Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
Istota Iluzji 2007-05-27 13:52
 Oceń wpis
   
_-¯ Stary numer z wyciąganiem królika z kapelusza znają wszyscy. Jednak nie wszyscy wiedzą, że starą tę sztuczkę można odświeżyć. Ale nie będę psuł Państwu przyjemności zobaczenia tego na własne oczy...

 
 Oceń wpis
   
_-¯ Ileż ciekawych rzeczy można znaleźć w spam-skrzynce! Okazuje się, że w przeciągu ostatniego miesiąca koło nosa przeszło mi około €5mln, gdyż na czas nie odpowiedziałem na monity z systemów loteryjnych. Głupi ten mój filtr spamu, jak but... Na szczęście zarabiam na tyle dobrze, że kilka milionów euro w jedną czy w drugą nie robi mi różnicy.

_-¯ Zmyślam? Gdzieżby tam! Oto dowody:
1. Milion funtów szterlingów, wygrany na 'UK Foundation Promotion Lottery'. Wygrywający numer: UK754/22/76 - mój!
2. Milion dolarów z 'SuperenaLOTTO'. Numer referencyjny MOFK-98/995/07. Też mój.
3. Milion euro z 'Inter Continental Alliance Finance & Securities'. Numer losu 46998126739. Oczywiście mój. Jednak tu szczęście mi nie dopisało, bo mogłem wygrać dziesięć baniek. Jak pech, to pech.
4. 525 tysięcy euro na 'EuroMillion Lottery Spain'. Los 80-23-090. Czyj? Mój.
5. 1,666,667 funtów z 'UK National Lottery'. Numer losu KTU/9023118308/03.

i tak dalej, i tak dalej...

_-¯ Przez pewien czas zastanawiałem się nad pozwaniem producenta mojego spam-filtra, ale - jak pisałem wyżej - nie są to kwoty warte zachodu. Swoją spam-skrzynkę sprawdzam raz na kilka miesięcy, a na potwierdzenie chęci odebrania wygranej zwykle ma się kilka tygodni. Ale cóż, jak to mówią - pieniądze szczęścia nie dają.

PS. Gdyby ktoś z Państwa chciał się procesować, udzielam mu pełnych plenipotencji oraz praw do zamieszczonych wyżej wygrywających numerów referencyjnych.
 
V.I.P. 2007-05-21 23:59
 Oceń wpis
   
_-¯ To był projekt o najwyższym statusie. Very Important Project. Szef wezwał mnie do siebie dwa miesiące temu:
- Charyzjusz, zlecam to Tobie, bo jesteś najlepszy. Do opanowania jest niezwykle ważny fragment rynku urządzeń przenośnych. Dlatego startujemy z projektem VX-10. To urządzenie ma być małe, zgrabne, idiotoodporne i diabelnie cwane. Dlatego Ty napiszesz oprogramowanie, bo wiem, że jesteś najlepszy...

_-¯ Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Wiem, że jestem najlepszy. A tworzenie 'diabelnie cwanego' oprogramowania to moja specjalność.

_-¯ Czas: T - 57 dni:
Po trzech dniach miałem już z grubsza gotowy całkiem fajny, trójwymiarowy interfejs graficzny, plus obsługa sieci. Do standardowego IPv4 dodałem oczywiście IPv6 oraz IPv6.5 które zostanie opracowane dopiero za siedem lat. Ponieważ urządzenie miało być wyposażone w ekran dotykowy, dosłuchowy i dosmakowy, a ja miałem je również oprogramować, zadzwoniłem do działu konstrukcji fizycznych interfejsów użytkownika:
- Cześć, macie może dokumentację do kostek interfejsów które będą w VX-10?
- Niestety, nie. Rozesłaliśmy dopiero zapytania ofertowe.
- Jakbyście już wiedzieli, to dajcie znać. Mógłbym się już za to wziąć.
- Jasne. Powinniśmy wiedzieć w przyszłym tygodniu.
- Dzięki. Na razie.

_-¯ Czas: T - 50 dni:
W oczekiwaniu na dokumentację kostek przygotowywałem inne elementy systemu. VX-10 miał być urządzeniem doskonałym. Miał być wyposażony we wszystkie możliwe interfejsy do wszystkich możliwych urządzeń. Miał być organizerem, telefonem, aparatem fotograficznym z interfejsem Wi-Fi, umożliwiającym przesłanie zdjęć bezpośrednio na drukarkę. Miał działać jako walkie-talkie bądź radiostacja krótkofalowa średniej mocy. Standardowy pakiet sterowników miał umożliwić łatwe zaprogramowanie domowej pralki bądź kosiarki samobieżnej (na obszarze do 5000m2, w układzie trasy zaplanowanej jako graf planarny). No i właśnie z kosiarką był problem.
- Hej, to ja. Macie może tę dokumentację do HIDów?
- Nie... Jeszcze nie dostaliśmy odpowiedzi.
- Hmmm... To może macie dokumentację interfejsu do kosiarki?
- Nie. Ale mamy sterowniki dla Mac OS 9. Mógłbyś podejrzeć protokół.
- Ok. Kto je ma?
- Mateusz. Ale on jest chory. Powinien być w przyszłym tygodniu.

_-¯ Czas: T - 40 dni:
- Cześć, Mateusz. Te sterowniki nie działają. Próbowałem zaprogramować z ich pomocą kosiarkę i klops.
- A jaki model kosiarki?
- GrassDevastator-7
- No to nie dziwne, bo one działają tylko z szóstką.
- Ale szóstka została wycofana z rynku dwa lata temu!
- No to będę Ci musiał załatwić nowsze oprogramowanie, ale to może potrwać, bo facet od którego to mam mieć jest na urlopie. Będzie w poniedziałek.
- Ok. To do poniedziałku... aaaaa! Zaczekaj. Macie już tę dokumentację do tych dotykowych, podpachowych...
- Zapachowych. Do zapachowych nie mamy.
- Zapachowych, sorry. A te dotykowe i inne?
- Są.
- Super. Dzięki.

_-¯ Czas: T - 29 dni:
Dwa tygodnie rzeźbiłem, ale wyrzeźbiłem. Obsługa interfejsów była wykonana tip-top, hop-siup i oj-dana-dana. Kawałki kodu które stworzyłem powinny być wystawiane jako wzorzec doskonałego oprogramowania w Sevres pod Paryżem. I wtedy zadzwonił telefon:
- Cześć Charyzjusz. Oprogramowałeś już te kostki?
- Tak. Fantastycznie mi wyszło.
- To fajnie. Wiesz, zachowaj gdzieś ten kod na przyszłość.
- ???
- Dostaliśmy lepszą ofertę. Nie będziemy używać tamtych układów.
- Szkoda. A jakich?
- Firmy [ PiiiiiiP ]
- Firmy [ PiiiiiiP ]? Przecież to straszny badziew.
- Skompensujesz to jakoś programowo.
- Nie da się skompensować programowo błędów odczytu rzędu 98%!
- Oj, tam. Poradzisz sobie. A zaoszczędzimy 0.0002pln na kostce.
- Fajnie. Mateusz ma dla mnie oprogramowanie od kosiarki?
- Ma. Ale...
- Ale co? Znowu chory?
- Nie. W delegacji. Wróci w przyszłym miesiącu.
- Ok. To dajcie mi tylko dokumentację do tych nowych kostek.
- Ok. Prześlę ci pocztą.
- Dzięki

_-¯ Czas: T - 28 dni:
- Cześć. Tu Charyzjusz. Ta dokumentacja jest w Suahili.
- No... tak.
- Nie władam tym językiem.
- Mamy jeszcze po flamandzku.
- Odpada. Angielski? Rosyjski? Włoski?
- Włoski może być w przyszłym tygodniu.
- Ok. Poczekam.

_-¯ Czas: T - 20 dni:
- Cześć, jest Mateusz?
- Prawie. Będzie za tydzień.
- ???
- Sekretarka się pomyliła i pojechał na delegację tydzień wcześniej niż należało. Nie było sensu go ściągać spowrotem.
- A ta dokumentacja? Po włosku?
- Już wysyłam.

_-¯ Czas: T - 19 dni:
- Cześć. To ja. To nie jest po włosku. To jest po flamandzku.
- ???
- Po flamandzku. Miało być po włosku.
- Ups. Sorry. Już wysyłam.

_-¯ Czas: T - 18 dni:
Walczę z dokumentacją po włosku i układami do których muszę napisać oprogramowanie wróżące. Właściwie, to chyba większą dokładność bym otrzymał negując ich odczyty... Szlag.

_-¯ Czas: T - 10 dni:
Ha! Jestem doskonały, jakem ja! Zgodnie z prawem Dońdy, wraz ze wzrostem komplikacji funkcji sprzętowych spada zapotrzebowanie na moc oprogramowanie. Czyli: nieskończenie potężny komputer może działać bez oprogramowania - oraz odwrotnie - nieskończenie skomplikowane oprogramowanie może działać bez komputera. Moje oprogramowanie prawie zbliżyło się do tego progu, gdyż zmuszony byłem pominąć prawie wszystkie funkcje ułomnego sprzętu. I do tego jak cudownie to działa!

_-¯ Czas: T - 5 dni:
Mateusz przesłał mi dokumentację do kosiarki. Poleciał tydzień zbyt wcześnie, ale starał się to nadrobić wracając tydzień zbyt późno. I udało mu się. Czasu zostało mało, więc od razu przystąpiłem do pracy...

_-¯ Czas: T - 1 dni:
Skończyłem. Ufffff.... Było ciężko...
Ktoś dzwoni. Odbieram:
- Cześć, Charyzjusz. Wracamy do pierwotnej koncepcji. Te układy, które zamówiliśmy - okazało się, że będą tańsze tylko jeżeli zamówilibyśmy partię do pięciu tysięcy sztuk. Powyżej firma oferująca te układy, które wybraliśmy wcześniej zaoferowała nam rabat, tak więc wracamy do pierwotnej koncepcji. Z tym że tych oryginalnych kostek nie mają w magazynie tak dużo, bo to już architektura z której zrezygnowali. Będą mieli nowsze, z tym że niekompatybilne ze starymi. Aha, a kosiarką się nie przejmuj - nie musisz jej oprogramowywać. Chodziło o śmigłowiec, tylko ktoś odwrotnie odczytał schemat. Niezbędne dokumenty dostaniesz najdalej jutro rano. Trzymaj się.
- Ale....
- Bip bip bip bip bip...

_-¯ Czas: T - 0:
Stoję przed gabinetem prezesa. Z wnętrza dochodzą krzyki. Dyskutowana jest przyczyna fiaska projektu VX-10. Z tego co słyszę za wszystko odpowiedzialna jest jakaś osoba, która nie oprogramowała niezbędnych komponentów systemu. A miała na to całe dwa miesiące...
 
Słońce świeci... 2007-05-20 17:05
 Oceń wpis
   
_-¯ Nareszcie ciepło. Uwielbiam takie chwile. Leżę, wyciągnięty wygodnie w swoim ulubionym leżaku i czuję przyjemne promienie słońca na całym ciele. W gałęziach pobliskiego drzewa słychać wesołe trele jakiegoś ptaka. W powietrzu czuć lekki zapach świeżo skoszonej trawy. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko kufla zimnego piwa... Jest przecież! Oglądam pod słońce, jak po chłodnym szkle spływają kropelki wody. Niebo ma kolor bursztynu. Obok mnie, przy rabatce z kwiatami krząta się moja żona. Lekka sukienka ładnie opina się na jej zgrabnym ciele. Zamykam oczy i uśmiecham się do swoich myśli. Jestem w raju...

_-¯ Nagle wszystko znika z lekkim trzaskiem.

_-¯ Jestem w swojej pracowni na poddaszu. Obok mnie stoi moja żona, w ręku trzyma mój kask VR.
- Wyszedłbyś na dwór, jest tak ładnie.
- Nie mogę, kochanie. Mam dużo pracy. Muszę w tym miesiącu skończyć ten projekt o którym Ci mówiłem.
- Daj spokój. Chodź, wypijesz sobie piwo na leżaku, a ja sobie w tym czasie popracuję przy rabatce z kwiatami. Nie siedź tyle przy komputerze, bo się od niego uzależnisz.
- Słonko, chciałbym, ale naprawdę nie mogę. Może w przyszłym tygodniu? Teraz naprawdę jestem bardzo zajęty.

_-¯ Kiwa głową, odkłada kask i schodzi na dół. Ufff... Nie cierpię wychodzić na zewnątrz. Przecież słońce, ptaki, trawę i inne pierdoły mogę mieć również tu. I pomyśleć że niektórzy wydają kosmiczne pieniądze tylko po to, by mieć przy domu paręset metrów trawnika. Nienormalni, czy co?
Nakładam kask i uruchamiam program. Ach, ta kobieca skłonność do przesady: "Nie siedź tyle przy komputerze, bo się od niego uzależnisz". Ja, uzależniony od komputera? Dobre sobie :D
 
Obłęd 2007-05-17 23:56
 Oceń wpis
   
_-¯ Dzisiaj, jak tytuł wskazuje, będzie wpis o błędach: "Łażąc tędy i owędy każdy chakier tropi błędy" - mówi stare chińskie przysłowie, i trzeba przyznać - jest trafne wyjątkowo (w przeciwieństwie np. do innego chińskiego przysłowia: "Na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje", które nietrafione jest w ogóle). Otóż, proszę Państwa, błędy są solą ziemi współczesnej inżynierii oprogramowania, żeby nie powiedzieć solą w oku. Proszę zwrócić uwagę, że nie napisałem 'informatyki', gdyż prawdziwa informatyka jest nauką ścisłą, jak matematyka, a co za tym idzie nie ma w niej miejsca na błędy. Błędy pojawiają się podczas procesu transformacji algorytmu z platońskiego wymiaru idei do świata realnego. "Każdy program zawiera zawsze jeszcze jeden błąd" - mawiają praktycy, zaś programiści-filozofowie zastanawiają się, czy jeżeli niemożliwe jest napisanie bezbłędnego programu, to czy możliwe jest stworzenie bezprogramowego błędu?

_-¯ Gdyby programy nie zawierały błędów, to chakierzy tacy jak ja zostaliby pozbawieni chleba. Błędy, z chakierskiego punktu widzenia, są zatem pożyteczne. Oczywiście - do pewnego stopnia. Gdy liczba błędów w programie przekroczy pewien próg, staje się on (program, nie próg) nieużyteczny nawet dla chakiera. W niektórych badanych przeze mnie programach natężenie błędów było tak duże, że błędy występowały nawet w błędnym kodzie, który na skutek wad w wadliwych procedurach - paradoksalnie - działał wyśmienicie. Swego czasu pracowałem przy testowaniu oprogramowania do przeprowadzania kontrolowanych mutacji genetycznych. Algorytmicznie było to cudowne cacuszko, jednak z jakością rzeczywistego kodu było gorzej. Co prawda usterka nie była duża - zwykły integer overflow - ale na skutek tego nastąpiło niezamierzone przesunięcie w tablicy przeszukiwania genotypu i z antylopy wyszedł, nomen-omen, wielbłąd. Człowiek, który pisał ów kod (nota-bene mój znajomy ze szkolnej ławy) od tamtej pory mobbingowany jest przez kolegów z pracy ustawicznymi docinkami w stylu 'Każdy może popełnić błąd, lecz nie zawsze jest z tego wielbłąd!'.

_-¯ Śmichy-chichy, czasami jednak błędy mogą dać się we znaki nawet chakierom. Jak dziś pamiętam dzień, gdy zainstalowałem w swoim pokoju strefowy zakrzywiacz przestrzeni. Działał mniej więcej w ten sposób, że do lodówki z piwem (w kuchni na parterze) miałem ze swej chakierskiej kanciapy (na stryszku) około dwóch kroków. Zasadę działania tego urządzenia doskonale opisuje teoria 'dziur robaczych' (wormhole), a gotowe zestawy zakrzywiaczy do samodzielnego montażu można tanio zakupić w tv-shopie. Mnie się jednak zachciało poprawić nieco oprogramowanie, tak by urządzenie - gdy nie jest wykorzystywane - mogło przejść w stan uśpienia i zużywać mniej energii (normalnie zakrzywiacz pobiera około siedemnastu gigawatów na każde dziesięć metrów odległości pomiędzy punktem bazowym i docelowym). Po lekkich przeróbkach kodu zabrałem się za testowanie: poszedłem po piwo. Gdy jednak wracałem, znalazłem się spowrotem w kuchni, a na panelu urządzenia wyskoczył ostrzegawczy napis 'błąd wejścia/wyjścia'. Zakląłem pod nosem i znów zacząłem grzebać w kodzie. Oczywiście, zakrzywiacz wszedł w stan uśpienia, ale nie wszystkie sterowniki potrafiły się 'wybudzić' przy przywracaniu stanu gotowości. Poprawiłem to co znalazłem, i spróbowałem ponownie. Z marnym skutkiem. Przeklinając w duchu swoje lenistwo i skąpstwo, które kazało mi zainstalować zakrzywiacz i szczypać się na te kilka złotych za prąd spędziłem w kuchni następne kilka godzin. Gdy wreszcie się udało i znalazłem się w moim pokoiku szczęka opadła mi na podłogę...
Na poddaszu było mnie siedemnaście razy! Najwyraźniej, na skutek braku komunikacji pomiędzy komponentami systemu, gdy strychowy terminal mnie wypuszczał na górze, kuchniowy (kuchenny?) nie zostawał powiadomiony o sukcesie operacji i 'wycofywał' mój 'oryginał' czyli mnie. Co ja zrobię z taką ilością chakierów? - pomyślałem ze zgrozą - przecież zaraz wyżłopią mi całe piwo...

_-¯ Postanowiłem działać szybko (jak zwykle zresztą). Wyszukałem w książce telefonicznej firmę zajmującą się przewozem osób i zamówiłem autokar. Całemu towarzystwu obiecałem zaś niesamowitą wycieczkę (musiałem się ich pozbyć zanim wróci moja żona). Gdy wszyscy siedzieli już w autobusie wyciągnąłem telefon komórkowy i wprowadziłem dobrze mi znany i wielokrotnie wykorzystywany kod... Nacisnąłem krzyżyk...
...
autobus zniknął
... Spojrzałem na wyświetlacz, na którym wciąż widniała częściowo załadowana strona Zarządu Transportu Miejskiego. Nie wczytała się do końca na skutek błędu. Na dole wciąż widniał ostatni komunikat: Bus error!

Schowałem komórkę do kieszeni i wróciłem do domu. Z tego wszystkiego zapomniałem wypić swoje piwo...
 
Microsoft kontra pingwiny 2007-05-15 23:08
 Oceń wpis
   
_-¯ Microsoft nareszcie wziął sie za darmozjadów spod znaku Open Source, którzy - jak się doliczono - ukradli i wykorzystali w "tworzonym" przez siebie oprogramowaniu około 230 opatentowanych pomysłów. Oczywiście cudzysłowu użyłem celowo - chyba bardziej wypadałoby napisać nie o tworzeniu, ale o kopiowaniu cudzych pomysłów.

_-¯ Na szczęście wiceprezes firmy, Brad Smith nie jest człowiekiem małostkowym i nie zaczął wyciągać publicznie kto, gdzie i jakie patenty narusza, nie oznacza to jednak że plagiatorzy mogą spać spokojnie. Firma zapowiedziała już podjęcie odpowiednich kroków w celu chronienia swojej własności intelektualnej. O wielkoduszności korporacji może świadczyć dodatkowo fakt, że nie zamierza ona pobierać opłat licencyjnych od 'szeregowych' użytkowników oprogramowania naruszającego ich patenty, a jedynie od korporacji, które dały się zwieść i omamić mitem taniego lub wręcz darmowego oprogramowania:
- Wytworzenie każdego programu kosztuje, i po prostu chcielibyśmy otrzymać za to należne nam pieniądze - stwierdził, pragnący zachować anonimowość, pracownik Microsoftu - Wszyscy wiemy, że np. Open Office to prawie w 100% kopia pomysłu Microsoftu. Właściwie każdy użytkownik dowolnego pakietu biurowego na świeci powinien zapłacić nam - dodał.

_-¯ Na szczęście, dzięki takim zdecydowanym posunięciom, już wkrótce rynek oprogramowania zostanie oczyszczony ze wszelkiej maści podejrzanego "wolnego oprogramowania". Niezwykle cieszy fakt, że w świecie bezwzględnej walki o wpływy i o pieniądze niektórych stać na poświęcenie części zysków (który zostanie wydany na prawników) oraz czasu swych pracowników - dla dobra nas, klientów i 'szeregowych' programistów. Dzięki takim gestom wiem, że kupując pakiet biurowy za kilka tysięcy złotych nie muszę się martwić, że naruszam patent na kliknięcie myszą, czy też na skrót klawiaturowy Ctrl+C. Tworząc nowy program mam świadomość, że gdy kupi go ode mnie któraś z wielkich firm - nie zawaha się wydać setek tysięcy dolarów by ochronić zawartą w nim moją (no, prawie moją - w końcu jak go kupi, to już nie moją) własność intelektualną. Mając tę świadomość - zasypiam spokojnie...

_-¯ PS. Ostatnio jednak mój spokojny sen został zakłócony, gdy okazało się, że pewna reklamówka wydaje się być podobna do innej reklamówki. Co prawda wcześniej nie widziałem ani jednej, ani drugiej, ale zachęcony sensacyjnym tytułem obejrzałem obydwie. I co? No, drodzy Państwo, nie zgadniecie. Jedna z reklamówek przedstawia jednobarwne, konturowe ludzkie sylwetki na jednolitym tle, a druga też! Skandal! Powiem szczerze, że nie wytrzymałem i musiałem wybiec do toalety...

_-¯ PS2. Podobno spadkobiercy Édouarda Maneta mają wystąpić z pozwem przeciwko spadkobiercom Claude'a Moneta o bezprawne wykorzystywanie impresjonistycznych technik malarskich. Szok. I żal - za tymi tysiącami nigdy nie namalowanych dzieł, które nie powstały ze względu na brak ochrony własności intelektualnej wśród twórców impresjonizmu... :(
 
Laska w stringach 2007-05-11 22:24
 Oceń wpis
   
_-¯ Wśród setek propozycji które Czytelnicy nadsyłają do mojej Galerii XXX dziś postanowiłem zamieścić zdjęcie nadesłane przez Martina Neza (serdecznie dziękuję) o wdzięcznym tytule 'Laska w stringach'. Co prawda same stringi takie sobie, ale laska - palce lizać.

laska w stringach
 
Listy od czytelników 2007-05-09 21:54
 Oceń wpis
   
_-¯ Oj, nazbierało się korespondencji, nazbierało. Chyba po raz pierwszy w historii objętość nieprzeczytanej korespondencji w mojej skrzynce pocztowej przekroczyła siedemnaście gigabajtów. Czas nadrobić zaległości.

_-¯ Aha, zanim zacznę - wszystkie Panie, które przesyłają mi swoje zdjęcia proszę o nieprzekraczanie wymiaru 1600 pikseli szerokości i wysokości zdjęcia i trzymanie się formatu JPG, jako najbardziej odpowiedniego do zapisu obrazów 'naturalnych'. Apel ten kieruję w szczególności do Pani Zuzanny, której kolekcja zdjęć formatu A3 zeskanowanych z rozdzielczością 2400 dpi i zapisanych jako nieskompresowany TIFF mocno przyczyniła się do ustanowienia obecnego rekordu. Nota bene - Pani Zuzanno, bardzo ładne akty... prawne mi Pani zeskanowała. Prosiłbym o kontakt telefoniczny, gdyż dostrzegłem u Pani wiele talentów, które z chęcią pomógłbym rozwijać.

_-¯ Dobrze, skoro 'ogłoszenia parafialne' za nami czas na listy. Pierwszy z nich dotyczy tematu kasowania plików. "Co się dzieje z dokumentami, które kasuję z dysku?" - pyta Pan Adam z Raciborza. Odpowiedź jest prosta: nic. System operacyjny przenosi taki plik do kosza, a po wydaniu polecenia 'opróżnij kosz' przenosi na wysypisko, które jednak - jako mało estetyczne - w większości systemów operacyjnych nie zostało wyeksponowane na pulpicie. Tak jak w naturze - tak w komputerze nic nie ginie. Czasami system operacyjny (szczególnie nowsze wersje) stara się takie 'odpadowe' dokumenty segregować i poddawać recyklingowi, np. dobre, mało używane klatki kasowanych filmów mogą zostać powtórnie wykorzystane w innych filmach, co dodatkowo przyspiesza ściąganie ich z internetu, gdyż nie trzeba wtedy pobierać nowych klatek, a wystarczy użyć starych. Z dokumentów tekstowych można odzyskać część słów lub nawet całe, dobre zdania itp. Niestety, i tak zwykle ponad 75% wszystkiego rodzaju zbiorów nie da się przerobić. Po sprasowaniu i skompresowaniu zostają umieszczona na wspomnianym przeze mnie wysypisku, gdzie ulegają powolnej degradacji (czasami dane ze źle odseparowanego procedurami systemowymi wysypiska przenikają do innych programów, co może być szkodliwe). Niestety, czas połowicznego rozpadu zwykłego pliku MP3 wynosi około siedmiu lat, tak więc proszę się nie dziwić że wciąż brakuje Państwu miejsca na dysku - po prostu, cały czas zapełnia się on śmieciem. Niezależne badania wykazały że jednorazowe uruchomienie systemu Windows® powoduje wygenerowanie około dziesięciu megabajtów odpadowej informacji. Jeszcze gorzej jest, gdy surfuje się po internecie - wszystkie ściągnięte strony, obrazki i animacje przecież nie są "odsyłane" spowrotem, tylko zalegają na Państwa dyskach. Część przeglądarek posiada na te dane nawet specjalny przed-śmietnik, zwany z francuska 'Cache'

_-¯ "Dostałem w jednym z e-maili adres strony internetowej, na której były zamieszczone rozbierane zdjęcia mojej żony. Kto je tam umieścił?" - pyta Pan Rafał z Zielonej Góry. Panie Rafale - proszę zapytać Pana Kazimierza spod siódemki.

_-¯ "Mój mąż dostał w jendym z e-maili adres strony internetowej, na której były zamieszczone moje rozbierane zdjęcia. Kto mu go wysłał?" - pyta Pani Marzena z Zielonej Góry. Pani Marzeno - proszę zapytać Panią Leokadię spod siódemki, małżonkę Pana Kazimierza.

_-¯ "Moja żona wysłała w jednym z e-maili adres strony internetowej, na której były zamieszone rozbierane zdjęcia mojej sąsiadki. Jak mogę sprawdzić, komu go wysłała?" - pyta Pan Kazimierz z Zielonej Góry. Panie Kazimierzu - jeżeli Pana małżonka Panu tego nie chce powiedzieć, to nie mam prawa wtrącać się w wasze prywatne sprawy. Radziłbym tylko unikać Pana Rafała spod piątki.

_-¯ "Wysłałam w jednym z e-maili adres pewnej strony internetowej mojemu sąsiadowi. Jak mogę sprawdzić, czy go otrzymał" - pyta Pani Leokadia z Zielonej Góry. Pani Leokadio - otrzymał.

_-¯ Uffff.... a teraz czas na sprawy bardziej techniczne: "Słyszałem, że niedługo na rynku mają pojawić się dyski o nieograniczonej pojemności. Czy to prawda?" - pisze czytelnik podpisujący się jako Student Informatyki z Warszawskiej Politechniki. Tak, to prawda. Pierwsze już wyprodukowano, mają wejść na rynek gdy tylko skończą się formatować.

_-¯ "Co lepiej kupić: procesor dwurdzeniowy czy jednordzeniowy o dwukrotnie większej częstotliwości zegara?" zastanawia się Rudolf z Lidzbarka. Panie Rudolfie - testy wykazały, że np. pętla nieskończona na procesorze dwurdzeniowym wykonuje się połowę tego czasu, co na dowolnie szybkim procesorze jednordzeniowym. Odpowiedź zatem jest prosta - im więcej rdzeni, tym lepiej.

_-¯ "Czy mógłby Pan podać jakieś adresy stron, na których można nauczyć się chakierowania? - to pytanie zadane przez Panią Jasminę z Brzegu. Tak, Pani Jasmino. Mógłbym.

_-¯ "Ile czasu dziennie poświęca Pan na chakierowanie" - interesuje się Q7 h4|<3R. Otóż, zwykle jest to siedemnaście do osiemnastu godzin, ale czasami - pracując na przetaktowanym sprzęcie - udaje mi się 'wycisnąć' do trzydziestu godzin na dobę.

_-¯ Na dzisiaj koniec. Kolejna porcja odpowiedzi na listy jak zwykle w terminie podanym na stronie informacyjnej bloga.
 
Kolejny ,,Terminator''? 2007-05-08 21:19
 Oceń wpis
   
_-¯ Jakiś czas temu w sieci pojawiły się plotki o pracach nad kolejną częścią ,,Terminatora''. Niedawno uzyskały potwierdzenie, gdyż ukazał się 'teaser' nowego filmu. Nowy ,,Terminator'' ma być gotowy na gwiazdkę. W roli głównej, jak zwykle, Arnold Schwarzenegger, jednak po zbyt mocnym - moim zdaniem - liftingu...

 
 Oceń wpis
   
_-¯ Przepraszam Państwa za ten częstochowski rym, ale właśnie taka refleksja mnie naszła po zlustrowaniu internetu po powrocie z majowego weekendu. Nie licząc siedemnastu tysięcy e-maili które dostałem na temat bloga (z których dziewięć tysięcy było od czytelników wyrażających zaniepokojenie brakiem nowych wpisów) w mojej skrzynce pocztowej zagościło marne siedemset kilka monitów z serwisów informacyjnych, giełdowych, chakierskich i tym podobnych. Słowem - cisza w internecie. Poczułem się jak za starych-dobrych czasów w latach siedemdziesiątych ubiegłego tysiąclecia, gdy dziennie otrzymywałem mniej niż tysiąc e-maili... Jak to mawia dzisiejsza młodzież - .... w sumie nie wiem jak mawia dzisiejsza młodzież. Nie mam się skąd dowiedzieć - a nie chcę wiedzy o młodzieży czerpać z telewizora lub komputera, bo będąc młodzieżą miałem ubaw po pachy widząc ile tysiącleci do tyłu jest młodzież prezentowana przez nie-młodzież w tych mediach...

_-¯ No, ale nie będę przynudzał. Podczas krótkiego wyjazdu nazbierało mi się coś dwadzieścia tematów wartych omówienia. O bezpieczeństwie teleinformatycznym w pociągach, na stacjach benzynowych, w portach, na przejściu granicznym w Kędzierzynie-Koźlu, na lotnisku w Drwęcku Białomorskim, wreszcie w Banku Stankowskim. Niestety podczas pakowania się zostawiłem wszystkie wyżej wymienione tematy na szafce w toalecie i tyle. Jak to mówią - skleroza nie boli. Ale bynajmniej nie jestem z tego powodu szczęśliwy...

_-¯ Na moje szczęście tuż przed wyjazdem opracowałem wielowątkowy symulator rzeczywistości, w którego po powrocie wprowadziłem pełen model matematyczny przebytych wojaży oraz własnej osoby. Za pomocą debuggera założyłem pułapkę w momencie 'zapominania' notatnika w toalecie, po czym wykonałem zrzut pamięci umożliwiający odzyskanie wysymulowanej, cennej zawartości. Na dniach podzielę się z Państwem spostrzeżeniami na temat bezpieczeństwa danych w podróży... Raport nie będzie jednak przyjemny - zresztą, chyba tylko bywalcy sex-shopów oczekują od technologii przyjemności...
 
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 |


Najnowsze komentarze
 
2007-05-28 22:25
chakier do wpisu:
Rękopis znaleziony w SPAM-o-boksie...
Tak, to duże szczęście mieć w życiu pecha ;)
 
2007-05-28 20:20
infolinka do wpisu:
Rękopis znaleziony w SPAM-o-boksie...
Witaj Chakier, Kiedyś mój znajomy i jego małżonka przyszli do moich rodziców z wizytą. Przy[...]
 
2007-05-25 11:33
Blogomotive.pl do wpisu:
Rękopis znaleziony w SPAM-o-boksie...
Doszły, acz forma przelewu oraz Twój bank nie gwarantują bezpieczeństwa transakcji. Mało tego,[...]
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl
 



Kategorie Bloga




Archiwum Bloga
 
Rok 2007