Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
Podarci 2008-09-04 22:23
 Oceń wpis
   

_-¯ Pakiet zakołysał się uderzony potężnym podmuchem. Odskoczyliśmy od siebie - jakby zawstydzeni tym, że na chwilę zdecydowaliśmy się zignorować ponurą rzeczywistość.
- Zaraz będzie po nas. - usłyszałem swój własny głos i zdziwiłem się, że brzmiał tak beznamiętnie. W tej sytuacji powinien raczej brzmieć bohaterstwem dosmaczonym nutą przerażenia.
Zerknąłem na radar. Jednak z kropek rozjarzyła się... i zgasła. Po chwili o burty uderzył grzmot eksplozji. Ale... to nie była eksplozja w bezpośredniej bliskości Falcona!
Rzuciłem się do instrumentów, gorączkowo analizując te które jeszcze działały. Jeden z monitorów śledzących zalokowany był na zmierzającym ku nam Prosiaku. Teraz jednak Prosiak zawracał. Obracał się ku czemuś, co było za jego rufą.
Błysk. Bezpiecznik tracera wyłączył na chwilę czujnik, zabezpieczając przed spaleniem sensorów. Po chwili obraz wrócił - początkowo ciemny, stopniowo nabierał normalnych barw. Czerwony status ,,locked'' zmienił się na szary ,,idle''. Prosiak zniknął. W miejscu w którym był zostało tylko trochę wirujących śmieci. Wpatrywałem się to wszystko z otwartą paszczą, gdy coś mi przyszło do głowy.
- Dwanaście Prosiaków?
Szybko w myślach odtworzyłem kilkadziesiąt ostatnich milisekund. Ścigało nas jedenaście Prosiaków. Trzy weszły w podpasmo i zaatakowały nas od frontu. Tymczasem na radarze po uderzeniu - pamiętałem to doskonale - było dwanaście punktów!
- Cheleno! Czy mogłabyś wejść na mojego bloga i przeczytać mi ostatnie zdanie z wpisu Atak Prosiaków? Terminal Internetu jest po twojej prawej ręce...
Chelena posłusznie zaczęła klepać w klawisze, choć widziałem, że drżą jej ręce.
- ,,Ująłem twarz Cheleny w obie dłonie i przyciągnąłem do siebie'' - przeczytała. To nie było to.
- Zdanie wyżej. - poprosiłem.
- ,,,,W sumie, czemu nie?'' pomyślałem.''
- Jeszcze wyżej.
- ,,Nie mieliśmy szans.''
Zakląłem. Czyżbym się pomylił? Przecież pamiętałem, że coś o liczbie napastników tam było! Postanowiłem spróbować jeszcze raz.
- Jeszcze poprzednie zdanie, poproszę.
- ,,Dwunastu napastników otaczało nas ze wszech stron...''
Bingo!
- Wygląda na to, że mamy nieoczekiwanego sprzymierzeńca - powiedziałem, by nieco uspokoić Chelenę. Jakby na potwierdzenie moich słów kolejny punkt na radarze rozbłysł i zgasł.
- Nie czekajmy, aż wykona za nas całą robotę! Cheleno, buzia w C.I.U.P.! Jeszcze jest trochę Prosiaków do załatwienia!
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem i wskazała na jarzące się dokoła czerwone lampki.
- Przecież systemy nie działają
Zaczerwieniłem się.
- Aj, zaraz - nie działają. Działają, tylko niechcący przełączyłem łokciem oświetlenie wnętrza kabiny na nastrojowe. Wiesz, poderwałem w ten sposób Misię. Wziąłem ją Falconem na pierwszą randkę... - napłynęły wspomnienia, do których się uśmiechnąłem. Potem odnalazłem niesforny przełącznik i przestawiłem na ,,Off''. Czerwień zgasła, zastąpiona przez normalne lampy. Główny ekran celowniczy na powrót wyświetlił informację o przygotowanym klastrze TCP/RST.
- Na czym to ja skończyłem? Aha - położyłem palec na spuście - Die, motherfu...
- Charyzjusz! Patrz! - Chelena szarpnęła mną, pokazując coś na ekranie. Wytężyłem wzrok. Otoczony błyskami wyładowań i obłoczkami odpalanych pocisków, ku nam zbliżał się... Atomic!
- Atomic! - wrzasnąłem zaskoczony, bezwiednie wciskając przycisk wywołania. Ekran zaśnieżył i ukazała się na nim twarz... Stormlady!
- Stormlady! - znów wrzasnąłem, tym razem z radości. Stormlady pokiwała mi dłonią.
- Już trzeci raz ratuję Ci tyłek, Charyzjusz. - uśmiechnęła się - Kończmy to i wracamy do reala. Za pięćset milisekund u Ciebie. Bez odbioru.
Rozłączyła się. Przez chwilę podziwiałem salwę burtową Atomica, która obróciła w gromadę poskręcanych bitów kolejne trzy Prosiaki, i wreszcie sam odpaliłem klaster. Na ekranie podglądu obserwowałem, jak zmierza do celu. Prosiak w centrum celownika powiększał się z każdą mikrosekundą...
- Die, motherfu... - zacząłem, lecz w tym momencie obraz pyknął cicho i zaszumiał biało-czarną kaszką. Kolejny punkt na radarze zgasł.
Ostatnich kilka Prosiaków - widząc, co się święci - wykonało w-tył-zwrot i rzuciło się do ucieczki. Nie odleciały daleko. Zdziwiłem się, gdyż nie zauważyłem by dopadły je jakieś rakiety.
- Stormaldy? - ponownie wywołałem Atomica - to Twoja robota?
- Nie - zaprzeczyła - ten fragment łącza jest chyba jednak na ADSLu, to dlatego.
Pokiwałem głową
- Biedaki, nie miały szansy się nauczyć że co 1440 minut połączenie jest restartowane.
- Co to znaczy? - zainteresowała się Chelena
- To znaczy, że nasz kanał za dwanaście milisekund przestanie istnieć. - wytłumaczyłem.
- Jak to!?
- Normalnie. Działa tak jak mój klaster RST, tyle że idzie po całym przekroju łącza. Nic nie przeżyje. Tak jak tamci, tam... - pokazałem palcem rozwiewające się obłoczki po Prosiakach.
Chelena zbladła.
- A my!!!?
Poskrobałem się po głowie.
- My? My wleziemy w out-of-band.
- W co?
- Normalnie. W podpasmo. - powiedziałem i uruchomiłem odpowiednią sekwencję. Obraz dokoła rozciągnął się, po czym z cichym pluśnięciem uciekł za uszy.

_-¯ Lądowisko w CharChak Cyber Solutions, Software & Development® przywitało nas chłodnym, sterylnym światłem. Pomogłem Chelenie wysiąść, po czym obejrzałem uszkodzenia Falcona i odholowałem na stanowisko naprawcze.
- Co powiesz na drinka? - zaproponowałem.
- Nie powinnam...
- Daj spokój. Pomoże Ci ukoić skołatane nerwy.
Chelena zastanowiła się.
- Dobrze, ale tylko jednego - zastrzegła.
Wróciliśmy widną wprost do mojego gabinetu. Rozsiedliśmy się wygodnie w fotelach, a ja wcisnąłem przycisk interkomu.
- Panno Erudycjo? Proszę o... - spojrzałem pytająco.
- Whisky z colą
- ... o whisky z colą i martini. Wstrząśnięte, nie mieszane.
- Już jest - odezwał się w słuchawkach gruby, nieprzyjemny głos.
- Panno Erudycjo? Kto jest?
Odpowiedziała mi cisza.
Zaniepokoiłem się. Uchyliłem drzwi gabinetu i wyjrzałem, by zobaczyć co się dzieje w sekretariacie, a potem zapadła ciemność.

_-¯ Świadomość wracała falami. Z zamazanych obrazów wyłonił się obraz białego pokoju z krzesłem pod ścianą. Na krześle ktoś siedział. Miałem problemy ze zogniskowaniem spojrzenia - wszystko jawiło mi się pływającymi plamami - ale po kilkunastu mrugnięciach udało mi się rozpoznać siedzącą naprzeciwko sylwetkę.
- Chelena?
Postać uniosła głowę.
- Charyzjusz?
Chciałem wstać i w tym momencie zrozumiałem, że jestem związany. Mnie również posadzono na krześle, pod przeciwległą ścianą.
- Ładny gips - zakląłem siarczyście.
- Charyzjusz? Czy my...?
- Aha.
- ... zostaliśmy ...
- Obawiam się, że tak.
- .. podarci?
Zastanowiłem się chwilę.
- Prawie. Jednak bardziej pasowałoby mi określenie ,,porwani''.

 
 


Najnowsze komentarze
 
2008-09-15 21:33
;p do wpisu:
Procedury z Oriona
Kiedyś znalazłem w internecie jedną z procedur oriona, która 'przypadkiem wyciekła'. Dzięki[...]
 
2008-09-15 21:23
Antrykot do wpisu:
Procedury z Oriona
Chakier....nieeeee....tylko nie X.25.... Kto doda nowy wpis, gdy ty... :(
 
2008-09-15 21:14
Noqqa do wpisu:
Procedury z Oriona
Bo one były takie sprytne, że zamiast atakowa wirtualne komputery, zaatakowały od razu ten[...]
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl