Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
O kotach słów kilka 2009-12-04 23:56
 Oceń wpis
   

_-¯ Dyskusja pod poprzednim wpisem skłoniła mnie bliższego przyjrzenia się stworzeniom, które w naszym wymiarze noszą nazwę kotów. Chociaż może określenie ,,stworzenia'' nie jest tu do końca na miejscu, gdyż jak wszyscy wiemy stworzenia to istoty które ktoś stworzył, zaś pochodzenia kotów nie możemy do końca być pewni...

_-¯ Jedna z teorii na ten temat głosi, że kotów w ogóle nie ma, i że powstaną dopiero z wielkiego nie-wybuchu przy końcu wszechświata. Tak jak w teorii Big-Bangu cała materia wszechświata miałaby pochodzić z pierwotnej eksplozji niczego, tak w teorii nie-wybuchu wszystkie współczesne koty są dryfującą wstecz w czasie projekcją gigantycznej implozji braku kotów w naszym wymiarze. Nie-koty, którymi wypełniona jest przestrzeń wokół nas oddziałują na siebie słabymi siłami braku kotów, co prowadzi do przyciągania się ich z siłą podobną do grawitacji. I tak, jak Ziemia oddala się od Słońca z prędkością 2cm/rok, tak w okolicach naszego układu słonecznego gęstość braku kotów wzrasta równoważnie. Gdy nasz wszechświat rozpruje się wreszcie jak zjedzony przez mole sweter, gdy pękną już ostatnie nitki grawitacji, w tym samym momencie gęstość braku kotów przekroczy masę krytyczną prowadzącą do reakcji łańcuchowej i wspomnianej implozji. W przedstawionej teorii takie zagęszczenie braku kotów przenicuje nasz wszechświat na ,,lewą stronę'' i wszystko zacznie się od początku, z tym że po drugiej stronie przestrzeni, przy czym punktem symetrii będzie właśnie punkt w którym brak kotów osiągnie maksimum. Zatem - Big Bang, będący początkiem naszego wszechświata byłby jednocześnie końcem innego.
- Ale - zapyta ktoś - gdzież w końcu są koty?
Otóż koty zostają we wszechświecie który się właśnie rozpadł/zakląsł (zależnie od punktu widzenia). Gdybyż zaludniły (zakociły) wszechświat który właśnie powstał, nie byłby on zdolny do reinkarnacji na skutek bezkociej implozji. Zatem wg. teorii koty zamieszkują wszechświat paralelny do naszego, zaś to co odbieramy jako kot jest w istocie kota brakiem.

_-¯ Rozmyślając głębiej nad wspomnianym zagadnieniem doszedłem do zaskakujących wniosków, którymi się tu z Państwem podzielę:

_-¯ Koty, wg. przyjętych w różnych kulturach mitów czy wierzeń mają więcej niż jedno życie (u nas przyjęło się uważać, że owych żywotów jest dziewięć). Oznaczałoby to ni mniej ni więcej fakt, że wielokrotnie zdarzały się przypadki w których kot X, pozornie uśmiercony, pojawiał się w późniejszym okresie czasu w formie całkowicie wykluczającej wcześniejsze zejście. Teoria braku kotów w prosty sposób wyjaśnia to zjawisko brakiem kota właśnie. Materialne stworzenie można uśmiercić, niemożliwe jest to jednak w przypadku braku takiego stworzenia. Wielokroć wracałem nocą przez leśną głuszę, kiedy droga wypełniona była jedynie światłem reflektorów i brakiem pijanych rowerzystów (no, może prawie). Z tego co wiem ani jeden nieistniejący pijany rowerzysta nie ucierpiał spotkania z moim samochodem, choć - matematycznie rzecz biorąc - ,,skasowałem'' ich nieskończenie wielu.
- Czemu - zapyta ktoś - zatem nie ma wierzenia, że pijani rowerzyści mają dziewięć żyć?
Ano temu - odpowiadam - że nie ma równoległego do naszego wszechświata zamieszkałego przez pijanych rowerzystów! Zostało to matematycznie udowodnione przez prof. Bruderszafta w jego pracy pt. ,,O niemożności transformowania bicykli w przestrzeni n-wymiarowej''. Nie ma roweru - nie ma rowerzysty - nie ma wszechświata. Koniec, kropka.

_-¯ Następną rzeczą jest fakt, że koty są mocno nieciągłe w przestrzeni występowania kotów. Oczywiście - czasami wydają się być, szczególnie wtedy gdy są najedzone. Ale znajdźcie mi ciągłego kota w marcu, nawet najedzonego! Klasyczna mechanika nie potrafi wytłumaczyć faktu nieciągłości kotów. Teoria braku kotów - owszem, poprzez wprowadzenie dodatkowego zestawu wymiarów, lub - bardziej poprawnie - poprzez właściwą projekcję kotów, prowadzącą do powstania braku ich w naszej czasoprzestrzeni. Mniej więcej polega to na tym samym co przewidywany fenomen dziur robaczych (wormholes) naszego wszechświata. Brak kota po prostu nie musi przemieszczać się na naszym podwórku, wystarczy że przemieści się u siebie i dokona projekcji w nowym miejscu. Ot, i zagadka wyjaśniona, czemu mruczka którego zamknęliście na noc w toalecie nagle znajdujecie wylegującego się wygodnie na poduszce w waszej sypialni.

_-¯ Koty są nieliniowe. Kot który zje miskę chrupek jest zadowolony, ale kot który zje dwie miski chrupek nie jest dwa razy bardziej zadowolony. Co więcej - rzadko który kot zje trzy miski chrupek bez pewnych przykrych konsekwencji. Oprócz kotów nieliniowością wykazują się węże, lecz wynika to w prostej (sic!) linii (sic!) z ich budowy anatomicznej. Skąd zatem ta nieliniowość? Teoria braku kotów po raz kolejny sprawdza się tu doskonale, gdyż zakłada ona pewną funkcję alfa transformującą miskę chrupek z przestrzeni nie-kociej (naszej) do przestrzeni kociej (tej drugiej) do postaci braku miski chrupek. W skrócie (i gigantycznym uproszczeniu) wygląda to mniej-więcej tak, że kolejne miski chrupek ,,u nas'' są brakami kolejnych misek w przestrzeni kotów rzeczywistych, a każdy chyba zrozumie że ciężko być szczęśliwym jeżeli sprzed nosa znikają nam kolejne porcje posiłku.

_-¯ Koty są dyskretne. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że wie ile kiciusiów znajduje się w jego domostwie. Czy to będzie zero, czy jeden, czy dwanaście. Niemożliwe jest posiadanie dwóch i pół kota, prawda? Choć - może źle to ująłem. Koty są dyskretne, ale wprost przeciwnie, to znaczy że nie każdy właściciel kota posiada kota, ale że każdy kot posiada właściciela. Poza tym - czy ktoś kiedyś widział kota mielącego jęzorem na lewo i prawo? Nie. Buzia w ciup, język za zębami, istne sfinksy, doprawdy.

_-¯ Na koniec zostawiłem tzw. ,,kota Schrödingera'', choć zapewne po tej właściwej stronie materii byłoby to zagadnienie ,,schrödingera Kota''. Kot kwantowy, nie-żywy i nie-martwy aż do momentu ustalenia stanu poprzez proces obserwacji jest koronnym dowodem na niezwykłość kotów. Czy Schrödinger wybrał do swojego eksperymentu psa? Nie. Kanarka? Również nie. Złotą rybkę? Nie! - Dlaczego - zapyta ktoś - nie wybrał złotej rybki?
Otóż dlatego, że - jak udowodnił nieoceniony profesor Bruderszaft - złote rybki nie potrafią być kwantowe! Złota rybka, gdyby zdarzyło by się przejść jej w stan nieistnienia - zaraz podjęłaby interakcję z otaczającym ją światem, już to w postaci zapachu śniętej ryby, już to pływając do góry brzuchem. A czy martwy kot śmierdziałby rybą lub pływał do góry brzuchem? Nie! Oto odpowiedź. To samo dotyczy psów, kanarków i innych stworzeń, choć w ich wypadku dowód jest cokolwiek dłuższy i bardziej skomplikowany.

_-¯ I to chyba byłoby tyle. Przepraszam, ale mój brak kota domaga się, bym go nakarmił i wydrapał za uchem. Dobranoc.
 
 Oceń wpis
   

_-¯ Kilka godzin temu postanowiłem zamieścić na pewnym popularnym serwisie komentarz. W moim mniemaniu konkluzja ,,masz trzy szuflady, czyli masz cztery szuflady'' wydawała się dostatecznie absurdalna by była zrozumiała. Pomyliłem się.

_-¯ Tak, dwa zdania to trzy zdania, czyli cztery.

 
 Oceń wpis
   
_-¯ Dziś krótko i nie na temat, czyli o tym jak w końcu przekonałem się do fotografii cyfrowej. Stało się tak za sprawą dwóch wygoglanych linków. Pozwolę sobie je przytoczyć, choć argumenty ,,za'' przemówią głównie do męskiej części czytelników mojego bloga. Tak więc czas na (nomen-omen) gołe fakty:
Nie wiem jak wy, ale ja jutro z samego rana pędzę do sklepu dla idiotów po nowy aparat.
 
Wpis o deszczu. 2009-06-27 21:45
 Oceń wpis
   

_-¯ Padał deszcz. Od kilku dni ciągle, nieubłaganie lał się z nieba tą samą monotonną strugą szarych kropel. Niebo wciąż zasnute było jednolitą, grubą warstwą chmur ołowianego koloru. Odwróciłem się w stronę kuchni:
- Misia! Piszę się ,,ołowianego'' czy ,,ołowiowego''?
- A w jakim kontekście? Bo np. żołnierzyk może być ołowiany, a akumulator kwasowo-ołowiowy. Więc możesz pisać tak i siak.
- W kontekście chmur. Że ołowianego koloru. Czy ołowiowego?
- Ołowianego.
- Dlaczego?
- Bo jakby były w kolorze cyny, to by były cynowego koloru, a nie cynowianego.
- Ale gdyby były w kolorze róż, to by były różanego, a nie różowiowego.
- A są w kolorze róż?
- Nie.
- To pisz ołowianego.
Cóż, to był jakiś argument.
- Dobra - zgodziłem się.
Uwaga: Wszystkim czytelnikom którzy zwrócili uwagę na to, że w tekście sprytnie przemyciłem seksistowski samczy stereotyp p.t. ,,miejsce kobiety jest w kuchni'' przyznaję jeden punkt za spostrzegawczość.
Wróciłem do pisania. Deszcz - jest. Chmury - są. Co by tu jeszcze? Może jakaś błyskawica? E, nie. Błyskawica oznacza, że coś się dzieje. Burza. Ulewa. Wichura. A mnie chodziło raczej o to, by wytworzyć atmosferę jednostajności, szarówki, nudy i ogólnej beznadziei. Tak więc błyskawica nie. Co można by jednak dopisać, żeby było jeszcze bardziej nudno i beznadziejnie? Przemówienie polityka w telewizorze? Rachunki w skrzynce? Brak internetu?
- Napisz, że rynny chlupocą - odezwał się głos koło mnie.
Rozejrzałem się dookoła. Misia była w kuchni (teraz brak punktów, bo teraz to już każdy wie). Ja przy komputerze. Charysia bawiła się na górze nowym debuggerem. Kto zatem się odezwał?
- Ja - powiedział niewidzialny ktoś.
Zastanowiłem się przez chwilę. Nie przypominałem sobie, bym wypowiadał swoje myśli na głos, ktoś jednak odpowiadał na moje niewypowiedziane pytania.
- Tu popatrz, na biurko po lewej. Tu jestem!
Spojrzałem. Na kartce papieru siedziała mała czarna mrówka.
- Zdziwiony? - powiedziała mrówka.
- Nie - skłamałem.
- Skłamałeś.
Zaniemówiłem. Wpatrywałem się w małego owada kilka dobrych chwil i odniosłem wrażenie, że on robi to samo.
- Mrówki nie mówią - wykrztusiłem wreszcie.
- Nikt nie twierdzi, że mówią. To byłoby niewykonalne już chociażby ze względu na to, że nie posiadamy żadnych - jak wy to określacie - narządów mowy.
- Ale ja cię słyszę!
- Ech, Charyzjusz. Taki duży, a taki głupi. To, że mnie słyszysz wcale nie oznacza, że muszę mówić.
- Znaczy, masz syntezator jakiś, tak?
- Nie, cymbale! Jak się upijesz i widzisz białe myszki to myślisz że twoi znajomi puszczają je z holoprojektora?
- Ale wtedy to są urojenia takie.
- No właśnie. Wtedy twój otumaniony alkoholem mózg sam je sobie roi.
Nieufnie spojrzałem na stojącą obok mnie szklankę. Czyżbym się czymś zatruł?
- Niczym się nie zatrułeś głąbie.
- Wypraszam sobie! - burknąłem, bo cała sytuacja coraz bardziej przestawała mi się podobać.
- No dobra. Przepraszam. Już ci to wszystko wytłumaczę, choć nie sądziłam że będzie to potrzebne. Ale OK, po kolei, jak dziecku. Jak ktoś do ciebie mówi, to wytwarza falę dźwiękową. Dociera ona do twojego ucha i jest przekształcana w ciąg impulsów nerwowych, które docierają do twojego mózgu. To sprawia, że słyszysz. No więc ja robię to samo, tyle że bez tych wszystkich komplikacji na początku.
- Znaczy, mówisz bezpośrednio w moim mózgu?
- Bingo, przyjacielu.
- Ale jakim cudem?
- Jakim cudem, jakim cudem. Najzupełniej normalnie. Każda mrówka tak umie.
Musiałem wyglądać komicznie: facet siedzący przed komputerem i gadający do kartki papieru.
- Chwila. Jak to ,,każda mrówka tak umie''?
- Słuchaj, Chakier. Byłeś kiedyś w lesie?
Wytężyłem pamięć i przywołałem niewyraźnie obrazy z dzieciństwa. Las. Coś się mi kołatało... Las. Zbiór... drzew. Co to jest drzewo? To spójny graf bez cykli...
- Nie spójny graf bez cykli, geeku, tylko taka duża roślina. Wygląda jak... jak drzewo - podpowiedziała mrówka.
No tak. Wakacje u babci, rzeka, i to coś za rzeką. Las. Chodziłem tam i zbierałem patyki, z których potem zbudowałem na polanie nieduży komputer i grałem na nim w Counter Strike'a. Niestety, potem ktoś z mojego komputera zrobił ognisko.
- Byłem w lesie. I co? - podsumowałem rozmyślania.
- Widziałeś kiedyś mrowisko?
Tak. Pamiętałem mrowisko. Spory kopiec pełen niedużych pracowitych owadów. Bardzo lubiłem je oglądać.
- Widziałem.
- Były w nim mrówki?
- Były.
- Mocno hałasowały?
- Słucham?
- Pytam, czy hałasowały.
- Nie rozumiem...
- Mój Boże... A koleżanki mówiły, że podobno taki inteligentny człowiek z ciebie. Pytam, czy w tym mrowisku szumiało, huczało, brzęczało?
- Nooo... Nie.
- No to już rozumiesz?
- Eeeee... Nie.
Przez chwilę wydawało mi się, że mrówka załamuje ręce w geście ,,ale mi się debil trafił''. Na szczęście uświadomiłem sobie, że to niemożliwe. Mrówki przecież nie mają rąk.
- Widzisz, chłopcze, w mrowisku żyją tysiące mrówek. Wyobrażasz sobie ten harmider który by powstał gdybyśmy musiały komunikować się werbalnie? Dlatego u nas mechanizmy komunikacji wyewoluował w coś lepszego. I porozumiewamy się bezpośrednio, bez tej całej zabawy w drgania powietrza. Musisz się tego nauczyć. Ma to całą masę zalet, włącznie z tą, że można prowadzić uprzejmą konwersację przy stole bez przerywania żucia. Rozumiesz już?
Wolno pokiwałem głową. Więc to... stworzenie mówi bezpośrednio do moich myśli? Zaraz, a skąd ono...
- Zaraz, a skąd wiedziałaś co wtedy, wcześniej pomyślałem? Skąd wiedziałaś wtedy, że skłamałem? Umiesz czytać w myślach?
- Nie. Umiem tylko pisać w myślach.
- To skąd wiedziałaś?
- Bo napisałeś to w komputerze! Przeczytałam na ekranie!
Przeniosłem wzrok na monitor. Rzeczywiście. Siedziałem, pisałem o deszczu, chmurach, a potem zacząłem pisać o mrówce. Uśmiechnąłem się. Cwana z niej była bestia, z tej mrówki.
- Dzięki - powiedziała.
Już miałem spytać, za co dziękuje, ale na szczęście się powstrzymałem. Przecież to, że jest cwana, też napisałem. Spróbowałem pozbierać myśli.
- Właściwie, to skąd się tu wzięłaś?
- Pada na dworze, to pomyślałam że przeczekam u ciebie. Zresztą - interes mam. Konto mi buchnęli w ,,Plemionach''. Mógłbyś je odzyskać?
- Spoko. Jaki login?
- ,,Mrufka''
- Spoko.
Włączyłem komputer, zapuściłem program. Po chwili konto było moje.
- Tylko nie pisz tego tam! Bo mi znowu przejmą. Tu, na kartce mi napisz. Ołówkiem. A potem zetrzyj.
Napisałem. Poczekałem. Starłem.
- Dzięki. Dobra, to ja już nie przeszkadzam. Chyba się przejaśnia, to sobie pójdę. Jakbyś miał kiedyś jakieś większe przetwarzanie równoległe, to daj znać. Kilka milionów nas jest, każda wrzuci kawałek na swojego pececika to pójdzie jak burza.
- OK
- Z kim rozmawiasz? - dobiegło mnie z kuchni.
- Z nikim - spróbowałem się wykręcić.
- Przecież słyszę.
- Z mrówką - przyznałem niechętnie.
Misia wyjrzała przez drzwi i popatrzyła na mnie podejrzliwie. Po chwili podeszła i zabrała stojące przede mną piwo.
- Na dzisiaj masz już dość - zakomenderowała.
- Ale ja naprawdę! Tu siedziała. Stała. Na kartce.
Misia przyłożyła mi rękę do czoła, po czym zajrzała w oczy.
- Dobrze, jasne. Idź się już połóż spać.
Wiedziałem, że dyskusje i przekonywania nie mają sensu, więc potulnie zwlokłem się z krzesła i pomaszerowałem do sypialni. Ach, te kobiety. A wpis o deszczu zrobię później...

 
Filmy o kotach 2009-05-11 23:01
 Oceń wpis
   
_-¯ Uwielbiam koty. Każdy z nich jest arystokratą zwierzęcego świata. Właśnie w tej chwili moja kotka wskoczyła mi na kolana i prawie niesłyszalnym mruknięciem dała do zrozumienia, że łaskawie pozwoli się poskrobać za uchem. Szczęście, że nie spojrzała na ekran - gdyby przeczytała że tytułuję ją ,,moja'' pewnie pękłaby ze śmiechu. Przecież to nie ona jest moja, tylko ja jestem jej - a ona pozwala mi mieszkać w domu który wybrała sobie na siedzibę.

_-¯ Zatem - dziś chciałem napisać o filmach o kotach. Wbrew pozorom jest ich więcej niż się wydaje - koty bowiem uwielbiają oglądać filmy o sobie. I tak zręcznie manipulują scenarzystą, producentem i reżyserem, że ni stąd ni zowąd okazuje się, że zamiast melodramatu, westernu czy ,,komedii młodzieżowej'' wychodzi film o kocie co chodził po płocie. Oto przykłady:
  1. Kot da Vinci - to historia o pewnej dziewczynce, sierotce z przedmieść Barcelony (tytułowa Vincia), która bardzo pragnie dostać na urodziny pluszowego misia. Jej pragnienie zostaje spełnione przez niepozornego dachowca z sąsiedztwa, którym Vincia się opiekuje
  2. Kot do stępu - to jeden z moich ulubionych filmów. Opowiada o zdolnym chakierze, który wychował bardzo zdolnego kota, potrafiącego łamać najbardziej wymyślne zabezpieczenia. Prawdziwym marzeniem chakiera jest jednak woltyżerka. Wraz ze swoim kotem staje do zawodów, nie wie jednak że zwierzę skrywa mroczną tajemnicę - nie potrafi przejść z galopu do stępu.
  3. Kot mej kury - dzieło to opowiada o prawie każdej istoty do miłości. Na farmie, wyglądającej na żywcem wyjętą z Orwellowskiego ,,Folwarku Zwierzęcego'', opuszczona przez rodzinę kura opiekuje się osieroconym kotkiem.
  4. Kot Bib Lee - film znany również pod oryginalnym tytułem ,,Bib 52 - the Cat'' to fantastycznonaukowa opowieść o przyszłości naszej planety. Jest rok 2198, na powierzchni Ziemi zniszczonej wojną jądrową przetrwały tylko zmutowane karaluchy. Nieliczne ocalałe koty zamieszkują podziemia zrujnowanych miast. Jeden z nich, Bib 52, wyrusza w przeszłość maszyną czasu z misją zapobieżenia katastrofie.
  5. Kot nie z Nany - ten mroczny thriller rozgrywa się prawie w całości w dusznych i klaustrofobicznych pomieszczeniach niewielkiego hotelu na przedmieściach Oregonu. W nocy, na skutek awarii systemów bezpieczeństwa w budynku zostaje uwięzionych kilkoro gości wraz z personelem. W oczekiwaniu na ratunek zaczynają ulegać śmiertelnym wypadkom. Kluczem do rozwiązania zagadki może okazać się powieść ,,Nana'' Emila Zoli, w której nie opisał on pewnego kota. Mocne kino.
  6. Szkszydlaty Szkot - lekka komedia o kocie który uwielbiał jeździć na rowerze, a przy tym miał wadę wymowy polegającą na mówieniu na początku każdego wyrazu głoski ,,sz''.
  7. Bojkot (1) - dramat obyczajowy o dachowcu z przedmieść Londynu cierpiącym na agorafobię, czyli lęk przestrzeni.
  8. Bojkot (2) - film powstały na fali popularności ekranizacji komiksów. W tym wypadku - o chłopcu pogryzionym przez radioaktywnego kota, który dzięki temu zyskał nadnaturalne zdolności (chłopiec, nie kot).
  9. Mas kotka? - film dla dzieci. Mały Marco jest dobrym duszkiem, który każde napotkane dziecko obdarza uroczym puszystym kociakiem. Oczywiście - tylko jeżeli brzdąc był grzeczny i do tej pory nie posiadał mruczusia.
  10. Da kota! - brutalna opowieść o działających w carskiej Rosji kozackich bojówkach odbierających chłopom koty.
  11. Podnieś, kot, lwicę - znany na całym świecie musical z Genem Kellym jako kotem na przepustce. Lwicę zagrała Kathryn Grayson.
_-¯ Moja kotka mruczy z aprobatą. Prosi, bym dopisał jeszcze jej ulubiony film, mianowicie kocie remake ,,Rambo'' z Sylwestrem Stallone. W dystrybucji dla kotów film nosi tytuł ,,WarKot''. Acha - i film ,,300'', który jednak z powodu szczupłości budżetu musiano przemianować na ,,100'', a co za tym idzie do obiegu wszedł jako ,,StuKot''. To tyle na dziś. Wiem, że jeżeli za chwilę nie udam się na spoczynek to moją instalację komputerową spotka niespodziewana awaria. Sechmet - moja kotka - nie mówi tego, ale widzę to w jej zielonych oczach. Chyba się jej posłucham...
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Dawno, dawno temu żył sobie znamienity chakier, który wzdłuż i wszerz przemierzał sieci rozległe. Pomagał prostemu ludowi serwery stawiać, skrętki stumegabitowe wyplatać i światłowody prząść. Gdy na przednówku komu adresów IP brakowało - z własnej puli użyczał lub NATować uczył, tak by nikomu w gospodarstwie nie brakło. Zdarzało się też, że kiedy jaki potężny i majętny koncern software'owy użytkowników ciężkimi licencjami gnębił - z crackami swymi przybywał, by wieśniacy nie cierpieli z powodu zabezpieczeń, które w nich - miast we zbójów - uderzały. A cracki jego doskonałe były, wykonane z najlepszej jakości kodu, które - jak ludzie powiadali - stu koderów, przez sto cykli procesora w samym sercu magistrali wykuwało. Sam w podobną zbroję się przyodziewał, a że w herbie KDE miał zainstalowane - tedy ludzie Krakerem - lub krócej - Krakiem go zwali.

_-¯ Długo, długo dzielny Krak krążył po sieciach, pomagając ludziom i stając w ich obronie. Sześćdziesięciu czterech bitów by zabrakło, by wszystkie jego przygody ponumerować - tyle ich było. Więc - gdy pierwsze siwe włosy pojawiły się na jego skroni - zapragnął osiąść gdzieś, by w szczęściu i spokoju przeżyć resztę swych dni. Klaster znakomity zatem postawił, fosą na trzy ośmiobitowe głębie kolorów go opasał, mury - kryptografią asymetryczną wzmocnione - wzniósł, a sam jako administrator jego w centralnej sterowni zasiadł. A że Kraka przydomek polubił, tedy i serwer ochrzcił podobnie - Krakowem.

_-¯ Szybko serwer zapewnił się użytkownikami, gdyż dobrze i mądrze był zarządzany. Quoty nikomu nigdy nie brakowało, takoż łącza szerokie wiodły we wszystkie strony świata, by handel i seedowanie torrentów mogły prężnie się rozwijać. Z ośmiu maszyn klaster był złożony, a w każdej z nich - osiem procesorów, po osiem rdzeni każdy, dla dobra mieszkańców pracowało - by nie musieli swoich danych samodzielnie przetwarzać. Magistrale były dobrze chronione i wirtualizacją separowane, tak by nawet ktoś o niecnych zamiarach nie mógł wyrządzić nikomu krzywdy. Gdyby ktoś zaś niechcący sam sobie szkodę wyrządził - zawsze mógł liczyć na odzyskanie swoich danych z backupu, które w skarbcu pałacowym na tysiąc lat do tyłu były gromadzone. Niektórzy szeptali, że mądry Krak posiada również dane na tysiąc lat do przodu, ale nikt z plotkujących nie potrafił tego potwierdzić, zaś Mistrzowie Kopii (którzy się tym zajmowali) milczeli jak zaklęci. Złośliwi (których, niestety, i w Krakowie nie brakowało) twierdzili, że to z powodu wycięcia im procedur wejścia-wyjścia, lecz były to tylko plotki. Dość powiedzieć, że serwer Kraka rósł i potężniał. Aż do pewnego dnia...

_-¯ Aż pewnego dnia cień zaległ nad okolicą. Pakiety na szlakach zaczęły ginąć, transfer spadł, kupcy zaś - do tej pory wysokie identyfikatory na rozlicznych hubach bez trudu zdobywający - zaczęli jedynie żółty status otrzymywać. Możniejsi, szyfrowanymi tunelami podróżujący, opowiadali, jakby jakaś siła straszliwa do danych ich próbowała się dostać. Szczęśliwie algorytmami asymetrycznymi chronieni podróż przetrwali, lecz ten i ów pokazywał transportowe klucze kryptograficzne z głębokimi rysami, jakby po cięciu łap szponiastych. Ci zaś, którzy ze względu na koszta zwykłymi otwartymi protokołami podróżowali, ginęli bez wieści. Czasem tylko koń spłoszony do grodu wracał.

_-¯ Zafrasował się dobry Krak, gdyż nie wiedział co też może gnębić jego krainę. Oddział sentineli na pancernych sniferach rozesłał, by sprawę zbadać - i oto co się okazało:

_-¯ SMOK (Samodzielny Matrycowy Opancerzony Komputer) straszliwy zlągł się z poniewierających się za pałacowym śmietnisku resztek obliczeniowych, zużytych cykli procesora i wycofanych certyfikatów. Z początku niewielki - energią maleńkich procesów i przerwań się żywił, a gdy urósł nieco w lasy zbiegł i tam pojedyncze połączenia resetował, cały czas sycąc się ich pasmem i potężniejąc. Teraz zaś urósł na tyle, że rozzuchwalił się i coraz bliżej pod gród Kraka podchodził. A z każdą chwilą był większy.

_-¯ Słysząc to - wyprawę zbrojną narychtowano, złożoną z najdzielniejszych wojów w pakietach śmigłych a pancernych, by stwora pokonać. Gdy o brzasku opuszczali porty serwera ziemia aż trząsła się od równego rytmu ich kroków. Pod wieczór zaś wiatr przyniósł odgłos dalekiej, straszliwej bitwy. Z blanków najwyższej wieży widziano ponoć chmurę ciemną, pełną elektrycznych przepięć i wyładowań. Z niepokojem oczekiwano wieści, lecz gdy nazajutrz, ani dnia następnego nikt nie wrócił - blady strach padł na mieszkańców.

_-¯ Na trzeci dzień dopiero rycerz w powyginanych blachach do grodu dotarł i o straszliwej bitwie opowiedział: Oto pod wieczór wojska dopadły SMOKa w jego legowisku i natychmiast nań natarły. Poczwara jednak Pingiem o straszliwym rozmiarze w pierwsze szeregi rzuciła - i kogo zbroja starym systemem operacyjnym była napędzana natychmiast na ziemię padał. Niewielu takich było, dość jednak by złamać szyk. Odstąpiono tedy, a potwór wykorzystał to by ofiary swe pochłonąć i ich procesami się wzmocnić, po czym straszliwym synfloodem zionął. Ruszyli na niego topornicy i jęli połączenia rąbać, na każde jednak odrąbane trzy nowe monstrum nawiązywało, a coraz szybsze było. Kolejny szereg wojów w land-ataki wyposażonych nie zdołało się zbliżyć nawet na odległość strzału... Poczwara była już na tyle silna, że smurfy z ostatniej linii odparła jedynie machnięciem ogona. A potem zaczęła się rzeź...

_-¯ Potwór spotężniał na tyle, że ochrony nie dawały nawet tysiącdwudziestoczterobitowe tarcze RSA. Reszta ocalałych rzuciła się do ucieczki, SMOK zaś wyłapywał ich jednego po drugim i zrywał połączenia. Ocalony, który tę historię opowiadał zaplątał się we flagi swojego pakietu, który trafione szponiastym łapskiem padł i przygniótł go, zasłaniając jednocześnie. Tylko to uratowało go od niechybnego resetu...

_-¯ Widząc, że nie ma innego ratunku - mądry Krak, z pomocą heroldów obsługujących wszystkie znane protokoły komunikacyjne ogłosił, że kto SMOKa ubije temu pół serwera we władanie odda, jako i handler księżniczki. Z całego świata poczęli tedy ściągać najlepsi chakierzy w sztuce smokobójczej biegli. Przybywali, ucztowali, wyruszali na SMOKa i nikt ich więcej nie widział. Złośliwi powiadali, że niektórzy jeno na ucztę zjeżdżali, walczyć z potworem wcale nie mając zamiaru. Jak było - nie wiadomo. Dość powiedzieć, że bestia coraz większa się stawała i coraz bliżej klastra podchodziła. I pewnie smutno by się historia cała skończyła, gdyby nie pewien szewczyk, Dratewką zwany.

_-¯ Szewczyk ów na podgrodziu mieszkał, i - jak to szewczyk - szewstwem się parał, a na protokołach warstwy transportowej znał się jak mało kto. Nawet całkowicie zużyte ramki potrafił tak umiejętnie zeszyć, rozciągnąć i podzelować, że po naprawie służyły lepiej jak nowe. Od dawna również podkochiwał się w pięknej księżniczce, lecz nawet nie marzył by uzyskać do niej prawa dostępu. Więc gdy tylko obwieszczenie heroldów usłyszał - plan począł obmyślać, jak by tu się SMOKa pozbyć. Myślał, myślał, myślał... aż wreszcie wymyślił.

_-¯ Ortogonalny Wielopołączeniowy Cichobieżny Antysmok (OWCA) wyglądał jak zwykły baran, baranem jednak nie był. W środku miał bowiem antywirus oraz plik niewielki, bzipem2 skompresowany. I choć sam plik kilkaset bajtów zajmował, to zer przeogromna ilość składowana tam była. Siedem dni i siedem nocy z /dev/zero Dratewka zera nosił i archiwum pakował, aż wszystkie przeniósł. Skórą baranią plik obszył, głowę, nogi i rogi baranie przyprawił i blisko leża smoka podrzucił - sam zaś w pobliskich chaszczach (dane do urandoma dostarczających) zaległ.

_-¯ Nie czekał długo. Wkrótce stwór z pieczary wypełzł i zdobycz zobaczył. Wahał się przez chwilę, podstęp wietrząc, jednak że chytry Dratewka plik na teen_pr0n.bz2 przemianował - nie namyślał się długo i OWCA pochłonął. I wtedy się zaczęło...

_-¯ Antywirus natychmiast się z potworem zintegrował i zaczął mu procesy sprawdzać, a skonfigurowany był tak że do archiwów również zaglądał. Wziął tedy pierwsze z brzegu, spreparowane przez dzielnego szewczyka, i rozpakowywać począł, by zobaczyć co jest w środku. Rozpakowywał, rozpakowywał, rozpakowywał i rozpakowywał - a danych wciąż przybywało. Rychło też całą pamięć operacyjną zajął i na swapa jął wchodzić. SMOK źle i ociężale się poczuł, topa zatem uruchomił by przyczynę problemu namierzyć, jednak zanim ten rozpoczął działanie było już zbyt późno. Działając ze swapa SMOK nie potrafił już procesu antywirusa przerwać, a zanim OOM killer kontekst procesora uzyskał - pamięć mu się skończyła i pękł...
...
_-¯ I nie było już smoka!
...
_-¯ Radość zapanowała ogromna gdy dzielny szewczyk wrócił do grodu przynosząc wieści o zagładzie poczwary. Krak osobiście wręczył mu prawa do zarządzania czterema z serwerów grodu, a wkrótce też urządził huczne wesele i oddał handler księżniczki. Młodzi przypadli sobie do gustu i rychło też rozforkowali się, przysparzając Krakowi mnóstwo procesów potomnych.
...
_-¯ Ale to już całkiem inna historia.
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Wczorajszo-dzisiejsze zamieszanie związane z zaginięciem mojego poradnika pt. ,,Jak przejmować konta na Tibii'' kolejny raz uświadomiło mi jak ważne jest regularne wykonywanie kopii zapasowych cennych danych. Gdyby nie wyrobiony przez lata nawyk, by wszystkie istotne informacje przechowywać w kilku dobrze zabezpieczonych kopiach - zapewne oryginalna treść ,,Poradnika...'' przepadłaby na zawsze. Na szczęście, parafrazując znane powiedzenie o czekistach - chakierem się nie bywa, chakierem się jest.

_-¯ W tym miejscu chciałbym się Państwu pochwalić, że swego czasu na własne potrzeby opracowałem nowoczesny i nowatorski mechanizm tworzenia kopii zapasowych, który postaram się zaprezentować w paru słowach. Jak wiadomo - powszechną praktyką tworzenia backupu jest co jakiś czas tworzenie pełnej kopii zbioru posiadanych danych (np. co miesiąc). Następnie, bazując na tym zbiorze nieco częściej tworzy się kopie różnicowe (np. co tydzień), a bazując na kopiach różnicowych jeszcze częściej tworzy się kopie przyrostowe (np. codziennie). Zestaw: kopia pełna + kopia różnicowa + kopia przyrostowa umożliwia nam odtworzenie zbioru danych z dowolnego dnia. Mechanizm ten działa bardzo dobrze, ale ma następujące uciążliwe ograniczenia:
  • trzeba stworzyć dane, które chcemy zbackupować
  • do momentu wykonania pierwszego backupu dane nie są chronione
W tym momencie ktoś mógłby powiedzieć, że przecież taka jest naturalna kolej rzeczy. Miałby rację. Jednak wymyślony przeze mnie mechanizm backupu eliminuje także te niedogodności! Opracowałem go wspólnie z moim przyjacielem, profesorem Wielomysłem Nigdziebądziem, światowej sławy fizykiem-praktykiem. Bazuje on na wyprowadzonych przez Wielomysła równaniach czasoprzestrzeni urojonej, gdzie t2 = -1. Nie chcąc się wdawać w szczegóły powiem Państwu w skrócie, że wynika z tego mniej więcej tyle, że skoro dzisiejsza kopia - w przypadku utraty danych jutro - może stać się pojutrzejszymi danymi, to proces ten jest symetryczny na osi czasu względem punktu wykonania kopii! Zatem, nie jest ważne czy z punktu poniedziałkowych danych patrzymy poprzez wtorkowy backup na dane środowe, czy vice-versa. Pozwala nam to właściwie wyeliminować zmienną określającą czas z procesu backupowania. A skoro kopie bezpieczeństwa do tej pory były funkcją w czasie właśnie, a czas (jak to przed chwilą udowodniliśmy) - można pominąć, zatem nie jest ważne kiedy stworzymy kopię, ale gdzie. Z wyników równań oraz symulacji, które prowadzimy wspólnie z Wielomysłem póki co wychodzi, że najodpowiedniejszym miejscem jest kuchnia - ale o tym napiszę innym razem.

_-¯ Skoro zatem nie jest ważne kiedy, nie ma również relacji ,,co było pierwsze? dane, czy kopia''? Zatem - i tu proszę się złapać mocno krzeseł - fakt zaistnienia kopii danych nie wymaga wcześniejszego zaistnienia tych danych oryginału!, gdyż zależność wcześniej-później nie istnieje, co wynika bezpośrednio ze wzorów. Ergo - można (i na tym opiera się mój mechanizm) najpierw stworzyć kopię danych, by potem te dane z tej kopii odtworzyć. Dla odróżnienia od zaprezentowanych wcześniej rodzajów kopii bezpieczeństwa nazwałem takie niezależnie w czasie kopie odpowiednio: ubytkowe, sumowe i puste. Podkreślę to jeszcze raz: możemy je utworzyć w dowolnym momencie, nawet nie posiadając danych, nazwijmy je ,,bazowych'', które chcielibyśmy zabezpieczyć. Tylko tyle i aż tyle...

_-¯ Tak też postąpiłem w przypadku mojego, wspomnianego na wstępie, ,,Poradnika...''. Najpierw stworzyłem kopię pustą, potem kopię sumową z zeszłego weekendu, a następnie kopię ubytkową. Dodatkową zaletą tak przeprowadzonego procesu backupowania jest fakt, że wcale żadnego poradnika nie musiałem pisać. Odtworzyłem go po prostu ze wspomnianych kopii bezpieczeństwa!
 
Ballada o SQLittle 2008-02-13 22:11
 Oceń wpis
   
_-¯ Dawno temu, za górami,
Gdzieś na skale zamek stał.
Mieszkał król w nim, wraz z synami,
A tych synów siedmiu miał.
 
Pierwszych sześciu - nie lichota.
Każdy z nich był chłop na schwał.
A najmłodszy był sirota,
SQLittle zaś się zwał.
 
Biadał ojciec oraz bracia:
Cóż wyrośnie z niego, cóż?
Boż ciamajda z niego, pacia,
I - nie ukrywajmy - tchórz.
 
Mawiał król doń - synu drogi,
Z braci przykład musisz brać!
Rozprostować nieco nogi,
A nie tylko w Quake grać!
 
SQLittle, krnąbrne dziecię
Za nic jednak rady miał.
Ciągle siedział w internecie,
Lub kernel kompilował.
 
Tak mijały mu godziny,
Wciąż w komputer wściubiał nos,
Nie miał kumpla, ni dziewczyny,
No a ojcu siwiał włos.
 
Aż pewnego dnia straszliwa
Dotarła na zamek wieść:
Że poczwara obrzydliwa
Poddanych zaczęła jeść!
 
Nikt nie wiedział, skąd się wzięła,
Ani jaką miała płeć.
Ot - po prostu przyfrunęła
I poczęła ludzi żreć
 
Król, gdy wszystko to usłyszał
Podniósł w górę nagi miecz,
I do synów swych wykrzyczał:
Trza potwora przegnać precz!
 
Ale synom, moi mili,
Entuzjazmu było brak,
I się wcale nie kwapili
Ruszać na bitewny szlak.
 
Jeden na drugiego zerka,
Drugi na trzeciego znów.
Tego boli głowa, nerka,
No - po prostu - szkoda słów.
 
Gdy to zoczył król - oniemiał,
Po czym w rozpacz wielką wpadł.
Czuł się, jakby synów nie miał.
Z żalu - koniec miecza zjadł.
 
SQLittle, widząc żałość
Ojca, rzecze jemu sam:
,,Ojcze, wybacz mi zuchwałość...
Ja smokowi radę dam!''
 
,,SQLittle? Oszalałeś?
Ty smokowi radę dasz?
W życiu miecza nie trzymałeś,
A do tego pryszcze masz!
 
Nie, syneczku, nie dla ciebie
To zadanie. Słuchaj mnie.
Jeszcze stwora Cię za...bije
No i pożre zwłoki Twe!''
 
SQLittle zaś odrzecze:
,,Ach mój królu! Pozwól mi!
W Quake poczwar tych ja przecież
sfragowałem miliard trzy!''
 
Tak więc poszedł w bój śmiertelny,
Tam, gdzie jak głosiła wieść,
Potwór czekał nań piekielny.
I nie wracał niedziel sześć.
 
Wreszcie wrócił. W glorii, w chwale,
Dzierżąc w garści smoka łeb.
Pisały o tym żurnale
Oraz cały World Wide Web.
 
Tu się kończy ta ballada
Powiem więc na koniec Wam
Że choć mnie już nie wypada
Też czasami w Quake gram...
 


Najnowsze komentarze
 
2016-03-27 11:01
loan offer do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Dobry dzień, Jestem MR larryt, prywatnej pożyczki Pożyczkodawca oraz współpracy finansowej[...]
 
2016-03-12 03:02
Pani Tamara Tita do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć, Nadchodzi Affordable kredytu, która zmieni twoje życie na zawsze, jestem Pani Tamara[...]
 
2016-03-11 18:49
Josephine Halalilo do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć wszystkim, Gorąco polecam to wspaniałe świadectwo, że w moim życiu trzymałem miłości[...]
 
2016-02-23 21:39
pharoah do wpisu:
Wybory coraz bliżej...
Charyzjuszu! Na święte Kontinuum i Infundybułę Chronosynklastyczną - powiadam Ci: Wróć!
 
2016-02-23 18:03
janrski do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
HEJ POMOZESZ MI SIE WŁAMAC NA KONTO MOJEJ ZONY??MA TROJE DZIECI OD 10LAT DO 4 LAT MOGE JEJ[...]
 
2016-02-09 00:03
vektra es a do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Drodzy Użytkownicy, chcielibyśmy odnieść się do poruszanych na tej stronie kwestii jak i[...]
 
2016-02-04 02:07
Pani maris smith do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Zeznania w sprawie jak mam pożyczkę zmienić życie mojej rodziny Nazywam się Babara Curtney.[...]
 
2016-01-18 21:36
jolasia do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witam czy ktoś by mógł włamać mi się na konto?
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl