Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
Raczej nie 2010-10-03 15:38
 Oceń wpis
   
_-¯ Przede mną stał porucznik ABC. Ten sam, który na moich oczach skonał po wypiciu kawy. Opanowałem się z najwyższym trudem. Co robić? Przecież wystarczyłoby tylko wyjąć kopertę z teczki... Może zdążę?
- Obawiam się, że nie - powiedział Haron, po czym wyciągnął z tylnej kieszeni spodni papierośnicę i zapalił. Oczywiście - zapalił papierosa, nie papierośnicę. Pudełko schował do kieszonki na piersi.
- Co ,,nie''? - nie zrozumiałem.
- Nie zdążysz. Poza tym - ten komputer nie jest do niczego podłączony. Przewidziałem każdy twój ruch, Charyzjuszu. Włącznie z tym, że teraz będziesz się zastanawiał czy zdążysz wklepać polecenia zanim do ciebie dobiegnę. Nie zdążysz. To właśnie miałem na myśli.
- Strasznie dużo gadasz - odgryzłem się, lecz wypadło to bardziej niż mizernie. Zaraz... W ułamku sekundy dopadłem do starego, czternastocalowego, kineskopowego, monochromatycznego, zakurzonego monitora, wyrwałem jego kabel sygnałowy i przytknąłem do skroni. Jednocześnie silnym uderzeniem odbiłem luminofor ze środkowej części ekranu. Teraz tylko odpowiednio zamodulować sygnał... Zadziałało. Przez dziurę w luminoforze wystrzeliła wiązka elektronów, trafiając Harona w pierś i wypalając w jego koszuli brzydką dziurę. Nawet się nie skrzywił.
- To też przewidziałem, chowając moją papierośnicę właśnie w tym miejscu - powiedział, przekładając lekko osmalone pudełko z powrotem do tylnej kieszeni spodni - Nie masz szans.
- Doprawdy? - spróbowałem zrobić dobrą minę do złej gry.
- Dokładnie tak. Jak widzisz - znam każdy twój ruch.
- Ja też znam każdy swój ruch, więc mamy remis - warknąłem, choć sytuacja robiła się coraz bardziej nieciekawa. Staliśmy naprzeciw siebie i mierzyliśmy się wzrokiem. Postanowiłem przerwać milczenie.
- Po co składaliście mi wizytę w domu?
Haron uśmiechnął się lekko.
- To chyba oczywiste. Chcieliśmy odzyskać kopertę - to byłaby szybka, czysta robota. Ja miałem zajmować ciebie rozmową, a dwaj moi agenci znaleźliby co trzeba. Niestety, głupio daliśmy się zaskoczyć twoim RSom.
Papuć i Bambosz! - przemknęło mi przez myśl - Och! A ja na nie nakrzyczałem... Cóż - by zwieść RSa nie wystarczy się przebrać w mundur agenta ABC i pokazać legitymację. Ja dałem się na to nabrać, one - nie.
- A po co ten numer z kawą?
- Och, standardowa procedura operacyjna. Gdybyśmy sobie po wszystkim ot - tak sobie, wyszli - na pewno miałbyś chęć potem porozmawiać z kimś z ABC na nasz temat i sprawa mogłaby się wydać. W momencie gdy upozorowaliśmy śmierć - trzymałbyś język za zębami. Nawet policja nabrała się na naszą sztuczkę z algorytmem zachłannym w kawie. A teraz - poproszę o teczkę. All your base are belong to us.
Nie miałem wyjścia. Podszedłem powoli i wręczyłem mu teczkę. Oparł ją o kolano i otworzył.
- Jest pusta!
Wzruszyłem ramionami.
- Prosiłeś o teczkę to dałem ci teczkę. Ale jak chcesz... - wyjąłem z kieszeni zmiętą chusteczkę higieniczną z planem serwerowni i wrzuciłem do środka - teraz już nie jest pusta.
- Gdzie koperta?!
- Na biurku - odpowiedziałem obojętnie.
- Proszę mi ją podać.
- A jeśli odmówię?
W jego dłoni nie wiadomo skąd pojawił się miotacz sygnałów.
- Wtedy będę musiał sobie ją wziąć sam.
Podałem mu kopertę.
- Też jest pusta!
- Mogę do niej przełożyć chusteczkę z teczki - zaproponowałem. Haron warknął, nie zrobiło to jednak na mnie żadnego wrażenia - Pan wybaczy, ale muszę zrobić swoją robotę - dodałem, podłączając na powrót kabel sygnałowy i sadowiąc się przed ekranem.
- Nie jest podłączony do sieci, już mówiłem - przypomniał.
- Żaden problem - odparłem, wyjmując z kieszeni niewielkich rozmiarów modem. Wetknąłem odpowiednie wtyczki - Już jest.
Za moimi plecami rozległ się cichy stuk, a zaraz po nim następny.
- Proszę się nie kłopotać - wyjaśniłem - wyjąłem iglicę.
- Cóż, byłem na to przygotowany. Mam drugi.
- Z drugiego też.
Ponowny stuk zamka świadczył o tym, że Haron nie uwierzył mi na słowo.
- Z trzeciego też - dodałem.
Za moimi plecami rozległ się ryk wściekłości. Cóż - z samego Harona Hytrego nie mogłem wyjąć iglicy, a wyglądało na to że zaraz rzuci się na mnie osobiście. Nie przerywałem jednak pracy do momentu gdy nie usłyszałem odgłosu uderzenia. Odwróciłem się na fotelu. Haron, miotając przekleństwa, odbijał się od niewidzialnej ściany.
- Transparentny firewall - wyjaśniłem. Mój przeciwnik skrzywił się lekko, po czym zamigotał i znikł. Pojawił się tuż przy mnie.
- Tunel HTTP - oznajmił i grzmotnął mnie na odlew. Chybił.
- 404 - zahihotałem. Niestety, drugi cios trafił w cel.
- 200 - skwitował, gdy gramoliłem się z podłogi. Odstąpił kilka kroków - zawsze noszę ze sobą zapasową iglicę, więc żegnam - powiedział wycelowując we mnie broń.
- Ściema...
- Jestem jak najbardziej poważny, niestety...
- Ja też - dodał aspirant Ściema, waląc Hytrego kolbą w kark. Strzał, oddany w tym samym momencie, musnął mnie o włos.
Wstałem i otrzepałem spodnie.
- Czemu tak późno? - spytałem, podczas gdy Ściema z Widmowskim skuwali Harona kajdankami.
- Ciężko się było wydostać z pańskiej piwnicy, panie Chakier...
- Cieszę się jednak, że się panom udało - powiedziałem oglądając z zainteresowaniem okrągłą dziurę wypaloną w monitorze. Taka sama mogłaby być i we mnie...
- Co z tym? - Widmowski kiwnął głową w stronę komputera.
- Już nic - odpowiedziałem naciskając Enter. Komputer zaszumiał dyskiem i wyłączył się. Odpiąłem modem i schowałem do kieszeni. Haron, leżąc na podłodze, pojękiwał cicho.
- Wie pan, kto go przysłał? - spytał Ściema.
- Wiem.
- Jego też przydałoby się zapakować za kratki.
- Obawiam się, że ten człowiek jest zbyt wysoko postawiony, chociaż... - zawiesiłem głos, gdyż na myśl przyszło mi pewne zabawne skojarzenie - ...zapakować... Czemu nie?
- Co ma pan na myśli?
- Niedługo się panowie dowiedzą - odparłem zagadkowo - A teraz przepraszam, ale mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia - pożegnałem się i wskoczyłem w sieć.

_-¯ Wielkie, dwuskrzydłowe drzwi odemknęły się bezszelestnie. Kobieta podeszła do okazałego biurka i pozostawiła na nim kopertę.
- Wiadomość - oznajmiła i wyszła.
Postać na fotelu sięgnęła po kopertę. Przez chwilę studiowała treść listu, po czym zmięła go w garści i ze złością cisnęła do kosza.
- Jeszcze cię dopadnę, Charyzjuszu! - wyszeptała przed siebie.
- Nie, raczej nie - szepnąłem zza oparcia i odpaliłem LZMA. Gotowy pakunek zaadresowałem i włożyłem do kuwetki z napisem ,,korespondencja wychodząca''. Miałem nadzieję, że inspektor Widmowski się ucieszy...

 
 Oceń wpis
   
_-¯ Mając na uwadze podtrzymanie statystyk oglądalności (poczytalności?) mojego bloga postanowiłem podłączyć się do zbiorowej histerii wokół ważkiego tematu tzw. świńskiej grypy, fachowo zwanej również A/H1N1. Jak donoszą media, Ukraina obecnie jest już państwem prawie wymarłym. W przeciwatomowych bunkrach z własnymi systemami podtrzymywania życia1 wegetuje tam jeszcze garstka najwyższych urzędników państwowych, ale żywności i powietrza starczyć im może jeszcze tylko na kilka miesięcy. A potem... brrr... nawet myśleć się o tym boję. Aktualnie na ulicach Lwowa rozgrywają się sceny będące czymś pomiędzy ,,Resident Evil'' i ,,Jestem legendą''. Większość stacji telewizyjnych z przyjemnością przeprowadziłaby stamtąd relacje na żywo, niestety ich reporterzy bądź zostali zeżarci przez pozostałych członków ekipy, bądź też sami ich zeżarli.

_-¯ Znajdują się jednak pseudonaukowe mądrale, które zamiast biec do niedorzecznika praw obywatelskich po szczepionkę zaczynają się drapać po swych kostropatych, brudnych łbach i coś tam gryzmolić w zasmolonych kajetach, udając obliczenia matematyczne. I tak np. jeden z nich w notatce pt. Świńska grypa w ujęciu empirycznym udowadnia, że z podanych danych (53 ofiary śmiertelne przy 185000 zarażonych) wynika, że śmiertelność świńskiej grypy jest trzy razy mniejsza niż grypy klasycznej. Takich to najpierw na stos, a potem do prokuratury.

_-¯ Tymczasem ku uciesze polskich mediów również u nas choroba zebrała już pierwsze śmiertelne żniwo. Bazując na opracowaniu statystyka zgonów w Polsce można się dowiedzieć, że na ,,zwykłą'' grypę zmarły w Polsce w 2005 roku 52 osoby. Jeżeli świńska grypa chce ten wynik wyrównać, musi się trochę pospieszyć! Ja, oraz (mam nadzieję) inni dziennikarze2 będziemy trzymać kciuki! Co prawda nawet marzyć nie możemy o wyrównaniu wyniku np. takiej astmy (696 zgonów) czy gruźlicy (777), ale np. taki dur plamisty (34 ofiary śmiertelne) czy przerost prostaty (39 ofiar) wirus A/H1N1 powinien pokonać co najmniej o jedno okrążenie.

1 - w życiu nie widziałem systemu podtrzymywania życia bunkra, ale to może właśnie dlatego wszystkie bunkry które do tej pory widziałem nie żyły
2 - niestety sam nie jestem dziennikarzem :(
 
Miguel nie żyje. 2009-10-20 23:13
 Oceń wpis
   
_-¯ Niech ta historia będzie przestrogą dla wszystkich nieostrożnych chakier-wannabes. Chakierowanie okres romantyzmu ma już dawno za sobą - teraz to twardy rynek dla dobrze wyszkolonych i opłacanych profesjonalistów, dysponujących zaawansowanym sprzętem. Czasy, kiedy Captain Crunch włamywał się do banków wygwizdując kody na patyczkach do lizaków bezpowrotnie minęły. Miguel o tym wiedział, a mimo to nie udało mu się uniknąć błędu.

_-¯ Zlecenie jak zwykle odebrał w sklepie spożywczym - adres następnego celu był wypisany szyfrem na tabliczce z imieniem kasjerki. Tym razem brzmiało "Joanna". Miguel (udając, że wystukuje SMSa) zapisał je sobie w telefonie komórkowym, a następnie - już w domu - przystąpił do rozkodowywania. Po kilkunastu minutach udało mu się - zmieniając kolejność liter, dodając kilka oraz kilka odejmując - wreszcie przeczytał "szczelnie nie dać swarożyć dadźboga zgrzebłem". Było zatem jasne, że ofiarą ma paść niejaki Horacjusz Hwast.

_-¯ Dlaczego tym razem Miguel nie wziął ze sobą kanarka - pozostanie na zawsze jego tajemnicą. Kanarek - podstawowe wyposażenie każdego chakiera - był prostą i skuteczną metodą wykrywania większości komputerowych pułapek, począwszy od trapów na portach, poprzez grząskie obszary robocze, na nieświeżej pamięci skończywszy. Kanarek Miguela został w jego domu, w klatce. W momencie śmierci swojego właściciela grał na konsoli w World of Goo. Jak ustaliła policja - był na drugiej planszy trzeciego etapu, starając się zdobyć OCD. Pomimo szybkiej akcji specjalnej grupy operacyjnej - nie udało mu się (zabrakło mu jednej kulki).

_-¯ Nie ustalono, czy śmierć Miguela była wynikiem nieszczęśliwego wypadku, czy też było to zaplanowane z premedytacją zabójstwo. Świadkowie, przesłuchani w tej sprawie, podają sprzeczne zeznania. Z jednej strony kasjerka z plakietką "Joanna" okazała się tak naprawdę osobą o nazwisku Chelena Choża. Jak tłumaczyła się w sądzie - akurat tego dnia zapomniała swojej plakietki i pożyczyła ją od koleżanki która właśnie kończyła zmianę. Twierdziła, że nigdy wcześniej nie spotkała Horacjusza Hwasta ani Miguela. Z drugiej strony kierowniczka sklepu zeznała, że doskonale kojarzy obu panów (Horacjusz Hwast miał ponoć często przychodzić i kupować okrawki wędlin, którymi karmił swoje kody). Pomimo licznych poszlak wskazujących na udział Hwasta w całej sprawie nie udało się postawić mu zarzutów, gdyż dysponował żelaznym alibi. Co najmniej siedemnaście osób poświadczyło, że w momencie "wypadku" który spotkał Miguela siedział z nimi na kanale #chakierzy na IRCu.

_-¯ Jak zatem zginął Miguel? Śledczy ustalili, że ominął zabezpieczenia komputera Hwasta metodą "na głupiego Francuza", czyli przez Belgię. Będąc w środku zneutralizował programy śledzące komiksem Duże ilości naraz psów (AKA średnie ilości naraz psów), a następnie przystąpił do kopiowania danych. Nie miał kanarka.

_-¯ Do tej pory nie ustalono, czy mechanizm hibernowania komputera włączył się sam, czy też było to czyjeś świadome działanie. Miguel nie zauważył ostrzegawczego pustoszenia tablicy procesów - policyjny patolog twierdził, że był akurat odwrócony plecami do stosu. Gdy wreszcie dostrzegł grozę sytuacji - było już za późno. Został zahibernowany razem ze sprzętem.

_-¯ Nieprzytomnego Miguela w stanie głębokiej hipotermii znalazła nad ranem w mieszkaniu jego gosposia. Przedziwnym zbiegiem okoliczności była to pracująca na drugim etacie Chelena Choża.

_-¯ Śledztwo umorzono.
 
 Oceń wpis
   

_-¯ Dzisiaj w A must C! prawdziwy hicior, żeby nie napisać chicior, czyli Miś Stanisława Barei. Film kultowy wśród filmów kultowych, składający się z samych doskonałych scen i wypełniony fenomenalnymi dialogami. Cudo.



Dziś, TVP2, 20:35. I oglądać mi, motyla noga!

 
 Oceń wpis
   
_-¯ Kupiłem sobie auto. Tak, drodzy Państwo - w Polsce nie wszędzie można dostać się tunelem SSH. Ba! Niekiedy przesłanie się zwykłym, nieszyfrowanym formularzem przez HTTP graniczy z cudem. Czara goryczy została przepełniona w momencie, kiedy właściciel sklepu warzywnego w mojej okolicy odmówił postawienia serwera RPC, bym mógł bezpiecznie i wygodnie kupować ogórki. W pierwszej chwili chciałem go splonkować, ale sami Państwo przyznacie - jak tu żyć bez ogórków? Próbowałem dwa dni, lecz gdy przy kompilacji drugiej bety Internet Exploitera system poinformował mnie, że nie znalazł ogórków, a co za tym idzie - nie da się skompilować kodu - dałem za wygraną. Kupiłem ogórki. A potem kupiłem auto. A, tam. Niech Blogomotive ma radochę. Ostatnio ożenił się, więc w sumie - czemu inni mieliby mieć lepiej od niego?

_-¯ Po dopełnienia morza formalności, które trwały całe wieki, sprzedawca z fałszywym uśmiechem wręczył mi kluczyki. Ja z fałszywym uśmiechem wziąłem je do ręki. Zastygliśmy obaj w pozie ,,spadaj już pan'' (z jego strony), oraz ,,dawaj resztę'' z mojej. Po trzydziestu sekundach zdecydowałem się przerwać milczenie.
- A co z resztą?
- Z jaką resztą? - wyraz zdziwienia był tak szczery, że nominowałbym go do Oscara.
- Nooo... z całą resztą. - Wykonałem dłonią nieokreślony gest, który w moim mniemaniu bardzo trafnie oddawał ,,całą resztę''.
- Ekhm... Koło zapasowe jest w bagażniku, pod wykładzinką. Gaśnica pod fotelem pasażera. Trójkąt jak odchyli Pan kanapę.
- Nie o to pytam - uściśliłem - W reklamie napisaliście Państwo, że auto jest doskonałe. Nie dostanę nic dodatkowego? W promocji? Jako bonus?
Tu muszę wtrącić, że nienawidzę zwracać się do kogoś per ,,Państwo'', oraz bacznie zwracam uwagę jeżeli ktoś tego zwrotu używa. No bo tak: siedzi za stołem trzech kolesi - to się mówi do nich ,,Panowie''. Siedzi dwóch kolesi i babeczka: ,,Państwo''. Siedzą same babeczki: ,,Panie''. A tu - koleś, sam jeden. Ale kto go wie, kto mu ulotki pisał? Więc żeby nie być posądzanym o seksizm, ,,Państwo'' jest najbezpieczniejsze.
Niestety, Pan sprzedawca który dla mojego bezpieczeństwa stał się ,,Państwem'' chyba nie chwytał o czym mówię. Zrobił minę, która w dla psychologów pierwszego roku oznaczałaby ,,zakłopotany'', a psychologowie ostatniego roku bezbłędnie odczytaliby ją jako ,,Mój Boże, co za upierdliwy koleś mi się trafił''.
- Auto jest dokładnie takie, jak Pan wybrał... - zaczął. Postanowiłem mu trochę pomóc.
- Proszę Pana. Ostatnio kupowałem koleżance Widnows. Zna Pan ten system?
- Oczywiście! Używamy go w firmie, na wszystkich komputerach!
- No właśnie. Jest bezpieczny?
- Jest!
- Wydajny?
- Tak!
- Wygodny?
- Oczywiście!
- Niedrogi?
- Jak na system tak doskonały - jak najbardziej!
- Dokładnie tak jak Wasze auta?
- Trafił Pan w sedno!
- No więc, proszę Pana, po zainstalowaniu u koleżanki system ten poinformował mnie, że mój komputer jest zagrożony. Nie chciałbym, żeby po wsiąściu... wsiądnięciu... usiąścieniu... Nie chciałbym, żeby po zajęciu miejsca za kierownicą auta zaatakowały mnie podobnie niepokojące komunikaty. Co dodajecie zatem, by Wasze auto było RZECZYWIŚCIE takie, jakim opisujecie je w reklamach?
Po zakończeniu tej przydługiej tyrady spojrzałem przed siebie. Zobaczyłem olbrzymie, okrągłe oczy. Przerażone. Nie chcąc zamordować człowieka szybko dodałem.
- Czy w aucie jest coś do usuwania spyware?
- Ale w naszym samochodzie nie instaluje się spyware... - wydukał sprzedawca słabo. Udałem, że w to wierzę.
- Usuwanie wirusów z paliwa?
- Nasze paliwo nie jest wrażliwe na wirusy...
Spojrzałem mu w oczy. Chociaż wiedziałem, że kłamał - wyglądały na szczere. Pomyślałem, że przynajmniej w tym względzie dobrze ich szkolą.
- Firewall? Znaczy, autoalarm?
- Wbudowany!
- No dobra, a gdzie instrukcja jak go włączyć?
- Włączony!
Udałem, że wierzę.
- A zestaw narzędzi antyspamowych?
- Wbudowany!
Tego było za wiele. Mogłem wyglądać na idiotę, ale w końcu nim nie byłem!
- Panie szanowny, instalował Pan kiedyś LookOuta?
- Eeeee....
Uznałem, że oznacza to ,,Nie'', zatem przystąpiłem do wyjaśnień.
- To taki znakomity program pocztowy. Najznakomitszy. I on nie ma wbudowanego antyspamu. A Pan próbuje mi wmówić, że wasze auto ma?
Nastąpiła chwila ciszy, po której nastąpiło krótkie bąknięcie:
- Ma.

_-¯ No tego było za wiele. Ja, Chakier, znawca rzeczywistych i wirtualnych systemów, pogromca wewnętrznych i zewnętrznych sieci, miałbym nabrać się na taką marketingową gadkę? Niedoczekanie! Przeczytałem na wszelki wypadek dokładnie umowę. Uśmiechając się krzywo odebrałem kluczyki. Za kilka dni umyśliłem sobie pozwać sprzedawcę do sądu i odebrać horrendalne odszkodowanie.

_-¯ No i kur*a, porażka. Jeżdżę nim już tydzień, i cały czas działa. Chyba jednak samochody nie są jak Widnows... Ale w końcu czego się spodziewać po aucie marki linusk...
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Aaaaaa! - usłyszałem rozdzierający krzyk w dużym pokoju. Rozejrzałem się skonsternowany, i dopiero po chwili zrozumiałem - to krzyczałem ja sam po obejrzeniu najnowszej porcji doniesień z rynków finansowych. Na ekranie mojego telewizora grzecznie spokojni dziennikarze tłumaczyli właśnie, że 50% zarobionych przez OFE pieniędzy przed chwilą zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Niewyjaśnionych dla jednego z panów, który teraz winien jest drugiemu panu centa. Ale póki co mu go nie dał.

_-¯ Tymczasem, zwabiona (?) moim potępieńczym jękiem do pokoju wparowała Misia. Przez chwilę patrzyła na mnie, a właściwie na garście włosów które darłem z głowy. Włosy, nim upadły na podłogę, siwiały - gdyż nie zdążyły zrobić tego na mojej głowie. A zgryzota była na tyle poważna, że osiwieć co najmniej wypadało.
- Co robisz? - spytała retorycznie, gdyż dobrze widziała co robię.
- Aaaaaa! - odparłem.
- Tylko tyle?
Zamyśliłem się na chwilę, po czym dodałem:
- Aa! A? - ruchem głowy wskazałem ekran.
Misia spojrzała w telewizor, po czym wzruszyła ramionami.
- Ech, Charyzjusz. Wciąż masz te koszmary? Przecież żyjemy w wolnym kraju. Państwo nie zarządza naszymi pieniędzmi! Nie zmusza nas do lokowania oszczędności w tę czy inną instytucję finansową! Już w zeszłym roku wycofałam wszystkie pieniądze przeznaczone na nasze emerytury z funduszy akcyjnych i przeniosłam je na fundusze pieniężne, bądź na lokaty. Nie straciliśmy ani złotówki!
Spojrzałem na nią szeroko otwartymi oczyma. Albo oczami. Albo jednym i drugim.
- Ale OFE? - zawiesiłem głos.
Misia westchnęła, jakby tłumaczyła dziecku po raz n-ty oczywistą oczywistość.
- Przecież tłumaczę Ci po raz n-ty. Państwo kiedyś zmuszało do płacenia na ZUS oraz, dodatkowo, na OFE. Od kiedy jest wolność możemy sami, SAMI! zarządzać naszymi pieniędzmi. Dlatego nasza przyszłość jest w naszych rękach. Czy to nie wspaniałe? Uśmiechnąłem się. Początkowo słabo, potem mocniej. Poczułem, że mój oddech wyrównuje się. Rzeczywiście - zapomniałem. Spanikowałem.
Odetchnąłem głębiej.

Fantastycznie było poczuć, że jest się kowalem własnego losu!

_-¯ Aaaaaa! - obudził mnie głośny krzyk w środku nocy. Usiadłem na łóżku.
Obok siedziała Misia, patrząc przed siebie, w szarą czerń przedświtu. Dotknąłem jej ramienia.
- Co jest?
- Ech... Nic. Miałam zły sen.
- Jaki? - zainteresowałem się.
- Taki, że nie mogliśmy kupić mieszkania dzieciom, bo musieliśmy płacić haracz bandytom.
Chciałem się roześmiać, ale zamiast tego przytuliłem ją mocno.
- Nie martw się. Przecież żyjemy w wolnym kraju...
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Ufff... ależ ostatnio jestem zapracowany. Okazało się, że z tymi siedmioma milionami dolców nie będzie tak lekko jak z tamtymi dwudziestoma (i pół). Codziennie muszę skrobać jakiegoś e-maila, a teraz Pan Markson Igie przekierował mnie znów dalej... Ale po kolei...

_-¯ Po wczorajszej porcji listów od Panny Lolly Stevens i Pana Marksona Igie grzecznie odpisałem. Trochę mnie zasmucił fakt, że we wczorajszej odpowiedzi Panna Lolly zupełnie się nie odniosła do zaoferowanej przeze mnie chęci przekazania jej używanych ubrań. W kolejnym liście podziękowałem więc za jej pomoc w kontakcie z Panem Marksonem, jak również ponowiłem moją ofertę.
Hello :)
Thanks for asking, I'm fine. How are you? I was afraid about the e-mail, but now everything is OK. Excuse me for mistyping the address, but first I've received those server errors and I get nervous.
I just see a mail from your lawyer in my e-mail box, so looks like we've finally get in touch :)

Have a nice day
Charyzjusz Chakier

PS. I've contacted my former girlfriend and she did agree to help you with clothes. Could you send me your address? Or better - contact her. Here's her e-mail: KiziaFizia@hotmail.com. Her name is Katarzyna.

Niestety, póki co skrzynka Katarzyny jest pusta, a co gorsza Panna Lolly nic nie odpisała. Obraziła się?

_-¯ Zgodnie z zaleceniami odpisałem też Panu Marksonowi Igie, podając... eee... swoje dane kontaktowe. Mam nadzieję, że nie będzie miał problemów z polskimi literkami ;) Wyraziłem też zaniepokojenie stanem zabezpieczeń jego firmy, który to niepokój wywołała we mnie obejrzana niedawno ,,Szklana Pułapka 4.0'', czy coś w ten deseń. Wybaczcie, że wygwiazdkowałem swój numer, lecz obawiam się ciągłych telefonów od fanek.
Hello

Thanks for contacting me. Here's the informations you demand:
Name: Charyzjusz Chakier
Address: ul. Mężnych Bżutów 17
32-825, Bożęcin, gmina Żmigród
Poland
Phone: +48-(8x)-4xx-xx-x (this is my work phone, ask the operator to connect you to me or try the internal number 733+)

But i have one question. Are you sure this whole thing is completely safe? Do the "bad guys" know, that Ms. Lolly Stevens tries to get her money?
You know, seven millions dollars is a whole lot of money, but they killed a man! I've seen in a movie that the hackers from bad company managed to breach into lawyer's computer and get all the e-mails, then they found main hero's girlfriend and kidnapped her! Do you have secure computers in your company? I'd rather you didn't allow to leak my personal data out because of exploits or viruses from the Internet.

Regards
Charyzjusz Chakier


_-¯ Dziś rano dostałem kolejny e-mail. Pan Markson zapewnił mnie, że nie mam się czego obawiać i że jego biuro jest bezpieczne. Podał też nowy kontakt. Czyżby ten adres był ostatnią stacją w drodze po kasę? ;)
From : The Principal Attorney
Markson & Co (Legal Practitioners).
4 allen way avenue, Victoria Island, London. England.

Attn. Sir,
Good day, thank you so much for your e-mail.
I received your e-mail and I will forward your information's to the security company in Holland. I assure you that there is nothing to worry about any people, this whole project is safe and my computer is secured and your informations too. That is why the security company requested for a beneficiary outside UK. Nobody has your information beside me and the security company not even Lolly has it.

I assure you that you will have nothing to worry about in this transaction. All I require from you is your total commitment. If you follow my instructions strictly, we shall have a smooth conclusion of this transaction in the shortest possible time. Having received the requested informations without any further delay, I would want us to proceed to the next positive step.

I will furnish you with the contact information of the security company in Holland with which you are to contact.

Please find the information below and contact them as soon as possible. When you contact them, inform them that Barrister Markson Igie directed you in respect of the consignment/funds deposited by Mr Chico Stevens. Also let them know that you are willing and ready to help the family as their beneficiary, they should let you know what to do to claim the funds. As soon as you do this please contact me back.

Oceanic Firma van Financin
Amsterdam Netherlands .
Attention: Customer Service
Tel:+31659016208
Fax: +31-84-713-8326
E-mail: info@oceanicfirmafinance.com

Please contact them right away and also note that
there is a strong need for you to maintain a high
sense of confidentiality in this matter. Also ensure
that you keep me updated with the details of your
correspondence with the finance institution.

I shall be expecting to hear from you soonest.
Thank you for your cooperation.

Best Regards,
Barrister Markson Igie. B, B.L,
Markson & Co (Legal Practioners).
4 allen way avenue, Victoria Island, London. England.

To tyle. Niedługo skontaktuję się z przedstawicielami Oceanic Firma van Financin, podam im swoje dane i... zapewne odbiorę pieniądze ;)

PS. Ze względu na burzliwy rozwój tego tematu wszystkie wpisy dotyczące otrzymywania darmowej kasy z internetu zostały przeniesione do kategorii $$$.
Kategoria: $$$ Komentarze (7)
 
Gorzej być nie może 2008-09-23 23:08
 Oceń wpis
   
_-¯ Cofnąłem się, by nie wejść w pole rażenia, gdy SuperMałpa rozpoczęła swój morderczy ostrzał. Prosiaki pędzące na przodzie zostały dosłownie rozniesione na strzępy, które z kolei poszarpały te biegnące za nimi. Obserwowałem to z chłodną obojętnością, metodycznie rozstawiając kolejne SuperMałpy. Wiedziałem, że kanonada nie uszła uwadze reszty mackowatych stworów, które już w tej chwili zaczęły napływać coraz szerszą strugą. Przypominało mi to scenę z ,,Aliens'', gdy gromady Obcych atakowały stanowiska automatycznych karabinów maszynowych... Niestety, karabinom w pewnym momencie zabrakło amunicji.

_-¯ Skończyłem. Setki, tysiące, setki tysięcy godzin spędzonych nad robakami w labiryncie przyniosło efekty. Stworzyłem obronę nie do przejścia. Teraz pozostało mi jedynie przyglądać się zagładzie kolejnych Prosiaków. Ta-ta-ta, pac-pac-pac, ta-ta-ta - brzmiało staccato wystrzeliwanych pocisków, przemieszane z plaśnięciami rozrywających się ciał. Usiadłem koło najbliższej SuperMałpy, uważając by nie dostać się w zasięg wyskakujących, gorących łusek. Zastanowiłem się: mógłbym tu siedzieć pewnie i kilka sekund, czekając aż moje małpki skończą. Ale co by mi to dało? Oczyściłbym z intruzów komputer. Jeden komputer. Nie o to jednak chodziło. Oczyścić hardware z morderczych wirusów można było szybciej i prościej, nie narażając przy tym życia. Wystarczyło dokonać eutanazji Widnowsów poprzez instalację morderczego Linuska - systemu tak toksycznego, że w środowisku tym nie radziły sobie żadne żywe organizmy, nie wyłączając wirusów. Mógłbym odkazić Linuskiem całą sieć, obracając wszystko w jałową perzynę, na której Prosiaki zdechłyby ja meduza na pustyni. Mógłbym...
Nie. Trzeba działać inaczej. Trzeba żywcem złapać jednego z tych małych drani. Tylko jak? Wsadziłem rękę do kieszeni z chakierskimi przyborami i wkrótce wymacałem to, co chciałem. Ściskając przedmiot w garści zapauzowałem małpę przy której siedziałem, tworząc lukę w nieprzebytym systemie obronnym. Nie trzeba było długo czekać, by pierwsze paskudy zorientowały się w słabości tego odcinka. Sąsiednie SuperMałpy w miarę możliwości kierowały w tę stronę ogień, jednak musiały bronić własnych pozycji. Poczekałem, aż kilka nacierających Prosiaków zbliży się na odległość rzutu...

_-¯ Cisnąłem przedmiot. Upadł nieco zbyt blisko, na szczęście upadł na krawędź. Patrzyłem, jak toczy się w kierunku wijących się włochatych macek. ,,No, dalej!'' ponagliłem napastników w myślach. Prosiaki zamarły. Czyżby zwietrzyły podstęp? Nie, ich centralny ośrodek decyzyjny znał tylko jeden werdykt: seek and destroy. Najbliższy osobnik dopadł w kilku susach do cd-romu i pochłonął go z furią. Fakt ten jak gdyby dodał mu sił - zjeżył się i błyskawicznie runął w moim kierunku. Sąsiednie SuperMałpy skoncentrowały na nim ogień, lecz były zbyt daleko, a poprawka na prędkość celu była zbyt mała - pociski uderzyły z tyłu, za pędzącym, rozmazanym kształtem. Odpauzowałem SuperMałpę, Prosiak był jednak zbyt blisko. Wykonał skok - dostrzegłem spiczaste zęby w ssawkowato ukształtowanej paszczy. Spojrzałem na zegarek. ,,Już powinno zadziałać'' pomyślałem i postąpiłem krok w bok.

_-¯ Lecący Prosiak minął mnie o nanometry i wrył się w ziemię, wzbijając obłok kurzu. Sposób, w jaki upadł nie sugerował w niczym tego czym był przed chwilą: doskonałą, szybką i sprawną maszyną do zabijania. Upadł jak kawał mokrej szmaty. Naprężone do tej pory macki zwiotczały, od czasu do czasu drżąc w lekkich konwulsjach. Podszedłem do stwora i kopnięciem obróciłem go na bok - tak, by widzieć jego pysk. Na jednej z mięsistych warg dostrzegłem kawałek naklejki, którą oznaczyłem CD-ROM: ,,Widnows 95OSR2''. Taaaak... jeżeli trzeba było uczynić z jakiegoś komputera przycisk do papieru - to oprogramowanie nie miało sobie równych. Było chyba nawet gorsze niż Linusk, gdyż instalacja Linuska była jak spożywanie gorzkiej trucizny, a instalacja Widnows 95 - jak ,,złoty strzał'': komputer umierał zalany feerią kolorowych okien, gadających psów i tańczących spinaczy. A na końcu czekał go już tylko kojący oczy błękit BSODa - ekranu śmierci...
Westchnąłem, zarzuciłem sobie drgające cielsko na plecy i ruszyłem do swojego X.25. Obejrzałem się na SuperMałpy, zastanawiając się czy nie zabrać ich ze sobą - po namyśle jednak zdecydowałem się pozostawić je na swoich miejscach. Wrócę po nie, gdy to całe szaleństwo się skończy.

_-¯ Strażnik na firewallu nie zadawał pytań. Złowiłem jedynie jego zaskoczone spojrzenie, gdy dostrzegł wystającą spod plandeki jedną z włochatych macek Prosiaka, nie miałem jednak ochoty ani czasu mu niczego tłumaczyć. Udając, że nie zauważam jego gestykulacji ominąłem zgrabnie opuszczający się szlaban i pomknąłem z powrotem do realnego świata.

_-¯ Wygramoliłem się z pakietu i przeciągnąłem, aż mi coś chrupnęło w krzyżu. Poruszanie się w X.25 potrafiło dać się we znaki. Laura Urszula i Chelena siedziały przy stoliku i najwyraźniej rozprawiały o czymś nieistotnym - jak to kobiety. Wyglądało na to, że nawet nie zauważyły mojego przybycia. Ściągnąłem plandekę z Prosiaka i kaszlnąłem teatralnie. Obie, jak na komendę spojrzały w moją stronę, a ich oczy momentalnie zrobiły się wielkie jak spodki. Brzęknął przewrócony taboret - to Chelena cofała się tyłem w stronę wyjścia.
- Cheleno! Bez pleonazmów, proszę! - skarciłem ją.
To ją trochę otrzeźwiło. Stanęła i wskazała palcem na leżący na naczepie kształt.
- To! Przyniosłeś to! Tutaj?! Po co?!
- Bo chcę zobaczyć, co ma w środku. Taki ze mnie chakier-badacz. - odparłem kwaśno - Zawsze lubiłem sprawdzać, co sprawia że miś piszczy, jak mu się naciśnie brzuszek.
- A jak się zbudzi?
- ...to nas zje... - dokończyłem na melodię pamiętanego z przedszkola ,,Stary niedźwiedź mocno śpi''. Jakoś niestety nie wzbudziłem tym żartem entuzjazmu.
Widząc, że nikt nie kwapi się z pomocą podniosłem Prosiaka i przeniosłem na najbliższe biurko. Z uwagą i profesjonalizmem zbindowałem mu macki do blatu, by w razie ocknięcia się (na co jednak nie liczyłem) uniemożliwić stworowi ucieczkę, czy też atak. Znów sięgnąłem do kieszeni i po chwili trzymałem w ręku aparacik, przypominający skrzyżowanie stetoskopu z oscyloskopem.
- Co to jest? - spytała Chelena.
- Debugger.
Spojrzała z niedowierzaniem.
- Zawsze myślałam, że debuggery to takie długie cylindry z rozpylaczem na końcu.
- Tak. - zgodziłem się - Z tym że to są debuggery na muchy i komary. Ten mój to debugger na programy.
- I co z nim zrobisz?
- Ano, przekonamy się co też tego stworka napędza...
- Aha. - przytaknęła, jednak wydawało mi się że moje dywagacje raczej ją zdenerwowały niż uspokoiły. Obróciła się i wycofała w kąt pomieszczenia, ja zaś zabrałem się do analizy. Podpiąłem śledzenie do funkcji zegara, gdyż - jak słusznie sądziłem - wkrótce zaprowadzi mnie do pętli głównej. Tak też się stało. Włączyłem wizualizację śledzenia i rozejrzałem się w sytuacji. Mina mi zrzedła.
- No, to chyba gorzej być nie może - powiedziałem głośno, licząc na zainteresowanie. Zainteresowania nie było. Rozejrzałem się - Laura pisała coś w niewielkim notesie, Cheleny nie zauważyłem. Chyba wyszła do toalety...

_-¯ Potężna eksplozja wyrwała kawał ściany i cisnęła nas na podłogę.
 
1 | 2 |


Najnowsze komentarze
 
2017-06-30 05:56
DANIELS LOAN COMPANY do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć, Mam na imię Adam Daniels. Jestem prywatny pożyczkodawca, który dają kredyt prywatnych[...]
 
2017-06-27 11:05
Mr Johnson Pablo do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Cześć,           Czy potrzebujesz pożyczki? Możesz się rozwiązywać, kiedy dojdziesz. Jestem[...]
 
2017-06-27 06:09
greg112233 do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witam wszystkich, jestem Greg z Gruzji, jestem tutaj dać Zeznania na Jak po raz pierwszy[...]
 
2017-06-21 16:10
Iwona Brzeszkiewicz do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Czesc, kochanie. Czy wciaz szukasz pomocy. Nie szukaj dalej, poniewaz senator Walter chce i[...]
 
2017-06-15 14:20
kelvin smith do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Brak zabezpieczenia społecznego i brak kontroli kredytowej, 100% gwarancji. Wszystko, co musisz[...]
 
2017-06-13 06:20
Gregs Walker do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Uwaga: Jest to BOOST CAPITAL CENTRAL TRUST FINANCE LIMITED. Oferujemy wszelkiego rodzaju[...]
 
2017-06-13 06:09
Gregs Walker do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Uwaga: Jest to BOOST CAPITAL CENTRAL TRUST FINANCE LIMITED. Oferujemy wszelkiego rodzaju[...]
 
2017-06-09 16:42
George cover.. do wpisu:
Jak się włamać na konto pocztowe
Witamy w programie Fba loaninvestment Czasami potrzebujemy gotówki w nagłych wypadkach i[...]
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl