- Gdzie jedziemy? - spytała Chelena, gdy po kilku minutach oddaliliśmy się nieco od miejsca naszej nieautoryzowanej i niezbyt udanej inspekcji.
- Do mnie - odparłem krótko.
- Uuu.. Tak... od razu? - przysunęła się do mnie na tyle, na ile pozwoliły dzielone siedzenia. Zerknąłem na nią kątem oka. Taaaak... Zdecydowanie, nie potrzebowała, bym włączał dla niej poduszki powietrzne od strony pasażera. Miała własne.
Wydarzenia ostatniej godziny trochę mnie rozbiły. Najpierw snajper, potem ten głupawy hologram. No a teraz...
- Cheleno?
- Tak? - w tym jednym słowie zawarła tyle ładunku emocjonalnego, co Sharon Stone w swej słynnej scenie z ,,Nagiego Instynktu''. Niestety, nie byłem w nastroju.
- Cheleno. Jedna prośba. Gdy zaczynam nowy wpis, nie paplaj od samego początku.
- Słucham?!
Atmosfera w aucie momentalnie schłodziła się o kilka stopni. Mogłem już wyłączyć klimatyzację.
- To nic osobistego. Po prostu każdy wpis zaczynam od motylka. Jeżeli startuję od dialogu, to nie mogę go użyć.
- Dlaczego?
- Bo muszę startować od myślnika.
- A co to motylek?
- Wytłumaczę Ci, gdy dojedziemy.
_-¯ Dojechaliśmy. Zaparkowałem na najniższym poziomie CharChak Cyber Solutions, Software & Development®. Wysiadłem i ruszyłem do windy. Za mną dreptała Chelena.
- Gdzie ten motylek? - upomniała się.
- Spójrz na początek akapitu. To te trzy kreski.
- Nie przypominają motylka...
Zastanowiłem się chwilę.
- Fakt.
Wcisnąłem przycisk wezwania kabiny.
- Jak to ,,fakt''? Tak po prostu? Nie posprzeczasz się ze mną? Jakoś celnie nie zripostujesz? Podobno kto się lubi, ten się czubi!
- Fakt - przytaknąłem i otworzyłem drzwi, gdyż winda właśnie podjechała. Przepuściłem Chelenę przodem, po czym sam wszedłem i wcisnąłem przycisk poziomu zero. Zapadła niezręczna cisza. Przerwałem ją po kilkudziesięciu sekundach, które wydały się nam jednak długimi minutami.
- Cheleno?
- Tak?
- Nic z tego nie będzie. Jestem szczęśliwie żonaty. Poza tym - Misia czytuje mój blog. Nie wybaczyłaby mi czegoś takiego. Musisz to zrozumieć.
Nie odpowiedziała. W milczeniu zjechaliśmy aż na sam dół. Winda pingnęła cicho i otworzyła drzwi kabiny. Wyszedłem pierwszy.
- Idziesz? - spytałem po chwili, nie słysząc za mną żadnego poruszenia. Odczekałem jeszcze moment.
- Gdzie... my jesteśmy?
Uśmiechnąłem się. Mój park maszynowy zawsze tak działał.
- To moja prywatna kolekcja pakietów bojowych. Czasami lubię sobie posurfować po internecie w komfortowych warunkach, nie będąc narażonym na żadne skanowanie, sniffowanie, trace'owanie, złośliwy lub źle skonfigurowany routing i takie tam. W sumie skłamałbym, gdybym powiedział że nie jestem z niej dumny. Mają najlepsze parametry. Większość z nich była robiona ręcznie przez najlepszych chakierów ze wszystkich kontynentów. Na przykład Speedo - poklepałem drapieżną, wąską sylwetkę najbliższego pakietu - to prawdziwy majstersztyk. Obniżone zawieszenie, wzmocniony header, pole adresowe nadawcy przesunięte na tył dla polepszenia wyważenia, zamiast najmniej używanych flag statusu połączenia zbiorniki z nadtlenkiem azotu. Po zwykłych kablach miedzianych pinguje w mniej niż 100 ns.
Usłyszałem ciche westchnięcie. Westchnięcie zachwytu... Znów się uśmiechnąłem, po czym kontynuowałem oprowadzanie.
- Ten potężny w głębi to Atomic. Nie jest ani zwrotny, ani zgrabny, zdarza się że często ulega fragmentacji przy przechodzeniu przez sieci o małym MTU. Ma za to poczwórne, sprzężone firewalle w technologii ,,stealth'', tylny pasywny sniffer, wyposażony jest w głowice multicastowe z opcjonalnym smurfem oraz ARP poisoner o wysokiej wydajności. W sumie siłą ognia równa się Bulk-Mailerom o średnim tonażu.
- Dalej - Digger. Skanuje sieci o dowolnej topologii, w czasie logarytmicznie zależnym od liczby węzłów. Ma zabezpieczenie na wypadek cykli i osłony odporne na konwencjonalną broń używaną przez niszczyciele skanerów. Zresztą - prawdopodobieństwo jego wykrycia jest nikłe, gdyż sygnaturą przypomina zwykły pakiet ICMP. W razie poważnych uszkodzeń potrafi zachować zebrane dane w najbliższym serwerze DNS pod postacią kombinacji fałszywych nazw domen i adresów IP.
- Tutaj mamy Stealtha. Pakiet o zerowej długości, a przez to całkowicie niewykrywalny...
- A ten? - Chelena, lekko się rumieniąc, wskazała w kąt garażu.
- To jest Pr0n. Używam go... ekhm... dla rozrywki - ja również się zaczerwieniłem, więc aby ukryć zmieszanie pociągnąłem Chelenę do docelowego pojazdu.
- To jest Falcon Millennium. Sam go zrobiłem. Nie jest tak szybki jak Speedo ani tak dobrze uzbrojony jak Atomic, ale ma jednego i drugiego po trochu. Poza tym jako jeden z nielicznych w mojej kolekcji jest dwuosobowy - zawiesiłem głos.
- Mam lecieć z Tobą?
- A chcesz?
- Wiesz... - zawahała się, przez samo 'h', co wyglądało dosyć uroczo - Po tym co powiedziałeś...
- Cheleno, bądźmy profesjonalistami.
Uśmiechnęła się, po czym szybko, w jakimś takim spontanicznym geście, cmoknęła mnie w policzek, a następnie - jak gdyby wstydząc się tego - wbiła wzrok w podłogę.
- Fajny z Ciebie chakier, Charyzjusz - bąknęła, czerwieniąc się jak pensjonarka.
- Z Ciebie też fajna Chelena, Cheleno - odbiłem komplement, jednocześnie zastanawiając się skąd do głowy przyszło mi porównanie z pensjonarką. W życiu przecież nie widziałem na oczy żadnej pensjonarki, gdzieś jednak w głębi mego umysłu tkwiło głęboko zakorzenione przeświadczenie, że są to istoty czerwieniące się w sposób modelowy. Odgoniłem od siebie te nieistotne myśli.
- Wskakuj, zapoznaj się z kokpitem, ja jeszcze zlecę to i owo - poleciłem i udałem się do przygarażowej dyżurki. Upewniłem się, że dźwiękoszczelne drzwi są dobrze zamknięte i wybrałem numer. Ekran terminala zamigotał parę razy, po czym ukazała się na nim twarz Stormlady.
- Halo? Charyzjusz? Słyszysz mnie? - ponagliła.
- Jasne, że Cię słyszę. Mam sprawę. Pilną i poufną.
- Jak zwykle. Ale dlaczego nie odzywasz się od razu? - ofuknęła mnie.
- Mam wgrany taki fajny efekt migoczącego terminala. Jak ze starych filmów. Komputer przekazuje mi połączenie dopiero po pięciu sekundach - wytłumaczyłem się.
- Czemu nie wyłączysz tego chłamu? Zużywa tylko czas.
- Wiesz... Jakoś nie mogę się przełamać. Nie ufam połączeniom zestawianym ad-hoc, posiadającym od razu fenomenalną jakość. Wybacz, ale dla mnie najpierw powinno pojawić się mnóstwo śniegu, trzasków i skrzeków, i dopiero potem...
- Dobra dobra, dziadku. Do rzeczy.
- Chciałbym, żebyś dowiedziała się dla mnie jak najwięcej o agencji Andioff oraz grupie L.U.7.
- Jasne. Coś jeszcze?
- Znajdź jak najwięcej o ludziach nazwiskiem Chilary Chomar, Honoriusz Hrust i Chelena Choża.
- Może jeszcze stopy Ci wymasować? - spytała z przekąsem.
- To potem. Na koniec - znajdź jak najwięcej danych na hasło ,,prosiak''.
- Samo ,,prosiak''? Utonę w wynikach.
- Powiąż to jakoś z wyżej wymienionymi hasłami. To pilne. Liczę na Ciebie, stokroteczko...
Stormlady parsknęła śmiechem.
- Nie przymilaj się, pantoflu. Zrobię, co się da. W razie czego gdzie Cię szukać?
- Wyruszam teraz na mały zwiadzik Falconem. Będę dostępny pod DynDNSem, a potem normalnie, w biurze.
- Falconem? Przecież...
- Mam pasażera - uprzedziłem pytanie.
- OK. Będę Cię łapać, jak coś znajdę.
- Dzięki.
Rozłączyłem się i wróciłem na halę. Chelena, ku mojemu zdumieniu, siedziała już na miejscu drugiego pilota. Zlustrowałem ją pobieżnie - maska, pasy, tlen - wszystko było na swoim miejscu.
- Latałaś już kiedyś? - spytałem starając się ukryć podejrzliwy ton głosu.
- Nieee... Przeczytałam po prostu instrukcję.
- Heh, no tak - przytaknąłem, sadowiąc się na swoim fotelu. System sterowania wykrył moją obecność i rozjarzył kokpit setką kolorowych światełek. Trzy czwarte zamontowałem sam, wykorzystując stare ozdoby choinkowe - lubiłem po prostu gdy dokoła mnie coś się świeciło, a ja mogłem udawać że coś z tego rozumiem. Manewr ten był dodatkowo uzasadniony w pakietach kilkuosobowych. Sam na sobie, w jednoosobówkach, nie musiałem robić wrażenia.
- Tu coś się miga na czerwono - poinformowała mnie z tyłu Chelena, wskazując jedną z choinkowych żarówek.
- Tak. Wiem. To system... eeee... wysokiej priorytetyzacji na łączach PPP. Miałem go naprawić, ale zapomniałem. Nie przejmuj się, nie będziemy go używać.
- Jasne. A ta żółta tutaj...
Czując, że pytań może być zbyt wiele, bym wymyślił dla nich wiarygodne kłamstwa, otworzyłem przepustnicę. Przyspieszenie wbiło nas w fotele.
- Gotowa? - zaskrzeczałem laryngofonem.
- Gotowa.
Pchnąłem dźwignię ciągu przed siebie.
- Let's chack - szepnąłem a przyspieszenie wcisnęło mi głoski z powrotem do gardła.