_-¯ Dzień kończył się. Oczywiście, nie ,,dzień'' w znaczeniu w jakim używano go w zeszłym tysiącleciu, kiedy to dniem zwano czas od świtu do zmierzchu. Dla Honoriusza Hrusta dzień zaczynał się koło godziny ósmej, a kończył po północy, która właśnie minęła.
Niechętnym wzrokiem spojrzał na zegar w rogu pulpitu, jak gdyby to jego winą było to, że te kilka godzin wieczornego relaksu właśnie dobiegało końca. Potem spojrzał na trzymaną w lewej dłoni szklankę piwa. Właściwie - szklankę po piwie, gdyż na dnie zostało już tylko kilka łyków. Westchnął ciężko, po czym wychylił ją do dna. Piwo było ciepłe i było go już zbyt mało, by poprawić mu humor. ,,Na szczęście już jutro piątek'' - pocieszył się w myślach.
Wstał od komputera, zawahał się, po czym znów usiadł przed klawiaturą. Przecież nie odbierał dziś jeszcze poczty. Kliknął w ikonę z kopertą i poczekał na znajomy ekran. Na pasku statusu zaroiło się od informacji o nawiązywaniu połączeń - Honoriusz miał kilkanaście kont poczty. Kilkanaście aktywnych, w rzeczywistości więcej - gdyż zakładał nowe konto ilekroć rejestrował się do jakiegokolwiek serwisu, który wymagał potwierdzenia odebranego e-maila. Na gmailach, hotmailach, ymailach i innych drzemały - czekając na miotłę administratora - setki kont założonych przez Hrusta. Były też inne konta. Specjalne. Konta, których adresy nigdy nie pojawiły się w internecie. Konta z loginami które wyglądały jak wygenerowane przez windziarza rozpaczliwie próbującego wyjść z edytora vi. Konta znane tylko zaufanym ludziom. Kontaktom operacyjnym Hrusta...
Program pocztowy pracowicie ściągał wiadomości. W 99% spam. Sortował i wrzucał do wirtualnych katalogów. Spam do spamu. Listy dyskusyjne do list dyskusyjnych. Łańcuszki i dowcipasy od znajomych do łańcuszków i dowcipasów. W inboksie zostawały tylko te najważniejsze, zanim jednak były prezentowane końcowemu użytkownikowi - każdy e-mail był macany przez antywirus.
Honoriusz bez zainteresowania patrzył na paski postępu pobierania wiadomości. Po chwili wszystkie wskazywały 100%, jednak - co dziwne - okno statusu cały czas pozostawało otwarte, zamiast zamknąć się wraz z zakończeniem ostatniego połączenia. Hrust przewinął je w dół. Na samym końcu, przy ostatnim koncie pocztowym hs9Z8.eEj zauważył wciąż aktywny przycisk 'Anuluj'. Połączenie było już zamknięte, a to oznaczało że wiadomość jest jeszcze sprawdzana przez program antywirusowy. Świadczył o tym też lekko głośniejszy szum wiatraka na procesorze, który najwyraźniej właśnie został obciążony czymś pracochłonnym.
Honoriusz z żalem popatrzył na pustą już szklankę. Wiadomość na koncie hs9Z8.eEj mogła pochodzić tylko od jego wtyki w blackhatowej grupie twórców wirusów, a to oznaczało że trzeba się nią będzie zająć natychmiast. W myślach zganił siebie za to, że nie poszedł spać nie odbierając poczty. Miałby czyste sumienie bez wysiłku, a tak musiał opracować raport, co w ogóle mu się nie uśmiechało.
Wiatrak na procesorze wciąż zwiększał obroty, co dodatkowo działało na nerwy. Klawisz ,,Anuluj'' wciąż pozostawał aktywny. Hrust zabębnił zniecierpliwiony palcami po blacie biurka. ,,No! Dalej!'' ponaglił w myślach.
Nagle rozległ się metaliczny zgrzyt, zakończony chrupnięciem. Na ekran, od jego wewnętrznej strony, bryznęła struga bitów z porozrywanych połączeń. Okno programu pocztowego sflaczało i zsunęło się z pulpitu. Hrust otworzył usta w bezgranicznym zdumieniu, które za chwilę zmieniło się w przerażenie. Na pulpicie, przykryte do tej pory programem pocztowym, leżały rozszarpane szczątki antywirusa. Niektóre, co większe kawałki procedur podrygiwały jeszcze w agonii. Zaś pośrodku tej rzeźni siedziało... coś. Coś z dużą liczbą pootwieranych portów, macek oraz sierści. Coś, co właśnie pochłaniało fragment funkcji obliczania CRC32 należącej do niedawna do antywirusa.
Honoriusz jęknął i natychmiast tego pożałował. Gdyby stwór posiadał oczy, to z pewnością właśnie by je zwrócił na użytkownika przed komputerem. Chwilę trwali tak, obaj, po czym w kierunku Hrusta pomknęła jedna z kosmatych macek. Trafiła w szybę monitora, znacząc ją pajęczynką pęknięć. Ten nagły atak podziałał jak zimny prysznic. Honoriusz poderwał się i pomknął do sypialni. Zanurkował pod łóżko w chwili gdy za plecami dał się słyszeć brzęk tłuczonego szkła. Wymacał przyklejony plastrami radiotelefon, przytknął do ust i wcisnął tangentę.
- Niebezpieczeństwo! Nowy, niezwykle groźny wirus. Kontakt hs9Z8.eEeeeeee!... - wrzasnął gdy coś lepkiego i kudłatego owinęło się wokół jego kostki i szarpnęło z niezwykłą mocą. Radiotelefon wypadł z dłoni i poleciał na podłogę. Rozległ się dźwięk, jaki mogłoby wydawać darte, mokre prześcieradło. Zakończony chrupnięciem.
- Honoriusz? Mógłbyś powtórzyć? - zachrypiał leżący na podłodze radiotelefon.
_-¯ Honoriusz nie mógł.
c.d.n.?