Archiwum
czyli czego się możecie ode mnie nauczyć
Omnicrypt 2007-03-08 23:50
 Oceń wpis
   
_-¯ Dziś cały dzień nudziłem się śmiertelnie, gdyż jak zwykle w drugie czwartki miesiąca musiałem dokonać rutynowej kontroli bitów parzystości, a co za tym idzie wypełnić stosy kwitów. Ponieważ kwity należały do kategorii 'niejawne', musiałem wypełniać je ubrany w ciemny prochowiec, kapelusz i ciemne okulary, a po wszystkim komisyjnie zniszczyć, by nie wyciekły przypadkiem do prasy. Pomyślałem sobie wówczas, że dobrze by było mieć bezpieczne narzędzie do utajniania. Bezpieczne i wydajne... Coś, co ukryłoby informację równie dyskretnie jak metody stonogograficzne, a jednocześnie było równie 'pojemne' co klasyczna kryptografia. I wtedy właśnie wpadłem na genialny pomysł napisania uniwersalnego utajniacza wszystkiego w czymkolwiek. Panie i Panowie, oto Omnicrypt we własnej osobie!

Windows: omnicrypt.exe
Linux: omnicrypt

_-¯ Program jest zarazem prosty, genialny i potężny. Potrafi ukryć KAŻDĄ informację w JAKIMKOLWIEK pliku. Dodatkowo, plik-nośnik nie będzie poddany ŻADNYM wykrywalnym modyfikacjom. Omnicrypt ukryje przepis na wasze ulubione ciasto w obrazie instalacyjnym Windows Vista, lub obraz instalacyjny Visty w liście, który napisaliście do cioci. Stumegabajtowy plik zostanie schowany w Waszym imieniu, lub przeciwne - Wasze imię zostanie umieszczone dyskretnie w stu megabajtach danych. Możliwości są nieograniczone...

_-¯ Program posiada trzy tryby działania: szyfrowanie, deszyfrowanie oraz 'tworzenia klucza'. Tworzenie klucza jest właściwym procesem ukrywania informacji - po podaniu nazwy pliku 'ukrywającego' oraz nazwy pliku 'ukrywanego' Omnicrypt wygeneruje klucz, który należy zachować i strzec, gdyż bez niego ukryta informacja na zawsze przepadnie. Gdy będziemy chcieli kiedyś ją wydobyć - będzie trzeba uruchomić Omnicrypta z parametrem deszyfrowania, oraz z podanymi nazwami pliku 'ukrywającego' oraz pliku-klucza. Proste, prawda?

_-¯ Dla demonstracji potencjału Omnicrypta ukryłem jego kod źródłowy w wierszu Stonoga Jana Brzechwy. Wraz z odpowiednim kluczem, z pomocą Omnicrypta można wydobyć tę informację. Dodam, że program jest prawie dwa razy dłuższy niż wiersz, i mimo to - nie stosując żadnej kompresji - Omnicrypt elegancko go ukrył, nie zostawiając na oryginalnym tekście praktycznie żadnych śladów!

Niemożliwe? ...
??? Nie znam takiego słowa.
 
Złośliwe oprogramowanie 2007-03-06 21:24
 Oceń wpis
   
_-¯ Wszyscy Państwo zapewne zetknęli się z terminem 'złośliwe oprogramowanie', a niektórzy zapewne mieli również wątpliwą przyjemność doświadczyć jego działania. Na początek może jednak uściślijmy, czym jest złośliwe oprogramowanie: otóż jest to oprogramowanie które charakteryzuje wątpliwe poczucie humoru oraz zachowania aspołeczne. Oprogramowanie tego typu często pochodzi z rozbitych archiwów, bądź z pakietów patologicznych. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć że było kompilowane kompilatorem w stanie upojenia oraz linkowane z rozwiązłymi bibliotekami (w slangu informatycznym określa się je jako 'biblioteki dzielone', gdyż może mieć je każdy). Skutek takich warunków wytworzenia jest tylko jeden: oprogramowanie, które tyle wycierpiało w procesie wczesnej asemblacji za cel życiowy postawiło sobie szkodzenie i dokuczanie innym programom oraz użytkownikowi.

_-¯ Pochylając się z troską nad smutnym losem kawałków kodu, które zapowiadały się na niezłe programy graficzne czy edytory tekstu, a skończyły w najbardziej zapuszczonych czeluściach internetu postanowiłem otworzyć przytułek dla tego typu software'u. Kod, który kradnie kody do kont bankowych po resocjalizacji może przecież uczyć dzieci matematyki. Niepostrzeżenie instalujący się zdalny serwer z warezami po odbyciu ze mną kilku sesji nie tylko przestał rozpowszechniać nielegalne oprogramowanie, ale również zaoferował się jako zapasowy serwer pocztowy. Dwa, złapane przeze mnie na gorącym uczynku keyloggery po cyklu sesji terapeutycznych zgodziły się wspomagać naukę pisania na klawiaturze w pobliskiej szkole. Za darmo! Program szyfrujący nieświadomym użytkownikom twarde dyski co prawda jeszcze nie zaprzestał swych nagannych praktyk (jest w trakcie terapii), ale po mych usilnych perswazjach przestał używać losowo generowanych kluczy na rzecz mądrych i pouczających sentencji, w stylu "Myj zęby", "Pij mleko" czy też "Pamiętaj o wyłączeniu komputera przed pójściem spać, gdyż gdy komputer pracuje w nocy to zużywa energię elektryczną, a co za tym idzie potęguje efekt cieplarniany od którego stopnieją lody na biegunach i wszyscy się potopimy". Z tej ostatniej sentencji był zresztą bardzo dumny, gdyż wymyślił ją sam po obejrzeniu programu w telewizji (pozwalam im na oglądanie audycji edukacyjnych).

_-¯ Niestety, w nie wszystkich przypadkach resocjalizacja kończy się sukcesem. Parę dni temu miałem przykry przypadek programu szyfrującego który podczas pierwszego seansu próbował zaszyfrować mi plik z credentialsami, a gdy za karę zmniejszyłem mu rozmiar pamięci wirtualnej - udając, że idzie do toalety uciekł przez otwarte okno ze zdalnym terminalem. Na odchodnym pogroził, że zachakieruje mi bloga.
Ne szczęścia, gdy nia petrzył, udeło mi się podmianić jago zastew funkcji dastrukcyjnych ne niagroźna funkcja swepująca i przastewiejąca litary, z dodetkowym opóźnianiam. Newat gdyby ów progrem wrócił i chcieł mi zeszkodzić, musiełby się wziąć z przatwerzenia neprewdę dużago fregmantu takstu, by móc choć w części wykorzysteć swój ogreniczony przaza mnia potancjeł dastrukcyjny.
Gdibi jadnek któragoś dnye zeuweżily Peństwo ża Wesza taksti negla zeczineją wiglądeć dzywnya czi taż nyazrozumyela, gdibi zeczęly znejdoweć zdenye z poprzastewyenimy znekemy - mogą bić Peństwo pawny ża jast to włeśnya robote tago nyaszczęśnyke, któri w tan sposób pregnya zemenyfastoweć swój żel do śwyete. Proszę go nya krziwdzyć, nya szczuć fyrawellam czi entiwyrusam. Nejlapyaj, gdi zwebyą go Peństwo do a-meyle, zemkną w zełącznyku y wiślą do mnya, e je posterem syę wiprowedzyć go 'ne ludzy'.
Pemyętejcya - prugrem taż człuwyak. Nya rudzy syę złi, ela zusteja oksztełtuweni przaz śruduwysku w którim żija y precoja.
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Będąc abonamentem (czy czymś takim, nigdy nie potrafiłem rozróżnić) pewnej płatnej telewizji 'prywatnej' (specjalnie to podkreślam, by odróżnić ją od pewnej bezpłatnej (ha, ha) telewizji 'publicznej', bez skojarzeń proszę) oraz dysponując ostatnimi czasy wolnym okiem oraz uchem udało mi się zapoznać z kilkoma filmami sensacyjnymi, thrillerami oraz paroma z gatunku tzw. 'kina akcji' (przemyśleniom wynikłym po obejrzeniu jednego z nich poświęciłem poprzedni wpis. Przyznaję, miła to była odskocznia od codziennej rutyny. Po seansach przyszedł jednak czas na refleksję, która niestety nie okazała się wesoła...

_-¯ Normalny film, dla normalnego człowieka (nie mówię tu o wydumanych i intelektualnie wykręconych tworach typu 'Rocky' z Sylvestrem Stallone, ale np. 'Rambo III' z tymże) posiada normalnego bohatera pozytywnego oraz normalnego bohatera negatywnego (oczywiście normalność tego drugiego jest relacją do płaszczyzny ogółu bohaterów negatywnych występujących we wszechświecie, a ich negatywizm z kolei relacją do normalności podmiotu normalizującego). Akcja normalnego filmu zawiązana jest wokół konfliktu BP z BN i relacjonuje tego konfliktu przebieg, ubarwiona mniejszą lub większą liczbą wybuchów. Na końcu filmu BN ginie z ręki BP, wszyscy się cieszą, zrelaksowany widz - identyfikujący się z BP - może z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku poświęcić się na powrót prozie życia codziennego. Gdzież więc ta niewesoła konkluzja?

_-¯ Ano - właśnie do niej zmierzam. Po obejrzeniu kolejnej pozycji z gatunku wyżej wymienionych uświadomiłem sobie, że BN są jak ropa naftowa. Na razie nie odczuwamy ich braku, ale kiedyś się skończą! Rabunkowa gospodarka BN, którą prowadzą wielkie studia filmowe już dawno powinna zwrócić uwagę organizacji ekologicznych. Inaczej BN mogą wyginąć, jak dinozaury! Weźmy np. takiego Jamesa Bonda. Jeżeli przyjmiemy, że na jeden bondowski film przypada jeden uśmiercony BN możemy sobie wyobrazić skalę zjawiska oraz zachwianie w ekosystemie wywołane samą tylko serią o Bondzie. Ponad dwudziestu BN gryzie piach, a Bond nadal ma się doskonale! Wychodząc ze starochińskiego założenia, że w naturze powinna istnieć równowaga między Jin i Jang, pierwiastkiem męskim i żeńskim, ciemnością i światłem, ruchem i statyką, ple ple ple itp. dochodzimy do tego, że również relacja pomiędzy BN a BP powinna pozostać w równowadze. Niestety, jak jest - każdy widzi.

_-¯ A do czego to doprowadzi? Mianowicie do tego, że Wasze, drodzy Czytelnicy, dzieci nie będą mogły obejrzeć sobie odświeżającego 'Delta Force'. Nie zrelaksują się przy 'Commando', nie wypoczną przy 'Street Fighterze'. Zamiast tego zostaną im do oglądania potworki w rodzaju '8½' Felliniego czy też 'Pies andaluzyjski' Buñuela. Wiem, że większość z Was zadrżała wyobrażając sobie tę wizję, ale taka może być przyszłość. Póki co jednak leży ona w Waszych rękach - chrońcie zatem i dbajcie o wszystkie znane Wam czarne charaktery.
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Dziś będzie coś z zupełnie innej beczki. Pomysł na dzisiejszy (choć właściwie dziś jest już jutro, więc powinienem napisać 'wczorajszy' wpis) naszedł mnie kiedy obejrzałem Pewien-Film-Który-Nie-Był-Taki-Zły-Na-Jaki-Wskazywałby-Jego-Tytuł. Specjalnie nie ujawniam tytułu, by nie być posądzonym o kryptoreklamę. A gdzie kryptocośtam, tam zaraz zaroi się od kryptologów, kryptografów, nekromantów lub zwyczajnych hien cmentarnych, czego najzwyczajniej w świecie staram się unikać.
Jednakowoż, dla czytelników którzy lubią intelektualne zagadki - garść szczegółów, na tyle dokładnych by naprowadzić na właściwy trop, i na tyle ogólnych bym mógł się wybronić w sądzie oskarżony o to krypto- co wyżej. Tak więc:
1. Tytuł ma liczebnik w nazwie.
2. Główny bohater prawie przez cały czas ma na sobie garnitur i śnieżnobiałą koszulę, tylko w niektórych scenach dyskretnie skropioną kroplami krwi (np. gdy właśnie załatwił dwa tuziny osiłków z ochrony 'tego złego').
3. Scena finałowej walki z 'tym złym' trwa równie długo co scena walki ze wspomnianymi tuzinami osiłków. Niestety, tamci padali po jednym celnym kopie w twarz, a 'ten zły' musi ich zebrać conajmniej kilkanaście, w międzyczasie oczywiście intensywnie się odgryzając, czym wpędza Bogu ducha winnego widza w stan przedzawałowy - gdyż, odwrotnie do poprzednich scen, bohater słania się na nogach zebrawszy jeden celny cios od 'tego złego', kiedy w scenie z osiłkami przyjął na klatę konwój białoruskich tirów i nic mu nie było... Zastanawiam się, czy to dobra wskazówka, gdyż ten schemat powielają chyba wszystkie tzw. 'filmy akcji'.
4. No i wygadałem się. To jest tzw. 'film akcji'.
5. W jednej ze scen pościgów autobus jest ścigany przez skuter. Wodny. Na autostradzie.
6 I na tym koniec, i tak się rozpisałem.
Koniec zagadek, wróćmy do tytułu. Jaki jest najniebezpieczniejszy zawód świata?

_-¯ Oczywiście - pilot samolotu pasażerskiego.

_-¯ Powiedzmy sobie szczerze - we wszystkich filmach z gatunku sensacyjnych, a w szczególności tych rozgrywających się w przestworzach - pilot jest murowanym kandydatem do zejścia. Albo łyknie trującego gazu przez przewody tlenowe, albo dostanie kulkę przed misją (a jego sobowtór - w trakcie misji), albo dostanie kulkę 'klasycznie', by uwiarygodnić żądania 'tych złych', albo dostanie kulkę 'w ostatniej chwili', gdy 'ci źli' będą próbować doprowadzić do pata, czyli: my nie żyjemy, ale wy też nie będziecie żyć. Albo dostanie kulkę 'przez przypadek'...
Z tą ostatnią ewentualnością wiąże się spostrzeżenie, że pilot samolotu pasażerskiego jest istotą niesłychanie pechową. W innych filmach, gdy główny bohater gania się z całą masą wrażych osób po ażurowej konstrukcji np. dźwigu bądź schodów przeciwpożarowych - ich kule zawsze trafią w stopień, poręcz, słupek albo inny wspornik. Pilot samolotu pasażerskiego dostanie przypadkową kulkę nawet gdyby leciał akurat nad niezaludnionymi obszarami ciemnej strony księżyca. Wydaje mi się, że nie potrzeba wielkich nakładów by dowieść tego naukowo.
Reasumując: Rodzice! Jeżeli Wasze dziecko ciągnie do latania - poślijcie je do NASA bądź np. do szkoły latania bojowego na myśliwcach. Latanie cywilne to wyrok!
 
Finka bez ubranka 2007-03-02 22:55
 Oceń wpis
   
_-¯ W mojej 'Galerii XXX' kolejne zdjęcie, szczególnie dla tych którzy lubią np. Wojowniczą Księżniczkę Xenę, czyli skóry, ostrza itp. Uchwycona na zdjęciu finka zdążyła się już pozbyć krępującego ją skórzanego wdzianka.

Finka bez ubranka
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Jeżeli kiedykolwiek Państwo czuli że współczesne urządzenia zaprojektowane są jedynie po to, by uprzykrzyć życie, a kiedyś było lepiej - oto dowód na to, że zawsze było jednakowo źle...

 
Algorytmy geriatryczne 2007-02-27 23:50
 Oceń wpis
   
_-¯ Algorytmy geriatryczne są obecnie bardzo modnym i szybko rozwijającym się obszarem zagadnień Ambiwalentnej Indolencji. Jak łatwo się domyślić, mają wiele wspólnego z algorytmami genetycznymi. Te ostatnie jednak, jak nietrudno się domyślić, są inspirowane teorią Darwina, która jak wszyscy wiemy jest błędna (osobiście powiedził to Smok Wawelski pewnemu europosłowi). Algorytmy geriatryczne są pozbawione tej wady. Ba! W łatwy sposób dają się łączyć z algorytmami kreacjonistycznymi, co w przypadku algorytmów genetycznych w najlepszym wypadku kończyło się zawieszeniem procesora, a w najgorszym - całej rady wydziału.

_-¯ Dociekliwy czytelnik z pewnością zada w tym miejscu pytanie - a w czymże lepsze są algorytmy geriatryczne od algorytmów pediatrycznych czy też neonatologicznych? Przecież te ostatnie posiadają świeżość i potencjał. Chciałoby się powtórzyć za Janem Zamoyskim: ,,Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich algorytmów pediatrycznych kodowanie''. Oczywiście, jest to prawda, ale też nie do końca. Podejście pediatrystyczne w projektowaniu algorytmów narzuca z góry ścisłe kontrolowanie zasobów oraz nadzór procesu-rodzica nad procesami potomnymi, który pochłania znaczną część mocy obliczeniowej. Nadto procesy-potomstwo, jak to dzieci mają w zwyczaju, zajmują się w większości psotami, zamiast powierzonym i zaprogramowanym zadaniem. Już to semafor skądś ukradną, już to sekcję krytyczną schowają na stercie lub za stosem, już to zaczną mazać kredą po pamięci dzielonej "Kernel jes gópi" lub "cpu + mem = WM". Tak więc cały błysk i inwencja tego niespożytego, zdawałoby się, intelektu miast ukierunkowania na rozwiązanie problemu rozprasza się, nomen omen, po 'kościach' (RAM). Neonatologistyka zaś jest dopiero w powijakach i opracowane tak algorytmy mają problemy zarówno z przyjmowaniem danych, jak i komunikowaniem wyników.
A algorytmy maturalne? - spyta ten sam dociekliwy czytelnik. Tutaj, przyznam, jest już lepiej. Tego typu podejście gwarantuje już pewne skondensowanie cykli procesora na przedstawionym problemie, i w pewnej części przypadków prowadzi do całkiem niezłych wyników. Cóż z tego, kiedy problemy 'brykalnictwa' okresu dziecięcego zostają zamienione na inne, kto wie czy nie poważniejsze. Mój znajomy mawiał: ,,Małe dzieci, mały kłopot. Duże dzieci...'' i zawieszał głos. Ta sama maksyma ma zastosowanie do algorytmów maturalnych. O ile w wypadku pediatrystyki wystarczył w miarę dobrze skonstruowany klapsator (ostatnio na rynku dostępny jest gotowy pakiet oprogramowania o nazwie 'Super Niania'), o tyle w maturalistyce rozwiązania te nie działają. Procesy maturalne (maturujące) zyskują w systemie własną przestrzeń adresową, i proces-rodzic może im tam gdzie Pan może Pana Majstra... Dodatkowymi zagrożeniami jest wysoka podatność na degenerujące czynniki zewnętrzne (dyskomania, ramoholizm), kontestowanie ustalonych reguł (np. proces może zacząć odejmować w miejscach, w których powinien dodawać), czy też nadmierne zainteresowanie procesami o odmiennych znakach, co w wielu przypadkach kończy się niechcianym forkiem.

Algorytmy geriatryczne pozbawione są wszystkich, wymienionych wyżej bolączek. Co prawda bywają nieco stetryczałe, jednak wystarczy przekierować ich stderr do /dev/null, by na wyjściu otrzymać czystą, żywą informację. Nie zużywają wielu zasobów, łatwo je dopilnować, są metodyczne, skrupulatne oraz posiadają zakodowany znaczny bagaż doświadczeń. Wprowadzony stosunkowo niedawno tzw. 'współczynnik Alzheimera' pozwala na selektywną modyfikację wybranych partii algorytmu 'w biegu' bez naruszania całości - po prostu odpowiednie współczynniki są 'zapominane' i podmieniane na nowe. Procesy stworzone przy użyciu algorytmów geriatrycznych nie forkują bez opamiętania, nie nadużywają przestrzeni dyskowej oraz RAMu, dbają o siebie oraz o inne procesy z grupy. Z doskonałym skutkiem można ich użyć zarówno do bezpośredniego rozwiązywania problemów, jak i do nadzoru. Proces maturalny zawsze będzie zachowywał się trochę bardziej przewidywalnie w obecności ojca, a proces pediatryczny - w obecności dziadka. Szczególnie gdy ten w nagrodę za dobrze wykonane zadanie zabierze go do cyrku, czyli np. prześledzą system DRM w Windows Vista...
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Dzisiaj chciałbym się zająć sprawą na którą uwagę zwrócił mi kolega z pracy. Mianowicie, że w większości miast i miejscowości przez które przechodzi linia kolejowa jest ulica Dworcowa.
- Ale kto to był ten Dworcow? - zapytał.

_-¯ Pytanie to dało mi do myślenia, no bo rzeczywiści: nie wiemy nic o człowieku, którego nazwiskiem nazwane są ulice w co drugim mieście... Rozmyślałem nad tym czas jakiś, próbując skojarzyć fakty. Jaki ma związek ulica Dworcowa z obecnością linii kolejowej? I nagle, jakby ktoś mnie walnął siekierą - linia Kolejowa! Drugie, rosyjsko brzmiące nazwisko, oba związane z kolejnictwem! Zacząłem rozglądać się po 'kolejowym' otoczeniu, a tam: zajezdnia Parowozowa, rampa Towarowa, zwrotnica Semaforowa, lokomotywa Spalinowa, kasa Biletowa, przechowalnia Bagażowa... Może i James Watt wynalazkiem maszyny parowej rozpoczął historię kolei, ale jej dalszy ciąg napisali Rosjanie.

_-¯ Zaciekawiony tym niecodziennym odkryciem postanowiłem przyjrzeć się innym dziedzinom życia, a ponieważ akurat byłem głodny zacząłem od kuchni. Porwałem z półki pierwszą z brzegu książkę kucharską, a tam: zrazy po nelsońsku (czyli Anglicy), napoleonki (czyli Francuzi), placek po węgiersku (wiadomo), barszcz ukraiński (oho, zaczyna się robić ciepło)... no i zaczęło się. Pieczeń Wołowa, zupa Ogórkowa, Pomidorowa, Grzybowa, polewa Czekoladowa, Morelowa, Cytrynowa, woda Sodowa (!), zapiekanka Ryżowa czy ruskie pierogi...

_-¯ Mając przykłady takiej omnipotencji w badanych dziedzinach techniki i sztuki zwróciłem się ku mojemu hobby, czyli komputerom. Również tu nie musiałem długo szukać (i wcale nie chodzi mi o antywirusowe oprogramowanie firmy Kaspersky Lab). Zastanówcie się Szanowni Państwo, gdzie w tej chwili spoczywa wasza prawa (bądź lewa) dłoń (niskich lotów żart do męskiej części czytelników: nie chodzi mi o udo waszej zgrabnej koleżanki, której wyjaśniacie w tym momencie aspekty chakierowania exploitów portsnifferem, hehe). Tak więc, gdzie spoczywa dłoń? Tak! To mysz Komputerowa!
Aleksander Aleksiejewicz Komputerow to chyba najbardziej rozpowszechnione nazwisko we współczesnej informatyce, np. oprócz myszki w waszym otoczeniu znajduje się zapewne również obudowa Komputerowa. A w jaki sposób czytają Państwo ten blog? Oczywiście przez internet. A czym jest internet? Przecież to nic innego jak... sieć Komputerowa! Niech sobie Amerykanie plotą bajdy o tym jak to internet w powijakach rodził się jako projekt agencji DARPA. Prawda jest zgoła inna - internet wymyślili Rosjanie.
Pomimo rozgłosu i poważania jakie zyskał Aleksander Aleksiejewicz w informatycznym światku nie uniknął kilku brutalnych ataków na swoją osobę oraz myśl techniczną. Przykładem niech będzie słynny proces, który wytoczył Komputerowowi Oleg Kulkow w kwestii wynalazku myszki. Kulkow twierdził, że to on wynalazł to urządzenie, które nazwał mysz Kulkowa. Uzurpator poniósł jednak sromotną klęską, gdy Komputerow na jednej z rozpraw zademonstrował mysz optyczną. Jak mogli naocznie przekonać się wszyscy świadkowie, była to mysz Komputerowa, ale nie Kulkowa. Kulkow poniósł porażkę...

_-¯ Proszę Państwa - rozejrzyjmy się dookoła. Przed Wami być może spoczywa klawiatura Bezprzewodowa (Roman Bezprzewodow), a w Waszym komputerze znajduje się karta Sieciowa (Konstanty Sieciow). Komponenty współczesnego komputera spaja szyna Systemowa (Wladimir Systemow), w czytnikach znajduje się płyta Kompaktowa (Michaił Kompaktow), na dyskach zapewne jest partycja Startowa (Lew Startow)... czyż trzeba wymieniać dalej?

I tylko nie wiedzieć czemu wynalazek elektronicznej karty płatniczej, dokonany przez Walentynę Wsiewołodowną nazywa się karta Chipowa.
 
 Oceń wpis
   
_-¯ Po nieudanej próbie odwiedzenia Billa od spożytkowania 'talentu' swego bratanka do uświetnienia premiery Visty przyszedł czas na omówienie kwestii doboru ubioru.
- Co założysz? - spytałem.
- Mam obstalowany taki fajny gajer...
- Hę? Co to znaczy 'obstalowany gajer'? Chłopie, żyjemy w społeczeństwie doby internetu! Zwroty które są 'trendy' w styczniu już w lutym będą uznane za wieśniackie, a Ty mi tu z 'obstalowanym gajerem'? Mam nadzieję że nie znasz więcej tego typu przedwojennych powiedzonek, bo dzieciaki które by oglądały premierę przez internet umarłyby ze śmiechu, i tyle byś je widział jako klientów. Dobra, tylko go nie upaprz majonezem jak ostatnio...

_-¯ No tak. Mogłem tego nie mówić, ale powiedziałem i zapeszyłem. Trzy minuty przed wyjściem Bill zażyczył sobie hot-doga (publiczne występy zawsze wywołują u mnie uczucie głodu - tłumaczył sie), no i oczywiście zaświnił sobie garnitur musztardą. Na szczęście moja chakierska przezorność kazała mi zabrać ze sobą nie tylko komplet zapasowych skarpet, ale również zestaw sweterków typu 'unisex'. Nim zapowiedź spikera przebrzmiała główna gwiazda wieczoru była przebrana. Dla niepoznaki w prawie-że-identyczne sweterki przebraliśmy też inne osoby które miały się pokazywać publicznie. Mike Sievert trochę protestował (moja żona spędziła pięć godzin u krawca by zamówić dla mnie garnitur, a ja mam się teraz pokazywać w jakimś powyciąganym wycieruchu? - oponował), ale w końcu udało się go spacyfikować obietnicą sześciocyfrowej premii. Przyznam się nieskromnie że z tą premią to był mój pomysł. Na szczęście Mike naiwnie przyjął że premia będzie miała sześć cyfr dziesiętnych, tymczasem na jego rachunek zostały przelane $32 (binarne $100000). Swoją drogą dobrze, że jeszcze tej furtki nie odkryli prawnicy...
Zachowanie Mike'a trochę Billa wkurzyło. Na osobności szepnął mi bym trochę utarł mu nosa, tak więc przy prezentacji gry Uno pozwoliłem sobie zamrozić jego połączenie na kilka chwil, tak by poczuł jak zaczyna robić mu się ciepło... Na szczęście Bill nie jest mściwy ani pamiętliwy... Mike zostanie zwolniony dyscyplinarnie najwcześniej na początku maja... Ale tak to jest, gdy nie słucha się swojego szefa.

 
 Oceń wpis
   
_-¯ Robaktyka jest stosunkowo nową dziedziną wiedzy, odłamem robotyki, którą zapoczątkowałem parędziesiąt lat temu, jeszcze w okresie mego pacholęctwa. Aktualnie większość młodych ludzi studiujących robotykę, budujących układy mikroprocesorowe oraz uczestniczący w projektach AI (Ambiwalentnie Indolentnych) zajmuje się również robaktyką, jako najbardziej zaawansowaną gałęzią na styku mechaniki, sensoryki oraz automatyki. Z obszaru zainteresowań robaktyki komitet robaktystyczny wyłączył ostatnio kognitywistykę, gdyż jako nauka o poznaniu odznaczyła się zbytnią centroterytorialnością (wniosek o usunięcie jej z dziedziny robaktyki przeszedł m.in. głosami delegacji zwolenników nauki o Wrocławiu).

Tutaj nie mogę się powstrzymać od małej dygresji: otóż we wczesnym dzieciństwie korespondowałem intensywnie z Alanem Turingiem, nota-bene to właśnie ja podsunąłem mu pomysł na tzw. maszynę Turinga, gdyż w jednym z listów przechwalałem się że jestem w stanie, siedząc w toalecie, wymyślić, opracować i zapisać każdy algorytm, pod warunkiem dostarczenia mi odpowiedniej ilości papieru toaletowego do robienia notatek. Alan, niestety, ideę sobie zawłaszczył, o co do dziś dnia mam do niego żal... Ale wróćmy do robaktyki...

_-¯ Jak wspomniałem na wstępie jest to odłam robotyki, znamienny tym że twory robaktyczne są podobne ziemskim stawonogom. Robaktycy żartują sobie, że nazwa pochodzi od charakterystycznego 'cykania' stawów przy poruszaniu się mechanizmu (robak 'tyka'), ale jak wiadomo każda subkultura wytwarza specyficzny sobie slang (innego typu 'urban legend' wspomina o tym, że skonstruowane zgodnie z robaktycznymi wytycznymi automaty przypominają długie kije (tyki), stąd też robak-tyka). Parę lat temu robaktycy starali się zaimplementować w algorytmach robaktycznych organizmów naturalnie skopiowane schematy nieporadnościowe, mając nadzieję na pobudzenie ukrytych mechanizmów ewolucyjnych. Niestety, wspomniane próby najczęściej kończyły się wyewoluowaniem mnogopotomnościowego ślamazaryzmu (czyli nawyścigowego tworzenia nieporadnego mechanicznego potomstwa), lub próbami wytworzenia długoterminowego przetrwalnictwa (w stylu: oby do wiosny, może jutro będzie lepiej). Podsumowując - naturalna indolencyjność robaktyki była ślepą uliczką, nie prowadzącą do żadnych konstruktywnych wniosków...

Zainteresowanych tą tematyką zapraszam do śledzenia kolejnych wpisów w blogu. Będzie m.in. o tym jak stworzyć organizm robaktyczny, jak go karmić, uczyć oraz doprowadzić do adolescencji.
 
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 |


Najnowsze komentarze
 
2007-05-28 22:25
chakier do wpisu:
Rękopis znaleziony w SPAM-o-boksie...
Tak, to duże szczęście mieć w życiu pecha ;)
 
2007-05-28 20:20
infolinka do wpisu:
Rękopis znaleziony w SPAM-o-boksie...
Witaj Chakier, Kiedyś mój znajomy i jego małżonka przyszli do moich rodziców z wizytą. Przy[...]
 
2007-05-25 11:33
Blogomotive.pl do wpisu:
Rękopis znaleziony w SPAM-o-boksie...
Doszły, acz forma przelewu oraz Twój bank nie gwarantują bezpieczeństwa transakcji. Mało tego,[...]
 



 
Chakier, Charyzjusz. Q2hhcnl6anVzeiBDaGFraWVyCg== chakier[at]vp.pl
 



Kategorie Bloga




Archiwum Bloga
 
Rok 2007