Włam na microsoft.com 2007-03-30 22:26
_-¯ W ramach relaksu włamałem się dziś na microsoft.com. Właściwie powinienem napisać 'uzyskałem dostęp', gdyż zwrot 'włamać się' zapewne kojarzy się Państwu z zamaskowanym oprychem z łomem w ręku. Tymczasem nowoczesne chakierowanie to partia szachów, a nie okładanie się kijami ba
_-¯ Oczywiście - nie było łatwo. Strona giganta z Redmond była chroniona potrójną ścianą ognia, ścianą wody oraz klasyczną, podwójnie tynkowaną ścianą z pustaków. Mechanizmy zabezpieczeń skonfigurowane były jako stos FIFO. Tak. Spece z MS grali jak Spasski. Ale ja byłem jak Fischer. _-¯ Po pierwsze - za pomocą odpowiednio spreparowanego pakietu ICMP zmieniłem delegację domeny na DNSie na arabską. Wchodząc teraz z przeglądarki internetowej wymusiłem kodowanie RTL (od prawej do lewej), co na skutek błędu w Security Managerze witryny spowodowało jednoczesne odwrócenie stosu z FIFO na LIFO. Zatem zamiast stosu firewall/waterwall/airbrickwall miałem airbrickwall/waterwall/firewall. Pierwszy krok został uczyniony. _-¯ W następnej kolejności zabrałem się za rozbrajanie airbrickwalla, czyli ściany z pustaków. Tutaj z pomocą przyszedł mi klasyczny 'ping'. Konfigurując częstotliwość bitową na bardzo niską, zestrojoną jednocześnie z charakterystyką ściany pustaków udało mi się wejść z nią w rezonans. Teraz wystarczyła tylko chwila cierpliwości... Ze spokojem obserwowałem jak z każdym kolejnym pakietem amplituda drgań ściany wzrasta. Ping... ping... ping... ping... Poszedłem sobie zrobić kawę. Gdy wrzucałem właśnie trzecią kostkę cukru głuchy rumor dobiegający z komputera poinformował mnie, że pierwsza zapora runęła. _-¯ 1:0 dla mnie, pomyślałem, i zabrałem się za waterwall. Zabezpieczenie to wprowadzono niedawno, a jego prekursorem był oddział Microsoftu w Niemczech, choć niektórzy twierdzą, że Niemcy ściągnęli waterwall od Polaków. Zamiast jednak wdawać się w tego typu spory przybliżę Państwu zasadę działania waterwalla (w niemieckim oryginale: wasserwalla). Otóż zabezpieczenie to składa się z kompleksu połączonych siecią wanien, wypełnionych wodą. Woda, wraz z pakietami danych może w tym kompleksie swobodnie cyrkulować (tworząc tzw. waterflow oraz dataflow), jednak przy każdym przejściu ze zbiornika do zbiornika każdy z pakietów jest monitorowany. Przy najlżejszym podejrzeniu nieautoryzowanego dostępu do wanny (wykonanej z żeliwa) podawane jest napięcie, i BUM! Wszystkie pakiety zostają usmażone. Pewne sukcesy w dezorientowaniu wasserwalli odniosła grupa PacketStorm, preparując atak który nazwali PacketJaccuzi. Polegał on wysyłaniu do wanien dużej liczby tzw. bubble-packets, czyli datagramów z silnie skompresowaną, rozległą 'pustą' informacją, np. z samymi zerami, spacjami, lub z projektami ostatnich ustaw. Podczas badania taka informacja musi zostać zdekompresowana, a ponieważ jej objętość przekracza (zgodnie z zamierzeniem) rozmiar buforów skanerów waniennych zostaje uwolniona w postaci bąbla, który skutecznie, na jakiś czas, zakłóca działanie systemu. Grupie PacketStorm udało się w ten sposób oszukać systemy złożone z maksymalnie dwóch wanien. Ja jednak (jak zbadałem za pomocą traceroute) miałem ich po drodze szesnaście. _-¯ Z przeprowadzonych przeze mnie obliczeń matematycznych wynikało niezbicie, że zarówno zestaw ścian ognia, jak i ścian wody w konfiguracji Microsoftu są nie do pokonania. W tym momencie jednak przypomniałem sobie zasadę, którą w czasie podstawówki wbijała mi do głowy matematyczka, pragnąc objaśnić zasadę odejmowania liczb ujemnych. Minus z minusem daje PLUS. Zatem - jeżeli firewalle są nie do przejścia (minus) oraz waterwalle są nie do przejścia (minus), to firewalle z waterwallami są jak najbardziej do przejścia! Gdyby tak przeprowadzić ataki z dwóch kierunków na raz... _-¯ Tak też zrobiłem - i znów nieoceniony okazał się stary-dobry ping. Ustawiłem rozmiar pakietów na ciut-ciut większy, niż akceptowalny przez obydwa systemy, i przystąpiłem do ataku z obu kierunków. Każdy kolejny pakiet, uderzając w systemy zabezpieczeń, spychał je ku sobie. Z dwóch stron zaczęły zbliżać się do siebie ogień i woda... Poszedłem po drugą kawę. Głośne 'psssssssss' i kłąb pary z serwerowni nie dały czekać na siebie długo. _-¯ W tym momencie miałem pełny, nieograniczony niczym dostęp do zasobów www Microsoftu. Ponieważ jednak nie miałem przygotowanej żadnej strony z 'defacementem' (zresztą, nie jestem wandalem) postanowiłem pozostawić serwis w stanie nienaruszonym. Nie wierzycie Państwo? Proszę zatem sprawdzić stronę korporacji... Jeżeli przestawiłem choć jeden bit, to nie nazywam się Charyzjusz Chakier. A nazywam się.
Tagi:
chakier
, chakierowanie
, włam
, na
, microsoft.com
Kategoria: Chack
Komentarze (30)
Inteligentna nawigacja 2007-03-16 00:01
_-¯ Mój przyjaciel kupił sobie niedawno nowy samochód. Stary, który tak naprawdę nie był jednak stary, mu skradziono. Złośliwi twierdzą, że to właśnie dlatego, że nie był stary... Mniejsza z tym... Jak więc wspomniałem - kupił nowe auto, a wraz z nim super wyposażenie, w postaci inteligentnej, głośnomówiącej i 'wszystkomającej' całkowicie zintegrowanej nawigacji samochodowej, obdarzonej szerokokątnym, kolorowym wyświetlaczem ciekłokrystalicznym, modułem rozpoznawania mowy oraz miłym damskim głosem. Z miejsca ochrzcił ją Lorelei i zaczął traktować jak 'zintegrowanego' pasażera-nawigatora. Na przejażdżkę autem połączoną z prezentacją owego cuda współczesnej elektroniki i informatyki zostali zaproszeni wszyscy pracownicy naszego działu Technik Rozwoju Ambiwalentnej Indolencji. Skorzystałem również i ja, i muszę przyznać, że wrażenie było bardzo pozytywne... Przez pewien czas...
- Lorelei, muszę dojechać do Teatru Starego, wybierz najszybszą trasę - zaordynował kolega, gdy miałem wreszcie czas odbyć z nim 'demonstracyjną' przejażdżkę. - Nie wiedziałem, że Twój stary ma teatr - spróbowałem zażartować. - Proszę nie przeszkadzać kierowcy podczas jazdy - poinformował mnie głos z nawigacji. - Widzisz! Dba o mnie lepiej niż moja żona. Pokiwałem głową. Niezłe cacko. W sumie, też mógłbym sobie takie sprawić. - Skręt w lewo za dwieście metrów. Trzymaj się lewego pasa - oznajmiła Lorelei. - Chyba nie wprogramowali jej polskiej specyfiki dróg. U nas jest zwykle tylko jeden pas. Uniwersalny. Zarazem lewy, prawy i środkowy. Trzy w jednym. - zauważyłem. - Tak więc uwaga 'trzymaj się lewego pasa' jest jak najbardziej na miejscu, i oznacza bym jechał po tym pasie po którym jadę - bronił swojego cuda kolega. - No ale nie możesz jechać po innym, bo byś się władował komuś na czołowe - dodałem i chciałem powiedzieć coś jeszcze, lecz w tym momencie nagłe napięcie się pasów bezpieczeństwa pozbawiło mnie tchu... lub mi się tak wydawało. - Skręć w lewo - oznajmiła nawigacja. Kolega skręcił. Chwilę jechaliśmy w milczeniu, on skupiał się na drodze, ja próbowałem rozszyfrować znaczenie piktogramów na przyciskach jego pokładowego komputera. - Skręt w lewo za dwieście metrów. Trzymaj się lewego pasa. - Chyba coś się zacięło - spróbowałem być złośliwy... Znowu to napięcie pasów. Dziwne. - Nie, to najlepsza droga. Zobaczysz. Zaraz będziemy na miejscu. - Skręć w lewo. - Ja bym na twoim miejscu nie skręcał. Ostatnio jechałem tędy, ulica była totalnie rozkopana. Pojedź kawałek dalej - poradziłem. Kolega nie skręcił. - Jeżeli to możliwe, zawróć - oznajmiła Lorelei. - Heh, szkoda że nawigacje nie mogą automatycznie pobierać z baz danych okolicznych urzędów rozplanowania robót na lokalnych drogach - rozmarzyłem się. - Skręć w lewo - poinformował system. - Skręć w prawo, w lewo jest zawsze korek - rzuciłem. Kolega skręcił w prawo. Znów jakiś czas posuwaliśmy się w milczeniu. - I jak teraz? - zapytał mnie. - Holender, nie wiem... Coś tu przebudowali... Spytaj nawigacji. - Lorelei, podaj trasę. Obaj spojrzeliśmy na wyświetlacz. Nic się nie działo. Po chwili w prawym górnym rogu pojawiła się ikona przekreślonego głośnika i napis 'MUTE'. - Chyba niechcący ją ściszyłem. Lorelei, podaj trasę. Nic... Nic... Zawiesiła się, jak nic - zdążyłem pomyśleć gdy rozległ się głos: - Skręt w lewo za dwieście metrów. Trzymaj się lewego pasa. - Chwila, przypomniałem sobie. Jeszcze kawałeczek dalej. Przy pierwszej w lewo czasami samochody dostawcze potrafią zatamować cały ruch do skrzyżowania. Skręcimy w następną. - Skręć w lewo - oznajmiła Lorelei. - Nie, nie tutaj. Jeszcze kawałeczek prosto. - Pieprzony mądrala. Spojrzałem na kolegę - skupiony był na prowadzeniu auta. Może mi się przesłyszało? - Dobrze. Tutaj w lewo - poinformowałem gdy dojechaliśmy do następnej przecznicy - dobrze... jeszcze kawałek i będziemy na miejscu. Ehhhh.... do niczego ta nawigacja. Dobrze, że jechałem z tobą, inaczej do końca życia chyba musiałbyś obcować z tym... czymś. - W LEWO! JUŻ! - rozległo się w całym aucie. Znajomy zareagował instynktownie i skręcił kierownicę. Ja odruchowo spojrzałem w prawo. Napis 'SCANIA' i zdziwiona twarz kierowcy były na wyciągnięcie ręki... Ze szpitala mają mnie wypisać w weekend. Świadkowie podają, że miałem duży fart - z auta nie zostało praktycznie nic. Co ciekawe - nietknięta była przestrzeń kierowcy i części elektroniki pojazdu, w tym - najnowsza, inteligentna nawigacja samochodowa.
Tagi:
chakier
, chakierowanie
, inteligentna
, nawigacja
Kategoria: Ogólne
Komentarze (16)
Znowu narozrabiałem... 2007-03-14 23:21
_-¯ Niepomny nauczki którą dostałem w ostatni piątek - dzisiaj (za namową tego samego znajomego) znów bawiłem się w giełdę. Nad moją 'karierą' inwestora musi jednak wisieć jakieś fatum, gdyż znowu narozrabiałem...
_-¯ Cały dzień jednym okiem śledziłem wykresy rozmaitych indeksów, drugie poświęcałem pracy, trzecim zaś czytałem literaturę poświęconą giełdzie: "Zawód - Inwestor Giełdowy", "Giełda dla opornych", "Nauka gry na giełdzie w weekend" oraz "Albo byk, albo odwyk". Mój znajomy-inwestor, który zresztą ze mną pracuje, cały czas komentował rozwój sytuacji, naiwnie sądząc że coś z tego zrozumiem - do mych uszu docierały jedynie strzępy wyrażeń w stylu 'testujemy minima', 'zamykamy lukę', 'próba wybicia górą z trójkąta' etc... Moje natarczywe pytania, czy mogę już coś kupić zbywał krótkim 'Poczeka, zawodowcy kupują na zamknięciu'. Nie czułem się oczywiście jak zawodowiec, ale cierpliwie czekałem. No i się doczekałem... - WIG20 chyba odbije, na dzień-dobry weź cztery, pięć spółek które mają największy udział w indeksie. Zaczekaj na mnie z zatwierdzeniem zlecenia, muszę sobie zrobić kawę - stwierdził, i wyszedł. Mnie jednak nie chciało się czekać. Nazwy pól formularza zresztą były jasne i przejrzyste: maksymalna cena zakupu, liczba akcji, PKC... Co to jest PKC? Oczywiście - Google wie wszystko. PKC - Perth and Kinross Council. Brzmiało poważnie, więc na wszelki wypadek zaznaczyłem. Sprawdziłem aktualne ceny spółek które chciałem kupić, wpisałem cenę maksymalną o 5% wyższą od aktualnej, odpowiedni wolumen, zaznaczyłem PKC i zatwierdziłem zlecenie. Zostało przyjęte. Po chwili wpadłem na genialny pomysł, że przecież mógłbym złożyć zlecenie na dziesięć razy więcej akcji zastrzegając sobie dziesięć razy mniejszą cenę... A nuż mi się uda? Kliknąłem 'Złóż zlecenie' ponownie, zamiast kilkuset akcji z każdej ze spółek wpisałem kilka tysięcy, oczywiście maksymalną cenę zastrzegłem dziesięć razy mniejszą. Dla pewności zaznaczyłem jeszcze PKC i kliknąłem 'Wykonaj'. Zlecenie zostało przyjęte... Postanowiłem iść za ciosem. Złożyłem również zlecenia na kilkanaście tysięcy akcji po cenie sto razy mniejszej oraz, tam gdzie było to możliwe - na kilkaset tysięcy akcji po cenie kilku groszy. Oczywiście za każdym razem zaznaczałem PKC... _-¯ Potem znajomy tłumaczył mi, że 'ta biała świeczka to twoja robota'. Nie mam pojęcia, o co mu chodziło?
Tagi:
chakier
, chakierowanie
, znowu
, narozrabiałem
Kategoria: Ogólne
Komentarze (0)
Niebezpieczna zabawa 2007-03-10 00:22
_-¯ Ufff... Dziś były emocje jak na rybach. Nie wiem co mnie podkusiło by pobawić się systemem informatycznym warszawskiej giełdy. Może ta perspektywa weekendu za pasem. Dość, że spociłem się prawie tak bardzo jak podczas wizyty harcerki z ciasteczkami.
_-¯ Zaczęło się niewinnie. Znajomy, któremu akurat rozładował się telefon komórkowy poprosił mnie o pomoc w realizacji zapisów na akcje wynikających z prawa poboru. Początkowo zaniepokoiłem się, że chcą go wziąć w kamasze, jednak szybko wytłumaczył mi, że zupełnie o inny pobór tu chodzi. Zapewne większość z Państwa uśmiechnie się w tym miejscu z politowaniem, ale proszę mi wybaczyć - kompletnie nie znam się na giełdzie - do niedawna myślałem że bessa to ostatni model Volkswagena. Ale do rzeczy - generalnie chodziło o to, że system informatyczny biura maklerskiego z którego korzystał ów znajomy nie zezwalał na wykonanie wspomnianej wcześniej operacji przez internet. Trzeba było zadzwonić na infolinię, a na drodze ku temu stały dwie przeszkody. Pierwszą była opisana już 'padnięta' bateria w komórce, drugą zaś dosyć niefortunne nazwisko znajomego. Mam nadzieję, że wybaczy mi ujawnienie, że brzmi ono Jan Niewiem. W związku z powyższym większość rozmów przez wszelkiego typu infolinie kończy się na następującej wymianie zdań: - Poproszę Pana o nazwisko - Jan Niewiem - Ależ musi Pan wiedzieć! - Jan Niewiem - Proszę sobie nie żartować. Jeżeli nie poda Pan nazwiska, nie będę mogła/mógł (polityczna poprawność) przyjąć zgłoszenia. - JAN NIEWIEM! - stuk. bip bip bip bip bip.... Jak Państwo widzą sprawa wydawała się beznadziejna... jak jednak mówi stare chińskie przysłowie: nie szukaj wiatru tam gdzie idą do snu ryby, lecz tam gdzie orły budują gniazda. Zgodziłem się zachakierować (za jego zgodą) jego rachunek maklerski i złożyć dyspozycję z pominięciem infolinii. Całą operację wykonałem o godzinie 14.25... A potem: Po piętnastu minutach znajomy, cały w skowronkach poinformował mnie że wartość jego portfela właśnie się podwoiła, za kolejne pięć minut poinformował mnie że już jest do przodu 300%, i że jeszcze takiej jazdy nie widział. 'Co za zbieg okoliczności, że zdążyłeś złożyć zlecenie tuż przed tą jazdą' - wykrzyczał do mnie rozradowany przez telefon. I w tym momencie coś mnie tknęło... Włamałem się na powrót do systemu WARSET i ze zgrozą stwierdziłem, że na konto znajomego złożyłem zapis... nie na X tysięcy, ale MILIONÓW akcji! Ponieważ 'przy okazji' przełamałem prostą blokadę na limit debetu na koncie, wychodziło na to że aktualnie jest circa sześćset baniek na minusie... Pociemniało mi na chwilę w oczach, lecz zaraz wziąłem się w garść. Była punktualnie 15.00 Siedem minut zajęło mi uzyskanie dostępu do baz danych spółki która robiła emisję i zmianę liczby akcji o trzy rzędy wielkości. Osiemnaście minut zakładałem dodatkowe trzysta dwadzieścia jeden kont wirtualnych akcjonariuszy, oferujących po absurdalnie niskich cenach 'wyprodukowane' przed chwilą przeze mnie miliony akcji... Kolejne piętnaście minut zakładałem dodatkowe konta fikcyjnym bytom, które owe akcje miały skupić. Dwadzieścia minut dałem rynkowi by zareagował na zaistniałą sytuację... Ponieważ do 'normy' trochę zabrakło, ostatnie dziesięć milionów akcji nagrałem na płytę i... wrzuciłem do niszczarki. Była 16.10. Zlikwidowałem fikcyjne konta, skorygowałem wartość zlecenia i przystąpiłem do zacierania śladów... Analitycy będą Państwu tłumaczyć dzisiejszą sytuację dywergencą między danymi makroekonomicznymi a otwarciem na giełdach USA, ale proszę w to nie wierzyć. Przecież teraz Państwo wiedzą, jak było Naprawdę
Tagi:
chakier
, chakierowanie
, niebezpieczna
, zabawa
Kategoria: Chack
Komentarze (17)
Grozi nam deficyt czarnych charakterów 2007-03-05 21:42
_-¯ Będąc abonamentem (czy czymś takim, nigdy nie potrafiłem rozróżnić) pewnej płatnej telewizji 'prywatnej' (specjalnie to podkreślam, by odróżnić ją od pewnej bezpłatnej (ha, ha) telewizji 'publicznej', bez skojarzeń proszę) oraz dysponując ostatnimi czasy wolnym okiem oraz uchem udało mi się zapoznać z kilkoma filmami sensacyjnymi, thrillerami oraz paroma z gatunku tzw. 'kina akcji' (przemyśleniom wynikłym po obejrzeniu jednego z nich poświęciłem poprzedni wpis. Przyznaję, miła to była odskocznia od codziennej rutyny. Po seansach przyszedł jednak czas na refleksję, która niestety nie okazała się wesoła...
_-¯ Normalny film, dla normalnego człowieka (nie mówię tu o wydumanych i intelektualnie wykręconych tworach typu 'Rocky' z Sylvestrem Stallone, ale np. 'Rambo III' z tymże) posiada normalnego bohatera pozytywnego oraz normalnego bohatera negatywnego (oczywiście normalność tego drugiego jest relacją do płaszczyzny ogółu bohaterów negatywnych występujących we wszechświecie, a ich negatywizm z kolei relacją do normalności podmiotu normalizującego). Akcja normalnego filmu zawiązana jest wokół konfliktu BP z BN i relacjonuje tego konfliktu przebieg, ubarwiona mniejszą lub większą liczbą wybuchów. Na końcu filmu BN ginie z ręki BP, wszyscy się cieszą, zrelaksowany widz - identyfikujący się z BP - może z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku poświęcić się na powrót prozie życia codziennego. Gdzież więc ta niewesoła konkluzja? _-¯ Ano - właśnie do niej zmierzam. Po obejrzeniu kolejnej pozycji z gatunku wyżej wymienionych uświadomiłem sobie, że BN są jak ropa naftowa. Na razie nie odczuwamy ich braku, ale kiedyś się skończą! Rabunkowa gospodarka BN, którą prowadzą wielkie studia filmowe już dawno powinna zwrócić uwagę organizacji ekologicznych. Inaczej BN mogą wyginąć, jak dinozaury! Weźmy np. takiego Jamesa Bonda. Jeżeli przyjmiemy, że na jeden bondowski film przypada jeden uśmiercony BN możemy sobie wyobrazić skalę zjawiska oraz zachwianie w ekosystemie wywołane samą tylko serią o Bondzie. Ponad dwudziestu BN gryzie piach, a Bond nadal ma się doskonale! Wychodząc ze starochińskiego założenia, że w naturze powinna istnieć równowaga między Jin i Jang, pierwiastkiem męskim i żeńskim, ciemnością i światłem, ruchem i statyką, ple ple ple itp. dochodzimy do tego, że również relacja pomiędzy BN a BP powinna pozostać w równowadze. Niestety, jak jest - każdy widzi. _-¯ A do czego to doprowadzi? Mianowicie do tego, że Wasze, drodzy Czytelnicy, dzieci nie będą mogły obejrzeć sobie odświeżającego 'Delta Force'. Nie zrelaksują się przy 'Commando', nie wypoczną przy 'Street Fighterze'. Zamiast tego zostaną im do oglądania potworki w rodzaju '8½' Felliniego czy też 'Pies andaluzyjski' Buñuela. Wiem, że większość z Was zadrżała wyobrażając sobie tę wizję, ale taka może być przyszłość. Póki co jednak leży ona w Waszych rękach - chrońcie zatem i dbajcie o wszystkie znane Wam czarne charaktery.
Tagi:
chakier
, chakierowanie
, grozi
, nam
, deficyt
, czarnych
, charakterów
Kategoria: Ogólne
Komentarze (7)
Najniebezpieczniejszy zawód świata 2007-03-04 01:09
_-¯ Dziś będzie coś z zupełnie innej beczki. Pomysł na dzisiejszy (choć właściwie dziś jest już jutro, więc powinienem napisać 'wczorajszy' wpis) naszedł mnie kiedy obejrzałem Pewien-Film-Który-Nie-Był-Taki-Zły-Na-Jaki-Wskazywałby-Jego-Tytuł. Specjalnie nie ujawniam tytułu, by nie być posądzonym o kryptoreklamę. A gdzie kryptocośtam, tam zaraz zaroi się od kryptologów, kryptografów, nekromantów lub zwyczajnych hien cmentarnych, czego najzwyczajniej w świecie staram się unikać.
Jednakowoż, dla czytelników którzy lubią intelektualne zagadki - garść szczegółów, na tyle dokładnych by naprowadzić na właściwy trop, i na tyle ogólnych bym mógł się wybronić w sądzie oskarżony o to krypto- co wyżej. Tak więc: 1. Tytuł ma liczebnik w nazwie. 2. Główny bohater prawie przez cały czas ma na sobie garnitur i śnieżnobiałą koszulę, tylko w niektórych scenach dyskretnie skropioną kroplami krwi (np. gdy właśnie załatwił dwa tuziny osiłków z ochrony 'tego złego'). 3. Scena finałowej walki z 'tym złym' trwa równie długo co scena walki ze wspomnianymi tuzinami osiłków. Niestety, tamci padali po jednym celnym kopie w twarz, a 'ten zły' musi ich zebrać conajmniej kilkanaście, w międzyczasie oczywiście intensywnie się odgryzając, czym wpędza Bogu ducha winnego widza w stan przedzawałowy - gdyż, odwrotnie do poprzednich scen, bohater słania się na nogach zebrawszy jeden celny cios od 'tego złego', kiedy w scenie z osiłkami przyjął na klatę konwój białoruskich tirów i nic mu nie było... Zastanawiam się, czy to dobra wskazówka, gdyż ten schemat powielają chyba wszystkie tzw. 'filmy akcji'. 4. No i wygadałem się. To jest tzw. 'film akcji'. 5. W jednej ze scen pościgów autobus jest ścigany przez skuter. Wodny. Na autostradzie. 6 I na tym koniec, i tak się rozpisałem. Koniec zagadek, wróćmy do tytułu. Jaki jest najniebezpieczniejszy zawód świata? _-¯ Oczywiście - pilot samolotu pasażerskiego. _-¯ Powiedzmy sobie szczerze - we wszystkich filmach z gatunku sensacyjnych, a w szczególności tych rozgrywających się w przestworzach - pilot jest murowanym kandydatem do zejścia. Albo łyknie trującego gazu przez przewody tlenowe, albo dostanie kulkę przed misją (a jego sobowtór - w trakcie misji), albo dostanie kulkę 'klasycznie', by uwiarygodnić żądania 'tych złych', albo dostanie kulkę 'w ostatniej chwili', gdy 'ci źli' będą próbować doprowadzić do pata, czyli: my nie żyjemy, ale wy też nie będziecie żyć. Albo dostanie kulkę 'przez przypadek'... Z tą ostatnią ewentualnością wiąże się spostrzeżenie, że pilot samolotu pasażerskiego jest istotą niesłychanie pechową. W innych filmach, gdy główny bohater gania się z całą masą wrażych osób po ażurowej konstrukcji np. dźwigu bądź schodów przeciwpożarowych - ich kule zawsze trafią w stopień, poręcz, słupek albo inny wspornik. Pilot samolotu pasażerskiego dostanie przypadkową kulkę nawet gdyby leciał akurat nad niezaludnionymi obszarami ciemnej strony księżyca. Wydaje mi się, że nie potrzeba wielkich nakładów by dowieść tego naukowo. Reasumując: Rodzice! Jeżeli Wasze dziecko ciągnie do latania - poślijcie je do NASA bądź np. do szkoły latania bojowego na myśliwcach. Latanie cywilne to wyrok!
Tagi:
chakier
, chakierowanie
, najniebezpieczn.
, zawód
, świata
Kategoria: Ogólne
Komentarze (11)
Naturalna Indolencja błędem Robaktyki? 2007-02-24 00:04
_-¯ Robaktyka jest stosunkowo nową dziedziną wiedzy, odłamem robotyki, którą zapoczątkowałem parędziesiąt lat temu, jeszcze w okresie mego pacholęctwa. Aktualnie większość młodych ludzi studiujących robotykę, budujących układy mikroprocesorowe oraz uczestniczący w projektach AI (Ambiwalentnie Indolentnych) zajmuje się również robaktyką, jako najbardziej zaawansowaną gałęzią na styku mechaniki, sensoryki oraz automatyki. Z obszaru zainteresowań robaktyki komitet robaktystyczny wyłączył ostatnio kognitywistykę, gdyż jako nauka o poznaniu odznaczyła się zbytnią centroterytorialnością (wniosek o usunięcie jej z dziedziny robaktyki przeszedł m.in. głosami delegacji zwolenników nauki o Wrocławiu).
Tutaj nie mogę się powstrzymać od małej dygresji: otóż we wczesnym dzieciństwie korespondowałem intensywnie z Alanem Turingiem, nota-bene to właśnie ja podsunąłem mu pomysł na tzw. maszynę Turinga, gdyż w jednym z listów przechwalałem się że jestem w stanie, siedząc w toalecie, wymyślić, opracować i zapisać każdy algorytm, pod warunkiem dostarczenia mi odpowiedniej ilości papieru toaletowego do robienia notatek. Alan, niestety, ideę sobie zawłaszczył, o co do dziś dnia mam do niego żal... Ale wróćmy do robaktyki... _-¯ Jak wspomniałem na wstępie jest to odłam robotyki, znamienny tym że twory robaktyczne są podobne ziemskim stawonogom. Robaktycy żartują sobie, że nazwa pochodzi od charakterystycznego 'cykania' stawów przy poruszaniu się mechanizmu (robak 'tyka'), ale jak wiadomo każda subkultura wytwarza specyficzny sobie slang (innego typu 'urban legend' wspomina o tym, że skonstruowane zgodnie z robaktycznymi wytycznymi automaty przypominają długie kije (tyki), stąd też robak-tyka). Parę lat temu robaktycy starali się zaimplementować w algorytmach robaktycznych organizmów naturalnie skopiowane schematy nieporadnościowe, mając nadzieję na pobudzenie ukrytych mechanizmów ewolucyjnych. Niestety, wspomniane próby najczęściej kończyły się wyewoluowaniem mnogopotomnościowego ślamazaryzmu (czyli nawyścigowego tworzenia nieporadnego mechanicznego potomstwa), lub próbami wytworzenia długoterminowego przetrwalnictwa (w stylu: oby do wiosny, może jutro będzie lepiej). Podsumowując - naturalna indolencyjność robaktyki była ślepą uliczką, nie prowadzącą do żadnych konstruktywnych wniosków... Zainteresowanych tą tematyką zapraszam do śledzenia kolejnych wpisów w blogu. Będzie m.in. o tym jak stworzyć organizm robaktyczny, jak go karmić, uczyć oraz doprowadzić do adolescencji.
Tagi:
chakier
, chakierowanie
, naturalna
, indolencja
, błędem
, robaktyki
Kategoria: Robaktyka
Komentarze (16)
Cholerna winda! 2007-02-17 22:52
_-¯ Zdarzyło się to parę dni temu. Dostarczałem właśnie szefowi raport o pewnej Wielce Szanowanej Instytucji (ukazał się niedawno), i nanosiłem na niego ostatnie poprawki. Właśnie miałem kliknąć ikonę 'Zapisz', gdy nagle... bęc - zawiesiła się winda.
_-¯ Zwykle nie tracę zimnej krwi, ale tym razem zrobiło mi się ciepło. Zdałem sobie sprawę, że raport, który miał zostać upubliczniony lada chwila nie będzie mógł zostać dostarczony na czas! Cholerna winda! - Tylko spokojnie, Charyzjusz. To w końcu nie twoja wina. Zadzwonisz i wszystko wyjaśnisz - uspokajałem siebie. Wyciągnąłem komórkę i wybrałem numer. - Antoni, słucham? - usłyszałem po kilku sygnałach. - Antek (jestem z szefem na 'ty'), słuchaj. Chodzi o ten raport. Właśnie do Ciebie się udawałem, no i gdy wprowadzałem ostatnie poprawki na laptopie to winda się zawiesiła. Nie zdążę Ci go przekazać na czas. Przepraszam. - Nic nie szkodzi, Charyzjusz (wiedziałem, że Antek to swój chłop!). Dziwię się tylko że taki chakier jak ty nie umie sobie poradzić z tym problemem. - Wiesz, to trochę nie moja branża. - Hmmmm... zawsze myślałem, że to właśnie twoja branża. Nie szkodzi, akurat w gabinecie Jarka mam speca z firmy Smiltec, on Ci pomoże. Daję mu słuchawkę. - Witam, w czym problem? - po tembrze głosu od razu poznałem specjalistę od systemów Windows. Przeczuwałem, że za chwilę zostanę uraczony dwupunktowym poradnikiem dotyczącym rozwiązywania Małych i Dużych problemów.* - Wie Pan, winda się zawiesiła... - A co Pan robił w chwili awarii? - Stałem. - Nie chodzi mi o to, co Pan robił, tylko... - Ale właśnie o to mnie Pan zapytał: 'Co Pan robił'. - Co ja robiłem nie ma akurat tutaj żadnego znaczenia. Chodzi o to co Pan robił? - Stałem. - Nie chodzi mi... zresztą, nieważne. Co Pan robił na laptopie? - A jaki to ma związek? - Proszę mi uwierzyć, że ma. Proszę po prostu odpowiedzieć na pytanie. - Nanosiłem poprawki do raportu. - W jakim programie? W ofisie? - Uhm. - Która wersja? - 2.0 - Jeeeeeeej... To bardzo stary program musiał być. Może Pan zrestartować komputer? - Ale po co? - Niech Pan to zrobi. - OK, ale naprawdę nie rozumiem w jaki sposób mogłoby to mi pomóc. - Proszę mi zaufać. Niech Pan zrestartuje komputer. Gdy się uruchomi ponownie proszę mi powiedzieć. - Mi - rzuciłem do słuchawki po minucie. - Słucham? - Chciał Pan bym powiedział 'mi' gdy komputer się uruchomi. To mówię - odparłem. - Yyyyy... No tak. Aaaaa... ha ha.. uhm. Tak. Czy może Pan otworzyć raport? - Już patrzę... Mogę. - Czy jest to aktualna jego wersja, z wprowadzonymi przez Pana poprawkami? - No tak. - Świetnie, zatem problem rozwiązany... - Chyba się nie rozumiemy. Chodzi o to że za dwadzieścia trzy minuty raport ma się znaleźć na biurku u Jarka. Zanim Antek przejrzy i wydrukuje dokument minie najmniej dwadzieścia minut. To daje mi trzy minuty na dostarczenie pliku, a nie mogę tego zrobić bo winda się zawiesiła! - Znowu? - Nie 'znowu', bo cały czas sterczę w windzie, zawieszony między siódmym a ósmym piętrem! - Aaaaa... to czemu Pan nie powiedział, że winda się zawiesiła... Odłożyłem słuchawkę. Następnym razem pójdę schodami... * dwupunktowy poradnik dotyczący rozwiązywania Małych i Dużych problemów: 1. W przypadku małego problemu: zrestartuj system 2. W przypadku dużego problemu: zainstaluj ponownie
Tagi:
chakier
, chakierowanie
, cholerna
, winda
Kategoria: Chack
Komentarze (1)
Mokra kanadyjka 2007-02-14 23:58
_-¯ Wczoraj były japonki, dziś - mokra kanadyjka. Przyznam się szczerze, że widząc jej smukły kształt miałbym ochotę sam popracować pagajem...
![]() Liczba wczorajszych odsłon bloga: 17112
Tagi:
chakier
, chakierowanie
, mokra
, kanadyjka
Kategoria: Galeria XXX
Komentarze (1)
Japonki na gorące wieczory 2007-02-13 23:52
_-¯ Dziś w mojej Galerii XXX kolejne zdjęcie. Japonki które uprzyjemnią relaks w gorące, letnie wieczory.
![]() Liczba wczorajszych odsłon bloga: 15529
Kategoria: Galeria XXX
Komentarze (0)
Najnowsze wpisy
Najnowsze komentarze
2007-04-26 02:26
rst+ack do wpisu:
Przegląd bezpieczeństwa systemów komputerowych
Genialne, abstrakcyjne poczucie humoru. Gratuluję bloga!
2007-04-26 00:06
morph do wpisu:
Przegląd bezpieczeństwa systemów komputerowych
ok, po kolejnej wizycie i przeczytaniu innych tematow zrozumialem. Ale nadal skala ocen wzieta[...]
2007-04-25 21:26
morph do wpisu:
Przegląd bezpieczeństwa systemów komputerowych
1)"Użytkownicy wielu eksperymentalnych systemów o dziwacznie brzmiących nazwach (np. Ubuntu,[...]
Kategorie Bloga
|