_-¯ Oprócz kilku dodatkowych strzępów funkcji nic więcej nie znaleźliśmy. Wychodząc z mieszkania okleiłem drzwi na powrót policyjną taśmą, ale tym razem tak jak należało to robić - biegnącymi równolegle pasami. Gdy skończyłem, taśma aktywizowała się i otoczyła wejście ochronnym polem siłowym - tak właśnie działała, gdy była użyta właściwie. Niestety (wiedziałem to od zaufanego człowieka z policji) zabezpieczenie terenu często powierzano szeregowym, słabo przeszkolonym funkcjonariuszom, do których nie trafiało wypisane wołami ,,do not cross''. Minigeneratory pola zaś nie potrafiły działać gdy były ustawione inaczej niż równolegle do siebie, tak więc efekt użycia kosztującej kilkaset złotych za metr taśmy zwykle był taki, jak użycie zwykłej, biało-czerwono prążkowanej foliowej wstęgi. Czyli żaden.
Zbiegliśmy na parter. Przed wyjściem z klatki zatrzymałem się.
- Cheleno?
- Tak?
- Czy tamten snajper może jeszcze na nas czyhać?
Sięgnęła do umieszczonej przy pasku na biodrze niewielkiej torebeczki i wyciągnęła jakiś przyrząd, wyglądający jak wieśniacki zegarek elektroniczny z segmentowym wyświetlaczem, prawie taki sam jaki nosił Snake Plissken w ,,Ucieczce z Nowego Jorku''. Podała mi go.
- Załóż na nadgarstek i wciśnij ten srebrny przycisk - poleciła.
Zrobiłem to. Nic się nie stało. Prawie nic...
Obróciłem się błyskawicznie, jednocześnie przyklękając na lewe kolano i wyprowadzając cios w żołądek napastnika który się za mną pojawił. Moja ręka poleciała jednak w pustkę, zmuszając do wykonania przewrotu przez bark. Ktoś jednak wciąż tam stał! Skuliłem się, planując przetoczyć się pomiędzy jego nogami, wiedząc jednocześnie, że się nie zmieszczę. Poza tym tam przecież powinny być scho...
...Łup! Moja kość ogonowa trzasnęła w stopień, potwornym bólem informując mnie że odtąd będę miał swój własny, dożywotni barometr. Wykrzywiłem się i spróbowałem odczołgać jakoś w bok, gdyż napastnik miał dość czasu na wyprowadzenie kontrataku. Doszedł mnie śmiech. Śmiech Cheleny.
Obcy cały czas stał w pozycji, w jakiej się pojawił. Twarzą do wyjścia. Przed nim zaś stała Chelena, która patrzyła się na mnie i śmiała, zasłaniając usta dłonią.
- Przepraszam. Powinnam Ci powiedzieć. To Twój hologram - powiedziała wreszcie, wskazując nieznajomego.
Podniosłem się wciąż krzywiąc się z bólu. Hologram? Wyciągnąłem rękę - przeszła na wylot. Do licha... to rzeczywiście byłem ja!
- Hmmm... Czy podczas, rozumiesz, przenikania ręką hologramu nie powinny się na nim pojawiać jakieś zaburzenia? Bo ja wiem... coś jak kręgi na wodzie? - spytałem.
- Nie. To bez sensu. Taki efekt stosują tylko w filmach science-fiction. I to tych wyważonych bardziej w stronę fiction. Hologram to hologram i tyle.
- A po co mi on?
- Wyjdzie na zewnątrz sprawdzić czy snajper sobie poszedł. Jeżeli nic go nie zaatakuje - my również będziemy mogli wyjść.
- Sprytne - powiedziałem.
- A mnie się to wcale nie wydaje takie sprytne - powiedział hologram.
Zamarłem z otwartymi ustami.
- Cóż... - Chelena wyglądała na nieco zakłopotaną - pozostawała zawsze kwestia sterowania... Odtwarzanie przez obraz holograficzny ruchów rzeczywistej postaci wydawało się proste, ale po pierwsze wymagało zamontowania na, nazwijmy to ,,osobniku prowadzącym'' dużej liczby czujników ruchu, a po drugie kiepsko sprawdzało się na dłuższych dystansach, ponieważ ów ,,osobnik prowadzący'' musiał poruszać się w mniej-więcej takim samym terenie jak hologram. Czyli bez sensu.
- I jak sobie z tym poradziliście?
- Rozwiązaliśmy to z pomocą sztucznej inteligencji. Projektowany osobnik dysponuje świadomością, po prostu mówi się mu co ma zrobić, i on to robi.
- Przepraszam, jaki osobnik? - spytał hologram.
- Projektowany.
- To znaczy jaki?
- To znaczy Ty - wyjaśniłem stukając go palcem w pierś. To znaczy - spróbowałem to zrobić, ale ręka znów mi poleciała.
- Przecież ja nie jestem projektowany. Ja jestem gotowy!
- Nie ględź. To jest projektor? - wskazałem Chelenie na zegarek, a ona kiwnęła głową, więc kontynuowałem - To jest projektor. Projektor dokonuje projekcji. Projekcji Ciebie. Więc Ty jesteś projektowany.
- Sam jesteś projektowany - odwarknął i uniósł rękę - ja też mam taki zegarek.
Spojrzałem. Rzeczywiście - miał. Kolejne wyjaśnienia dostałem sam z siebie, bez proszenia.
- W projektorze jest umieszczony skaner. Modeluje obraz na podstawie biofizycznej spójności obiektu na którym jest umieszczony, jak również stara się odtworzyć psychikę - po to by projektant nie odbiegał zachowaniem od oryginału.
- Projektant?
- No... on - kiwnęła głową na holo-mnie - zamiast ,,projektowany osobnik'' mówimy w agencji ,,projektant''.
- A ta bio-spójność? Co to takiego?
- Urządzenie stara się odtworzyć nie tylko, nazwijmy to ,,powłokę cielesną'', lecz również wszystkie przedmioty które są z nią związane, takie jak kolczyki, plomby, łańcuszki, buty, ubranie i tym podobne.
- Dlatego też ma ten cudaczny zegarek? - domyśliłem się.
- No dobra, dość tych wykładów. Holo! Idź wyjrzyj, czy na zewnątrz nie ma snajpera - powiedział hologram.
Zdębiałem.
- Przecież to Ty jesteś hologramem! To Ty miałeś iść sprawdzić, czy nie ma snajpera!
Projektant roześmiał się.
- Chelena - zwrócił się do Cheleny - weź mu wytłumacz, kto tu jest hologramem.
- To Ty jesteś hologramem! - wydarłem się - idź i sprawdź czy nie ma snajpera, nie masz się czego bać!
- To czemu sam nie pójdziesz, cwaniaczku? Przecież jesteś hologramem, nie masz się czego bać.
- Nie jestem hologramem! To ty jesteś hologramem! Patrz!
Podszedłem do niego i zamachnąłem się pięścią. Ręką przeszła na wylot przez jego głowę. Uśmiechnąłem się z wyrazem tryumfu na twarzy.
- I co Ty na to?
Hologram nie odpowiedział. Zamiast tego odwinął się błyskawicznie, jak sprężyna, i wyprowadził prawy podbródkowy. Jego ręka przeszła na wylot przez moją twarz. W sumie - czego innego powinienem się spodziewać? Był przecież hologramem. Nie zamierzałem się jednak dłużej z nim sprzeczać. Postanowiłem spytać po raz ostatni.
- Pójdziesz wybadać snajpera?
- Nie widzę powodu, dla którego miałbym narażać swe życie zamiast holo...
Wcisnąłem srebrny przycisk. Sylwetka zamrugała i zgasła, ja zaś zdjąłem urządzenie z nadgarstka i bez słów wręczyłem Chelenie. Snajper, nie snajper, chyba nic nie mogło być gorszego od tego przemądrzałego holograficznego chakiera z przerostem ego. Wyszedłem na parking i skierowałem się do samochodu.
- Charyzjusz! Ryzykujesz!- usłyszałem zza pleców.
- Guzik mnie to obchodzi. Nie wytrzymam dłużej z tym pajacem. Swoją drogą, skąd żeście wytrzasnęli takie AI?
- Mówiłam Ci. Skanujemy psychikę obiektu i modelujemy ją matematycznie.
- Niemożliwe. To nie mogłem być ja. Ja nie jestem takim tępym osłem, którego nie da się przekonać, że jest hologramem.
- A jesteś hologramem?
- NIE!
- No więc sam widzisz.
Nic nie odpowiedziałem. Wsiadłem do samochodu i przekręciłem kluczyk w stacyjce. Zaśpiewał alarm. Zdumiony, wciąż siedząc w środku, jeszcze raz użyłem pilota. Uzbroiłem alarm. Rozbroiłem alarm. Włączyłem zapłon, co znów skwitowane zostało wyciem syreny.
Ki diabeł?
Rozejrzałem się po wnętrzu i od razu dostrzegłem dziurę, ni to wypaloną, ni to wybitą pomiędzy radiem a schowkiem. Zerknąłem do środka - wewnątrz tkwiła, błyskająca od czasu do czasu błękitnymi iskierkami spięć - przestrzelona centralka autoalarmu Z-Muertel Twain III. Zakląłem. Nie lubiłem chakierować autoalarmów, gdyż miałem w tym zbyt małe doświadczenie. To była praca dla kowala, nie dla wirtuoza takiego jak ja. No, ale okoliczności przyrody nie wybierają. Z pomocą znalezionego w schowku kapsla po piwie odizolowałem pomarańczowy kabel shock-sensora i wszedłem do środka. Tak jak przypuszczałem, główna logika była kompletnie spalona. Indagowana - bełkotała coś bez ładu i składu i ogórkach i potrzebie używania frytek do kąpieli solankowych. Wyminąłem ją i udałem się od razu do układów niskiego poziomu. Odcięcie zapłonu - chakied. Syrena alarmowa - chakied. Czujnik drzwi i klapy - chakied. Na koniec, wychodząc, schakierowałem shock-sensor. Uffff... otarłem pot z czoła i przekręciłem kluczyk. Silnik zaśpiewał od razu. Podjechałem pod klatkę, gdzie czekała Chelena.
- Wskakuj - zaprosiłem ją do środka.
- Co tak długo?
- A... nie wiedziałem jak się zwalnia ręczny.
Usiadła obok mnie i położyła mi dłoń na kolanie.
- Ręczny chyba nie będzie Ci już dziś potrzebny - powiedziała zmysłowo, lecz koniec jej wypowiedzi utonął w wizgu palonej gumy...