatkowa animacja. Animacja Trolli.
- Trolle - skonstatowałem.
- Aha... Ido tu.
- Mosze chsą sie napiś?
- Trolle pszeciesz nie pi...
Ogłuszające uderzenie wyrwało drzwi z zawiasów i cisnęło pod przeciwległą ścianę. Dwie kamienne sylwetki wtargnęły do wnętrza, torując sobie drogę uderzeniami maczug. Postacie wydały mi się dziwnie znajome...
- Popasz, Mroszne Pierochi, to te Trolle z jaskini, co?
- No
Trolle również nas dostrzegły. Jeden z nich wyciągnął ku mnie kamienny paluch.
- Charyzjusz Chakier! Ty być mój!
Pokręciłem głową.
- O nie, kochasiu. Ja jusz jestem zajęty. Mam szonę i dziesko. Posatym interracial mnie nie kręci.
Oba Trolle mnie jednak już nie słuchały. Z głośnym rykiem, z wzniesionymi do góry maczugami runęły w moim kierunku.

_-¯ Sięgnąłem ręką do kieszeni, szukając czegoś. Nie znalazłem. Sięgnąłem ręką do drugiej kieszeni i wreszcie to wymacałem. MacGyver MultiTool. Ścisnąłem go lekko. Rozległ się cichy trzask i oba Trolle pozostawiły po sobie jedynie próżnię w kształcie Trolli, która za chwilę z cichym mlaśnięciem wypełniła się powietrzem.
- So to było? - spytał mój towarzysz.
- A, nic takiego. Wyłąszyłem je, bo mnie jusz zaszynały wkuszaś.
- Aha...
- No...
Przez chwilę kontemplowaliśmy zawartość swoich kufli.
- Charysjusz?
- Y?
- A mogłeś ich wyłąszyś wsześniej?
Zastanowiłem się.
- No...
- A szemu nie wyłąszyłeś?
- Wiesz, lubię szasami poszwendaś się po serwerach.
Objąłem głowę rękami. Stół wydawał się taki miękki i wygodny...

_-¯ Po pewnym czasie się obudziłem.

_-¯ Głowa bolała mnie tak, jak gdybym po tygodniowej podróży po pustyni, bez kropli wody przy duszy, ugasił wreszcie pragnienie pół litrą taniej whisky.
 
Serwer, part XI 2009-08-31 21:57
 Oceń wpis
   
_-¯ Lekko przymknąłem oczy - i, prawdę mówiąc - rozluźniłem się. Nastąpił ten moment, kiedy wszystkie karty były już odkryte. Napięcie zeszło ze mnie jak powietrze z przekłutego balonu. Adrenalina, do tej pory pompowana w dużych ilościach do mojego krwiobiegu, gdzieś się ulotniła, pozwalając wreszcie całemu ciału zamanifestować ogromne zmęczenie. Jak zza zasłony doleciały do mnie wreszcie słowa Trolla:
- Charyzjusz Chakier, ty mi powiedzieć co zrobić Kapelusznik, żeby jego zegarek chodzić?
Nie otwierając oczu uśmiechnąłem się blado.
- Ty mieć trzydzieści sekund - dodał Troll.
Zacząłem w myślach wolno odliczać. Jedna sekunda. Dwie sekundy. Trzy... Zastanowiłem się, czy kiedyś, ktoś, wydobędzie z serwera moje szczątki, by je pogrzebać? Czy zasłużę sobie na epitafium? W myślach wypróbowałem kilka:
Tu leży Chakier znamienity
Co całe życie przeliczał bity

lub:
Tutaj spoczywa Chakier wspaniały
Co padł pod ciosem trollowej pały

albo:
Charyzjusz Chakier - najlepszy na świecie
Dokonał żywota tu, w Internecie

a może:
Nie mogąc przeboleć Chakiera straty
Kupiliśmy nowy serwis do herbaty...

Nie... ta ostatnia rymowanka jakoś mi nie wyszła... Wróciłem do rzeczywistości - ile to już sekund mogło upłynąć? Ile życia mi zostało? Spojrzałem na Trolla, który bezgłośnie liczył. Jego kamienne usta właśnie ułożyły się w nieme ,,dwadzieścia dziewięć'', gdy nagle cały świat zwolnił. Oczywiście w rzeczywistości nic takiego się nie stało, ale znacie zapewne to zabawne uczucie gdy maszerujecie sobie przez tory tramwajowe z iPodem na uszach, obracacie głowę i właśnie widzicie rozszerzone strachem oczy motorniczego, który jest od was na wyciągnięcie ręki. Jeszcze bliżej, bo na grubość skorodowanej blachy są zderzaki tramwaju którym kieruje. I wtedy w ułamku sekundy jesteście w stanie dostrzec i przemyśleć mnóstwo rzeczy.

_-¯ To właśnie poczułem w tej chwili. Mój umysł wykrzesał z siebie dodatkowe 65536% mocy, zamiast zwyczajowych 1024. Rozbudzone szare komórki jakby dopiero teraz uświadomiły sobie powagę całej sytuacji i zaczęły szturchać się łokciami i pytać jedna drugiej o Kapelusznika. Fala szeptów i poszturchiwań przetoczyła się przez cały mózg, aż dotarła wreszcie do wielkiej ściany z napisem ,,Podświadomość, nie wchodzić''. Jedna, najodważniejsza z komórek, popychana przez całą resztę stanęła przed niedużymi drzwiami i cichutko zapukała.
- Nikogo nie ma - dobiegło ze środka.
- Tak tak, wiem - odparła komórka - ale, ekhm, czy szanowna Podświadomość nie wie czasem co zrobił Kapelusznik, by jego zegarek chodził?
- Wiem, ale nie powiem. Mam to wspomnienie, ale nie mogę się podzielić. Zostało wyparte przez Charyzjusza jeszcze w czasach jego młodości, gdy był studentem.
- Oczywiście, szanowna Podświadomości. Ale, tego... Jak Charyzjusz nie odpowie na pytanie o zegarek to... Jakby to powiedzieć... Oberwie w łeb.
- Nie moje zmartwienie.
- Ależ jak najbardziej panine... paniskie... panieńskie... Ależ jak najbardziej to pani zmartwienie, gdyż oberwanie w łeb ma bardzo poważne konsekwencje dla całego systemu nerwowego, tak więc i dla Podświadomości również.
- Czyżby?
- Tak. W szczególnym wypadku, a ten wypadek najwyraźniej będzie szczególny, może doprowadzić to tzw. zgonu.
- Brzmi poważnie.
- Bo to jest poważne.
- No dobra. To powiem... Ale muszę uprzedzić, że wiele z was - komórek nerwowych - przypłaci tę informację życiem.
Po zebranych przeszedł szmer, jednak stojąca u drzwi komórka uciszyła resztę gestem dendrytu.
- Jeżeli nie powiesz, zginiemy wszyscy... A tak z ciekawości, dlaczego mieliby umrzeć niektórzy?
- Bo po ostatnim razie z zegarkiem Kapelusznika Charyzjusz upił się do nieprzytomności tanią whisky, czym załatwił tak około jednego miliona szarych komórek. Hehe... to była impreza. No ale potem wyparł to wspomnienie, żeby nie wpaść w alkoholizm... Jak chcecie, mogę wam opowiedzieć całą historię, a było to tak: Pewnego wieczoru Charyzjusz, chakierując pewien system bankowy niechcący uruchomił alarmtrackery, zastawione tam przez uroczą administratorkę, Honoratę Hiperłączkę, która...
- Dobrze, może innym razem - przerwała komórka - chodzi o ten zegarek, bo zostało jeszcze tylko około trzystu milisekund na udzielenie odpowiedzi.
- No to przecież spokojnie zdążę i opowiedzieć i odpowiedzieć...
- No tak, ale potem Charyzjusz może nie zdążyć wyartykułować.
- Racja. Ech, to cielesna ślamazarność. Kiedyś będzie przyczyną jakichś kłopotów. Ja, Podświadomość wam to mówię.
- To można już prosić o odpowiedź?
- Można. Powiedzcie Charyzjuszowi: wrzucił zegarek do herbaty.
Szara komórka nie podziękowała nawet, tylko w te pędy pogalopowała do ośrodka Broki. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy, powiedziałem:
- Wrzucił zegarek do herbaty.
- ...eści! - wymruczał Troll, a głoski zawisły przed nim niezdecydowane, spoglądając to na mnie, to na niego. Wreszcie zorientowały się, że pomimo bycia głoskami również podlegają prawu grawitacji, i z cichym grzechotem spadły na podłogę pomiędzy nami.
- Skąd... skąd ty wiedzieć? - wydukał stwór.
- Długo by opowiadać - odparłem niechętnie, gdyż nagle zalała mnie fala wspomnień z młodości. To było podczas jednego z pierwszych chakierowań... Uruchomiłem wtedy niechcący alamtrackera, a on ściągnął mi na kark administratorkę... Dokładnie ją pamiętałem - nazywała się Honorata Hiperłączka. Przez tyla lat udawało mi się nie myśleć o tamtym zdarzeniu, ale teraz wspomnienia jak gdyby zalały mi umysł wzburzoną falą. Poczułem, że muszę się napić.
- Masz tu coś do picia? - zagadnąłem.
Troll bezradnie rozłożył ramiona.
- Nie mieć.
- Zła odpowiedź - odrzekłem, wyciągając z plecaka butelkę taniej whisky. Nie wiem czemu, ale coś kazało mi ją zabrać na tę wyprawę. Czyżby to była Kobieca Intuicja? Nie miałem pojęcia, ale tymczasem...
- Zła odpowiedź, więc ja wygrywam - podsumowałem.
Wskazałem Mroczne Pierogi.
- Uwolnij go.
Troll nie poruszał się, oszołomiony. Przez chwilę czułem, że może zrobić coś głupiego, na wszelki wypadek więc błyskawicznie schyliłem się po MacGyver Multitool. Podniosłem go i wyciągnąłem nad głową.
- Nie rób głupstw, albo użyję tego. Graliśmy fair, ja wygrałem. Nie zabiję cię, ani twojego druha, ale będziesz musiał się wynieść z tego serwera i nigdy tu nie wracać. Zrozumiano?
Ostrzeżenie podziałało.
- To gdzie ja się podziać? - zajęczał żałośnie.
- Już nie przesadzaj. W Internecie jest pełno miejsca dla takich jak ty...
Tymczasem Mroczne Pierogi zwlókł się ze swojej ławy i chwiejnie stanął obok mnie.
- Macie czas do jutra - powiedziałem do Trolli i ruszyłem w kierunku wylotu jaskini.
- Gdzie idziemy? - spytał mój towarzysz.
- Wszystko mi jedno, byleby był tam alkohol. Nie wiem czemu, ale pierońsko muszę się napić.
 
Serwer, part X 2009-08-26 22:14
 Oceń wpis
   
_-¯ Zegarek Kapelusznika... To był jedyny fragment ,,Alicji w Krainie Czarów'' którego nie kojarzyłem zbyt dobrze. Zakląłem cicho w duszy... Czemu nie zapyta mnie o Królową Kier? Czemu nie o Nibyżółwia? Dlaczego, dlaczego chce mnie pytać o tego nieszczęsnego Kapelusznika?
Moja konsternacja nie uszła uwagi Trolla.
- Ty wyglądać jakby nie znać odpowiedź, cha cha - pokazał zęby w tryumfalnym uśmiechu.
Rzuciłem mu niechętne spojrzenie, i w tym momencie przyszedł mi do głowy chytry plan.
- Poczęstuj mnie, proszę, papierosem - poprosiłem.
Troll uniósł brwi.
- Ty palić?
Udałem, że się zastanawiam.
- Hmmmm... Nie. Nie palę. Dobra, teraz moja kolej.
Troll uniósł brwi jeszcze bardziej.
- Teraz mój kolej! Ja zadać tobie pytanie o zegarek Kapelusznik!
- O nie, mój drobi - pokręciłem głową - Ty chcieć mi zadać pytanie o zegarek Kapelusznik, ale zamiast tego zapytać czy ja palić. Ja nie palić, odpowiedzieć zatem dobrze. Teraz ja!
Mówiąc to, zorientowałem się że mimowolnie przejąłem styl mówienia Trolla. Cóż, w gruncie rzeczy było to proste i wygodne. Nie trzeba było kombinować, odmieniać, wydziwiać. A i tak wszystko było zrozumiałe.
Tymczasem Troll powoli dochodził do wniosku, że chyba dał się zrobić w trąbę. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Ty oszust!
Nie przejąłem się tym. Równie dobrze mógłbym się przejmować wszystkimi moimi włamaniami, których dokonałem za pomocą socjotechnik.
- Ja nie oszust. Reguły być proste. Ty pytać, ja odpowiadać - potem zmiana. Kto odpowiedzieć źle - przegrywać. Ty zapytać. Ja odpowiedzieć dobrze. Teraz moja kolej.
Potwór zgrzytnął diamentowymi zębami, aż na podłogę poleciały iskry. Efekt był niesamowity, tym bardziej że zaiskrzenie diamentem o diament jest raczej niemożliwe. Przynajmniej tak sądziłem, gdyż mnie się to do tej pory nie udało.
- Teraz moja kolej - powtórzyłem jeszcze raz.
- Zgoda. Ale ty i tak przegrać!
Cóż. Wiedziałem, że mam ostatnią szansę. Jeżeli teraz zapytam o coś, na co mój przeciwnik będzie znał odpowiedź - drugi raz nie da się nabrać na numer z paleniem. Załatwi mnie zegarkiem Kapelusznika na amen. Gorączkowo szukałem w głowie zagadki, na którą żaden Troll nie powinien znać odpowiedzi.
- Ty się pospieszyć. Ja nie mieć cały dzień...
- Chwila... myśleć...
Niestety, jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy. Najtrudniejszą zagadką, którą znałem, była ta o kruku i piórniku. A on przecież znał na nią odpowiedź...
I wtedy - jak zwykle w tego typu beznadziejnych sytuacjach - w moich myślach rozbłysła iskierka geniuszu. Przecież to było takie proste!


- Mam dla ciebie pytanie, Trollu. Proste, ale zanim na nie odpowiesz - dobrze się zastanów. Jesteś got... - ugryzłem się w język, nim dokończyłem mówić, w efekcie czego ,,ów'' oraz znak zapytania zostały mi w ustach. Dyskretnie wepchnąłem je językiem między zęby i policzek, po czym kontynuowałem w trybie oznajmiającym - ...owy mam nadzieję. Oto ono: czy miejski golibroda, golący w mieście tych którzy nie golą się sami, powinien się sam ogolić?

_-¯ Trolla zamurowało. Wyglądało to nieco komicznie, jeśli wiecie co mam na myśli - zamurowana bryła kamienia. Otworzył paszczę i patrzył na mnie okrągłymi oczami. Wiedziałem, że na to pytanie nie ma poprawnej odpowiedzi, tak jak na pytanie czy kłamca, który mówi że kłamie - kłamie, czy mówi prawdę? Byłem spokojny o wynik, a tymczasem...
...Troll zamknął swoje kamienne usta i - widziałem to dobrze - zaczął się trząść. Ramiona podskakiwały mu lekko, potem coraz mocniej, aż w końcu zrozumiałem. On się nie trząsł. On się śmiał!
- BuaChaChaChaCha! - wybuchnął wreszcie na całą jaskinię - Charyzjusz Chakier, ty być już mój! To być proste pytanie!
Na takie dictum dla odmiany zamurowało mnie. Przez chwilę nie potrafiłem wykrztusić ani słowa, ale na szczęście szybko się opanowałem.
- Jaka zatem brzmi odpowiedź? - spytałem stanowczo.
- Odpowiedź brzmi - golibroda się sam nie ogolić!
Uśmiechnąłem się kwaśno, po czym wstałem ze skały. Czas było się zbierać.
- Otóż wcale nie, mój drogi. To nie jest prawidłowa odpowie...
Nie dokończyłem pytania. U wejścia - czy raczej (patrząc z mojej perspektywy) wyjścia z jaskini - pojawił się cień.
- To prawidłowa odpowiedź - powiedział drugi Troll - Tak się składać, że ja być golibroda w to miasto. A ja nie mieć broda!

_-¯ Ciężko klapnąłem z powrotem na kamień. Sytuacja była beznadziejna.
- A teraz - powiedział po chwili mój przeciwnik - Ja ciebie zapytać. Cha cha cha cha! Ja ciebie zapytać o zegarek Kapelusznik!
 
Serwer, part IX 2009-08-22 23:55
 Oceń wpis
   
_-¯ Głowa bolała mnie tak, jak gdybym po tygodniowej podróży po pustyni, bez kropli wody przy duszy, ugasił wreszcie pragnienie pół litrą taniej whisky. Język wysechł mi na wiór, pod powiekami latały szare plamy, a gdzieś niedaleko jakiś psychopata starał się wygrywać serenady na młocie udarowym. Zacisnąłem mocniej i tak zamknięte powieki, pragnąc z powrotem zapaść się w błogosławione otępienie, ale tylko spotęgowałem kłębiący się pod czaszką ból. Powoli, bojąc się nagłego ataku światła, zdecydowałem się odemknąć jedno oko.
Widok, który zobaczyłem był co najmniej zastanawiający. Zwisałem głową w dół z czegoś stanowiącego zbiór zardzewiałych ogniw łańcuchów i strzępów odzieży. Dookoła walały się resztki istot które zapewne tę odzież nosiły. Z trudem przekręciłem głowę, jednocześnie zwalczając wywołany tym atak torsji. Zobaczyłem szeroką ławę ze skomplikowanym mechanizmem. Przy desce stał troll, szybkimi ruchami nakręcając kołowrót. Jego ruchy precyzyjnie zgrywały się w mojej głowie z odgłosami wydawanymi przez przebywającego w pobliżu operatora młota. Po krótkiej chwili doszedłem do wniosku, że psychopata i troll to ta sama osoba. W życiu nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś rozciągany kołowrotem może aż tak hałasować! Zaniepokojona zgiełkiem treść żołądka kategorycznie zażądała wyjścia na świeże powietrze, więc pozwoliłem jej na to. Prawie nie zabrudziłem sobie czoła...

_-¯ Troll po krótkiej chwili przestał rozciągać Mroczne Pierogi, który w tym momencie wyglądał już jak Mroczne Kluski. Rzuciwszy wieloryba (a właściwie odwróconego pionowego wieloryba - ,,reversed vertical whale'') poczułem się nieco lepiej, tak więc mogłem powoli zacząć analizować sytuację. Fakty, fakty, zbieraj fakty - powtarzałem sobie, rozglądając się Ukradkiem. Ukradek był mojego konceptu robotem, którego na takie właśnie okazje zabierałem ze sobą na niebezpieczne chakierskie wyprawy. Skonstruowałem go ze skrawków papieru pozostałego w dziurkaczu po dziurawionych dokumentach i paru wsuwek do włosów, które zaiwaniłem Misi. Ukradek przypominał trochę pająka-kosarza, który jak wiadomo nie jest ani pająkiem, ani kosarzem. Przemieszczał się bezszelestnie na swoich długich nogach, zwykle pozostawał niezauważony i dostarczał tony użytecznych informacji. Czyli robił mniej więcej to samo co osławiony Carnivore, z tym że nie kosztował milionów dolarów a jedynie parę groszy, oraz - w przeciwieństwie do znanego odpowiednika - działał.
Znajdowałem się w jaskini Trolla. Wisiałem do góry nogami, lub do dołu głową - znacie pewnie ten dwugłos w spojrzeniu optymistycznym i pesymistycznym na szklankę z wodą - czy jest w połowie pusta, czy pełna. Bardzo ciekawy byłem, czy pesymista mówiłby o wiszeniu do góry nogami, a optymista o wiszeniu w dół głową - czy odwrotnie? - ale aktualnie miałem ciekawsze rzeczy do roboty. Mroczne Kluski chwilowo tracił przytomność na trollowej ławie. Jaskinia najwyraźniej miała kilka pomieszczeń, z których zidentyfikowałem śmierdzialnię, kojfnię, ścierwionek i ścinalnię. Widziałem jednego z Trolli, ale nie wiedziałem gdzie się podziewa drugi. Zastanowiłem się, czy nadal udawać omdlenie, czy też przystąpić do działania od razu?

_-¯ ,,Niczego nie żałujemy tak bardzo, jak rzeczy których nie zrobiliśmy'' - przypomniała mi się stara maksyma. Popełzłem dyskretnie rękami do kieszeni, gdzie dobrze ukryty był MacGyver MultiTool. Odgiąłem końcówkę, zgiąłem się i dyskretnie pogmerałem w zamku przy stopach...

_-¯ ŁuBuDu! - odgłos spadającego ciała podniósłby na nogi umarłego. I całe szczęście, bo uderzenie potylicą o kamienie było obezwładniające. Na szczęście łoskot całej reszty mego upadającego ciała mnie otrzeźwił. Chyżo skoczyłem na równe nogi i dałem susa za najbliższy stalagmit. Chwilę po tym Ukradek przesłał mi obraz rozglądającego się Trolla. Stwór zauważył kołyszące się łańcuchy i poczłapał w tę stronę. W moją stronę! Czułem, jak z każdą chwilą zbliża się do mnie kilkutonowe kamienne cielsko. W moich nozdrzach (Aha! Ja mam nozdrza! A Wy?) zawiercił ciężki odór żwiru i kamienia. Czułem, że Troll jest tuż za mną...

_-¯ Nie chciałem skończyć jak szczur, zagazowany w norze. Wstałem.
- Hej! Trollu! Tu jestem!
Kamienna bryła odwróciła się. Zauważyłem pięść zwijającą się do ciosu. Do ciosu, po którym pewnie nikt nie prowadziłby już dalej wpisów Charyzjusza Chakiera. Byłem szybszy.
- Co powiesz na grę w zagadki? Ty i ja. Ja i ty. My dwaj. Oba my. Kto wygra - wygrywa. Kto przegra - przegrywa. Kto przegrywa - odchodzi z serwera. Chyba się nie boisz?
Zagrywka była prosta, ale miałem nadzieję że nie trafię na mistrza ciętej riposty, który ze słowami ,,mam to w dupie'' rozsmaruje mnie po ścianie.

_-¯ Na moje szczęście - nie trafiłem

_-¯ Troll popatrzył na mnie podejrzliwie, ale opuścił łapska
- Ty wyrzuć broń, ty - wychrypiał, wskazując moje ręce.
Posłusznie wypuściłem z palców MacGyver MultiTool. Choć wiedziałem że jednym ruchem mogłem go przerobić na antytrollowy taran - postanowiłem grać fair.
- Kto zaczynać? - zapytał Troll.
- Ja.
- Nie. Ty mnie wyzwać, ja zaczynać!
- No to co się głupio pytasz? - wzruszyłem ramionami.
- Czy to zagadka?
- Nie. Ty zaczynasz. Dawaj zagadkę.
- Ja zastanowić...
Kupa kamienia poskrobała się po głowie, krzesząc tym iskry. Pewnie zarówno palce jak i głowa były wykonane z krzemienia. Po chwili w oczach oponenta (trudne słowo) zauważyłem błysk.
- Kto być najlepszy chakier na świat?
Udałem, że się zastanawiam...
- Ile mam prób?
- Jedna!
- No cóż... to pewnie Horacjusz...
- Źle! Ty przegrać!
- Ej, nie dałeś mi dokończyć! Chciałem powiedzieć, że pewnie Horacjusz Hwast nie jest najlepszym chakierem na świecie. A jest nim... Hmmm... Znaczy: Chmmmm... Charyzjusz Chakier?
Troll wyglądał na rozczarowanego.
- Skąd ty wiedzieć?
- Ej, kolego! To druga zagadka. Zostaw ją sobie na następną turę. A teraz - moja kolej. Moje pytanie zaś brzmi: jaka jest różnica między krukiem i piórnikiem?
Rozsiadłem się wygodnie na kawałku skały który mniej-więcej przypominał zydel. Na to pytanie nikt, nigdy (nigdy!) nie odpowiedział poprawnie.
- Masz trzydzieści sekund - dodałem, nonszalancko spoglądając na zegarek.
- Kruk jest czarny, a w piórniku nosisz ołówki - doszło do mnie po chwili. Zdębiałem.

_-¯ Troll wyszczerzył do mnie swój diamentowy uśmiech.
- Teraz mój pociąg!
- Teraz moja kolej - poprawiłem
- Właśnie!
- Zapytasz mnie skąd wiem o tym chakierze, wcześniej? - spytałem z nadzieją.
- Nie. Ja zapytać ciebie o zegarek kapelusznik!

_-¯ Pociemniało mi w oczach. To było jedyne pytanie, na które nie znałem odpowiedzi...
 
Serwer, part VIII 2009-08-16 01:07
 Oceń wpis
   
_-¯ Głowa bolała mnie tak, jak gdybym po tygodniowej podróży po pustyni, bez kropli wody przy duszy, ugasił wreszcie pragnienie pół litrą1 taniej whisky. Język wysechł mi na wiór, pod powiekami latały szare plamy, a gdzieś niedaleko jakiś psychopata starał się wygrywać serenady na młocie udarowym. Zacisnąłem mocniej i tak zamknięte powieki, pragnąc z powrotem zapaść się w błogosławione otępienie, ale tylko spotęgowałem kłębiący się pod czaszką ból. Powoli, bojąc się nagłego ataku światła, zdecydowałem się odemknąć jedno oko.
Widok, który zobaczyłem był co najmniej zastanawiający. Leżałem, a właściwie zwisałem głową w dół z czegoś co każdy przeciętny samiec nazwałby bez wahania łóżkiem, natomiast każda przeciętna samica nazwałaby ,,omójbożeależtubałagan!''. Dookoła walały się resztki rozmaitych opakowań po wszelkiej maści napojach, głównie zaliczanych do grupy prawnie dozwolonych środków oszałamiających. Z trudem przekręciłem głowę, jednocześnie zwalczając wywołany tym atak torsji2. Zobaczyłem deskę do prasowania. Przy desce stała kobieta, szybkimi ruchami przemieszczając wte i wewte ceramiczną stopę żelazka. Jej ruchy precyzyjnie zgrywały się w mojej głowie z odgłosami wydawanymi przez przebywającego w pobliżu operatora młota. Po krótkiej chwili doszedłem do wniosku, że psychopata i prasująca kobieta to ta sama osoba. W życiu nie zdawałem sobie sprawy, że sunące po skarpecie żelazko może aż tak hałasować!
Spróbowałem się podnieść, co już przy trzeciej próbie przyniosło zadowalające rezultaty. Ciągle nieostrym wzrokiem poszukałem w polu widzenia jakiejś bezprocentowej substancji, by ulżyć swojemu wyschniętemu gardłu. Potem, odważnie, zdecydowałem się wstać. Jeszcze raz spojrzałem w bok i z ulgą odnotowałem że osobą za deską była Misia. Zatem - byłem w domu. To zdjęło z mojego przeciążonego układu nerwowego pokaźny zestaw trosk, z których ,,gdzie ja do cholery jestem?'' oraz ,,kim jest ta kobieta obok?'' były tymi najbardziej nieprzyjemnymi do odkrywania. Znając i pamiętając teren poczłapałem do apteczki, i starając się zbytnio nie szeleścić opakowaniem wydłubałem sobie na dłoń o wiele za dużą dawkę leku przeciwbólowego. Niechętnych protestów wątroby nawet nie usłyszałem. Zostały zagłuszone przez głośnie ,,dawajdawajdawaj!!!'' pęczniejących gałek ocznych i łupiących skroni. Wróciłem do sypialni, gdzie Misia wciąż uwijała się z żelazkiem. Starałem się iść maksymalnie sprężystym i pewnym krokiem, ale niestety mój błędnik nie podzielał tego zamiaru i z mocą uderzył mnie ścianą w ramię. Misia spojrzała tylko i z dezaprobatą pokręciła głową. Uśmiechnąłem się przepraszająco.

_-¯ I w tym momencie dotarł do mych uszu głuchy jęk, zmieszany z wyciem rozpaczy i rykiem wściekłości. Wspomnienia wróciły momentalnie. Most. Troll przede mną, i drugi troll atakujący z flanki. Ogłuszające uderzenie maczugi. Mroczne Pierogi krzyczący coś niezrozumiale. I potem... No właśnie, co potem?

_-¯ Ryk powtórzył się, dobiegając zza ściany. Pomimo bólu który wciąż żelaznymi obcęgami ściskał mi skronie wyrwałem Misi żelazko i skoczyłem za próg, gotów chociaż tą prymitywną bronią zaatakować napastnika. Drzwi przede mną uchyliły się. Podniosłem do ciosu żelazko. Jeżeli ten parszywy Troll nie był snem, to byłem gotów rozwalić mu jego paskudny łeb tu i teraz!

_-¯ Zza drzwi wysunęła się ręka. Chwiejnie złapała się klamki i wyciągnęła za sobą resztę ciała. To był Mroczne Pierogi! Opuściłem żelazko. Mroczne Pierogi podniósł na mnie mętny wzrok, uśmiechnął się słabo i wyszeptał:
- Cześć, Charyzjusz...
Niestety, ten wysiłek kosztował go zbyt wiele. Po chwili pozieleniał, zbladł, znów pozieleniał i z niespotykaną jak na człowieka w jego stanie chyżością znów skrył się za drzwiami. Po sekundzie dobiegły stamtąd potępieńcze, pełne bólu wycia, zakończone odgłosem spuszczanej wody.

_-¯ To był tylko sen!

_-¯ Odetchnąłem z ulgą. Ból w czaszce wyraźnie zelżał. Znów pomaszerowałem do kuchni, gdzie wmusiłem w siebie kawałek suchego chleba i plaster szynki. Nastawiłem wodę. Po namyśle wyjąłem ze szklanki saszetkę herbaty i zastąpiłem ją prawdziwą, chakierską cherbatą na specjalne okazje. Co prawda sen o przygodzie z trollem nie był specjalną okazją, ale psychicznie przygoda wykończyła mnie tak, że musiałem się wzmocnić cherbatą właśnie.

_-¯ Zamierzałem właśnie upić pierwszy łyk, gdy do kuchni zajrzał Mroczne Pierogi. On również wyglądał już lepiej. Uśmiechnął się i wyciągnął zza pleców dwa przedmioty.
- To co? Jeden powiesimy u ciebie, jeden u mnie?
Spojrzałem i zakrztusiłem się. Mroczne Pierogi trzymał przed sobą oprawne w szlachetne drewno dwa łby trolli.
- Chłopie, jak cię trafili na moście, to już myślałem że koniec z nami. Ale daliśmy radę!

_-¯ Wspomnienia powróciły. Odstawiłem cherbatę i pobiegłem się wyrzygać3

1 - pół litra:
kto, co? - pół litra
kogo, czego? - pół litry
komu, czemu? - pół litrze
kogo, co? - pół litra
z kim, z czym? - z pół litrą
o kim, o czym? - o pół litrze
wołacz - ja stawiam!

2 - no ciekaw jestem ilu z p.t. czytelników wie co to są torsje, i czym się różnią od... od nie-torsji?

3 - no i to jest właśnie odpowiedź na pytanie zadane wyżej.
 
Serwer, part VII 2009-08-10 00:22
 Oceń wpis
   
_-¯ Droga zajęła nam trzy dni. Mroczne Pierogi dziwił się niepomiernie, dlaczego odległość która w realnym świecie jest jedynie kilkoma centymetrami pozłacanej ścieżki - tutaj, we wnętrzu serwera rozciąga się na wiele kilometrów.
- To jest mniej więcej tak jak z krukiem i piórnikiem - tłumaczyłem ściszonym głosem, gdyż właśnie, pełznąc ostrożnie przy krawędzi gościńca, zbliżaliśmy się do celu.
- Czyli?
- Kruk jest czarny, a w piórniku nosisz ołówki - wyjaśniłem.
- Aha - potaknął, uznawszy te wyjaśnienia za wystarczające. Ja zaś kolejny raz zdziwiłem się, że jeszcze nie spotkałem nikogo kto od razu pojąłby analogię z krukiem i piórnikiem. Zawsze musiałem objaśniać to dodatkowo.
Tymczasem dotarliśmy do krawędzi pierwszego Mostu. Dałem znak ręką i zatrzymaliśmy się w pełnym uwagi oczekiwaniu. Czekaliśmy, starając się wypatrzeć Trolla, jednak bez rezultatu. Nie potrafiłem dostrzec niczego, oprócz falowania gorącego powietrza nad rozgrzanymi, kamiennymi płytami. W dole cichuteńko pluskał i szumiał potok (pewnie renderujący), a może strumień (danych). Oprócz tego - nic. Sekundy wlokły się ślamazarnie, zbijały w kupki i przekształcały w minuty. Minuty, idąc tym samym śladem, zbierały się w godziny. Godziny...
- Charyzjusz... - szepnął mi nad uchem Mroczne Pierogi - ...a może tam nie ma żadnego Trolla, co?
- Jest - odszepnąłem - tylko jest drań bardzo dobry. Normalnego Trolla już dawno byśmy wypatrzyli, a ten najwyraźniej umie się przyczaić. Ale ja mam i na takich sposób.
- Charyzjusz... A czy przypadkiem Trolle w dzień nie zamieniają się w kamień?
- Zamieniają się. I co z tego?
- Wiesz. Teraz jest dzień.
- No i?
- No to skoro jest dzień, to może on się zamienił w kamień i czekamy na niego na próżno?
Pokręciłem przecząco głową.
- Trolle, owszem, w dzień zamieniają się w kamień. Ale to cwane bestie, już dawno odkryły że w nocy bardzo ciężko spotkać na gościńcu kupca bądź inną ofiarę którą można obrabować (Trolle złe), lub od której można pobrać opłatę za przejazd mostem (Trolle dobre). Po co zatem budować most, skoro w dzień jest się kupką głazów, a tymczasem wszyscy śmigają po przeprawie za friko? Dlatego Trolle obeszły problem.
- Jak?
- Migrują.
- ?!
- Ciiiii! - skarciłem - nie dziw się tak głośno.
- Ale co to znaczy, że migrują? I jak to ma im pomóc przestać się zamieniać w kamień w dzień?
- Chłopie, jakeś ty się uchował ze swoimi serwerami bez tak elementarnej wiedzy o Trollach? No, ale nieważne. Chodzi o to, że Trolle zamieniają się w kamień w dzień, owszem, ale nie dlatego - jak błędnie się uważa - że w dzień jest jasno. One zamieniają się w kamień, bo taki jest ich cykl biologiczny. To coś w rodzaju naszego odpowiednika snu, tyle że my możemy sobie w razie czego dłużej pospać, później zasnąć lub wcześniej wstać - one nie. Ich rytm dobowy ustala się w kilku pierwszych dniach po urodzeniu, a ponieważ pierwotnie te stworzenia pędziły nocny tryb życia, zatem ich ,,sen'' przypada na dzień. Dlatego też w dzień zamieniają się w kamień. Choć i to oczywiście tak do końca nie jest prawda, bo one *są* przecież kamieniami. Po prostu - kiedy śpią - przestają się kompletnie ruszać. Ot, i cała tajemnica.
- No dobra, ale co z tą migracją?
- To proste. Troll, dajmy na to australijski, zamienia się w kamień wg. czasu australijskiego. Gdy zamieszka w serwerze europejskim, to będzie zmieniał się w kamień *nadal* według czasu australijskiego. Ale gdy w Australii jest dzień, to u nas jest noc. Proste. Skuteczne. Funkcjonalne.
Mroczne Pierogi nie odpowiedział, ale wiedziałem że zrozumiał. Ja tymczasem rzeczywiście miałem dość czekania. Powoli, ostrożnie sięgnąłem w bok i chwyciwszy spory, leżący obok otoczak, łagodnym łukiem posłałem go przed siebie. Upadł prawie na środku Mostu, odbił się kilka razy, przeturlał i znieruchomiał.
Coś, co do tej pory uważałem za nadgryziony zębem czasu dodatkowy filar poruszyło się. W poszczerbionej skale pojawiły się pęknięcia, które nadały sylwetce trollokształtną formę. Blok kamienia ożył, wyprostował (o ile można tak powiedzieć o bloku kamienia), i po chwili mostem kroczył ponadwymiarowy Troll, ciągnący za sobą kamienną maczugę.
- O brzydkiwyraz! - wyrwało się Mrocznym Pierogom.
- Ciiii! - szepnąłem, ale było już za późno. Uwaga Trolla, do tej pory skoncentrowana na wylądowanym1 na moście kamieniu błyskawicznie skoncentrowała się na dwóch postaciach przycupniętych przy krawędzi. Pech chciał, że tymi dwoma postaciami byliśmy my.

W sumie to nie było sensu dłużej się ukrywać.

Podniosłem się i wydobywszy płynnym ruchem z plecaka DDoS dużej mocy raźnym krokiem ruszyłem w stronę potwora.
- Charyzjusz! Uważaj! - zajęczał za mną Mroczne Pierogi.
- Nie bój nic, nie pierwszy to mój ubity Troll, i pewnie nie ostatni. Znam ich słabe punkty, znam strategię. Załatwimy to szybko i czysto, prawda, panie Trollu?
Wyszczerzyłem do niego zęby w nieszczerym uśmiechu. To była moja standardowa taktyka, gdyż takie nagromadzenie szeleszczących głosek w jednym zdaniu zwykle powodowało u Trolli pewne opóźnienia w przetwarzaniu, co pozwalało przeprowadzić skuteczny atak. Mój kumpel, któremu dodatkowo brakowało lewej górnej jedynki, zasłużył sobie na miano pogromcy Trolli gdyż wyszczerzał nieszczery szczerbaty uśmiech. To dawało mu zwykle 30 sekund, co było aż nadto. Mój atak pozwalał uzyskać dziesięciosekundową zwłokę, ale i to powinno wystarczyć. Złożyłem się i wycelowałem.
- Charyzjusz! Troll! - wydarł się znów Mroczne Pierogi, trochę mnie tym razem irytując. Nie przerywałem jednak celowania. Czerwone światełka na DDoSie zamigały i zmieniły barwę na zieloną. Uśmiechnąłem się paskudnie.
- Troooooooooolllll! - Mroczne Pierogi wrzeszczał wciąż za moimi plecami.
- Martwy Troll - szepnąłem lekko ściągając język spustowy.
- Drugi Troll! - jakby mnie słysząc sprecyzował mój towarzysz, a sens jego słów dotarł do mnie równocześnie z kamienną maczugą.
- Drugi Troll? Mówiłem, że to cwane bestie... - zdążyłem jeszcze pomyśleć i straciłem przytomność.

1 - coś co wylądowało jest wylądowane.
 
Serwer, part VI 2009-08-04 23:24
 Oceń wpis
   
_-¯ Wstałem, a raczej obudziłem się przed świtem. Zresztą - ,,obudziłem się'' też było powiedziane na wyrost, bo większą część nocy nie zmrużyłem oka. Do późna z dołu dochodziły mnie odgłosy pijatyki, jakieś śpiewy, pokrzykiwania, a potem bójki pełne wrzasków i ciekawych, niepospolitych wulgaryzmów. Jeżeli kiedyś miałem wątpliwości co oznacza termin ,,karczemna awantura'' to właśnie tej nocy przestałem je mieć. Gdy towarzystwo na dole wreszcie uspokoiło się, już to zmorzone alkoholem, już to celnie wymierzonym ciosem w szczękę lub sztyletem w plecy - dali o sobie znać moi sąsiedzi przez ścianę. Najprawdopodobniej karczma była nie tylko lokalnym centrum usługowo-rozrywkowym, ale również towarzyskim. Najpierw dobiegało mnie jedynie cichutkie adagio poskrzypującego łóżka, które wkrótce zmieniło się w żwawe allegretto wzbogacone postukiwaniem ramy o ścianę, by po chwili przejść, poprzez allegro, vivo vivace i presto w zdyszane, pełne zduszonych sapnięć presto vivacisimo, ukoronowane serią ekstatycznych okrzyków (,,O tak!'', ,,Cudownie!'', ,,Kocham cię!'' i tak dalej. Zresztą - sami wiecie). Gdy para zza ściany wreszcie finiszowała - pogratulowałem im w duchu udanej znajomości, życzyłem dobrej nocy, i - obróciwszy się na drugi bok - spróbowałem zasnąć, jednocześnie zastanawiając się dlaczego zasypianie nazywa się wpadaniem w objęcie Morfeusza. Ja np. dużo bardziej pragnąłbym wpaść w objęcia Trinity, a nie wielgachnego murzyna. I gdy już, prawie, ogarniał mnie sen...
...obok rozległo się głośnie, miarowe chrupanie. Najwyraźniej urzędujące w deskach korniki właśnie postanowiły mieć swoją porę karmienia. Chrup... chrup... chrup... dobiegało z różnych stron. Oglądałem sobie kiedyś kornika i za Chiny Ludowe nie mogłem dociec czym to stworzenie może wydawać tak donośne dźwięki. Doszedłem do wniosku, że gdyby udało się korniki udomowić i wytresować, a następnie nauczyć wydawać odgłosy w pasmie ultradźwiękowym - byłaby to najlepsza i najtańsza forma komunikacji bezprzewodowej. Zamiast nieporęcznych, wymagających zasilania i rozległej infrastruktury telefonów komórkowych - każdy nosiłby sobie przy pasku sosnowy klocuszek z kornikiem w środku. Kornik, po odpowiednim poinstruowaniu, przekształcałby mowę na ciąg ultradźwiękowych chrupów, doskonale słyszalnych przez inne korniki w promieniu wielu mil. Rolę stacji bazowych mogłyby pełnić wysokie świerki lub rozłożyste dęby, na których zamieszkiwałyby korniki-przekaźniki. Bezkosztowo, niezawodnie i ekologicznie.
Leżąc jednak na wypełnionych trzaskami deskach łóżka nie myślałem wcale o zaawansowanym wykorzystywaniu korników w telekomunikacji. Myślałem w dużym pojemniku wypełnionym środkiem owadobójczym. Myślałem o sobie, który w masce przeciwchemicznej z szaleńczym chichotem wtłaczam w każdą szparę kłęby śmiercionośnego aerozolu. Myślałem o stopniowo zamierającym chrupaniu, które zamienia się powoli w agonalne, coraz cichsze rzężenie. Myślałem o tym, jak właściwie pisze się wyraz ,,rzężenie'' i kto taką pisownię wymyślił. Myślałem o tym, dlaczego - choć korniki, najwyraźniej najedzone, kładą się już spać - to zza ściany znowu zaczyna dobiegać rytmiczne poskrzypywanie! Aaaaa!

_-¯ Nie wiem o której zasnąłem, ale nie spałem długo. Wkrótce zaczęło świtać, a sporo przed świtem w karczmie zaczął się ruch. Kupcy szykowali się do drogi, by z samego rana zdążyć do miasta na targ. Grabarz, poskrzypując taczkami, wywoził z głównej izby tych którzy poprzedniego wieczoru nie mieli szczęścia się dobrze bawić. Staż grodzka pakowała resztę, którą nie zainteresował się grabarz (do karetki zdążającej do izby wytrzeźwień). Przestawiano ławy, przesuwano stoły, w kuchni szykowano poranny posiłek. Wiedząc, że nie dane mi będzie już zasnąć - wstałem, ubrałem się, umyłem palcem zęby i zszedłem na dół. Tam, nad miską wodnistej kaszy poczekałem na towarzysza.
Mroczne Pierogi zjawił się pół godziny później. Po podkrążonych oczach i ziemistej cerze poznałem, że również nie spał dobrze tej nocy. Ze współczuciem poklepałem go po plecach.
- I jak, wyspałeś się?
Spojrzał na mnie wymownie.
- Stary, nie zmrużyłem oka...
- Hałaśliwi sąsiedzi i korniki, co?
Tym razem zrobił zdziwioną minę.
- No co ty? Nie... nie o to chodzi. Wiesz, w nocy bawiłem się jak nigdy. Poznałem się z jedną z córek karczmarza, wpadła do mnie i... no wiesz... - zrobił minę typu ,,rozumiemy się?''.
- A mój sąsiad - podjął po chwili - całą noc był cicho jak trusia.
Spojrzał na mnie.
- Chwila, przecież za ścianą chyba ty spałeś, co? Mieliśmy pokoje obok siebie. Mam nadzieję, że nie byliśmy za głośno?
- Nieeee, prawie nic nie słyszałem - skłamałem - Mam tylko nadzieję, żeś się dobrze zabezpieczył. Rozumiesz... w tym serwerze *każdy* (zaakcentowałem mocno to słowo) może być *zarażony* (znów akcent) jakimś złośliwym *wirusem*.
- No i?
- Jak to ,,no i''? Mogłeś coś złapać!
- No co ty, przecież nie robiliśmy nic takiego!
- Już ja wiem, jakie nic takiego. Co najmniej dwa razy nic takiego.
- Nie dwa, tylko dwanaście.
- CO?!
- Dwanaście. Zrobiliśmy dwanaście rund w Dance Dance Revolution. Ta dziewczyna świetnie tańczy. Podłoga była trochę nierówna, więc matę do tańczenia rozłożyliśmy na łóżku. Stary! Jak było fajnie. Dodatkowo łóżko się trochę kiwało i skrzypiało, więc podsunęliśmy je do ściany, ale jak już się wpadło w rytm to to tylko pomagało w tańcu. Ja zrobiłem trzy rekordy, ona sześć. Przeszliśmy ,,99 Red Balloons'' w trybie Expert! Czaisz? Normalnie, wrzeszczeliśmy ze szczęścia jak dzieci!
Przybrałem obojętny wyraz twarzy, ale w gruncie rzeczy zrobiło to na mnie wrażenie. ,,99 Red Balloons'' sprawiało trudności nawet w trybie Basic, co niekiedy opłacane było otwartymi złamaniami. A co dopiero w trybie Expert! Nie zamierzałem jednak dawać po sobie poznać tego co o tym myślałem.
- No to fajnie. Jak jeszcze trochę poćwiczysz, to będziesz tak dobry jak ja. A teraz - zbierajmy się.

_-¯ Gdy wyszliśmy na zewnątrz słońce już całkiem przyjemnie grzało. Skierowaliśmy się ku celowi naszej podróży - na Mosty!
- Panie! - dobiegło mnie zduszone, starcze wołanie. Obejrzałem się. Przy progu karczmy siedział proszalny dziad, wyciągając ku mnie swą żebraczą miskę.
- Poratujcie datkiem, panie, biednego człowieka, a odwdzięczę wam się dobrą radą.
Rzuciłem staremu miedziaka, choć wcale nie byłem ciekaw co mi powie. Odwróciłem się na pięcie i miałem zamiar odejść, gdy dziad złapał mnie za rękaw.
- Nie idźcie tamtędy, panie! A jeżeli już musicie iść, to uważajcie. Uważajcie, bo...
Trochę mnie to ułapienie zdenerwowało. Czy ten żebrak nie wiedział nic o strefach w kontaktach międzyludzkich? Wyrwałem się i ruszyłem przed siebie.
- Uważajcie, bo... - usłyszałem znów podniesiony głos.
- Wiem, wiem! - odkrzyknąłem poirytowany - bo na Mostach złe siedziiiiiiiiii!!! - w tym momencie pośliznąłem się i - wywinąwszy efektownego orła - pacnąłem plecami w parujący, krowi placek.
- Uważajcie, bo z rana chłopy tamój bydełko pędzili, to i w gówno łacno wniść można. - dokończył swoją przestrogę dziadyga.
- Dziękuję wam, dobry człowieku - powiedziałem, gramoląc się z powrotem na nogi. Spiorunowałem spojrzeniem Mroczne Pierogi, który tymczasem tarzał się ze śmiechu, wyprężyłem się godnie, dumnie uniosłem głowę i - dyskretnie zerkając pod nogi - wreszcie ruszyłem dalej. Na Mosty.
 
Serwer, part V 2009-07-28 22:49
 Oceń wpis
   
_-¯ Wnętrze było ciemne, tłoczne i zadymione. Kilka osób powitało nas niechętnymi spojrzeniami, po czym wróciło do przerwanych ,,posiłków'', które stały przed nimi w drewnianych bądź cynowych kuflach. Odnaleźliśmy w miarę pusty stół, odciągnęliśmy w kąt spoczywające na blacie zwłoki i z westchnieniem ulgi wreszcie daliśmy odpocząć zmęczonym nogom. Po chwili pojawił się też karczmarz, który wyglądał jak większość karczmarzy. Niski, z nalaną twarzą i kilkudniowym zarostem, przyczłapał do naszego stolika w jednej ręce trzymając dwa drewniane kufle, a w drugiej brudną szmatę którą zamiótł blat. Przyjrzałem się krytycznie wynikom tej operacji i doszedłem do wniosku że większość brudu na stole pochodzi pewnie właśnie z tej szmaty. Tymczasem karczmarz postawił na stole kufle i wychrypiał:
- Dwie kawy i dwie wuzetki. I co jeszcze?
- Dlaczego dwie kawy i dwie wuzetki? - wyrwał się Mroczne Pierogi.
- Że co? - gospodarz najwyraźniej nie zrozumiał. Zanim mój przyjaciel wyartykułował kolejną idiotyczną uwagę, uprzedziłem go. Oczywiście jedynie w artykułowaniu, a nie w artykułowaniu idiotycznych uwag.
- Przenocować byśmy chcieli.
Otaksował nas wzrokiem. Najwyraźniej jednak nie pasowaliśmy mu do kategorii lokalu.
- Nie ma miejsc.
Pogmerałem w kieszeni i potoczyłem po blacie niewielki, błyszczący pieniążek. Nim dotarł do krawędzi zniknął pod brudną szmatą.
- Ale może coś się znajdzie...
- Bez pluskiew, jeśli łaska - podkreśliłem.
Zrobił strapioną minę. Znów sięgnąłem do kieszeni i znów metalowy krążek dyskretnie zmienił właściciela.
- Bez pluskiew - skinął głową.
- To wszystko - odprawiłem go. Gdy zniknął, sięgnąłem po drewniany kufel i z lubością pociągnąłem solidny łyk. Odstawiłem naczynie, wydłubałem spomiędzy zębów źdźbła słomy które pływały w napoju i rozparłem się wygodnie na ławie.
- I jak? Jak ci się podoba takie chakierowanie serwerów? - zagaiłem.
Mroczne Pierogi z pewną rezerwą oglądał zawartość swojego kufla. Oprócz kilku słomianych łodyg najwyraźniej wypatrzył tam coś żywego, co raźnie próbowało dopłynąć do brzegu naczynia. Bez ceregieli sięgnąłem do jego piwa, wyłowiłem stworzenie palcami i delikatnie postawiłem na blacie stołu. Przyjrzałem mu się z zainteresowaniem.
- Młody conficker - rozpoznałem. Mroczne Pierogi zrobił minę jakbym właśnie wydobył mu z brzucha ,,obcego''.
- Jeszcze nie przepoczwarzony. Niegroźny. Możesz pić spokojnie - uspokoiłem, ale bez spodziewanych rezultatów.
- To masz, pij moje - zamieniłem kufle - Nie bój się. Od robaków internetowych jeszcze nikt nie umarł.
Sam z lubością pociągnąłem kolejny łyk. Najwyraźniej naczynie które dostał Mroczne Pierogi musiało być od jakiegoś czasu nieużywane i jakiś dorosły conficker musiał złożyć w nim jaja, bo po chwili wyplułem na stół kolejna młodą larwę. Tym razem martwą, choć głupawy wyraz rozanielenia na twarzy świadczył o tym że śmierć poprzez utopienie w piwie nie jest taka zła. Przypomniała mi się historia o pracowniku browaru, który zginął w ten sam sposób. Podobno, zanim skonał, spędził w kadzi ponad trzy godziny. I do tego siedmiokrotnie wychodził się wysikać.
Ponieważ Mroczne Pierogi nie był zbyt rozmowny, obróciłem się tak by widzieć większość klienteli. Sporą część stanowili chłopi, drzemiący przy swoich butelkach. Rozejrzałem się gdzie może być dziedzic nalewający wódkę, ale nie dostrzegłem nikogo takiego. Dostrzegłem za to kilka trojanów, firewall z dystynkcjami garnizonu podgrodzia (po służbie), paru pospolitych rzezimieszków, dwóch Żydów omawiających jakiś ,,geszeft'', a przy sąsiednim stoliku do kompletu masonów i cyklistów. Nagle sobie o czymś przypomniałem.
- Hola, karczmarzu! - strzeliłem palcami. Po chwili z zaplecza przyczłapał gospodarz, mrucząc coś pod nosem o niewychowanych Hiszpanach.
- Czym mogę służyć?
- Dlaczego ta karczma ,,Rzym'' się nazywa? - zadałem nurtujące mnie pytanie.
- E?
- Tak jest napisane na szyldzie przy wejściu - wyjaśniłem.
- E? - powtórzył, ale po chwili obrócił się i wyszedł. Wrócił, targając kawał złamanej deski i klnąc pod nosem.
- Nie ,,Rzym'' tylko ,,Olbrzym''. Ta karczma ,,Olbrzym'' się nazywa, jeno korniki drewno przegryzły i musi od wiatru się przełamało.
- ,,Olbrzym''? - zdziwiłem się - A czemu ,,Olbrzym''?
Poskrobał się po głowie.
- Gdzieś tam w coś takiego grałem i po prostu mi się spodobało.
- Nie na Mostach aby? Bo jutro się tam wybieram... - poinformowałem mimochodem.
Rzucił mi spłoszone spojrzenie.
- Nie chodźcie, panie, na Mosty. Tam złe siedzi. A skoro umyślicie jednak pójść i w drodze powrotnej nocować, to zapłaćcie z góry - podetkał mi pod nos tłustą łapę w geście ,,czekam na gotówkę''. Delikatnie (co wynikało raczej z obrzydzenia niż z uprzejmości) odsunąłem ją od siebie.
- Nie turbujcie się tym, dobry człowieku - zapewniłem, przesadnie akcentując słowo ,,dobry'' - na pewno wrócimy. A teraz - prowadź do izby. Zdrożonym wielce.
- Na pewno to Kopernik nie żyje - burknął, a głośniej, wskazując schody na górę, powiedział - Zapraszam, zapraszam na pokoje.
Poprowadził nas, sam idąc przodem. Gdy wchodziłem do swojego pokoju coś zachrzęściło mi pod butem. Podniosłem stopę. Na desce, dygocąc w agonii nogą, leżał rozgnieciony keykatcher. Byłem zbyt zmęczony, by robić awantury, więc tylko skonstatowałem:
- Miało nie być pluskiew...
...i położyłem się spać.
 
1 | 2 |


Najnowsze komentarze
 
2016-03-27 11:01
loan offer do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Dobry dzień, Jestem MR larryt, prywatnej pożyczki Pożyczkodawca oraz współpracy finansowej[...]
 
2016-03-12 03:02
Pani Tamara Tita do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć, Nadchodzi Affordable kredytu, która zmieni twoje życie na zawsze, jestem Pani Tamara[...]
 
2016-03-11 18:49
Josephine Halalilo do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć wszystkim, Gorąco polecam to wspaniałe świadectwo, że w moim życiu trzymałem miłości[...]
 
2016-02-23 21:39
pharoah do wpisu:
Wybory coraz bliżej...
Charyzjuszu! Na święte Kontinuum i Infundybułę Chronosynklastyczną - powiadam Ci: Wróć!
 
2016-02-23 18:03
janrski do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
HEJ POMOZESZ MI SIE WŁAMAC NA KONTO MOJEJ ZONY??MA TROJE DZIECI OD 10LAT DO 4 LAT MOGE JEJ[...]
 
2016-02-09 00:03
vektra es a do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Drodzy Użytkownicy, chcielibyśmy odnieść się do poruszanych na tej stronie kwestii jak i[...]
 
2016-02-04 02:07
Pani maris smith do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Zeznania w sprawie jak mam pożyczkę zmienić życie mojej rodziny Nazywam się Babara Curtney.[...]
 
2016-01-18 21:36
jolasia do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witam czy ktoś by mógł włamać mi się na konto?
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl